Moje aktywności Outdoor

Tutaj znajdziesz opisy moich aktywności rowerowych na świeżym powietrzu, albo raczej na tzw. „świeżym powietrzu”, bo większość moich tras rowerowych leży nieopodal miejsca, o którym doskonale mówią słowa piosenki: „I odmiennym jakby rytmem u nas ludziom bije serce, choć dla serca nieszczególne tu powietrze (…)”.

Trochę błota

Niedziela, 2 grudnia 2012 • Komentarze: 0

Aktywność
1 107 390
Data
2 grudnia 2012
Niedz. 11:22 13:31
Rower
Giant Boulder
1 35 123
Kalorie
921kcal
Czas
1:57:37
79
981
0:22 0:18 0:00
Dystans
46.10km
77
1052
7.75 8.17
Prędkość
23.52km/h
76
1078
20.2 26.3 36.4
Kadencja
77rpm
108
Tętno
147bpm
165
Przewyższenia
294m
45
847
       259
Nachylenie
+ 3.8% - 3.5%
+ 12.0 - 7.0
Temperatura
1.0°C
0.0 2.0

Weekend jest jedyną szansą, aby pojeździć za dnia, więc na dzisiejszą przejażdżkę wybrałem się wyjątkowo wcześnie, bo już przed południem. Było dość zimno i wiał wschodni wiatr, który dodatkowo potęgował odczucie chłodu. Po mroźnej nocy trawa pokryta była szronem, a kałuże były zamarznięte. Szczelnie opatuleni wierni zmierzali do pobliskiego kościoła, gdy ja wsiadałem na rower i ruszałem w drogę.

Zamierzałem jeździć wyłącznie po mieście, ale po niecałych kilku kilometrach zmieniłem plany. Zauważyłem, albo raczej przypomniałem sobie, że już dawno nie byłem w Balicach. Pomyślałem więc, że to słuszna koncepcja, aby dzisiaj wybrać się właśnie tam. Przejechałem zatem przez całe miasto i dotarłem do ulicy Balickiej, którą zamierzałem sprawnie i szybko dojechać w okolice lotniska. No właśnie, dlaczego sprawnie i szybko? Czy nie byłoby lepiej dodać trochę pieprzu do dzisiejszej eskapady, zmienić utarte schematy, wybrać inne drogi? Jeśli takie myśli pojawiają się w mojej głowie, to wiem z doświadczenia, że próżno z nimi walczyć. Nie zastanawiałem się więc długo i wkrótce skręcałem z ulicy Balickiej w ulicę Podkamycze.

Asfalt skończył się po kilkuset metrach. Jakiś czas jechałem po dość twardej drodze gruntowej, której twardość gwałtownie się załamała w okolicy pierwszego zagajnika. Zacząłem brnąć przez błoto… w dodatku pod górę. Rower, który był w miarę czysty, szybko pokrył się brunatną mazią. Zabawa była przednia, radość z jazdy olbrzymia, endorfiny szalały, a gdy wreszcie dojechałem do szczytu wzniesienia i zobaczyłem w oddali oświetlony pas startowy lotniska w Balicach, byłem niemalże w siódmym niebie. Nad lotniskiem unosiła się lekka mgła, znad nagich drzew pokrywających wzgórze, wyłonił się podchodzący do lądowania samolot. Widok był naprawdę fantastyczny i szkoda, że mój aparat fotograficzny nie potrafił oddać tego klimatu.

Pozostała część trasy wiodła początkowo przez polną drogę, na której jakiś czas temu złamałem wentyl w moim podstawowym rowerze. Dojechałem do Olszanicy, a potem do Woli Justowskiej. Stamtąd w miarę najkrótszą drogą dotarłem do domu. Spojrzałem na zabłocony rower i pomyślałem – było fajnie!


Szarość nad lotniskiem
Szarość nad lotniskiem
W tym zagajniku przedzierałem się przez błoto
W tym zagajniku przedzierałem się przez błoto

Skomentuj...

Podpis: (opcjonalnie)

Jeśli chcesz, abym mógł się z Tobą skontaktować, wpisz w poniższym polu adres e-mail lub numer telefonu. Ta informacja będzie znana wyłącznie mnie i nigdzie nie będzie widoczna.
Kontakt: (opcjonalnie)