Moje aktywności Outdoor

Tutaj znajdziesz opisy moich aktywności rowerowych na świeżym powietrzu, albo raczej na tzw. „świeżym powietrzu”, bo większość moich tras rowerowych leży nieopodal miejsca, o którym doskonale mówią słowa piosenki: „I odmiennym jakby rytmem u nas ludziom bije serce, choć dla serca nieszczególne tu powietrze (…)”.

Zmierzch lata

Czwartek, 26 sierpnia 2010 • Komentarze: 0

Aktywność
8 81 81
Data
26 sierpnia 2010
Czw. 16:22 19:40
Rower
Giant XTC
8 46 46
Kalorie
1199kcal
Czas
2:38:34
38
521
0:53 0:30 0:02
Dystans
61.08km
37
671
14.27 15.11
Prędkość
23.11km/h
36
1150
16.0 30.1 59.8
Kadencja
80rpm
102
Tętno
150bpm
187
Przewyższenia
679m
12
245
       376
Nachylenie
+ 4.8% - 4.4%
+ 14.0 - 12.0
Temperatura
21.7°C
20.0 25.0

Rżąka, Wielicka, Plac Bohaterów Getta, Dębniki, Salwator, Kopiec Kościuszki, Lasek Wolski, ZOO, Kopiec Piłsudskiego, Aleja Wędrowników, Księcia Józefa, Orla, Park Decjusza, Staropolska, Jodłowa, Szlak Twierdzy Kraków, Św. Bronisławy, Salwator, Bulwary Wiślane, Park AWF, Czyżyny, Plac Centralny, Mogiła, Rybitwy, Bieżanów, Rżąka.

Widok na Łęg z mostu Wandy
Widok na Łęg z mostu Wandy



Dwa światy

Niedziela, 22 sierpnia 2010 • Komentarze: 0

Aktywność
7 80 80
Data
22 sierpnia 2010
Niedz. 11:53 18:01
Rower
Giant XTC
7 45 45
Kalorie
2238kcal
Czas
5:22:10
1
16
1:34 0:55 0:00
Dystans
126.55km
1
32
27.27 28.24
Prędkość
23.56km/h
23
1089
17.3 30.3 59.8
Kadencja
78rpm
109
Tętno
142bpm
164
Przewyższenia
951m
6
108
       385
Nachylenie
+ 3.5% - 3.3%
+ 9.0 - 9.0
Temperatura
31.0°C
24.0 38.0

Ostatni dzień ostatniego upalnego weekendu lata. Błękitne niebo, gorący wulkan słońca, delikatne powiewy wiatru. Temperatura powyżej 30° w cieniu. Zastanawiałem się, jak mam spędzić ten dzień? Wiele się ostatnio wydarzyło. Wypłowiałe szare dni, które wyglądały niczym chińska podróbka życia, nabrały nagle głębokich barw, przeszły w inną rzeczywistość jak płaszczyzna, której dodano nowy wymiar i stała się przestrzenią. Siedziałem więc, zastanawiając się, czy miast trudów rowerowej wyprawy, nie wybrać wędrówki po krainie wyobraźni? Lecz czy jedno drugiemu przeszkadza? Mogę przecież połączyć świat ducha i ciała w jedną harmonijną hybrydę, dać upust emocjom, zamienić je w siłę, która pozwoli pokonać każde wzniesienie a tam, gdzie droga będzie wić się spokojnie pośród pól i lasów zielonych znaleźć czas, aby usłyszeć samego siebie.

A plan, biorąc pod uwagę pogodę, był ambitny. Miałem przecież pokonać ponad 100 km. Najpierw jednak musiałem dotrzeć na Salwator, gdzie „oficjalnie” rozpoczynała się zaprojektowana i zapisana w GPS trasa.

Ulica Księcia Józefa to chyba jedna z najładniejszych ulic Krakowa. Biegnąc równolegle do królowej rzek polskich, wyprowadza nas z miasta w kierunku zachodnim, mija położony wysoko na wzgórzu Zamek w Przegorzałach, gdzie mieści się kawiarnia i restauracja „U Ziyada”, w której oprócz znakomitych dań, można nacieszyć oczy wspaniałym widokiem na dolinę Wisły. Pokonując mini serpentyny minąłem Bielany, nad którymi górują dwie białe wieże eremu Kamedułów i pojechałem w kierunku Kryspinowa – ulubionego bajorka Krakusów. Tam musiałem znacznie zwolnić. Po obu stronach drogi było mnóstwo zaparkowanych samochodów, spomiędzy których wypełzały tabuny półnagich istot w sobie tylko znanym kierunku, nie bacząc na to, czy drogą coś jedzie czy nie. Wokoło unosił się specyficzny bukiet zapachowy grillowanego mięsa, olejku do opalania, piwa i benzyny. W końcu jednak udało mi się przedrzeć i dojechawszy do Cholerzyna, popędziłem dalej na zachód. Słowo „popędziłem” jest względne, gdyż słoneczko operowało mocno, o cieniu mogłem zapomnieć, wiatr był jedynie symboliczny a temperatura oscylowała w okolicach 38°. Musiałem więc ostrożnie dysponować zapasami mocy, aby starczyło jej na dalszą część trasy, zwłaszcza, że już za chwilę rozpoczynały się podjazdy. Kolejne kilometry to „falowanie i spadanie” niczym „Raz-dwa, raz-dwa” zespołu Maanam. Czułów, Głuchówki, Zalas, Regulice. Podjazd i zjazd, podjazd i zjazd. Słońce przygrzewało. Kurczył się i tak większy niż zwykle zapas wody mineralnej. W Regulicach zrobiłem zatem małą przerwę, wlałem w siebie ponad dwa litry życiodajnego płynu, który przez kolejne kilometry radośnie bulgotał w brzuchu. Na dodatek droga zmieniła nieco charakter i wiodła teraz przez las. Było nieco łatwiej i wkrótce dotarłem do Chrzanowa – celu dzisiejszej wyprawy.

W Chrzanowie zatrzymałem się na chwilę na tamtejszym rynku. A jest to rynek do innych niepodobny, nowoczesny, z wodą płynącą rozbudowaną siecią kanalików, która niczym magnes przyciąga przyszłość tego narodu. Dzieciaki więc pluskają się beztrosko, chlapią i krzyczą nadając temu miejscu iście sielankowy klimat. Żadnej wojny o krzyż, żadnej podwyżki VAT’u – ot zwyczajne beztroskie popołudnie szczęśliwego małopolskiego społeczeństwa.

Skorzystałem z zapasu bananów oraz batonów i po tym zaimprowizowanym naprędce „obiedzie”, wsiadłem ponownie na rower. O ile pierwsza część drogi wiodła na południe od najdroższej autostrady nowoczesnej Europy (Kraków-Katowice) o tyle droga powrotna miała poprowadzić mnie jej północną stroną.

Ta część trasy była idealna na upały. Ponad 20 km drogi wiodło przez las. Próżno byłoby szukać na niej stromych podjazdów - po prostu pełny relaks. Jechałem więc spokojnie, delektując się pięknem, ciszą i aromatem leśnej przyrody. Tutaj nareszcie mogłem znaleźć czas dla ducha i spróbować okiełznać rozproszone myśli, które niczym dzikie rumaki wiły się bezładnie na nieskończonych stepach wyobraźni. Upływał czas, nogi pracowały monotonnie niczym maszyna, mijał kilometr za kilometrem. Promienie słońca tańczyły pomiędzy drzewami w rytm muzyki wiatru a magiczne cienie pieściły ścieżkę niewyczuwalnym lecz widocznym dotykiem. Przemierzałem inny świat. Odległy od cywilizacji, ale jednocześnie tak bliski.

Wszystko co dobre ma wszakże swój koniec. Las się skończył a mnie pozostał asfalt aż do Zabierzowa. Potem szybki skok do Rząski i powrót ulicą Balicką do Krakowa. Mały kryzys miałem dopiero 10 km przed domem. Usiadłem więc na ławce nieopodal Wawelu, by złapać nieco tchu. Pochłonąłem ostatni batonik i spokojnie wróciłem do domu.

Wchodząc do mieszkania, tęsknie spojrzałem na różę. I niczym Mały Książę nie mogłem powstrzymać słów zachwytu:

- Jakaż pani jest piękna!
- Prawda odpowiedziała róża cichutko.
- Urodziłam się równocześnie ze słońcem.



Rzut oka z oddali na Alwernię
Rzut oka z oddali na Alwernię
Rynek w Chrzanowie
Rynek w Chrzanowie
Kościół w Chrzanowie
Kościół w Chrzanowie
Droga przez las - inny świat
Droga przez las - inny świat
To już chyba ostatnie upalne popołudnie tego lata
To już chyba ostatnie upalne popołudnie tego lata



Przejażdżka

Sobota, 21 sierpnia 2010 • Komentarze: 0

Aktywność
6 79 79
Data
21 sierpnia 2010
Sob. 14:59 19:07
Rower
Giant XTC
6 44 44
Kalorie
1294kcal
Czas
2:58:20
23
404
0:43 0:30 0:00
Dystans
74.37km
16
446
15.22 15.42
Prędkość
25.03km/h
9
876
20.9 30.2 50.1
Kadencja
78rpm
104
Tętno
146bpm
169
Przewyższenia
518m
27
393
       297
Nachylenie
+ 3.4% - 3.3%
+ 9.0 - 7.0
Temperatura
25.7°C
21.0 35.0

To miała być krótka wycieczka wiodąca krakowskimi ulicami. Jednak na skutek splotu niespodziewanych zdarzeń, musiałem znaleźć czas, aby w ciszy i w spokoju wsłuchać się w swoje myśli, co niekoniecznie jest możliwe w wielkim mieście.

Najpierw jednak przejechałem przez Bonarkę, Podgórze i Kazimierz. Potem lawirując wśród mrowia turystów minąłem Wawel i jadąc wzdłuż Plant skręciłem w ulicę Piłsudskiego. Jechałem w stronę Błoń, na których zbudowano wielki obóz, w którym harcerze świętują setną rocznicę istnienia. Łza się w oku zakręciła, gdy przypomniałem sobie moją przygodę z harcerstwem, wiosenne i jesienne rajdy, ogniska, zbiórki. Inny to był czas, inne miejsce, ale duch ten sam…

Potem przejechałem przez Wolę Justowską i jadąc ulicą Olszanicką przejechałem ponad autostradą by skręcić w stronę Balic. Nie dojechałem jednak do nich, tylko skręciłem na zachód w stronę ogródków działkowych. I tam nareszcie znalazłem się na peryferiach cywilizacji. Mogłem spokojnie i bezpiecznie uciec myślami od banału codzienności, włączyć pierwiastek marzeń uzupełniony pragnieniami, znaleźć się daleko stąd. Wokół panowała cisza, której nie mąciły nawet startujące co jakiś czas samoloty.

Jechałem więc spokojnie wzdłuż ogrodów działkowych, przejechałem przez Morawicę, dotarłem do Aleksandrowic. Liczyłem, że pokonując wiadukt ponad autostradą dotrę w końcu do ulicy Balickiej. Niestety przeliczyłem się. Wiadukt jest remontowany i musiałem zawrócić. Nie chcąc wracać tą samą drogą, pojechałem na północny-zachód lecz wkrótce stwierdziłem, że nie był to najlepszy pomysł i zawróciłem. Chcąc nie chcąc jechałem więc tą samą drogą, co poprzednio, ale tym razem skierowałem się na Cholerzyn oraz Kryspinów, gdzie musiałem bardzo uważać, aby nie wjechać w tłum plażowiczów, którzy miast wykorzystać ostatni gorący weekend lata i leżeć na plaży, urządzali sobie romantyczne spacery środkiem asfaltowej drogi.

Po raz kolejny minąłem autostradę i powróciłem do rzeczywistości. Jeszcze tylko Salwator, Bulwary Wiślane, Podgórze, Wielicka i znalazłem się w domu.

Pomnik w Bonarce na miejscu byłego obozu koncentracyjnego
Pomnik w Bonarce na miejscu byłego obozu koncentracyjnego
Park Decjusza
Park Decjusza
Wisła w okolicach Salwatora
Wisła w okolicach Salwatora



Park Witkowicki

Piątek, 20 sierpnia 2010 • Komentarze: 0

Aktywność
5 78 78
Data
20 sierpnia 2010
Pt. 17:27 21:01
Rower
Giant XTC
5 43 43
Kalorie
1082kcal
Czas
2:17:45
58
726
0:21 0:19 1:10
Dystans
56.49km
50
773
7.43 8.69
Prędkość
24.60km/h
14
950
21.1 26.7 42.0
Kadencja
77rpm
103
Tętno
154bpm
177
Przewyższenia
280m
69
886
       235
Nachylenie
+ 3.8% - 3.2%
+ 8.0 - 6.0
Temperatura
19.5°C
15.0 23.0

Dziesięć dni przerwy zrobiło Chociaż miałem niezłe tempo, chociaż nie czułem zmęczenia, to ponad 80% całej trasy było w III strefie tętna.

Trasa wiodła ulicami Krakowa z docelowym punktem w Parku Witkowickim, gdzie znajomi z pracy urządzili wieczorno-nocne ognisko.



Przejażdżka

Wtorek, 10 sierpnia 2010 • Komentarze: 0

Aktywność
4 77 77
Data
10 sierpnia 2010
Wt. 16:13 20:07
Rower
Giant XTC
4 42 42
Kalorie
1230kcal
Czas
2:48:15
33
461
0:43 0:34 0:00
Dystans
70.75km
23
515
14.19 17.67
Prędkość
25.23km/h
5
834
19.7 30.4 52.4
Kadencja
79rpm
106
Tętno
147bpm
175
Przewyższenia
526m
26
378
       346
Nachylenie
+ 3.7% - 3.0%
+ 11.0 - 7.0
Temperatura
24.8°C
19.0 36.0

Tym razem nie mam pomysłu na opis wycieczki. Pokręciłem się tu i tam, zaliczyłem m.in. Lasek Wolski, starałem się nie oszczędzać i chyba przesadziłem trochę z tętnem. Ale było warto :).



Cichosza

Czwartek, 5 sierpnia 2010 • Komentarze: 0

Aktywność
3 76 76
Data
5 sierpnia 2010
Czw. 16:45 20:10
Rower
Giant XTC
3 41 41
Kalorie
1347kcal
Czas
3:11:02
19
353
0:48 0:30 0:00
Dystans
78.45km
12
415
15.69 15.83
Prędkość
24.64km/h
13
941
19.3 30.8 54.8
Kadencja
80rpm
106
Tętno
144bpm
167
Przewyższenia
593m
18
306
       344
Nachylenie
+ 3.8% - 3.8%
+ 11.0 - 8.0
Temperatura
22.3°C
20.0 25.0

To miała być krótka przejażdżka, o której miałem jedynie zapisać, że się odbyła i nic ponadto. Jednak po przymusowych, spowodowanych kiepską pogodą, dwóch dniach wypoczynku, jechało mi się tak dobrze, że zamiast małej rozgrzewki zrobiła się z tego miejska „epopeja”. Nawet niekoniecznie miejska, bo od czasu do czasu opuszczałem granice administracyjne Stołecznego Królewskiego Miasta Krakowa.

Po drodze nie spotkałem ani Mickiewicza, ani Miłosza, nie było Słowackiego i Tuwima. Samozwańców i rokoszan także nie widziałem, nie mówiąc już o kosmonautach i papieżach. Po prostu cichosza…

Dwa rumaki
Dwa rumaki
Kapliczka Matki Boskiej od Wędrowców w Lasku Wolskim
Kapliczka Matki Boskiej od Wędrowców w Lasku Wolskim
Po „Zimnym Lechu” nadszedł czas na bardziej „wielkanocną” formę reklamy
Po „Zimnym Lechu” nadszedł czas na bardziej „wielkanocną” formę reklamy
Chwila, która trwa, może być najlepszą z Twoich chwil, najlepszą z Twoich chwil...
Chwila, która trwa, może być najlepszą z Twoich chwil, najlepszą z Twoich chwil...



Niepołomice

Poniedziałek, 2 sierpnia 2010 • Komentarze: 0

Aktywność
2 75 75
Data
2 sierpnia 2010
Pon. 17:21 19:30
Rower
Giant XTC
2 40 40
Kalorie
798kcal
Czas
1:58:53
73
971
0:21 0:17 0:00
Dystans
49.88km
66
1015
7.05 8.25
Prędkość
25.18km/h
6
843
20.0 28.9 56.4
Kadencja
80rpm
102
Tętno
139bpm
158
Przewyższenia
247m
76
972
       247
Nachylenie
+ 3.5% - 2.9%
+ 8.0 - 7.0
Temperatura
27.8°C
24.0 31.0

Dzisiaj nic nie poszło tak, jak powinno. Pierwotnie planowałem dłuższą trasę. Nie wiem, czy to skutki upału czy odczuwam zmęczenie po dniu wczorajszym, ale wyjątkowo ciężko mi się jechało. W Szarowie zdecydowałem więc, że skracam trasę i wracam do domu.



Korzkiew

Niedziela, 1 sierpnia 2010 • Komentarze: 0

Aktywność
1 74 74
Data
1 sierpnia 2010
Niedz. 16:24 20:15
Rower
Giant XTC
1 39 39
Kalorie
1432kcal
Czas
3:20:15
14
315
0:54 0:34 0:00
Dystans
82.94km
8
368
17.43 17.74
Prędkość
24.85km/h
11
902
19.2 31.0 59.6
Kadencja
81rpm
129
Tętno
145bpm
166
Przewyższenia
610m
16
294
       331
Nachylenie
+ 3.5% - 3.5%
+ 17.0 - 11.0
Temperatura
26.0°C
22.0 30.0

Pobiwszy rekord długości rozmowy telefonicznej od 23:45 do 4:58, obawiałem się, że dzisiejsza wycieczka będzie mieć wyjątkowo spokojny charakter. Sądziłem, że popołudniu pojawią się pierwsze szczypty piasku pod powiekami, co skutecznie zniechęci mnie do dłuższej eskapady. Dodatkowo miałem dziwne wrażenie zawieszenia pomiędzy jawą i snem, co oprócz bujania w obłokach było zapewne spowodowane faktem raczej krótkiego snu, gwałtownie przerwanego przez kościelnego organistę, który o ósmej rano zaczął propagować swój wątpliwy talent za pośrednictwem głośnika megafonem zwanego. Dźwięki owe obudziłyby umarłego i mogłyby zwiększyć odsetek zmartwychwstań, gdyby organista zamienił kościół na cmentarną kaplicę. Niestety z niejasnych pobudek, gdzie słowo „pobudka” ma istotne znaczenie, organista na pomysł taki nie wpadł i co tydzień funduje nam – mieszkańcom, poranki z cyklu „Muzyczne fascynacje Pinokia czyli nierozerwalny związek drewna i ucha”. Wczesnym popołudniem chwyciłem się ostatniej deski ratunku a raczej dwóch ostatnich desek ratunku w postaci kaw, potocznie zwanych siekierami, które oprócz podniesienia ciśnienia (proszę nic nie mówić mojemu lekarzowi) skutecznie wypłukały wszystkie ziarenka piasku spod powiek. Pełen energii rzuciłem więc sam sobie hasło: Korzkiew.

Korzkiew to mała podkrakowska wieś, odległa od Krakowa około 12 km na północ. Znajduje się w niej siedemnastowieczny kościółek oraz zamek, którego historia sięga wieku czternastego. Trasa wydawała się idealna na dzisiejszy upalny dzień. Nie za długa, nie za krótka a przede wszystkim wpisywała się w mój pomysł odwiedzania małopolskich zamków.

Pomysł więc był i oczywiście był też jeden problem. Korzkiew leży na północ od Krakowa a ja mieszkam na południowo-wschodnim jego krańcu. Musiałem zatem przejechać przez całe miasto – a dzisiaj jest niedziela… Co to oznacza? Ano mniej więcej to, że w ramach mody na zdrowy tryb życia, w ramach mody na pedałowanie – i bynajmniej nie mam na myśli parad równości – ścieżki rowerowe, chodniki i ulice są pełne rodzin, rekreacyjnie podążających ku zdrowemu jutru. Trudno więc było liczyć, że szybko znajdę się po drugiej stronie miasta. Aby nie umrzeć z nudów, obserwowałem więc wspomniane grupy cyklistów.

Schemat jest mniej więcej jednakowy. Na samym przedzie głowa rodziny jedzie ;). Głowa rodziny, czyli pan i władca albo, jak kto woli, mąż i ojciec. W większości przypadków, lider grupy wygląda niczym Lis Pustyni - feldmarszałek Rommel w swym dowódczym czołgu. To on kieruje grupą, wskazuje cele, wyznacza kierunki natarcia, nadaje odpowiedni rytm. Za feldmarszałkiem w pokornym szyku jadą jego dzieci począwszy od najstarszego do najmłodszego. Kolumnę wojsk zamyka jednoosobowy oddział zaopatrzenia w postaci żony feldmarszałka, pełniącej zarazem odpowiedzialną funkcję pierwszego ogniska oporu w przypadku – uchowaj Boże – kolizji z katamaranem, czyli w żargonie motocyklistów, samochodem.

Zauważyłem, że charakter wspomnianych procesji można podzielić na trzy rodzaje. Dobrowolne, przymusowe oraz mieszane. Dobrowolne to te, gdzie na twarzach wszystkich członków grupy maluje się radość. Przymusowe to takie, gdzie tylko lider jest uśmiechnięty a cała reszta wygląda tak, jakby zmierzała w stronę hadesu. Grupa mieszana to połączenie radości niektórych jej członków z cierpieniem pozostałych.

Socjologiczno filozoficzne obserwacje zakończyłem na ulicy Łokietka, która wyprowadziła mnie z Krakowa na północ. Początkowo droga była mało interesująca. Ciekawie zaczęło się robić dopiero w okolicach Giebułtowa. Droga zaczęła przypominać kolejkę górską, wijąc się raz w lewo a raz w prawo, wznosząc się lub opadając gwałtownie o kilkadziesiąt metrów. W Giebułtowie zatrzymałem się na chwilę, aby uwiecznić na fotografii piękny późnorenesansowy kościół św. Idziego, zbudowany na początku XVII wieku.

Niedługo później dotarłem do wsi Korzkiew. Tutaj czekały na mnie dwa cele. Pierwszym był siedemnastowieczny kościół pod wezwaniem Narodzenia św. Jana Chrzciciela. Jak to dawniej bywało, kościół nie został wybudowany w dolinie, lecz na górze, przybliżając śmiertelnikom drogę do nieba, tudzież pokazując niezmierzony majestat Boga. A wierzcie mi, że góra jest solidna! Droga wiodąca na szczyt jest wąska i pokryta kostką brukową. Po obu jej stronach rosną drzewa a sceneria przywodzi na myśl Golgotę. Zamiast chodnika są schody, co od razu wzbudziło moje podejrzenie, że podjazd do łatwych należeć nie będzie a porównanie z Golgotą może okazać się nad wyraz trafne. Poprzednio ekscytowałem się podjazdem do krakowskiego zamku w Przegorzałach, zachwycając się 13-to procentowym nachyleniem. Tymczasem ów podjazd okazał się ledwie skromnym pagórkiem w porównaniu z drogą wiodącą do korzkiewskiego kościółka. Tuż przed samym szczytem czekało na mnie 20-to procentowe nachylenie, które daje wrażenie, że jeśli odchylisz się do tyłu, to razem z całym majdanem (czyt. rowerem) polecisz w dół, polerując przy okazji kostkę brukową. Pochyliłem się przeto do przodu i naciskając mocno na pedały obserwowałem z niepokojem wędrówkę mojego tętna ku granicy mroczków przed oczami i zapewniam, że nie chodzi mi o serial „M jak miłość”. Wentylując olbrzymie objętości czystego wiejskiego powietrza dotarłem jednak na szczyt, gdzie urządziłem sobie krótką acz zupełnie zrozumiałą w tych warunkach przerwę w podróży. Patrząc na kościół zauważyłem, że nie dotarły tutaj dotacje z Unii Europejskiej, ani żadna archidiecezjalna pomoc a na składki z tacy chyba nie ma co liczyć, bo wieś na majętną nie wygląda. A szkoda, bo przydałoby się wyremontować owo magiczne miejsce, w którym czas się zatrzymał, a jego spokój zdaje się przenikać do duszy zabłąkanych tutaj wędrowców. Nucąc pod nosem „nic, nie musisz mówić nic”, ściągnąłem swoją głowę i myśli sponad chmur, popatrzyłem jeszcze raz na milczące świadectwo wiary minionych pokoleń, wsiadłem na rower i dzięki zjawisku tarcia pomiędzy klockami hamulcowymi a tarczami, bezpiecznie zjechałem ze wzgórza.

Drugim celem był zamek, do którego podjazd był nad wyraz łagodny. Leśny dukt nagle skończył się i przed oczami pojawiła się zwarta budowla. W Wikipedii przeczytałem, że historia zamku sięga wieku XIV a sam zamek wielokrotnie zmieniał właścicieli. Obecnie trwają prace konserwacyjne i rekonstrukcyjne. W zamku mieści się hotel a unoszący się zapach strawy sugerował, że przebywający tam goście nie narzekają na głód. Zaiste nie masz większej tortury nad zapach jadła, gdy brzuch pusty. Zrobiłem szybko kilka zdjęć i czym prędzej popędziłem przez las rozpoczynając drogę powrotną.

Do Krakowa dojechałem od strony ulicy Pachońskiego. A że wieczór był ciepły i przyjemny a sam miałem o czym rozmyślać, nie wróciłem od razu do domu lecz nieco okrężną drogą pojechałem do Rząski, potem do Balic, skręciłem w ulicę Olszanicką i jadąc przez Wolę Justowską dotarłem na Salwator. Jeszcze Bulwary Wiślane, rzut oka i obiektywu na zachód słońca i spokojny, nieco nudny bo rutynowy powrót. Przyjechałem w dobrym momencie. Kilkanaście minut wcześniej, wspomniany na początku organista, skończył ostatni tego dnia „koncert”…

Kościół w Giebułtowie
Kościół w Giebułtowie
Kościół w Korzkwi - miejsce, gdzie zatrzymał się czas
Kościół w Korzkwi - miejsce, gdzie zatrzymał się czas
Widok z dziedzińca na zamkową wieżę
Widok z dziedzińca na zamkową wieżę
Wjazd na zamek - niestety pod słońce
Wjazd na zamek - niestety pod słońce
Powoli kończy się kolejny dzień
Powoli kończy się kolejny dzień