Upały wróciły, ale już nie takie albo jeszcze nie takie, jak kilka dni wcześniej. Na trasę wyruszyłem zaraz po pracy, ale słowo „trasa” jest tutaj pewnym nadużyciem. Nie miałem pomysłu, gdzie pojechać, a taki stan zazwyczaj kończy się przymusową eksploracją miasta, co do przyjemności zdecydowanie nie należy. Już kiedyś pisałem, że mam wrażenie, że ludzie w czasie pandemii nie przestraszyli się hiobowych wieści o nadciągającym kryzysie i zamiast oszczędzać, pobiegli do salonów samochodowych, co finalnie przełożyło się na totalną nieprzejezdność miejskich ulic. Inna grupa natomiast zaopatrzyła się w rowery, więc drogi rowerowe także przestały być oazami ciszy i spokoju. W pierwszej części dzisiejszej przejażdżki brnąłem więc przez miasto, szukając pomysłu na „dalej”. Tak oto dotarłem do Wisły, a dalej poszło już w miarę gładko. Najpierw pojechałem na Bielany, następnie zaliczyłem podjazd pod obserwatorium na ulicy Orlej. Pokręciłem się trochę po okolicy, by w końcu przejechać przez Wolę Justowską i znów dotrzeć do Wisły. Tym razem przejechałem ścieżką rowerową aż do Mostu Wandy. Przedostatnim akordem były Węgrzce Wielkie, a potem mogłem już spokojnie wrócić do domu.
Obserwatorium na Orlej.
Skomentuj...