
Szaro jakoś. Smutno jakoś.Szamani od pogody, których oficjalnie nazywa się meteorologami, wróżą nadejście opadów śniegu. Być może mają rację, więc wczesnym popołudniem, które o zgrozo wypada jakieś półtorej godziny przed zachodem słońca, wybrałem się na przejażdżkę. Cel był jeden i tylko jeden – zaliczyć przynajmniej 32 kilometry. Dlaczego? Otóż chciałem pobić rekord przebiegu podstawowego roweru szosowego w jednym sezonie. Palmę pierwszeństwa dzierżył dotychczas Ridley Fenix, na którym przejechałem 7358 kilometrów w 2016 roku. W tym roku mój Ridley Helium zaliczył już 7327 kilometrów, a więc do pobicia rekordu wystarczyło przejechanie wspomnianych 32 kilometrów. Niby luzik, ale niestety pogoda nie była moim sprzymierzeńcem. Solidnie wiało, a kolor nieba nie pozostawiał żadnych złudzeń i deszcz był tylko kwestią czasu. Pomyślałem jednak, że choćby się waliło i paliło, albo raczej wiało i lało, to dam radę.
No i dałem. Przejechałem 36 kilometrów, co wystarczyło, aby pobić rekord.
Skomentuj...