Koncepcja dzisiejszej wyprawy była bardzo prosta – zobaczyć, jak wygląda Puszcza Niepołomicka. Nie byłem w niej od trzech lat, a przecież wiosna to najpiękniejszy czas dla przyrody. Nie przejąłem się mocnym południowym wiatrem, który ponoć miał przynieść pył znad Sahary i wczesnym popołudniem ruszyłem do Niepołomic, skąd, jak nietrudno się domyślić, do puszczy jest przysłowiowy rzut beretem (z antenką). Gdy już przekroczyłem granicę lasu, ogarnęła mnie swoista nostalgia. Przecież to miejsce odwiedzałem regularnie od 2009 roku. 
Wiosenna przestrzeń Puszczy Niepołomickiej.Zmieniały się moje rowery, zmieniałem się ja, a widok, zapach, klimat puszczy jest nadal ten sam. To świątynia naturalnego piękna, niemalże nienaruszona niszczącą ręką człowieka, chociaż oczywiście daleko jej do wielkości i stanu sprzed kilkuset lat. Cieszmy się jednak tym, co jest, bo to naprawdę piękne miejsce. Dzisiaj było tam cicho i spokojnie. Może dlatego, że był to powszedni dzień.
A dzień zaiste był piękne i upalny. 28 stopni w kwietniu? No cóż, jak widać, wszystko może się zdarzyć, gdy klimat się zmienia. Miałem mocne postanowienie, żeby wreszcie przejechać więcej niż 40 czy 50 kilometrów. Chciałem się przekonać, czy bliski jest czas, gdy przynajmniej 100 kilometrów stanie się rowerowym chlebem powszednim. No i mam trochę mieszane uczucia. Z jednej strony wydaje się, że jest całkiem spoko, bo ponad 70 kilometrów jest dobrym prognostykiem. Z drugiej strony, gdy byłem już blisko celu, dość mocno mnie „odcięło”. Upał, odwodnienie, spóźniony baton energetyczny? A może zwyczajna słabość? Będę badał – jak mówił jeden programista z mojego zespołu, gdy wykrywano błąd w oprogramowaniu.
Skomentuj...