Moje aktywności Outdoor

Tutaj znajdziesz opisy moich aktywności rowerowych na świeżym powietrzu, albo raczej na tzw. „świeżym powietrzu”, bo większość moich tras rowerowych leży nieopodal miejsca, o którym doskonale mówią słowa piosenki: „I odmiennym jakby rytmem u nas ludziom bije serce, choć dla serca nieszczególne tu powietrze (…)”.

Biologiczny „firmware”

Środa, 16 grudnia 2015 • Komentarze: 0

Aktywność
7 132 780
Data
16 grudnia 2015
Śr. 15:20 17:48
Rower
Ridley X-Bow
7 26 26
Kalorie
1150kcal
Czas
2:22:56
83
661
0:35 0:26 2:10
Dystans
61.04km
86
668
13.29 12.64
Prędkość
25.63km/h
106
753
22.7 28.8 49.1
Kadencja
90rpm
114
Tętno
138bpm
158
Przewyższenia
449m
68
481
       333
Nachylenie
+ 3.4% - 3.6%
+ 9.0 - 9.0
Temperatura
4.0°C
4.0 5.0

Dzień po firmowej wigilii pracowałem zdalnie. Bynajmniej nie dlatego, że byłem w stanie uniemożliwiającym mi bezpieczne dotarcie do pracy, ale głównie z tego powodu, że od pewnego czasu zauważam, iż mój organizm, a więc także zegar biologiczny, synchronizuje się z rytmem przyrody. Ci bardziej złośliwi powiedzą zapewne, że to po prostu symptomy nadchodzącego schyłku żywota, ale faktem jest, że człowiek, od wieków szukający sposobów na okiełznanie świata, z biologicznego punktu widzenia działa raczej wbrew naturze niźli w zgodzie z nią. Kiedyś, gdy ruch elektronów w czymś, co dzisiaj nazywamy przewodnikiem, był jeszcze tajemnicą, a źródłem światła w najlepszym razie były świece, przeciętny obywatel kładł się był w łożnicy tuż po zachodzie słońca, a wstawał wraz z jego pierwszymi promieniami. Latem więc spało się krótko, zimą długo, ale komuś to przeszkadzało, więc nieuchronny postęp sprawił, że czy wiosną, latem, jesienią czy zimą, chodzimy spać o tej samej porze. Jednakowoż gdzieś w głębokich warstwach neuronów nadal jest zainstalowane to pierwotne oprogramowanie i w moim przypadku, co zapewne ma jakiś związek z wiekiem, ów „firmware” daje o sobie znać. Po krótkim letnim śnie zrywam się bladym świtem wypoczęty, uśmiechnięty, gotowy do wyzwań i bez prawienia przed lustrem afirmacji wiem, że wszystko mi się uda. Zimą staję się ospały, leniwy, ziewający, zdecydowanie bardziej pesymistycznie nastawiony do wszystkiego, powtarzający wraz z Kłapouchym: „to i tak się nie uda”. Na szczęście wiem, że to tylko stan przejściowy, który można podsumować klasycznym hasłem: „byle do wiosny”.

Wstęp miał być krótki, a wygląda na to, że będzie dłuższy od zasadniczej treści. Wprowadzenie miało jedynie podkreślić fakt zdalnej pracy, bo było to istotne z punktu widzenia planowanej przejażdżki. Jak bowiem wiadomo czytelnikom mojego bloga, zdalna praca oznacza, że nie tracę czasu na popołudniowy powrót do domu, tylko od razu wskakuję na rower i jadę. Dzisiaj właśnie tak uczyniłem i pojechałem, ciesząc się przynajmniej dwoma kwadransami jazdy nie w ciemności. To jednak był jedyny powód do radości, bo Kraków kolejny raz pogrążył się w morowym powietrzu smogiem zwanym. Nie było może aż tak źle, jak niedawno, ale czuło się ten wszechobecny smrodek i syfek. Przestrzeń stała się przeźroczysta dopiero wówczas, gdy wdrapałem się na okoliczne wzgórza i uciekłem poza granice miasta. Tam mogłem odetchnąć czymś, co już miało pewne znamiona świeżego powietrza. Było dość ciepło jak na tę porę roku, więc pozwoliłem sobie na nieco dłuższą przejażdżkę, co zdecydowanie poprawiło mój nastrój, który – jak napisałem w przydługawym wstępie – zimą zawsze jest gorszy.

Skomentuj...

Podpis: (opcjonalnie)

Jeśli chcesz, abym mógł się z Tobą skontaktować, wpisz w poniższym polu adres e-mail lub numer telefonu. Ta informacja będzie znana wyłącznie mnie i nigdzie nie będzie widoczna.
Kontakt: (opcjonalnie)