Nie rozpieszcza nas maj. Zamiast słonecznej i ciepłej wiosny, mamy deszcze i chłód. Spojrzałem o świcie na prognozę pogody i doszedłem do jedynego słusznego wniosku, że jeśli natychmiast nie zbiorę się na rower, to mogę zapomnieć o jakiejkolwiek przejażdżce w ciągu najbliższych kilku dni. No chyba, że odczuwałbym niepohamowaną chęć popluskania się w wodzie i upaćkania mojej ślicznej ramy.
Ograniczyłem poranne czynności do absolutnego minimum i wyruszyłem na krótką eskapadę. Kolejny raz przekonałem się, że jazda o poranku jest orzeźwiającą dawką energii. Czas mijał nadspodziewanie szybko, a kolejne kilometry przybywały w równie zacnym tempie. Trasa była banalna, ale o poranku z reguły nie decyduję się na ambitne wyzwania – muszę przecież w miarę rozsądnym czasie wrócić do pracy, czyli do domu. Pomimo całej tej „banalności” nie nudziłem się, chłonąc zmysłami zielono-błękitne krajobrazy.
Niemiecki wkład w architekturę Krakowa, czyli zamek w Przegorzałach.
Poranne klimaty.
Cichy zakątek...
Skomentuj...