Odsypiam zaległości. Dla człowieka, który normalnie
zaczyna dzień o piątej rano, czymś dziwnym jest wstawanie – wstyd powiedzieć –
o dziesiątej. W zasadzie mógłbym już totalnie leniuchować do końca roku, bo
przecież zrealizowałem rowerowe plany, ale bezczynności nigdy nie była moją
mocną stroną. Wyruszyłem więc dzisiaj na przedostatnią przejażdżkę w tym roku,
aby już na spokojnie cieszyć się jazdą, a przy okazji spalić nieco kalorii,
których nadmiar zgromadził się tu i ówdzie na skutek niewstrzemięźliwości od
pokarmów wszelakich, spożywanych w świąteczny czas. Na początku kluczyłem po
najbliższej okolicy, co stanowiło formę rozgrzewki. Potem zawitałem w
Wieliczce, a następnie ciągiem ulic Sadową, Krzemieniecką, Kuryłowicza i
Sawiczewskich wróciłem do Krakowa. Przejechałem przez Swoszowice, minąłem Kliny
i zjechałem ulicą Skotnicką do Winnickiej, która ostatecznie zaprowadziła mnie
do Tynieckiej. Potem pozostało już tylko przejechać przez cały Kraków, aby po
niespełna dwóch godzinach zatrzymać się przed domem z poczuciem dobrze
wykonanej, poświątecznej, rowerowej pracy.
Skomentuj...