Moje aktywności Outdoor

Tutaj znajdziesz opisy moich aktywności rowerowych na świeżym powietrzu, albo raczej na tzw. „świeżym powietrzu”, bo większość moich tras rowerowych leży nieopodal miejsca, o którym doskonale mówią słowa piosenki: „I odmiennym jakby rytmem u nas ludziom bije serce, choć dla serca nieszczególne tu powietrze (…)”.

Ostatnia próba

Poniedziałek, 28 marca 2022 • Komentarze: 0

Aktywność
4 4 1632
Data
28 marca 2022
Pon. 12:33 14:26
Rower
Ridley Helium SLX
4 4 187
Kalorie
773kcal
Czas
1:45:16
2
1128
0:16 0:17 0:00
Dystans
44.02km
2
1100
6.66 6.92
Prędkość
25.09km/h
2
851
23.8 23.9 40.9
Kadencja
82rpm
130
Tętno
141bpm
161
Moc
157W
1
617
123 136 646
TSS
124
2
313
Przewyższenia
205m
1
1088
       241
Nachylenie
+ 3.1% - 3.0%
+ 5.8 - 5.6
Temperatura
21.5°C
19.0 23.0

Spróbowałem jeszcze raz, ale znów nie poczułem tej swobody, wolności, radości i odprężenia, co kiedyś. Mimo to, nie sądziłem, że ta przejażdżka okaże się ostatnią przed bardzo długą przerwą, która potrwa aż do listopada 2024. 



Kolejny raz

Czwartek, 24 marca 2022 • Komentarze: 0

Aktywność
3 3 1631
Data
24 marca 2022
Czw. 14:39 16:17
Rower
Ridley Helium SLX
3 3 186
Kalorie
612kcal
Czas
1:28:19
3
1223
0:16 0:13 0:00
Dystans
36.67km
3
1236
5.91 6.13
Prędkość
24.91km/h
4
886
22.1 27.2 49.7
Kadencja
84rpm
129
Tętno
137bpm
155
Moc
140W
4
677
116 121 739
TSS
85
3
373
Przewyższenia
175m
3
1185
       258
Nachylenie
+ 3.0% - 2.9%
+ 6.2 - 7.4
Temperatura
16.9°C
15.0 19.0

Wyjątkowo krótka jazda. Wyjątkowo wolna. Wyjątkowo męcząca. Kryzys trwa i jego końca nie widać.



W poszukiwaniu przełomu

Środa, 23 marca 2022 • Komentarze: 0

Aktywność
2 2 1630
Data
23 marca 2022
Śr. 15:25 17:43
Rower
Ridley Helium SLX
2 2 185
Kalorie
892kcal
Czas
2:06:59
1
862
0:16 0:16 0:00
Dystans
52.92km
1
879
6.65 6.24
Prędkość
25.01km/h
3
869
24.7 22.9 41.3
Kadencja
84rpm
128
Tętno
147bpm
169
Moc
142W
3
672
117 139 731
TSS
130
1
307
Przewyższenia
194m
2
1119
       243
Nachylenie
+ 2.9% - 3.1%
+ 6.2 - 5.5
Temperatura
19.9°C
16.0 22.0

Kolejna aktywność, w trakcie której szukałem choćby cienia dawnego siebie. Bezskutecznie...



Po przerwie

Wtorek, 22 marca 2022 • Komentarze: 0

Aktywność
1 1 1629
Data
22 marca 2022
Wt. 14:33 16:00
Rower
Ridley Helium SLX
1 1 184
Kalorie
586kcal
Czas
1:19:13
4
1263
0:10 0:10 0:00
Dystans
34.53km
4
1283
4.44 4.27
Prędkość
26.15km/h
1
661
24.3 25.5 41.4
Kadencja
85rpm
124
Tętno
147bpm
161
Moc
153W
2
640
123 120 661
TSS
60
4
563
Przewyższenia
134m
4
1262
       243
Nachylenie
+ 3.0% - 3.2%
+ 6.3 - 5.4
Temperatura
19.6°C
18.0 22.0

Po bardzo długiej przerwie ponownie wsiadłem na rower. Jednak ponad pół roku przerwy zrobiło swoje. 



Ostatni raz w 2021

Sobota, 17 lipca 2021 • Komentarze: 0

Aktywność
7 115 1628
Data
17 lipca 2021
Sob. 9:43 12:21
Rower
Ridley Helium SLX
7 28 183
Kalorie
1331kcal
Czas
2:30:56
17
587
0:28 0:23 0:00
Dystans
72.25km
16
475
11.78 11.35
Prędkość
28.72km/h
15
285
24.7 29.4 47.3
Kadencja
88rpm
126
Tętno
136bpm
160
Moc
190W
42
251
147 160 668
TSS
169
16
245
Przewyższenia
382m
17
626
       266
Nachylenie
+ 3.2% - 3.4%
+ 9.2 - 8.6
Temperatura
27.4°C
26.0 30.0

To moja ostatnia eskapada w 2021 roku. Kryzys przyszedł jakby znienacka. Jeszcze całkiem niedawno zaliczyłem podjazd w Gliczarowie i byłem pełen entuzjazmu i dalszych planów. Tymczasem każda następna wyprawa nie dawała mi już tej radości, co wcześniej. Mój czas zaczęły wypełniać inne pasje. Mimo to, nie sądziłem, że 17 lipca pojadę po raz ostatni w tym roku. Opis ten, podobnie jak dwa poprzednie, tworzę ponad 3 lata później, więc mogę spojrzeć na to z dużej perspektywy.



Bez zapału

Wtorek, 13 lipca 2021 • Komentarze: 0

Aktywność
6 114 1627
Data
13 lipca 2021
Wt. 16:30 18:32
Rower
Ridley Helium SLX
6 27 182
Kalorie
932kcal
Czas
1:58:29
23
975
0:27 0:20 0:00
Dystans
52.73km
24
882
10.87 9.78
Prędkość
26.70km/h
23
582
23.6 29.0 59.0
Kadencja
85rpm
111
Tętno
137bpm
154
Moc
166W
95
547
131 139 681
TSS
102
26
339
Przewyższenia
347m
20
709
       328
Nachylenie
+ 3.2% - 3.6%
+ 7.2 - 8.6
Temperatura
30.6°C
29.0 33.0

To kolejna aktywność, o której nic już nie mogę napisać, bo minęły ponad 3 lata.



Beznamiętnie

Sobota, 10 lipca 2021 • Komentarze: 0

Aktywność
5 113 1626
Data
10 lipca 2021
Sob. 17:24 20:12
Rower
Ridley Helium SLX
5 26 181
Kalorie
1392kcal
Czas
2:39:08
14
514
0:47 0:34 0:00
Dystans
76.83km
14
423
19.66 18.59
Prędkość
28.97km/h
14
250
24.8 32.8 56.1
Kadencja
89rpm
118
Tętno
129bpm
155
Moc
195W
29
168
146 163 642
TSS
185
14
218
Przewyższenia
641m
9
269
       295
Nachylenie
+ 3.3% - 3.5%
+ 8.9 - 12.8
Temperatura
24.0°C
22.0 26.0

Prawdę mówiąc, nic nie pamiętam z tej aktywności, ponieważ tworzę ten opis ponad 3 lata później. Z mapy wynika, że pojechałem do Bochni i z powrotem. Była to jedna z ostatnich aktywności przed "kryzysem", który mnie dopadł.



Wieczorową porą

Środa, 7 lipca 2021 • Komentarze: 0

Aktywność
4 112 1625
Data
7 lipca 2021
Śr. 17:46 20:35
Rower
Ridley Helium SLX
4 25 180
Kalorie
1363kcal
Czas
2:46:50
13
470
0:19 0:15 0:00
Dystans
81.52km
12
388
8.91 7.69
Prędkość
29.32km/h
10
188
27.3 29.1 46.7
Kadencja
89rpm
115
Tętno
133bpm
149
Moc
153W
109
640
136 146 666
TSS
122
25
314
Przewyższenia
258m
25
938
       244
Nachylenie
+ 2.9% - 3.5%
+ 5.7 - 6.0
Temperatura
28.8°C
25.0 34.0

Upały wróciły, więc jedyną słuszną opcją była wieczorna przejażdżka. Wyjechałem po siedemnastej, ale temperatura i tak przekraczała 30°C. W tej sytuacji postanowiłem, że zrezygnuję z ambitnych planów i skieruję się do Puszczy Niepołomickiej, przypuszczając, że pomiędzy drzewami będzie zdecydowanie chłodniej. I faktycznie tak było. Temperatura w puszczy wynosiła około 25°C i od razu jechało mi się zdecydowanie lepiej – po prostu było czym oddychać. Gdy wróciłem na normalne asfalty, słońce powoli zbliżało się do linii horyzontu i chociaż nadal było bardzo ciepło, to jednak dało się w miarę normalnie jechać. Dzięki temu zaliczyłem całkiem fajny dystansik i jestem coraz bliżej pokonania granicy 100.000 kilometrów przejechanych od czasu, gdy zacząłem prowadzić ten blog.



Pętla odprężająca

Poniedziałek, 5 lipca 2021 • Komentarze: 0

Aktywność
3 111 1624
Data
5 lipca 2021
Pon. 14:46 17:38
Rower
Ridley Helium SLX
3 24 179
Kalorie
1394kcal
Czas
2:47:11
12
466
0:36 0:32 0:00
Dystans
78.35km
13
414
15.75 15.59
Prędkość
28.12km/h
18
378
26.1 28.9 54.0
Kadencja
87rpm
125
Tętno
131bpm
157
Moc
177W
80
436
139 144 796
TSS
165
19
255
Przewyższenia
428m
14
526
       257
Nachylenie
+ 2.7% - 2.8%
+ 7.9 - 7.6
Temperatura
29.5°C
27.0 33.0

Pracy dużo. Innych obowiązków także. Czas złapać trochę oddechu, a najlepszym na to sposobem jest przejażdżka. No to pojechałem w ten upalny dzień. Trasa była tak bardzo rutynowa, że nawet nie chce mi się jej opisywać.



Gliczarów i okolice

Sobota, 3 lipca 2021 • Komentarze: 0

Aktywność
2 110 1623
Data
3 lipca 2021
Sob. 9:54 13:13
Rower
Ridley Helium SLX
2 23 178
Kalorie
1216kcal
Czas
2:25:52
18
623
1:16 0:33 0:00
Dystans
48.45km
27
1021
18.02 18.10
Prędkość
19.93km/h
28
1275
14.1 32.8 69.3
Kadencja
72rpm
122
Tętno
134bpm
168
Moc
209W
6
55
139 202 820
TSS
194
11
204
Przewyższenia
1103m
3
58
       1114
Nachylenie
+ 6.1% - 6.1%
+ 18.3 - 17.1
Temperatura
18.0°C
13.0 27.0

No i wszystko jasne. Wyzwaniem, o którym pisałem poprzednio jest słynna „Ściana Bukovina”, czyli jeden z kultowych podjazdów Tour de Pologne. Moje dotychczasowe doświadczenia z trudnymi podjazdami nie były jakieś spektakularne. W mojej pamięci zachował się Sołtysi Dział, gdzie na relatywnie krótkim odcinku nachylenie sięga 16%, Działek o maksymalnym nachyleniu 19% czy też Bogdanówka, gdzie zmagałem się z nachyleniem 16%. Na każdym z tych podjazdów „cierpiałem”, bo przecież nie jestem już młodym, silnym i dobrze wytrenowanym młodzieńcem, lecz mężczyzną w tzw. sile wieku, przy czym, tej „siły” niestety coraz bardziej ubywa. Pomimo tego od dawna marzyłem o zmierzeniu się z jednym z najbardziej znanych podjazdów w Polsce. „Ściana Bukovina” nie jest ani najdłuższa, ani najtrudniejsza, ani najbardziej stroma, ale niewątpliwie robi wrażenie, zwłaszcza na amatorze kolarstwa. Jeśli nie spróbuję teraz, to kiedy?

Na Podhale pojechaliśmy razem z moim znajomym oraz naszymi żonami i żeby było weselej, zatrzymaliśmy się na weekend w… Gliczarowie Górnym, w domu, z którego doskonale widać było cel naszej wyprawy. Nawiasem mówiąc, do naszego lokum prowadził całkiem zacny podjazd i oczywistą oczywistością było, że gdy już będziemy wracać z eskapady, to będziemy musieli zmierzyć się i z tym wyzwaniem. Ale to miało się stać dopiero jutro. Póki co, siedzieliśmy na balkonie, snując rowerowe opowieści i z niepokojem obserwując z oddali śmiałków, którzy wieczorową porą mierzyli się ze „Ścianą Bukovina”. Muszę przyznać, że tempo w jakim się poruszali nie napawało optymizmem. Na dodatek sobota miała przynieść obfite opady deszczu i cały nasz misterny plan stał pod znakiem zapytania.

Nie spałem najlepiej. Śniły mi się ekstremalne podjazdy, na których zsiadałem z roweru. Koszmar!

Sobota przywitała nas chłodem i… brakiem deszczu, chociaż ciemne zwaliste chmury nie wróżyły nic dobrego. Ulewa mogła się zacząć w każdej chwili. Co się robi w takiej sytuacji? Czeka się w domu na rozwój sytuacji? Nic z tych rzeczy. W takim momencie czym prędzej wyrusza się na trasę, aby nawet wtedy, gdy będzie lało, nie było już odwrotu. Tak też zrobiliśmy. Było zimno. Na szczęście w ostatniej chwili zapakowałem sobie termiczną koszulkę, więc wyziębienie mi nie groziło. Zaplanowana trasa była relatywnie krótka, ale trzeba wziąć pod uwagę, że to góry, no i przecież miało lać. Dystans miał więc drugorzędne znaczenie.

Ruszyliśmy. Pierwszy etap to zjazd do Białego Dunajca. Trzy i pół kilometra mknięcia w dół po stromej i krętej drodze. Notowałem w głowie każdy szczegół, bo przecież koniec końców mieliśmy tą samą drogą wracać do domu, tyle, że pod górę. W Białym Dunajcu zaliczyliśmy krótki płaski odcinek, przejechaliśmy przez most nad – jakże by inaczej – Białym Dunajcu i zaczęło się. Kolejne pięć kilometrów miało być walką, walką nie tylko z przeciwnościami topografii, ale głównie z samym sobą. Przez pierwsze mniej więcej 3,5 kilometra było całkiem spoko. Owszem, cały czas pod górę, ale nachylenie powodowało ledwie lekkie przyspieszenie oddechu. Niestety potem zacząłem „umierać” po raz pierwszy. Pół kilometra o średnim nachyleniu około 16%. To była masakra. To był ten moment, w którym zadawałem sobie pytanie: „po co w ogóle to robię”? Byłem pewien, że nie dam rady, że zejdę z roweru i resztę podjazdu pokonam „z buta”, ale ambicja nie pozwalała podpisać aktu kapitulacji. Tym bardziej, że mój towarzysz zdawał się zdecydowanie lepiej walczyć z podjazdem. Potem okazało się, że miał dokładnie takie same myśli, ale skoro ja jechałem, to on nie mógł się poddać. Wróćmy jednak do mnie. Starałem się nie patrzeć przed siebie, bo ilekroć skierowałem wzroku ku najbliższemu zakrętowi, to ten wcale się nie przybliżał. Skupiłem się na oddechu i patrzeniu tuż przed przednie koło. Każdy metr asfaltu wyrwany naturze przybliżał mnie do końca. Problem w tym, że nie wiedziałem, czy ten koniec nie nastąpi już za moment, bo jechałem na granicy swoich możliwości. Najgorsze było ostatnie 100 metrów, gdzie średnie nachylenie przekroczyło 20%. Tam „umierałem” po raz drugi. Zacząłem się nawet modlić, prosząc Boga, żeby przysłał anioły, które mi pomogą. I co? I przysłał! Nasze dziewczyny wpadły na genialny w swej prostocie pomysł, aby dojechać samochodem i nas dopingować. Podziałało. Ledwie żywy dotarłem… nie, nie do końca podjazdu, ale do fragmentu, gdzie było nieco lżej. „Nieco” oznacza jakieś 350 metrów o średnim nachyleniu 7%. Normalnie żaden wyczyn, ale byłem już tak wykończony, że odczuwalne nachylenie było przynajmniej dwukrotnie większe. Mimo to z każdą chwilą wracałem do żywych. Jeszcze tylko 200 metrów i koniec podjazdu. Wypłaszczenie. Można odpocząć.

Moje kolarskie marzenie zostało zrealizowane, chociaż naprawdę niewiele brakowało, żebym zrezygnował, poddał się, przeniósł je do świata niezrealizowanych marzeń.

To jednak nie był koniec tego dnia. Skoro przeżyliśmy Gliczarów, to kujmy to żelazo w nogach, póki gorące. Ponownie zjechaliśmy do Białego Dunajca i skręciliśmy w stronę wsi Bustryk, leżącej nieopodal Zębu, A Ząb jest jedną z najwyżej położonych wsi w Polsce. Chyba nie muszę tłumaczyć, co to oznacza? Biały Dunajec na dole, Bustryk na górze, więc pomiędzy nimi musi być podjazd. Był. Długość jakieś 1200 metrów, czyli dość krótki. Średnie nachylenie to prawie 12%, co już może robić wrażenie, ale dodam jeszcze, że na ostatnich 250 metrach to nachylenie wzrasta do 19%. I znów „umierałem”. Po raz trzeci. Miałem wrażenie, że stoję w miejscu, że szczyt podjazdu w ogóle się nie przybliża. I znów skupiłem się na oddechu, starając nie patrzeć się zbyt daleko przed siebie, ale obserwować wolno przesuwający się asfalt. Wykończony dotarłem na szczyt.

Przejechaliśmy przez Ząb i wpadliśmy na pomysł, aby podskoczyć na Gubałówkę. Tak tylko dla przyzwoitości, aby „odhaczyć” najwyższy punkt na trasie. Tam zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie i czym prędzej wyruszyliśmy w drogę powrotną. Dlaczego „czym prędzej”? Bo na Gubałówce był taki tłum ludzi, jakiego nigdy nie widziała ulica Floriańska w Krakowie, nawet wtedy, gdy odwiedzały ją miliony turystów w przedpandemicznych czasach.

Zjazdy, zjazdy, zjazdy. Fajnie, a przede wszystkim szybko wracało się do Białego Dunajca. Przed nami był ostatni, można powiedzieć, że finałowy podjazd, do miejsca, w którym się zatrzymaliśmy na weekend. Trochę się go obawiałem, bo to jednak ponad 2 kilometry o średnim nachyleniu prawie 10%, a już na początku jest mała niespodzianka w postaci 20%. Okazało się jednak, że w porównaniu z poprzednimi „wyzwaniami”, ostatnia wspinaczka nie była niczym szczególnym, a nawet pozwoliliśmy sobie na mały sprint na zakończenie tego dnia. Przynajmniej na sprincie okazałem się szybszy…

Zrealizowałem z nawiązką jedno z moich kolarskich marzeń. Teraz trzeba pomyśleć nad realizacją kolejnych. Jest tego trochę.

Aha… Podczas całej jazdy nie spadła ani jedna kropla deszczu.

Podjazd widoczny z balkonu domu, w którym nocowaliśmy. Zdjęcie dość dobrze oddaje skalę wyzwania.
Podjazd widoczny z balkonu domu, w którym nocowaliśmy. Zdjęcie dość dobrze oddaje skalę wyzwania.
Widok z Gliczarowa Górnego.
Widok z Gliczarowa Górnego.
Ciemne chmury zwiastowały deszcz, który ostatecznie nie spadł.
Ciemne chmury zwiastowały deszcz, który ostatecznie nie spadł.
Z Leszkiem na Gubałówce.
Z Leszkiem na Gubałówce.

Ostatni podjazd.
Ostatni podjazd.
Zdjęcie zrobione następnego dnia. Dzień wcześniej, walcząc z podjazdem, w ogóle nie zauważyłem tej sugestywnej bryły.
Zdjęcie zrobione następnego dnia. Dzień wcześniej, walcząc z podjazdem, w ogóle nie zauważyłem tej sugestywnej bryły.
Na pamiątkę.
Na pamiątkę.