Moje aktywności Outdoor

Tutaj znajdziesz opisy moich aktywności rowerowych na świeżym powietrzu, albo raczej na tzw. „świeżym powietrzu”, bo większość moich tras rowerowych leży nieopodal miejsca, o którym doskonale mówią słowa piosenki: „I odmiennym jakby rytmem u nas ludziom bije serce, choć dla serca nieszczególne tu powietrze (…)”.

Up'n Down, czyli kolejny test formy

Niedziela, 13 kwietnia 2025 • Komentarze: 0

Aktywność
10 92 1768
Data
13 kwietnia 2025
Niedz. 13:57 15:48
Rower
Ridley Helium SLX
2 5 192
Kalorie
1007kcal
Czas
1:48:23
9
1107
0:49 0:27 0:00
Dystans
47.01km
12
1053
17.90 15.20
Prędkość
26.02km/h
11
703
21.8 32.8 60.9
Kadencja
86rpm
117
Tętno
134bpm
153
Moc
199W
1
129
155 190 703
TSS
167
4
254
Przewyższenia
607m
1
297
       396
Nachylenie
+ 3.4% - 4.0%
+ 9.7 - 13.0
Temperatura
24.1°C
22.0 26.0

Skorzystałem dzisiaj z pięknej wiosennej pogody i wybrałem się popołudniu na relatywnie krótką przejażdżkę. Tym razem nie miało to być kolarskie „pitu, pitu”, ale zamierzałem sprawdzić swoją formę na czymś więcej, niż nieliczne, krótkie, mało wymagające podjazdy. Mieszkam na południu Krakowa i pierwsze pagórki zaczynają się już kilkaset metrów od mojego mieszkania. W zasadzie każda trasa na południe jest mniejszym lub większym, ale jednak wyzwaniem. Dzisiejsza trasa.
Dzisiejsza trasa.
Nietrudno trafić tutaj na podjazdy 12-14%, a 8% jest w zasadzie normą. Ktoś może powiedzieć, że to niewiele, ale kilkadziesiąt przejechanych kilometrów, raz w górę, raz w dół, dość dobrze potrafi skonfrontować wyobrażenie swojej własnej siły i wytrzymałości z rzeczywistością. Prawda bywa czasem bolesna – nie tylko dla nóg, ale często dla własnego ego.

Właśnie dlatego z pewną dozą niepewności wsiadłem dzisiaj na rower i ruszyłem w stronę Świątnik Górnych. To jedna z moich „standardowych” tras sprzed lad, stanowiąca niezły test formy. Mija mniej więcej pięć miesięcy, od kiedy wróciłem z kolarskiego niebytu. Pięć miesięcy treningów niemalże od zera. Pięć miesięcy przyzwyczajania organizmu do wysiłku. Miałem trochę pod górkę, a może nawet więcej niż trochę, bo nie mam już trzydziestu, czterdziestu, czy choćby pięćdziesięciu lat, ale nieubłaganie zbliżam się do „szóstki” z przodu, wchodzę w wiek, który onegdaj, gdy byłem młodym chłopakiem, wydawał się abstrakcyjny i nierzeczywisty.

Jak mi poszło? Jak skończył się pojedynek „ja dzisiaj” z „ja kilka lat temu”? Okazało się, że jest całkiem nieźle. Na kilku segmentach osiągnąłem swój drugi lub trzeci czas, a na jednym osiągnąłem nawet swoją życiówkę. Co ważne, do domu nie wracałem „na oparach” i mógłbym przejechać jeszcze drugie tyle (no, może trochę mniej), ale chciałem obejrzeć ostatnie kilkadziesiąt kilometrów „Piekła Północy”, czyli wyścigu Paris – Roubaix.

Jest dobrze, ale… może być lepiej, czyli sporo pracy przede mną.

Skomentuj...

Podpis: (opcjonalnie)

Jeśli chcesz, abym mógł się z Tobą skontaktować, wpisz w poniższym polu adres e-mail lub numer telefonu. Ta informacja będzie znana wyłącznie mnie i nigdzie nie będzie widoczna.
Kontakt: (opcjonalnie)