Moje aktywności Outdoor

Tutaj znajdziesz opisy moich aktywności rowerowych na świeżym powietrzu, albo raczej na tzw. „świeżym powietrzu”, bo większość moich tras rowerowych leży nieopodal miejsca, o którym doskonale mówią słowa piosenki: „I odmiennym jakby rytmem u nas ludziom bije serce, choć dla serca nieszczególne tu powietrze (…)”.

Rok miniony

Sobota, 31 grudnia 2011 • Komentarze: 0

Aktywność
9 188 283
Data
31 grudnia 2011
Sob. 15:01 17:22
Rower
Giant Boulder
1 46 88
Kalorie
1067kcal
Czas
2:09:43
96
832
0:16 0:14 1:35
Dystans
50.93km
112
955
5.67 6.46
Prędkość
23.57km/h
137
1080
20.3 26.3 37.3
Kadencja
78rpm
106
Tętno
148bpm
168
Przewyższenia
199m
139
1110
       238
Nachylenie
+ 3.5% - 3.3%
+ 5.0 - 6.0
Temperatura
1.4°C
1.0 3.0

Ostatni dzień roku prowokuje do wspomnień. Minęło kolejne 365 dni, które przyniosły nowe doświadczenia, sukcesy, porażki, radości, smutki i wszystko to, z czego składa się życie. Postanowiłem zrobić taki skromny bilans minionego roku podczas dzisiejszej przejażdżki. Niesprzyjająca aura nie zatrzymała mnie w domu i zaraz po obiedzie wskoczyłem na rower.

Dzisiaj jechałem na drugim – „zimowym” - rowerze. Giant XTC będzie „odpoczywał” aż do wiosny. Początkowo padał drobny śnieg, ale opady szybko się skończyły. Było jednak mokro i dosyć ślisko. Jechałem na zupełnie nowych i niedotartych oponach, więc musiałem zachować szczególną ostrożność.

To ostatnia przejażdżka w tym roku, który od strony „rowerowej” był dla mnie niezwykle udany. Przejechałem prawie jedenaście tysięcy kilometrów, czyli dwa razy więcej niż rok wcześniej. Były tylko dwa takie tygodnie, w które ani razu nie wybrałem się na przejażdżkę. Zaliczyłem też kilkanaście dłuższych i bardzo ciekawych wyjazdów. Odwiedziłem miejsca, do których zapewne nigdy nie dotarłbym w żaden inny sposób. Zobaczyłem jak zmienia się Polska. Nie tylko w okolicach wielkich budów, ale w tych najmniejszych miejscowościach, niegdyś zaniedbanych, a dzisiaj czystych i rozkwitających. Wielokrotnie znajdowałem spokój i odskocznię od codzienności wśród pięknej, nieskażonej cywilizacją, bujnej przyrody. Każda pogoda była dobra. Powieki zamarzały przy -10° C, ale wylewałem także litry potu przy +40° C. Niestraszny był śnieg, deszcz lub przeciwnie – susza. Jeździłem po asfalcie i bezdrożach, po łąkach i przez las. Pokonywałem płaskie trasy, ale zdarzały się także podjazdy o 19% nachyleniu. To właśnie ta różnorodność sprawia, że „cykloza” rozwija się w najlepsze, że w mojej pasji ciągle znajduję coś świeżego, nowego, radosnego. Mam nadzieję i tego sobie życzę, że kolejne, tym razem 366 dni, przyniesie jeszcze więcej wspaniałych wrażeń.

Wszystkim Wam, którzy choć raz zabłądziliście na mój blog, życzę wielu cudownych chwil w Nowym Roku, sukcesów i radości, pogody ducha i osiągnięcia prawie wszystkiego, o czym marzycie. Dlaczego prawie wszystkiego? Bo przecież coś musi pozostać na kolejne lata ;).


Skała Papieska na Błoniach
Skała Papieska na Błoniach
Aleja 3 Maja
Aleja 3 Maja



Priorytety

Środa, 28 grudnia 2011 • Komentarze: 0

Aktywność
8 187 282
Data
28 grudnia 2011
Śr. 20:21 21:57
Rower
Giant XTC
8 142 195
Kalorie
687kcal
Czas
1:32:29
177
1210
0:09 0:08 1:36
Dystans
38.43km
176
1223
3.23 3.72
Prędkość
24.94km/h
77
885
21.0 25.9 37.3
Kadencja
77rpm
104
Tętno
139bpm
167
Przewyższenia
136m
177
1261
       254
Nachylenie
+ 4.2% - 3.3%
+ 5.0 - 5.0
Temperatura
- 0.2°C
- 1.0 1.0

Cisza zapadła na moim blogu i niektórzy zaczęli podejrzewać, że zniszczenie licznika miało istotny wpływ na ten stan rzeczy. To tylko strata materialna. Prawdziwa przyczyna była zupełnie inna.

16 grudnia mój synek trafił do szpitala z podejrzeniem zapalenia wyrostka robaczkowego. Podejrzenie okazało się ze wszech miar słuszne, więc młody pacjent trafił na stół operacyjny. Każda operacja jest połączona z ryzykiem, więc trudno powiedzieć, abym się nie denerwował, ale ogólnie byłem raczej spokojny, bo przecież to rutynowy zabieg. I takim był w istocie, ale… Ale już na drugi dzień pojawiła się gorączka i kaszel. Lekarze uspokajali, że to normalne, że tak może być. Nie zdziwił ich nawet fakt, że syn zaczął mieć problemy z oddychaniem. Płuca są czyste – twierdziło po kolei kilku lekarzy, zrobiwszy użytek ze stetoskopu, z którym dumnie paradują po szpitalnych korytarzach, aby odróżnić się od tzw. średniego personelu medycznego. Przeprowadzono badanie krwi, które wykazało infekcję bakteryjną. Jeśli płuca są w porządku, to jedynym podejrzanym staje się rana pooperacyjna, o to już nie wygląda wesoło. Jednak rana goiła się poprawnie i nic nie wskazywało, aby mogła być przyczyną infekcji.

Po trzech dniach zaczęliśmy domagać się, aby syna „posłuchał” pulmonolog. Na chłopski rozum wszystko bowiem wskazywało na płuca. Ale „wszechwiedzący” lekarze bardzo nie lubią, gdy jakiś laik mówi im, co mają zrobić. Z wyraźną niechęcią i insynuacjami, że nikt ich nie będzie pouczał, co mają zrobić, na sali pojawił się pulmonolog. Przyłożył słuchawkę do pleców syna i po chwili wiedzieliśmy już wszystko. Zapalenie płuc. Jak to możliwe, że nikt nie wykrył go wcześniej. Okazało się, że „banda kretynów” istotnie nic nie słyszała, bo… nic nie było słychać, ale nie dlatego, że płuca były zdrowe, ale właśnie dlatego, że były chore. U zdrowego człowieka słychać szmer pęcherzykowy, a gdy w płucach jest poważny stan zapalny, to po prostu przestają powoli się napowietrzać i ich nie słychać. Gdyby wysłać tych idiotów do kostnicy, to zapewne stwierdziliby, że wszyscy tam przebywający są idealnie zdrowi.

Potem sprawy potoczyły się już szybko. Badanie RTG wykazało ciężkie zapalenie płuc. Syn został przeniesiony na Oddział Pulmonologii, a terapia antybiotykowa najpierw zatrzymała, a potem zaczęła cofać rozwój choroby. W najbliższy piątek miną dwa tygodnie i jest szansa, że syn opuści szpital.

W tej sytuacji jakoś nie miałem ani nastroju, ani czasu, aby wsiąść na rower i odstresować się. Wszystkie plany i zamierzenie wzięły w łeb, bo coś okazało się po prostu ważniejsze. I dopiero dzisiaj, gdy już wiem, że wszystko zmierza do szczęśliwego końca, wsiadłem na rower i wybrałem się na krótką przejażdżkę po Krakowie. Wyjechałem po dwudziestej, więc nie mogłem za bardzo zaszaleć, ale po tak długiej przerwie każdy przejechany kilometr dał mi wiele radości.



Pech

Środa, 14 grudnia 2011 • Komentarze: 0

Aktywność
7 186 281
Data
14 grudnia 2011
Śr. 17:21 18:21
Rower
Giant XTC
7 141 194
Kalorie
507kcal
Czas
1:00:00
186
1526
0:15 0:09 1:00
Dystans
25.00km
185
1655
5.00 5.00
Prędkość
25.00km/h
76
873
20.0 33.0 39.5
Kadencja
76rpm
108
Tętno
141bpm
162
Przewyższenia
132m
179
1267
       242
Nachylenie
+ 2.6% - 0.0%
+ 6.0 - 6.0
Temperatura
4.0°C
3.0 6.0

Dzisiejsza przejażdżka miała być spokojna i przyjemna. Była taka do pewnego momentu…

Na ulicy Kamiennej zatrzymałem się przed zamkniętym przejazdem kolejowym. Przekręciłem licznik w podstawce, aby wyłączyć go – poprzedni model ROX’a „lubił” tracić dane, gdy podczas postoju zostawiło się go w stanie aktywnym. Nowy model nie ma już tej przypadłości, ale przyzwyczajenie wzięło górę. Długo czekałem zanim przejadą dwa pociągi. Zapory zostały podniesione. Energicznie ruszyłem, przejechałem kilkanaście metrów i… usłyszałem, jak coś upada na asfalt. Wtedy uświadomiłem sobie, że nie zablokowałem licznika w podstawce. Odwróciłem się i zauważyłem, jak zgodnie z prawami Murphy’ego licznik odbija się od asfaltu i wpada dokładnie pod koła jadącej ciężarówki. Zrezygnowany zatrzymałem się i poszedłem poszukać tego, co pozostało z licznika. Nie było czego ratować. Popękana szybka, zmiażdżony wyświetlacz, wgnieciony tył obudowy. Włożyłem „zwłoki” do kieszeni i w nie najlepszym nastroju wróciłem do domu.

W pewnym sensie niemiecki produkt okazał się pancerny. Po podłączeniu do komputera udało się odczytać dane wycieczki. Ale to koniec dobrych informacji. Jestem w plecy kilka stów, a pretensje mogę mieć wyłącznie do siebie. Nauka na własnych błędach jest najbardziej skuteczna, ale niestety najdroższa.


Niemiecka technologia po spotkaniu z ciężarówką
Niemiecka technologia po spotkaniu z ciężarówką



Szybko mija czas

Wtorek, 13 grudnia 2011 • Komentarze: 0

Aktywność
6 185 280
Data
13 grudnia 2011
Wt. 16:36 18:40
Rower
Giant XTC
6 140 193
Kalorie
858kcal
Czas
1:54:16
142
1036
0:14 0:14 2:04
Dystans
44.19km
151
1099
5.23 5.77
Prędkość
23.20km/h
156
1130
21.0 24.7 36.5
Kadencja
76rpm
112
Tętno
139bpm
159
Przewyższenia
187m
152
1149
       240
Nachylenie
+ 3.6% - 3.3%
+ 6.0 - 6.0
Temperatura
1.9°C
0.0 3.0

Obudziłem się jak zwykle o 5:00. Krótka wizyta w łazience, a potem szybkie, skromne śniadanie. Włączyłem telewizor i obejrzałem skrót wiadomości. 13 grudnia. Dzień, jak każdy inny. A przecież trzydzieści lat temu poranek wyglądał zupełnie inaczej…

Obudziłem się w niedzielny poranek. Zaspany sięgnąłem ręką za wersalkę i nacisnąłem włącznik radioodbiornika Jowita. Usłyszałem szum. W poszukiwaniu „Trójki” pokręciłem gałką dostrojenia częstotliwości. Bez skutku. Dałem za wygraną i zamiast radia włączyłem równie zaawansowany sprzęt audio, czyli magnetofon kasetowy Kapral. Po chwili z pojedynczego głośnika – był to sprzęt monofoniczny – popłynęły dźwięki płyty „Time” mojego ulubionego zespołu The Electric Light Orchestra. Przymknąłem oczy i ciągle leżąc w ciepłej pościeli, słuchałem muzyki.

Minął jakiś czas. Usłyszałem przekręcany w zamku klucz. Jak w każdą niedzielę, tato wracał właśnie z porannej mszy. Jednak tym razem wpadł zdenerwowany do mieszkania i krzyknął „wojna!”. Mimo wszystko, dla chłopaka wychowanego na „czterech pancernych” i „kapitanie Kloss’ie”, wojna była czymś absolutnie abstrakcyjnym. A w tamtej właśnie sobie pomyślałem, że oto skończył się czas mojego beztroskiego dzieciństwa. Włączyliśmy telewizor. Na czarno-białym ekranie generał zwracał się do obywatelek i obywateli, mówiąc coś o jakimś ciężarze odpowiedzialności i o przepaści, nad którą stanęła Polska. Dotarło do mnie, że nikt na nas nie napadł, a potem uświadomiłem sobie, że to koniec niepodległościowego zrywu, że nie ma już Solidarności, że znienawidzona komuna pozostanie wiodącą siłą narodu.

Czy wtedy miałem świadomość, że jestem świadkiem historii? Czy zdawałem sobie sprawę z wagi ówczesnych zdarzeń? Myślę, że nie i sądzę, iż na początku niewielu ludzi zdawało sobie z tego sprawę. Popołudniu ogłoszono, że szkoły chwilowo pozostaną zamknięte i nie będę udawał, że się tym zmartwiłem. Już następnego dnia w moim domu rozgrywaliśmy z kolegami turniej ping ponga. Nie wiem, które miejsce zająłem w grupie czterech zawodników, ale z perspektywy czasu mogę teraz powiedzieć, że była to chyba ostatnia beztroska zabawa. Chcąc nie chcąc, rozpocząłem przyspieszony kurs dojrzewania.

Mijały pierwsze dni i tygodnie, a my - czyli ja, moi koledzy i w ogóle moje pokolenie - szybko dostosowaliśmy się do nowych warunków. Jako symbol oporu i braku akceptacji dla władz PRL’u, nosiliśmy w koszulach wpięte rezystory. Ponieważ pasjonowałem się elektroniką, więc byłem ich stałym dostawcą ;). Zrazu nieśmiało, a potem coraz głośniej wyrażaliśmy publicznie swoje poglądy. Wysoko wznosiliśmy dłonie w geście zwycięstwa, nikt nie wstydził się śpiewać „Boże, coś Polskę”. Wtedy naprawdę byliśmy jednością, siłą, której tak bardzo bali się komuniści. W codziennym życiu także dawaliśmy sobie radę, przyzwyczailiśmy się do pustych sklepów, do braku wszystkiego i nauczyliśmy się „kombinować”. Niczego nie było, a wszyscy mieli wszystko – polski paradoks.

Minęły miesiące, lata i okazało się, że nie sposób zatrzymać narodu, który choć przez moment poczuł smak wolności. Upadek gnijącej władzy coraz słabiej wspieranej przez imperium zła był tylko kwestią czasu.

W tym miejscu powinna znaleźć się jakaś puenta, zgrabne podsumowanie. Ale do głowy przychodzi mi tylko jedna myśl. Trzydzieści lat – cholera, jak to szybko minęło…


Dzisiejsza przejażdżka przyniosła właśnie takie przemyślenia.



Po mieście

Niedziela, 11 grudnia 2011 • Komentarze: 0

Aktywność
5 184 279
Data
11 grudnia 2011
Niedz. 14:53 17:01
Rower
Giant XTC
5 139 192
Kalorie
797kcal
Czas
1:59:34
126
954
0:17 0:15 1:23
Dystans
46.29km
138
1053
5.88 6.43
Prędkość
23.23km/h
152
1124
20.5 25.2 46.0
Kadencja
75rpm
105
Tętno
130bpm
151
Przewyższenia
211m
129
1068
       244
Nachylenie
+ 3.6% - 3.3%
+ 6.0 - 6.0
Temperatura
0.0°C
- 3.0 3.0

Tak jak wczoraj, wczesnym popołudniem wybrałem się na przejażdżkę. Jednak dzisiaj musiałem bardzo uważać. Po wczorajszych opadach deszczu w niektórych miejscach było bardzo ślisko. Nietrudno było o wywrotkę, zwłaszcza, że przyzwyczajony jestem do używania przedniego hamulca. Muszę o nim zapomnieć przez najbliższe miesiące.


Klimatycznie…
Klimatycznie…



Sobotnie pedałowanie

Sobota, 10 grudnia 2011 • Komentarze: 0

Aktywność
4 183 278
Data
10 grudnia 2011
Sob. 15:09 17:18
Rower
Giant XTC
4 138 191
Kalorie
945kcal
Czas
2:04:32
115
897
0:14 0:12 1:40
Dystans
53.04km
92
875
5.51 5.50
Prędkość
25.56km/h
53
771
22.4 27.1 43.4
Kadencja
76rpm
110
Tętno
140bpm
155
Przewyższenia
206m
133
1087
       237
Nachylenie
+ 3.7% - 3.8%
+ 7.0 - 10.0
Temperatura
3.1°C
2.0 4.0

Cztery dni minęły od ostatniej przejażdżki i zacząłem powoli odczuwać głód jazdy. Na szczęście po trzech pochmurnych dniach nad Krakowem pojawiło się słońce i błękitne niebo. Takiego daru losu nie mogłem nie wykorzystać i zaraz po obiedzie wskoczyłem na rower. Wiatr był dosyć mocny, ale bywało gorzej. Jeździłem głównie po mieście, potem pojechałem w stronę Piekar i przy Stopniu Wodnym Kościuszko przejechałem na drugi brzeg Wisły. Kolejna część trasy była już standardowa. Zmrok oczywiście zapadł bardzo szybko. Tak będzie jeszcze przez dwanaście dni, aż do 22 grudnia. Potem bardzo powoli, acz systematycznie będzie przybywać dnia.


Kładka przy Stopniu Wodnym Kościuszko
Kładka przy Stopniu Wodnym Kościuszko



Po deszczu

Wtorek, 6 grudnia 2011 • Komentarze: 0

Aktywność
3 182 277
Data
6 grudnia 2011
Wt. 16:56 18:54
Rower
Giant XTC
3 137 190
Kalorie
784kcal
Czas
1:48:05
161
1101
0:13 0:12 1:58
Dystans
41.73km
164
1159
4.49 5.25
Prędkość
23.17km/h
160
1135
20.0 25.6 39.9
Kadencja
73rpm
99
Tętno
137bpm
159
Przewyższenia
160m
167
1229
       237
Nachylenie
+ 3.6% - 3.4%
+ 6.0 - 6.0
Temperatura
2.6°C
2.0 3.0

Dzisiaj miało być sucho, ale gdy przygotowywałem się do popołudniowej przejażdżki, zaczął padać deszcz. Opady były krótkie i niezbyt intensywne, lecz nie było szans, aby ulice szybko stały się suche. Kolejny raz jechałem więc po mokrej nawierzchni, skutecznie pokrywając rower warstwą brudu. Nie przejmuję się tym, bo to pewnie jedna z ostatnich przejażdżek tym rowerem i lada dzień przesiądę się na gorszy, „zimowy” sprzęt.

Jeździłem wyłącznie po mieście. Krakowskie mosty przyozdobione są świąteczną iluminacją, ale mam wrażenie, że w tym roku jest ona znacznie skromniejsza. Kryzys. I to nie tylko ten, o którym media trąbią przez 24 godziny na dobę przez 7 dni w tygodniu, ale także ten nasz, swojski, krakowski. Włodarzom Grodu Kraka udało się stworzyć 150-milionową dziurę w budżecie miasta, a teraz kombinują jak ją załatać i szukają oszczędności. Sylwestra nie będzie, światełek mniej, mówi się, że gdy spadnie śnieg, to sobie będzie leżał, dopóki kierowcy go nie rozjeżdżą. Jechałem więc sobie przez ciemne, smutne, mokre i chłodne miasto zadając pytanie „Quo Vadis Cracovia”…



Mokro

Sobota, 3 grudnia 2011 • Komentarze: 0

Aktywność
2 181 276
Data
3 grudnia 2011
Sob. 15:04 17:17
Rower
Giant XTC
2 136 189
Kalorie
875kcal
Czas
2:06:18
106
873
0:25 0:20 1:36
Dystans
50.46km
115
971
8.89 9.74
Prędkość
23.97km/h
128
1036
20.6 27.9 43.0
Kadencja
76rpm
104
Tętno
133bpm
157
Przewyższenia
310m
73
803
       257
Nachylenie
+ 3.5% - 3.1%
+ 6.0 - 5.0
Temperatura
1.3°C
0.0 2.0

Po raz pierwszy od wielu dni spadł dzisiaj deszcz. Nie był obfity, ale z racji niskiej temperatury, ulice pozostały mokre do samego wieczora. Wczesnym popołudniem założyłem błotniki i wybrałem się na przejażdżkę.

Jeździłem wyłącznie po Krakowie. Już po kilkunastu minutach po wyjściu z domu zapadł zmierzch. Wraz z nim obniżyła się temperatura, a mokre ulice stały się śliskie. Był spory ruch. Zgodnie z zasadami współczesnego świata mamy już okres przedświąteczny, więc na parkingach przy centrach handlowych było więcej samochodów niż zwykle. Ja jednak szybko opuściłem te najbardziej „cywilizowane” okolice, aby zaznać trochę ciszy i spokoju.

Gdy byłem już całkiem blisko domu, niewiele brakowało, abym przeprowadził doświadczenie z zakresu prawa powszechnego ciążenia. Przejeżdżałem przez niewielki mostek i nagle poczułem, że koła tracą przyczepność. Drogę pokrywała cienka i praktycznie niewidoczna warstwa lodu. Na szczęście był to bardzo krótki odcinek i „gleby” nie zaliczyłem.



Życie

Piątek, 2 grudnia 2011 • Komentarze: 0

Aktywność
1 180 275
Data
2 grudnia 2011
Pt. 17:29 19:27
Rower
Giant XTC
1 135 188
Kalorie
763kcal
Czas
1:49:39
154
1085
0:10 0:11 1:58
Dystans
45.33km
146
1081
3.98 5.16
Prędkość
24.81km/h
84
902
21.8 26.1 44.0
Kadencja
75rpm
104
Tętno
133bpm
154
Przewyższenia
162m
165
1223
       237
Nachylenie
+ 4.1% - 3.3%
+ 6.0 - 6.0
Temperatura
3.3°C
3.0 4.0

Bardzo często jeżdżę ścieżką rowerową wzdłuż ulicy Lipskiej. Dzisiaj też tamtędy jechałem. Już z daleka zauważyłem policyjne koguty i długi korek. Ulica została zamknięta, a policja zorganizowała objazd. Okazało się, że ktoś potrącił starszego mężczyznę na przejściu dla pieszych i uciekł z miejsca wypadku. Ranny mężczyzna zmarł. Na miejscu wypadku pozostało urwane prawe lusterko, prawdopodobnie od czarnego Audi A3…

Przypomniały mi się słowa „Życie choć piękne tak kruche jest. Wystarczy jedna chwila by zgasić je”. Takie zdarzenia niestety potwierdzają tę brutalną w swojej prostocie prawdę. Kilka lata temu niewiele brakowało, abym ja sam przekroczył tę granicę. „Życie choć piękne tak kruche jest. Zrozumiał ten kto otarł się o śmierć”.

Dalsza część przejażdżki minęła już w nieszczególnym nastroju.



Spacerkiem

Środa, 30 listopada 2011 • Komentarze: 0

Aktywność
19 179 274
Data
30 listopada 2011
Śr. 17:07 18:35
Rower
Giant XTC
19 134 187
Kalorie
618kcal
Czas
1:21:46
181
1251
0:24 0:19 1:28
Dystans
31.91km
184
1350
7.51 9.17
Prędkość
23.43km/h
144
1098
18.5 28.3 49.8
Kadencja
76rpm
106
Tętno
140bpm
162
Przewyższenia
297m
81
839
       330
Nachylenie
+ 4.0% - 3.7%
+ 8.0 - 10.0
Temperatura
3.4°C
3.0 4.0

To miała być „rutynowa” przejażdżka. I faktycznie na początku tak było. Wybrałem się na południe Krakowa, przejechałem przez Kosocice, dotarłem do Swoszowic, minąłem Kliny i dojechałem do Pogórek Tynieckich. Kilkusetmetrowy fragment trasy wiódł przez las, który – co zrozumiałe – nie był oświetlony. Byłem więc zdany wyłącznie na moją rowerową lampkę i dobrze się stało, że kilka dni temu wymieniłem w niej baterie.

Dojechałem do Tyńca, a potem rozpocząłem standardowy nadwiślański powrót do centrum miasta. Gdy byłem w okolicy Mostu Zwierzynieckiego, do mych uszu dotarł niepokojący dźwięk, dochodzący z tylnej opony – toczyła się wyjątkowo głośno. Podejrzewając najgorsze, zatrzymałem się. Niestety przeczucie mnie nie myliło. Opona była miękka. Nie przejąłem się tym specjalnie. Przecież miałem wlany uszczelniacz, więc przypuszczałem, że pompka załatwi sprawę. Zacząłem pompować, ale opona bardzo wolno stawała się twardsza. W końcu uznałem, że jest ok i ruszyłem dalej. Po kilkuset metrach problem powrócił. Znowu dopompowałem i ujechałem kolejne kilkaset metrów. To nie miało sensu. Pompując koło co dwie minuty, prędzej nabawiłbym się bąbli na rękach niż dojechał do domu. Przede mną było ponad dziesięć kilometrów. Cóż miałem robić? Wyłączyłem oświetlenie, ściągnąłem licznik i GPS, rękawiczki i kominiarka powędrowały do plecaka i rozpocząłem spacerek w kierunku domu. Po niecałych trzech kilometrach dotarłem do przystanku tramwajowego. Miałem szczęście, bo tramwaj przyjechał już po minucie. Kolejne kilometry szybko minęły. Jeszcze tylko krótki spacer z przystanku i byłem w domu.

Rower powędrował na stojak serwisowy i przystąpiłem do oszacowania skali zniszczeń. Spodziewałem się wielkiej dziury w oponie, a tymczasem okazało się, że jest niewielkie rozcięcie. Tak to przynajmniej wygląda od zewnątrz. Na razie nie ściągałem opony. Zaglądnę do niej jutro. Przy okazji zobaczę, co się stało z uszczelniaczem.