Moje aktywności Outdoor

Tutaj znajdziesz opisy moich aktywności rowerowych na świeżym powietrzu, albo raczej na tzw. „świeżym powietrzu”, bo większość moich tras rowerowych leży nieopodal miejsca, o którym doskonale mówią słowa piosenki: „I odmiennym jakby rytmem u nas ludziom bije serce, choć dla serca nieszczególne tu powietrze (…)”.

By szczyty zdobywać...

Czwartek, 29 lipca 2010 • Komentarze: 0

Aktywność
14 73 73
Data
29 lipca 2010
Czw. 17:51 20:30
Rower
Giant XTC
14 38 38
Kalorie
1097kcal
Czas
2:30:04
50
601
0:45 0:28 0:01
Dystans
57.67km
45
748
11.99 13.42
Prędkość
23.05km/h
40
1153
15.9 28.4 53.7
Kadencja
80rpm
103
Tętno
146bpm
168
Przewyższenia
548m
22
354
       341
Nachylenie
+ 4.6% - 4.1%
+ 13.0 - 11.0
Temperatura
21.3°C
19.0 24.0

…trzeba wcześniej sporo się napocić. Niespecjalnie ekscytuje mnie jazda po mieście, ale w lipcu niestety nie miałem zbyt wielu okazji, aby z niego uciec i musiałem się zadowolić przemierzaniem miejskich szlaków. Jak się nie ma, co się lubi to się lubi, co się ma – powiada przysłowie. Nie chciałem jednak, aby było zbyt łatwo, więc każda z tych tras była w jakiś sposób urozmaicona. I tak było także dzisiaj.

Dziwnie i zupełnie niewytłumaczalnie się złożyło, że na mapie Krakowa pozostało jeszcze kilka nieodwiedzonych miejsc lub tras. Dzisiaj postanowiłem nadrobić to ewidentne niedopatrzenie. Dlatego najpierw skierowałem się do Zamku w Przegorzałach. Zamek ten jest malowniczo położony na jednym ze wzgórz powyżej ulicy Księcia Józefa, przy czym słowo „powyżej” jest tutaj kluczowe. Podjazd ulicą Jodłową zapewnia miejscowe atrakcje w postaci 13-procentowego nachylenia. A że nie zamierzałem się specjalnie rozczulać nad sobą, więc tętno w okolicach 160 uderzeń na minutę było tutaj raczej normą iż precedensem. Zamek został zdobyty a nagrodą był zjazd tą samą drogą, którą tam przybyłem.

Z Przegorzał do drugiego celu przejażdżki miałem przysłowiowy rzut beretem. Zamierzałem dojechać do ZOO, ale od strony ulicy Księcia Józefa czyli aleją Wędrowników. Owa aleja o jakże miłej dla ucha nazwie i szerokości uliczki osiedlowej, charakteryzuje się głównie tym, że na długim odcinku pnie się w górę z podobnym wdziękiem jak wspomniana powyżej ulica Jodłowa. Zapewnia jednak dodatkowe atrakcje widokowe w postaci pejzażu południowo-zachodniej części Krakowa, tudzież pięknej kapliczki Matki Boskiej, której nie udało mi się uwiecznić na fotografii. Dlaczego? Bo zdjęcie wyszło zamazane? Dlaczego? Bo trudno jest zrobić dobre zdjęcie trzymając jedną ręką aparat fotograficzny. Dlaczego jedną? Bo druga odganiała komary…

I tak na marginesie tej opowieści chciałbym wtrącić słów kilka o pogodzie. W maju lało dwa tygodnie, zanim pojawiła się powódź. Aby osiągnąć ten sam efekt, czerwiec potrzebował już tylko tygodnia opadów. Teraz w lipcu wystarczyły dwa dni. Strach pomyśleć, co będzie w sierpniu… I stąd apel. Panowie (i Panie) – nie sikamy pod drzewami, w ogóle nie sikamy w naturze – to grozi powodzią!

Wracam do głównego wątku. Dojechałem do ZOO. Rzecz jasna, nie mogłem sobie pozwolić na odpoczynek bo mój relaks byłby jednocześnie radosną biesiadą tutejszych komarów. Nie mając wyjścia, wykonałem zatem relaksujący zjazd, przerywany na każdym zakręcie nagłym przypływem adrenaliny stanowiącym reakcję organizmu na naturalne pytania w stylu „co jest za zakrętem” lub „ciekawe, czy ten zakręt da się przejechać z taką prędkością”.

A potem już, niczym w piosence Grzegorza Turnaua, nie działo się nic i nie stało się nic aż do końca…



Ucieczka

Poniedziałek, 26 lipca 2010 • Komentarze: 0

Aktywność
13 72 72
Data
26 lipca 2010
Pon. 17:36 20:44
Rower
Giant XTC
13 37 37
Kalorie
1202kcal
Czas
2:54:58
27
422
0:45 0:34 0:12
Dystans
71.90km
20
484
15.21 16.70
Prędkość
24.66km/h
12
932
20.1 29.2 52.0
Kadencja
80rpm
123
Tętno
141bpm
158
Przewyższenia
542m
24
363
       282
Nachylenie
+ 3.6% - 3.3%
+ 8.0 - 8.0
Temperatura
18.4°C
16.0 20.0

Dzisiaj nie będzie opisów spektakularnych podjazdów, szalonych zjazdów czy pięknych krajobrazów. Celem tej bardzo osobistej przejażdżki nie był żaden punkt geograficzny, lecz… zagłuszenie emocji, zagłuszenie poprzez wysiłek. Są takie chwile, gdy potrzebuję być sam, uciec od świata, złapać trochę ciszy, także tej wewnętrznej, posłuchać czegoś, co na co dzień jest ukryte pod grubą warstwą materialnej strony cywilizacji.

Tylko jeden mały fragment, tylko jednego z odwiedzonych miejsc został uwieczniony na fotografii. Pewnie rzadko trafiają tutaj takie zdjęcia… A może się mylę? Nieważne. Istotne, że dzisiaj musiałem się tam znaleźć choćby przez chwilę. A potem była już tylko droga, raz lepsza, raz gorsza, raz pod górę, raz w dół. Zupełnie jak w życiu. Niekiedy mocno musiałem się napocić, aby powoli wjechać na wzniesienie, ale im więcej wysiłku musiałem w to włożyć, tym większą radość i satysfakcję odczuwałem, gdy byłem już na szczycie. Kolejna analogia do życia.

Gdy wyruszyłem spod domu, niebo zakrywały ciężkie ciemne chmury, z których - zdawało się - zaraz spadnie deszcz. Ale gdzieś po drodze, niezauważalnie, nawet nie wiem kiedy i nie pamiętam, w którym miejscu wyjrzało słońce. Nie na długo. A jednak zdawało się mówić „Jestem tutaj a te chmury w końcu przeminą. Może spadnie z nich deszcz, może nawet będzie burza, ale przeminą. Odsłonią błękit nieba i ujrzysz mój blask w całej okazałości.”

Podbudowany tą nutką optymizmu i nadziei wróciłem do domu. Emocji nie zagłuszyłem. Wróciły do mnie natychmiast, gdy zsiadając z roweru wróciłem do rzeczywistości. Prawdę mówiąc wiedziałem, że tak będzie i wcale mnie to nie zmartwiło. One są częścią mnie, bez nich nie byłbym tym samym człowiekiem i to dzięki nim mogę powiedzieć, że…

I pozwólcie, że w tym miejscu pozostawię niedopowiedzenie.

Czyż życie nie jest cudowne w swej nieprzewidywalności?




Kraków - Libertów - Skawina - Tyniec - Kraków

Czwartek, 22 lipca 2010 • Komentarze: 0

Aktywność
12 71 71
Data
22 lipca 2010
Czw. 17:30 20:44
Rower
Giant XTC
12 36 36
Kalorie
1022kcal
Czas
2:37:10
39
534
0:45 0:28 0:07
Dystans
62.69km
34
636
13.55 14.40
Prędkość
23.94km/h
18
1048
18.0 29.9 58.7
Kadencja
78rpm
107
Tętno
137bpm
159
Przewyższenia
518m
27
393
       321
Nachylenie
+ 3.8% - 3.6%
+ 9.0 - 10.0
Temperatura
26.4°C
23.0 30.0

Ledwie kilka kilometrów wystarcza, abym będąc w mieście znalazł się wśród wiejskich, spokojnych i sielankowych krajobrazów. Jadąc przez Kosocice szlakiem Twierdzy Kraków skierowałem się w stronę Zakopianki. Przez dwa kilometry jechałem wzdłuż niej budząc zapewne irytację kierowców, którzy stali w korku, co na tej trasie jest raczej normą niż przypadkiem.

Z Zakopianki skręciłem w stronę Libertowa i jadąc dalej dojechałem do Skawiny. Tam przejechałem między innymi przez cichy i spokojny park. Potem skierowałem się w kierunku Tyńca. Dalej była już "rutyna" czyni tor kajakowy przy Stopniu Wodnym Kościuszko, Wiślana Trasa Rowerowa, Wawel, Stare Miasto...



Przejażdżka

Wtorek, 20 lipca 2010 • Komentarze: 0

Aktywność
11 70 70
Data
20 lipca 2010
Wt. 18:42 21:07
Rower
Giant XTC
11 35 35
Kalorie
817kcal
Czas
2:12:40
64
793
0:25 0:18 0:28
Dystans
51.16km
61
943
7.60 7.77
Prędkość
23.14km/h
34
1145
18.1 24.6 47.6
Kadencja
76rpm
111
Tętno
133bpm
156
Przewyższenia
296m
62
847
       249
Nachylenie
+ 3.9% - 3.7%
+ 11.0 - 9.0
Temperatura
24.0°C
22.0 25.0

Wyłączyłem się całkowicie. Hmm... Nie wiem, czy to do końca jest bezpieczne, ale Bogu dzięki wróciłem szczęśliwie do domu :).

Pamiętam, że zaliczyłem Kopiec Krakusa i tym samym liczba nieodwiedzonych przeze mnie krakowskich kopców została zmniejszona do jednego.

Potem pojechałem do mojego ulubionego parku - Parku Bednarskiego. Nie jest ani największy, ani być może najpiękniejszy - o gustach wszak się nie dyskutuje - ale z pewnością najciekawiej i najpiękniej położony. Jest też wolny od tysięcy spacerowiczów, więc wędrowcze drogi znajdziesz tam ciszę i spokój, której potrzebujesz. Tylko ciii... Nie mów nikomu... ;)

Co było potem, tego dokładnie nie pamiętam choć Stwórca świadkiem, że piłem jedynie wodę mineralną. Zdaje się, że zanim pożegnałem Podgórze pojawiłem się jeszcze w okolicach TVP Kraków, chcąc nie chcąc musiałem przejechać przez centrum skoro na zdjęciach widzę, że jechałem w stronę Nowej Huty.

Ech... Musiałem być bardzo zamyślony... ;)

Rondo Polsadu o zachodzie słońca
Rondo Polsadu o zachodzie słońca



Wieczór w Krakowie

Sobota, 17 lipca 2010 • Komentarze: 0

Aktywność
10 69 69
Data
17 lipca 2010
Sob. 18:54 21:57
Rower
Giant XTC
10 34 34
Kalorie
1156kcal
Czas
2:52:59
29
432
0:48 0:32 1:14
Dystans
64.96km
32
593
13.36 13.75
Prędkość
22.53km/h
53
1199
16.4 25.7 45.3
Kadencja
80rpm
108
Tętno
139bpm
163
Przewyższenia
548m
22
354
       368
Nachylenie
+ 4.1% - 4.0%
+ 10.0 - 23.0
Temperatura
27.2°C
25.0 32.0

Ze względu na upał, czekałem aż do wieczora. Zanim słońce powita horyzont, zamierzałem dotrzeć do Kopca Józefa Piłsudskiego, zaliczając po drodze zarówno Kopiec Kościuszki jak i ZOO. Plan był więc dosyć ambitny, bo chociaż to niecałe 25 kilometrów, to jednak ostatnie 12 kilometrów obfituje w całkiem spore podjazdy. Czas był elementem krytycznym – musiałem zdążyć przed zachodem słońca a więc wiedziałem, że tym razem mam niewielkie szanse na utrzymanie tętna w II strefie…

Bulwarami Wiślanymi dotarłem na Salwator a potem pojechałem ul. Świętej Bronisławy w stronę Kopca Kościuszki. Krótki odpoczynek i zjazd szlakiem Twierdzy Kraków do ulicy Starowolskiej. Tam po raz pierwszy mogłem przetestować nowe klocki hamulcowe. Żyleta! No ale przecież nie od dziś wiadomo, że „Gillette” są najlepsze dla mężczyzny ;).

Skręt w ulicę Leśną i kolejny, tym razem poważniejszy podjazd. Starałem się utrzymać rozsądne tempo. Czułem jak krople potu spływały wzdłuż zapięcia kasku a potem kapały na uda. Tętno powyżej 160 uderzeń na minutę. Będzie dobrze, dam radę ;). Dojechałem do ZOO. Znowu krótki postój, potem niewielki podjazd, długi zjazd, znowu podjazd i jestem na miejscu. Przede mną Kopiec Józefa Piłsudskiego. A tam niemiła niespodzianka. Zakaz ruchu rowerów. I może bym się poddał – prawo wszak szanować trzeba – gdybym spojrzawszy w górę, na szczycie kopca nie dojrzał głowy w… kasku rowerowym. O żesz Ty – pomyślałem, nie będę gorszy! Wjazd na kopiec okazał się prostszy niż myślałem – trzeba było uważać jedynie na te fragmenty chodnika, które spłynęły razem z majową i czerwcową falą opadów. Zakazany owoc zdecydowanie lepiej smakuje, czego dowodem był fakt, że na szczycie byli wyłącznie – powtarzam – wyłącznie rowerzyści! Udało nam się nawet zamienić na wesoło kilka słów poświęconych grafice symbolizującej rowerzystę na białym tle w czerwonej obwódce, której nikt z tutaj obecnych „nie zauważył” ;).

Ze szczytu Kopca Piłsudskiego rozciąga się wspaniały widok na Kraków i jego okolice. Niestety od zachodu nadchodziły już pierwsze chmury, zwiastując zmianę pogody i miast romantycznego zachodu słońca dojrzałem jedynie lekko pomarańczowe fragmenty nieboskłonu. Wokół królowała niezmącona niczym cisza. Mogłem spokojnie „wyłączyć się” i uciec myślami 135 kilometrów stąd – przecież właśnie dlatego znalazłem się w tym miejscu o tym czasie…

Z letargu wyrwał mnie silniejszy powiew wiatru. Nadszedł czas powrotu a w zasadzie kontynuowania wycieczki. Wsiadłem na rower i ostrożnie zjechałem w dół a następnie skierowałem się w stronę lasu. Kolejny raz miałem zamiar pokonać stromy, surowy, powodujący przypływ adrenaliny zjazd pomiędzy drzewami, którego dramaturgię potęgował zapadający wieczór.

„Patrzcie jak zjeżdżają debeściaki” – miałem ochotę krzyknąć i odważnie skierowałem się na ścieżkę. Jechałem zdecydowanie szybciej niż ostatnio a kiedy to zrozumiałem, było już za późno, aby na sypkim gruncie wytracić prędkość. Chcąc nie chcąc musiałem pokładać nadzieję w Panu, że uchroni biednego grzesznika przed złożeniem ofiary z samego siebie po kawałeczku na każdym drzewie. Modły zostały wysłuchane i bez fizycznych uszczerbków dojechałem do spokojnego fragmentu ścieżki, która powiodła mnie do ulicy Kasztanowej.

Zapadał zmrok, lecz zamiast skierować się ku miastu, przez Olszanicę dotarłem do Balic a dopiero potem, ulicą Balicką, do Krakowa.

Chmury nadciągnęły z zachodu...
Chmury nadciągnęły z zachodu...
...i po chwili zasłoniły prawie całe niebo
...i po chwili zasłoniły prawie całe niebo
Wawel nocą niczym akwarela, ale to raczej niedoskonałość automatyki
Wawel nocą niczym akwarela, ale to raczej niedoskonałość automatyki
Kopiec Piłsudskiego odwiedziłem, Wawel też a więc czas na... Lecha - oczywiście dopiero w domu
Kopiec Piłsudskiego odwiedziłem, Wawel też a więc czas na... Lecha - oczywiście dopiero w domu



Po zmierzchu

Piątek, 16 lipca 2010 • Komentarze: 0

Aktywność
9 68 68
Data
16 lipca 2010
Pt. 18:19 22:10
Rower
Giant XTC
9 33 33
Kalorie
839kcal
Czas
2:33:52
44
567
0:23 0:16 1:26
Dystans
52.81km
58
883
6.44 6.90
Prędkość
20.59km/h
81
1271
16.3 25.3 39.9
Kadencja
71rpm
101
Tętno
127bpm
161
Przewyższenia
270m
70
912
       285
Nachylenie
+ 4.2% - 3.9%
+ 15.0 - 15.0
Temperatura
26.3°C
23.0 31.0

Dzisiaj wybrałem się na przejażdżkę dopiero po zmierzchu. Niestety została trochę "popsuta" przez ocierające o tylną tarczę klocki hamulcowe. Ja bardzo nie lubię, jak mi coś dzwoni w rowerze... Mimo kłopotów zaliczyłem jednak w miarę sensowny dystans.



Lasek Wolski i nie tylko

Środa, 14 lipca 2010 • Komentarze: 0

Aktywność
8 67 67
Data
14 lipca 2010
Śr. 18:17 21:04
Rower
Giant XTC
8 32 32
Kalorie
1004kcal
Czas
2:32:13
47
581
0:32 0:22 0:19
Dystans
60.50km
39
698
9.32 10.12
Prędkość
23.85km/h
19
1056
17.3 27.0 43.0
Kadencja
77rpm
105
Tętno
138bpm
156
Przewyższenia
372m
42
650
       343
Nachylenie
+ 4.0% - 3.7%
+ 10.0 - 16.0
Temperatura
26.8°C
20.0 30.0

Brunet wieczorową porą wybrał się tym razem do Lasku Wolskiego. W porównaniu do wczesnego popołudnia było chłodno, bo jedyne 28 stopni ;). Podjazd do ZOO nie robi już takiego wrażenia jak kiedyś. Setki kilometrów przejechane w górzystym terenie zaczynają procentować. Mimo tego na podjeździe do Kopca Piłsudzkiego miałem lekcję pokory w postaci dwóch cyklistów, którzy bez specjalnego wysiłku wyprzedzili mnie. Teoretycznie mógłbym jechać równie szybko, ale wówczas mój język zlizywałby kurz z ramy, co zapewne nie byłoby higieniczne.

Obok Kopca zauważyłem ścieżkę wiodącą przez las z wyraźnymi śladami jej eksploracji przez rowerzystów. Pomyślałem, że skoro ktoś tędy jechał, to i ja dam radę... Podjętej decyzji nie można było już zmienić, bo nie da się zawrócić na trakcie o nachyleniu 21%. Ba! Nie da się nawet zatrzymać! Starałem się zatem utrzymać delikatną równowagę pomiędzy zablokowaniem tylnego koła a nadmiernym przyspieszeniem. W obu przypadkach groziła "gleba" z tym, że w przypadku blokady koła ucierpiałaby jedynie moja czteroliterowa duma a w przypadku zbyt dużej prędkości mógłbym nieco zmienić swoją anatomiczną budowę ;).

Zjazd się jednak udał i już nie mogę się doczekać powtórki z rozrywki.

A potem podjechałem jeszcze do Balic, wróciłem do Centrum, pojechałem do Nowej Huty i przez Mogiłę oraz Rybitwy wróciłem do domu...




Standardowa przejażdżka wieczorna

Poniedziałek, 12 lipca 2010 • Komentarze: 0

Aktywność
7 66 66
Data
12 lipca 2010
Pon. 18:33 21:06
Rower
Giant XTC
7 31 31
Kalorie
969kcal
Czas
2:23:20
55
660
0:23 0:18 0:19
Dystans
61.18km
36
665
8.28 9.38
Prędkość
25.61km/h
2
772
20.8 29.9 45.7
Kadencja
76rpm
105
Tętno
140bpm
159
Przewyższenia
296m
62
847
       271
Nachylenie
+ 3.6% - 3.1%
+ 6.0 - 8.0
Temperatura
26.7°C
23.0 30.0

W upalny wieczór wybrałem się na przejażdżkę po peryferiach Królewskiego Miasta. Temperatura na... no własnie. Na czym? U nas w Galicji powiemy "na polu", co jest absolutnie niezrozumiałe i budzi zdziwienie w pozostałej części kraju, która mówi "na dworze". Tak czy owak, temperatura na polu/dworze wynosiła 29 stopni!

Zaiste nie ja jeden wpadłem na pomysł, aby przejażdżkę odłożyć do godzin wieczornych, gdy słońce powoli zacznie kierować się ku zachodowi. Musiałem wybrać więc mało uczęszczane szlaki, aby tradycyjnie móc się trochę oderwać od rzeczywistości.

Trasa wiodła przez Most Wandy do nowej Huty, potem Aleją Jana Pawła II do Ronda Mogilskiego, ulicą Wrocławską do Radzikowskiego. Następnie "zaliczyłem" Rząskę i Balice, Olszanicę, Wolę Justowską, Salwator. Bulwarami Wiślanymi dojechałem do ulicy Wielickiej i do domu...




Kraków - Gdów - Szczyrzyc - Dobczyce - Kraków

Sobota, 10 lipca 2010 • Komentarze: 1

Aktywność
6 65 65
Data
10 lipca 2010
Sob. 10:34 16:20
Rower
Giant XTC
6 30 30
Kalorie
1950kcal
Czas
4:57:19
4
26
2:26 1:09 0:00
Dystans
97.08km
4
312
29.22 35.78
Prędkość
19.59km/h
91
1289
11.9 31.1 64.6
Kadencja
78rpm
101
Tętno
137bpm
164
Przewyższenia
1540m
2
17
       423
Nachylenie
+ 5.3% - 4.3%
+ 23.0 - 16.0
Temperatura
33.1°C
27.0 40.0

Na dzisiejszy dzień zaplanowałem sobie dosyć ambitną wycieczkę do miejscowości Szczyrzyc leżącej na granicy Beskidu Wyspowego. Projekt trasy zakładał przejechanie ponad 90 km w terenie mocno pagórkowatym, obejmującym strome podjazdy i równie spektakularne zjazdy. Czyli to, co lubię najbardziej - mocne bicie serca pod górę i wiatr we włosach, a złośliwi dodają jeszcze muchy w zębach, gdy zjeżdżam w dół. Jednym słowem zero nudy i pełna ekscytacja otaczającym mnie krajobrazem, którego kształt zdaje się przywodzić na myśl raczej piękną kobietę hojnie obdarowaną przez Stwórcę, niż chińską lekkoatletkę.

Plan więc był, ale oprócz planu była także rzeczywistość, której tubę propagandy stanowił termometr. To proste urządzenie uparło się, aby w zamierzenie moje wnieść element niepewności i zasiać ziarno wątpliwości. Już rano było 25°. Nieliczni wtajemniczeni w moje plany zorganizowali się niczym PiS przed wyborami i zaczęli lansować hasło „Rozsądek jest najważniejszy”. Nie przewidzieli jednak, że po pierwsze, rozsądek i ja wzajemnie się wykluczają a po drugie, w dziedzinie uporu Osioł ze Shreka mógłby pobierać u mnie nauki. Nie przejmując się zatem opiniami innych o 10:30 wpiąłem buty w pedały i ruszyłem na spotkanie nieznanego.

Początek był standardowy. Musiałem dojechać do Wieliczki, co nie jest trudne zważywszy na fakt, że mam do niej bliżej niż do centrum Krakowa. Przejechałem przez miasto i świadomie nie skierowałem się na główną drogę do Gdowa, lecz wybrałem trasę przez Lednicę Górną w kierunku Chorągwicy. „Górna” w nazwie nie oznaczała bynajmniej, że właśnie jestem na górze, ale raczej to, że góra zaraz się zacznie… Patrzyłem na licznik, który monotonnie odmierzał kolejne metry przemierzane w pionie. Zatrzymał się dopiero powyżej 400 m n.p.m. Słoneczko przygrzewało, pierwsze krople potu zaczęły kapać na ramę. Krótki acz treściwy zjazd i znowu podjazd na podobną jak poprzednio wysokość. Znowu zjazd i znowu podjazd w okolicach Łazan a potem już długi, przerywany niewielkimi wzniesieniami zjazd, aż do samego Gdowa.

W Gdowie tłum plażowiczów okupywał kamienistą plażę nad Rabą. Niektórzy zażywali kąpieli w rzece, dzięki czemu oddziały dermatologiczne okolicznych szpitali z pewnością nie będą narzekać na brak pacjentów. Woda miała bowiem mniej więcej kolor kawy, która każdego ranka przywraca mnie do świata żywych.

Przez kilka kilometrów za Gdowem poruszałem się główną drogą w stronę Łapanowa. Nieszczególne to doświadczenie, ponieważ ruch był spory. Kierowcy na ogół zachowują bezpieczny odstęp od wyprzedzanych rowerzystów. Jednak reguła ta zdaje się nie dotyczyć kierowców busów. Oni są ponad prawem…

Przed Zagórzanami zboczyłem z głównej drogi w kierunku wioski Kawec. Droga nadal była okraszona wzniesieniami, po pokonaniu których czekała na mnie nagroda w postaci ostrych zjazdów. Gdy jednak skręciłem w stronę Zegartowic, czekały na mnie już wyłącznie podjazdy. Zasoby płynów kurczyły się w zastraszającym tempie a podjazd wydawał się nie mieć końca. Każdy zakręt budził nadzieję, że tuż za nim zobaczę szczyt, lecz widziałem tylko asfalt pnący się wyżej i wyżej. W Zegartowicach wspiąłem się na wysokość 360 m i jadąc dalej do Krzesławic, o których będzie jeszcze mowa, musiałem pokonać kolejne 60 metrów w pionie. W „centrum” wsi skorzystałem z okazji i zatrzymałem się przy sklepie, aby uzupełnić zapasy wody w bidonach i w… sobie. 1,5 litra spoczęło w moim żołądku i przywróciło nadzieję na ostateczny sukces…

Za Krzesławicami droga zmieniła swój charakter i spokojnie dojechałem do Góry Św. Jana, która nazwę swą zawdzięcza ponoć jednemu z królów Rzeczypospolitej, który stwierdził, iż jedna ze skał przypomina mu głowę Św. Jana Chrzciciela. Potem było już z górki i po przejechaniu około kilometra dojechałem do celu podróży – małej wioski Szczyrzyc.

Miałem zamiar odwiedzić opactwo Cystersów, które znajduje się tutaj już od prawie ośmiuset lat. Do opactwa zaprowadziła mnie wąska droga opadająca dosyć stromo w dół, z której mogłem podziwiać panoramę Beskidu Wyspowego. Być może upał to sprawił, że wokoło nie było żywej duszy i mogłem w spokoju kontemplować magię tego miejsca. Nieopodal świątyni znajduje się ponad trzystuletni browar należący do Cystersów, który niestety popadł w ruinę w okresie władzy kumpli Grzegorza Napieralskiego. Braciszkowie musieli zatem porzucić uroki konsumpcji złotego napoju na rzecz wina mszalnego.

Szczyrzyc to nie tylko odległa historia, ale także tragiczne wspomnienia sprzed siedemdziesięciu lat. To tutaj hitlerowcy zamordowali kilkudziesięciu jej mieszkańców we wrześniu 1939 roku. To w okolicach Szczyrzyca działały doskonale zorganizowane oddziały Armii Krajowej. O tym aspekcie historii przypomina pomnik.

Droga powrotna wiodła oczywiście innymi szlakami bo nie lubię wracać przez te same miejsca. Zresztą miałem jeszcze w planach odnalezienie Diablego Kamienia, który według pradawnej legendy miał być zrzucony przez diabła na klasztor Cystersów jako zemsta za liczne cuda nawróceń tam się dokonujące. Braciszkowie jednak przejrzeli plany „czarnego pana” i jęli żarliwie modlić się do Boga. Kamień stawał się coraz cięższy i cięższy a diabeł pozbawiony systemu naprowadzania i stosownego zapasu mocy nie wytrzymał i wypuścił go. Kamień upadł w okolicach Krzesławic nie czyniąc nikomu krzywdy, zaś po dzień dzisiejszy można zobaczyć na nim ślad diabelskich palców.

Odnalezienie kamienia nie było trudne, bo obok drogi znajdował się drogowskaz. Trudniejszy był jednak podjazd, bo leśna ścieżka okazała się stroma i kręta. Jej ostatni fragment musiałem pokonać pieszo. Skała rzeczywiście robi wrażenie. Odciski diabelskich palców świadczą o tym, że szatańska ręka jest „nieco” większa od naszej.

Tuż poniżej kamienia znajduje się malutka chatka, w której do 1992 roku mieszkał pustelnik. Patrząc na pustelnię pomyślałem sobie, że był zapewne o wiele mniej samotny niż przeciętny współczesny człowiek, uzależniony od wynalazków cywilizacji, zagubiony tym więcej, im bardziej stara się odnaleźć sens… Czy jednak nie myślałem o sobie? Czy to aby nie wynalazki cywilizacji przywiodły mnie tutaj? To prawdopodobnie dlatego właśnie lubię jeździć samotnie. Mam czas, aby po zgiełku dnia powszedniego spróbować odnaleźć własną tożsamość, naładować akumulatory – jak zwykło się popularnie mówić.

Zjechałem w końcu spod Diablego Kamienia i wyruszyłem w drogę powrotną, która wieść miała przez Dobczyce. Wzniesienie nie robiły już takiego wrażenia, bo przecież, zgodnie z twierdzeniem „co góra zabrała musi oddać”, miały mnie doprowadzić do wysokości początkowej. Po przekroczeniu Raby czekał mnie podjazd do Nowej Wsi a potem do Gorzkowa. Ale za to mogłem sobie „poszaleć” na serpentynach za Koźmicami Wielkimi. Ruch był na tyle niewielki, że jadąc w dół mogłem wykorzystać całą szerokość mojego pasa ruchu. Potem jeszcze kilkanaście kilometrów i wróciłem do domu.

To był wspaniały dzień. Pomimo upału przejechałem 97 kilometrów, pokonałem ponad półtora kilometra przewyższeń, odwiedziłem ciekawe miejsca. Ceną za to było 4,5 litra wody mineralnej, dwa banany i dwa batoniki energetyczne. Jednak przeżytych wrażeń nie potrafię przeliczyć na pieniądze. Są bezcenne. I dlatego to kocham…

Trasa w formacie GPX

Widok z Krzesławic na Górę Św. Jana
Widok z Krzesławic na Górę Św. Jana
Klasztor Cystersów w Szczyrzycu
Klasztor Cystersów w Szczyrzycu
Browar Cystersów w Szczyrzycu
Browar Cystersów w Szczyrzycu
Pomnik poświęcony ofiarom II Wojny Światowej w Szczyrzycu
Pomnik poświęcony ofiarom II Wojny Światowej w Szczyrzycu
Diabli Kamień z widocznymi odciskami
Diabli Kamień z widocznymi odciskami "diabelskich" palców
Pustelnia poniżej Diablego Kamienia
Pustelnia poniżej Diablego Kamienia

Komentarze

img
MostarskiVelez • Piątek, 20 marca 2020, 14:23

Woda w Rabie robi sie brazowa czesto na wskutek opadow deszczu w gorach, natomiast bierze sie to z niesionej rzeka ziemi. Niekoniecznie jest to szkodliwe dla skory ; ) Wyznacznikiem sa badania SPENPIDU

Dodaj komentarz...



Przejażdżka

Czwartek, 8 lipca 2010 • Komentarze: 0

Aktywność
5 64 64
Data
8 lipca 2010
Czw. 18:39 21:00
Rower
Giant XTC
5 29 29
Kalorie
798kcal
Czas
2:08:05
67
855
0:34 0:25 0:10
Dystans
51.17km
60
942
10.89 12.92
Prędkość
23.97km/h
17
1042
19.1 30.5 61.7
Kadencja
76rpm
104
Tętno
134bpm
152
Przewyższenia
359m
45
678
       311
Nachylenie
+ 3.3% - 2.9%
+ 6.0 - 7.0
Temperatura
21.8°C
17.0 24.0

Spokojna przejażdżka południowymi opłotkami Krakowa a potem krótki "skok" do centrum i powrót. Jedynym wartym uwagi faktem jest to, że od dzisiaj całkowity tegoroczny dystans jest już większy od tego, który pokonałem w ubiegłym roku :).