Moje aktywności Outdoor

Tutaj znajdziesz opisy moich aktywności rowerowych na świeżym powietrzu, albo raczej na tzw. „świeżym powietrzu”, bo większość moich tras rowerowych leży nieopodal miejsca, o którym doskonale mówią słowa piosenki: „I odmiennym jakby rytmem u nas ludziom bije serce, choć dla serca nieszczególne tu powietrze (…)”.

Pożegnanie marca

Czwartek, 31 marca 2011 • Komentarze: 0

Aktywność
19 36 131
Data
31 marca 2011
Czw. 17:54 19:44
Rower
Giant Boulder
19 36 78
Kalorie
822kcal
Czas
1:42:15
169
1144
0:12 0:10 0:35
Dystans
40.83km
169
1178
4.14 5.04
Prędkość
23.97km/h
128
1026
20.2 27.6 42.4
Kadencja
84rpm
106
Tętno
141bpm
157
Przewyższenia
145m
172
1245
       235
Nachylenie
+ 3.5% - 3.0%
+ 7.0 - 5.0
Temperatura
16.2°C
12.0 18.0

Pożegnanie marca

W ostatni dzień miesiąca postanowiłem zbytnio się nie przemęczać i pokonać skromny dystans w raczej płaskim krajobrazie. Troszkę przeszkadzał wiatr, ale dało się wytrzymać.



Bliskość inaczej

Środa, 30 marca 2011 • Komentarze: 0

Aktywność
18 35 130
Data
30 marca 2011
Śr. 17:09 19:49
Rower
Giant Boulder
18 35 77
Kalorie
1073kcal
Czas
2:31:53
49
579
0:43 0:29 0:42
Dystans
58.15km
67
738
12.49 14.14
Prędkość
22.97km/h
163
1145
17.2 28.6 52.6
Kadencja
82rpm
109
Tętno
138bpm
160
Przewyższenia
502m
31
408
       324
Nachylenie
+ 4.0% - 3.6%
+ 9.0 - 12.0
Temperatura
15.0°C
11.0 18.0

Jeżdżę bo lubię, ale gdy „looknąłem” na statystyki, zauważyłem, że brakuje mi jedynie 52 kilometry, aby zamknąć marzec tysiącem przejechanych kilometrów. Dlatego właśnie taki był plan minimum na dzień dzisiejszy. Dzisiaj także po raz pierwszy w tym roku ubrałem krótkie spodenki, co oczywiście było zasługą łaskawej pogody.

Poruszałem się w większości po asfalcie. Już nieraz pisałem, że kierowcy bardzo swobodnie traktują przepis nakazujący zachowanie bezpiecznego, przynajmniej 1-metrowego odstępu od wyprzedzanego cyklisty. Zauważyłem jednak, że w Mieście Królów Polskich tudzież w jego okolicach są ulice, po których jazda pozostawia szczególnie niezatarte wrażenia. To między innymi ulica Wielicka na odcinku od Powstańców Śląskich do skrzyżowania z Malborską. Stosunkowo szeroka, z dwoma pasami ruchu w każdym kierunku a mimo to wielu kierowców omija mnie o przysłowiowy włos. Drugą ulicą dla twardzieli jest Skotnicka. Nie ma tu co prawda dwóch pasów, ale jest wystarczająco szeroka, aby kierowcy mogli bezpiecznie wyprzedzać rowerzystów. Jednak wieli z nich tego nie robi. Dlaczego? Księcia Józefa na odcinku od Salwatora do Mirowskiej to kolejny przykład. Jakiś czas temu postanowiłem, że będę się starał ją omijać. Droga 966 z Wieliczki do Gdowa i dalej do Muchówki to także sposób na niezapomniane wrażenia dla ludzi o mocnych nerwach. Szkoda, bo akurat planuję przejazd tym odcinkiem a alternatywną trasę w tej okolicy trudno znaleźć. Dzisiaj do tej listy dołączyła ulica Krakowska w Skawinie, na której zrozumiałem, że nawet najlepszy film w technologii 3D, wyświetlany w najlepszym z możliwych kin, nie odda w pełni efektu opony tira, przesuwającej się majestatycznie tuż obok małego ludzika, pochylonego nad rowerową kierownicą.

A przecież znam wiele ulic o równie dużym natężeniu ruchu, po których mogę poruszać się bezpiecznie mimo braku jakiejkolwiek infrastruktury rowerowej. Być może tam kierowcy jeżdżą wolniej a być może wiedzą, że nie mają szans na wyprzedzanie, gdy z naprzeciwka coś jedzie, więc nie pchają się. Na wymienionych przeze mnie drogach z reguły jeździ się szybko a z pewnością o wiele szybciej niż pozwalają na to przepisy.

I jeszcze jedno. Taki mały kamyczek do naszego męskiego ogródka. Wśród wielu kierowców, którzy byli tak spragnieni mojej bliskości, że wyprzedzając niemalże ocierali się o mnie, była tylko jedna – powtarzam – tylko jedna kobieta. Panowie… Czapki z głów!

I tym feministycznym akcentem kończę na dzisiaj.

PS. W sumie to chyba wolałbym, aby opisane powyżej proporcje były odwrotne... ;)


Opactwo Benedyktynów w Tyńcu
Opactwo Benedyktynów w Tyńcu
Kolejny zachód słońca do kolekcji
Kolejny zachód słońca do kolekcji



Chwile

Wtorek, 29 marca 2011 • Komentarze: 0

Aktywność
17 34 129
Data
29 marca 2011
Wt. 16:53 19:44
Rower
Giant Boulder
17 34 76
Kalorie
1347kcal
Czas
2:44:38
35
482
0:37 0:26 0:39
Dystans
65.92km
34
570
12.08 12.41
Prędkość
24.03km/h
127
1020
19.4 27.9 54.7
Kadencja
83rpm
111
Tętno
145bpm
158
Przewyższenia
404m
46
567
       281
Nachylenie
+ 3.3% - 3.3%
+ 8.0 - 8.0
Temperatura
10.6°C
5.0 14.0

Miałem zamiar przejechać dzisiaj jakieś czterdzieści kilometrów, ale jechało mi się nadspodziewanie dobrze i plan został zrealizowany, gdy do domu pozostało jeszcze ponad dwadzieścia kilometrów ;). Niewątpliwie duża w tym zasługa pogodnego i w miarę ciepłego popołudnia. Wiał co prawda zachodni wiatr, który troszkę przeszkadzał w jeździe, ale przecież w pewnym momencie musiałem zawrócić, więc w drodze powrotnej stał się moim sprzymierzeńcem.

Gdy w okolicach Balic zawróciłem w kierunku Krakowa i spojrzałem za siebie, jak zwykle zauroczyło mnie słońce powoli zmierzające ku horyzontowi. Zatrzymałem się więc, aby chwilę tę uwiecznić na fotografii a dokładniej mówiąc na karcie SD. To między innymi takie chwile właśnie stały się siłą, która nakręca mnie i powoduje, że dwa koła stały się sposobem na przetrwanie w świecie, który pomimo szalonego postępu wydaje się pusty.


Słońce powoli zachodzi nad Balicami
Słońce powoli zachodzi nad Balicami



Zmiana czasu

Niedziela, 27 marca 2011 • Komentarze: 0

Aktywność
16 33 128
Data
27 marca 2011
Niedz. 15:54 17:53
Rower
Giant Boulder
16 33 75
Kalorie
887kcal
Czas
1:53:17
145
1042
0:21 0:16 0:00
Dystans
46.03km
141
1058
7.52 7.77
Prędkość
24.39km/h
108
973
20.6 28.1 46.7
Kadencja
82rpm
113
Tętno
143bpm
160
Przewyższenia
246m
111
970
       257
Nachylenie
+ 3.3% - 3.0%
+ 7.0 - 5.0
Temperatura
7.3°C
6.0 9.0

Nareszcie mamy czas letni, co w połączeniu z coraz dłuższym dniem oznacza, że skończyły się moje popołudniowe przejażdżki w ciemności.

Skorzystałem z pięknej pogody i pomimo chłodu wybrałem się na niewielką przejażdżkę. Trasa była typowo miejska, aczkolwiek starałem się unikać zatłoczonych miejsc. O tym, że słusznie postąpiłem przekonałem się, gdy postanowiłem przejechać się wzdłuż Wisły od Wawelu do Kładki Bernatka. Tłumy były zdecydowanie większe niż w hipermarketach, co niewątpliwie dobrze świadczy o Krakowianach. Może jestem świadkiem narodzin nowej świeckiej tradycji, która była czymś normalnym „za moich czasów”?



Przejażdżka

Środa, 23 marca 2011 • Komentarze: 0

Aktywność
15 32 127
Data
23 marca 2011
Śr. 16:55 19:15
Rower
Giant Boulder
15 32 74
Kalorie
1012kcal
Czas
2:11:57
90
803
0:20 0:14 1:19
Dystans
53.37km
89
859
6.68 6.71
Prędkość
24.29km/h
111
984
20.0 28.6 51.0
Kadencja
83rpm
114
Tętno
141bpm
157
Przewyższenia
297m
81
836
       280
Nachylenie
+ 4.4% - 4.5%
+ 9.0 - 11.0
Temperatura
9.6°C
8.0 13.0

Można powiedzieć, że była to rutynowa popołudniowa przejażdżka. Byłem m.in. w Balicach, potem wspiąłem się na ulicę Orlą a do domu wróciłem wzdłuż Wisły.

Prawdę mówiąc miałem zamiar stworzyć obszerniejszy opis, ale jakoś wieczorem straciłem humor i natchnienie...



Słońca czerwieni blask

Wtorek, 22 marca 2011 • Komentarze: 0

Aktywność
14 31 126
Data
22 marca 2011
Wt. 17:01 19:24
Rower
Giant Boulder
14 31 73
Kalorie
1032kcal
Czas
2:14:49
83
761
0:27 0:25 1:30
Dystans
53.28km
91
866
8.61 11.77
Prędkość
23.72km/h
134
1053
19.0 27.4 39.8
Kadencja
83rpm
114
Tętno
141bpm
157
Przewyższenia
329m
66
749
       250
Nachylenie
+ 3.8% - 2.9%
+ 10.0 - 8.0
Temperatura
8.5°C
7.0 11.0

Jak zwykle popołudniową porą wybrałem się na małą przejażdżkę. Dzisiaj jechałem na zachód wzdłuż Wisły i przez długi czas mogłem podziwiać cudownie czerwone słońce, które powoli zmierzało na spotkanie horyzontu. Piękny był to widok i trudno było oderwać oczy. Lubię wschody i zachody słońca. Zanim na dobre zagości wiosna a dni staną się naprawdę długie, będę miał okazję częściej je widywać.

W zasadzie nie wiem, dlaczego tak bardzo lubię zachody słońca. Zresztą nie tylko ja. Nie znam nikogo, kto nie dostrzegałby w nich piękna. Czy to gra kolorów powoduje, że są niepowtarzalne? A może świadomość, że choć coś się kończy, to niebawem pojawi się nowe, jeszcze piękniejsze. Przecież jutro też jest dzień. Zachód słońca i inne cuda przyrody to zapewne także ostatnie bastiony romantyzmu w tym materialnym świecie. Jak dobrze, że wciąż dostępne za darmo…


Uwielbiam zachody słońca…
Uwielbiam zachody słońca…



Pierwszy dzień wiosny a Libia i Japonia

Poniedziałek, 21 marca 2011 • Komentarze: 0

Aktywność
13 30 125
Data
21 marca 2011
Pon. 16:57 18:51
Rower
Giant Boulder
13 30 72
Kalorie
794kcal
Czas
1:48:46
160
1092
0:38 0:27 0:59
Dystans
41.20km
168
1165
10.54 13.11
Prędkość
22.73km/h
166
1169
16.5 29.1 47.9
Kadencja
83rpm
108
Tętno
137bpm
154
Przewyższenia
433m
38
515
       330
Nachylenie
+ 4.1% - 3.3%
+ 9.0 - 13.0
Temperatura
5.7°C
4.0 7.0

Nadeszła długo wyczekiwana wiosna. Na razie tylko kalendarzowa, ale nie można mieć wszystkiego od razu. Oczywiście nie odmówiłem sobie przyjemności przejażdżki w ten pierwszy wiosenny dzień. W porównaniu z wczorajszym dystansem, dzisiejsza trasa nie była specjalnie długa, ale w powszedni dzień nie mam rzecz jasna tyle czasu, co w weekend.

Przemierzając samotnie kolejne kilometry myślałem sobie o dwóch głównych medialnych tematach ostatnich dni. Interwencja w Libii i trzęsienie ziemi w Japonii. Wbrew pozorom i jeden i drugi temat ma związek z rowerami, ale po kolei.

Na początek Libia. Naiwny ten, który sądzi, że podjęta po krótkiej naradzie decyzja w sprawie interwencji militarnej, to ukłon w stronę ludności cywilnej tego afrykańskiego kraju. Bzdura. Chodzi tylko i wyłącznie o interesy a konkretnie o ropę naftową. Głowę położę pod topór, że gdyby bogactwem naturalnym Libii był wyłącznie pustynny piach, to choćby Kadafi wymordował połowę narodu, społeczność międzynarodowa ograniczyłaby się co najwyżej do wypowiedzenia zdania: „Be Kadafi, niegrzeczny Kadafi. My ostrzegać Kadafi, jak nie być grzeczny, to my się poskarżyć pani”. Dowody? Proszę bardzo. Czad, Somalia, Sudan, Uganda. Tysiące ofiar wśród ludności cywilnej. Jakoś nie widać tam ani F-16 ani Tomahawk’ów. Cóż. Nie ma ropy, nie ma interesu, nie ma interwencji. Póki co benzyna drożeje a ja staram się znaleźć plusy takiego stanu rzeczy. Znalazłem przynajmniej jeden. Droższa benzyna to trochę mniejsze natężenie ruchu a więc i nieco czystsze powietrze, które wdycham ja rowerzysta.

W sumie to nas cyklistów bardziej powinna dotknąć tragedia w Japonii. Pomijając kwestie ludzkich dramatów, kolosalnych zniszczeń, skażenia radioaktywnego a skupiając się – podobnie, jak w przypadku Libii – na wątku gospodarczym, należy zauważyć, że osprzęt wielu jeśli nie większości rowerów pochodzi z kraju kwitnącej wiśni. Czy aby teraz nie podrożeje? I to jest dla mnie o wiele bardziej interesujące niż libijska ropa.

A teraz złóżmy razem te dwa wątki w jeden czarny scenariusz. Tak. Osprzęt podrożeje z dwóch powodów. Po pierwsze, bo jest z Japonii. Po drugie, bo trzeba go jakoś przetransportować a do tego potrzebna jest ropa z Libii. Brr… I tak oto dochodzę do dramatycznego wniosku, że to, co wzbudziło mój niesmak dwa akapity wyżej, biorąc pod uwagę moje partykularne interesy, było ze wszech miar słuszne.

Dziwne zaiste myśli jak na pierwszą wiosenną przejażdżkę…



Ostatni dzień zimy

Niedziela, 20 marca 2011 • Komentarze: 0

Aktywność
12 29 124
Data
20 marca 2011
Niedz. 13:00 16:51
Rower
Giant Boulder
12 29 71
Kalorie
1775kcal
Czas
3:42:32
13
148
0:47 0:35 0:00
Dystans
90.61km
14
328
15.32 17.13
Prędkość
24.43km/h
105
962
19.4 28.8 55.2
Kadencja
84rpm
116
Tętno
144bpm
159
Przewyższenia
550m
24
348
       252
Nachylenie
+ 3.6% - 3.2%
+ 9.0 - 9.0
Temperatura
3.8°C
3.0 6.0

Najpierw musisz pełzać żeby,
móc pod każdą górę wejść,
podnieś głowę już,
razem ze mną tak zaśpiewaj:

Nie dam się,
jestem ja i to mój dzień (...)



Ostatni dzień zimy miał być słoneczny a temperatura miała sięgać 6°. Przed południem słońce rzeczywiście pojawiło się na niebie, ale reszta dnia była pochmurna i chłodna. Tym niemniej postanowiłem nie siedzieć w domu i nie czekać bezczynnie na lepszą pogodę, tylko po prostu ubrałem się w nieco cieplejsze rzeczy i wyruszyłem. Miałem ochotę solidnie popracować nad kondycją a przy okazji chciałem przez dłuższy czas znaleźć się sam z dala od codziennego zgiełku.

Najpierw skierowałem się w stronę Puszczy Niepołomickiej przejeżdżając przez Kokotów, Węgrzce Wielkie, Gruszki i Szarów. Wiał lekki północno-zachodni wiatr, który nie przeszkadzał w jeździe, ani nie potęgował uczucia chłodu. Pomimo, że temperatura zaczęła spadać, jechało się naprawdę bardzo fajnie. Pokręciłem się trochę po Puszczy Niepołomickiej i postanowiłem, że pojadę w stronę Nowej Huty, ale niekoniecznie najkrótszą drogą. Jadąc zatem ulicą Brzeską przekroczyłem Wisłę i skręciłem w lewo, aby bocznymi drogami dojechać do Igołomskiej. Nie lubię jeździć głównymi drogami, więc pojechałem dalej na północ w kierunku Osiedla Ruszcza, gdzie przejechałem długim i wąskim tunelem pod torami kolejowymi. Tunel ów nieco się ucywilizował. Pamiętam dobrze, że w ubiegłym roku nie działało tam nawet oświetlenie.

Za tunelem zatrzymałem się na chwilę, ponieważ chciałem zrobić kilka zdjęć. Wzbudziło to czujność strażnika pobliskiego więzienia. Uważnie mnie obserwował. Czyżby naprawdę sądził, że rowerem można odbić więźnia? To byłoby dosyć oryginalne. Nie przypominam sobie, abym widział to w jakimkolwiek filmie.

Potem skręciłem na zachód i jadąc wzdłuż Huty im. Tadeusza Sendzimira minąłem mi.in. ulicę o jakże socrealistycznej nazwie Wielkich Pieców. Komunizm upadł, wielkie piece już nie polskie a ulica została. Ech, łza surówki się w wielkim piecu kręci… Za Cmentarzem Grębałowskim skręciłem w lewo w ulicę Kocmyrzowską i po kilku chwilach znalazłem się w centrum Nowej Huty. Na liczniku miałem już sporo kilometrów, więc pomyślałem, że czas najwyższy na konsumpcję batonika. Krótki postój zafundowałem sobie w małym parku na Osiedlu Dywizjonu 303. Lubię to osiedle a jego nazwa kojarzy mi się z dzieciństwem i niezapomnianym Arkadym Fiedlerem. Po dawce niezbędnych kalorii pojechałem dalej. Jana Pawła II, Mogilska, Rondo Mogilskie, Lubomirskiego, tunel pod Dworcem Głównym, Warszawska, Plac Matejki i już byłem na Starym Mieście. Skręciłem w prawo i wzdłuż Plant dojechałem do Karmelickiej. Skręciłem w nią a potem prosto przez Królewską, Podchorążych, Bronowicką, Balicką. Skręt w Lindego a potem w Na Błonie i dojechałem do Królowej Jadwigi. Nie czułem zmęczenia, więc stwierdziłem, że stać mnie na zaliczenie podjazdu. Pojechałem zatem ulicą 28 lipca 1943 a potem Starowolską i Jodłową do Księcia Józefa. Skręciłem w stronę miasta i dojechałem do Mostu Zwierzynieckiego.

Przejechałem przez most i jadąc wzdłuż Wisły dotarłem do ujścia Wilgi. Tam zawróciłem w stronę Mostu Grunwaldzkiego, przejechałem na drugi brzeg i jadąc wzdłuż niego dojechałem do Mostu Kotlarskiego. To był ostatni most, przez który przejechałem. Ulicą Klimeckiego dojechałem do Powstańców Wielkopolskich. Potem wjechałem na chodnik wzdłuż ulicy Powstańców Śląskich i przejechałem kładką na drugą stronę, aby znowu trochę mocniej popedałować pod górę. Przejechałem przez Bonarkę (oczywiście nie mam na myśli centrum handlowego) a potem Kamieńskiego, Bieżanowską, Telimeny i prawie byłem w domu.

To była najdłuższa przejażdżka w tym roku. Z nadzieją czekam na ciepłe dni, świeżą, soczystą, wiosenną zieleń, zapach budzącej się do życia przyrody. W marzeniach zaplanowałem sobie na ten rok kilka ambitnych tras. Czy uda mi się zrealizować te pomysły? Bóg jeden wie, ale mam nadzieję, że Niebiosa będą mi sprzyjać…


Puszcza Niepołomicka w oczekiwaniu na wiosnę
Puszcza Niepołomicka w oczekiwaniu na wiosnę
Tunel w Ruszczy – trochę krótszy niż pod Mont Blanc
Tunel w Ruszczy – trochę krótszy niż pod Mont Blanc



Chłodno i wietrznie

Środa, 16 marca 2011 • Komentarze: 0

Aktywność
11 28 123
Data
16 marca 2011
Śr. 17:06 19:14
Rower
Giant Boulder
11 28 70
Kalorie
824kcal
Czas
1:57:52
129
978
0:22 0:21 1:29
Dystans
43.40km
153
1109
6.90 8.98
Prędkość
22.10km/h
173
1210
18.1 25.5 45.1
Kadencja
81rpm
114
Tętno
134bpm
151
Przewyższenia
269m
95
908
       251
Nachylenie
+ 3.9% - 3.1%
+ 11.0 - 5.0
Temperatura
7.4°C
7.0 8.0

Jest marzec. Nie ma jeszcze nawet kalendarzowej wiosny. Trudno zatem wymagać, aby były upały. Dzisiaj było chłodno a na dodatek wiał wiatr, który potęgował uczucie chłodu. Nie robiłem żadnych postojów, więc organizm sam się ogrzewał i ocieplana bluza w zupełności wystarczyła. Gdy wracałem do domu zaczął padać deszcz. A więc zmiana pogody stała się faktem.



Skutki frustracji

Wtorek, 15 marca 2011 • Komentarze: 0

Aktywność
10 27 122
Data
15 marca 2011
Wt. 16:57 19:27
Rower
Giant Boulder
10 27 69
Kalorie
1126kcal
Czas
2:23:00
61
659
0:46 0:30 1:44
Dystans
50.64km
114
960
11.56 13.20
Prędkość
21.25km/h
181
1243
14.9 26.1 44.8
Kadencja
81rpm
106
Tętno
143bpm
161
Przewyższenia
560m
23
337
       370
Nachylenie
+ 4.8% - 4.3%
+ 12.0 - 15.0
Temperatura
11.6°C
10.0 14.0

Jeździło mi się dzisiaj zadziwiająco dobrze. Prędkość średnia co prawda nie powala, ale skupiłem się na podjazdach, których dzisiaj było całkiem sporo. Zrobiłem to całkowicie świadomie, bo po dzisiejszym dniu jestem sfrustrowany. Przez prawie dziewięć godzin w pracy usiłowałem rozwiązać pewien problem i nie udało się. Powinno działać a nie działa. Wszystko dokładnie według dokumentacji i nic. Nie, nie poddałem się oczywiście. Jutro zacznę jeszcze raz. I tak do skutku. Głupia bezduszna maszyna nie może być przecież górą.

W sumie nie powinienem narzekać. W innych zawodach jest gorzej. Przypuśćmy, że miałbym wykopać dół. Po dziewięciu godzinach przychodzi brygadzista i pyta, ile wykopałem? No i jak mam mu powiedzieć, że ani centymetra? Że próbowałem, że nie poddawałem się i nic? Nie zrozumie. Zdenerwuje się. Op*****li mnie mówiąc, że jest ziemia, jest łopata, wystarczy nią pomachać i gotowe.

Tymczasem informatyk w większości przypadków może spokojnie zakomunikować, że mimo najszczerszych chęci, coś nie zostało zrobione, albo, że nie działa, albo, że działa, ale nie do końca, czyli w zasadzie nie działa. Używając niezrozumiałych terminów, co jest raczej łatwe, usprawiedliwi swoje niepowodzenia i dodatkowo przedstawi siebie jako bohatera walczącego z przeciwnościami natury obiektywnej ukrytymi w złośliwej naturze bezdusznej maszyny zero-jedynkowej.

Zresztą taki model działania można zastosować także w innych zawodach. Weźmy na przykład lekarza. Stara się biedaczek wyleczyć pacjenta, stara się z całych sił, a tu nagle oops… nie udało się. Używając daru elokwencji połączonego ze znajomością terminów medycznych z pewnością wytłumaczy swe niepowodzenie. I nikt nie ma pretensji. A gdyby nawet miał, to zawsze może powiedzieć, że Bóg tak chciał. A prawnik? Ten dopiero ma pole do popisu. Operując sprawnie paragrafami i ustępami jest w stanie wytłumaczyć każde swoje niepowodzenie. W ostateczności może powiedzieć, że sędzia był stronniczy.

Można by zatem opacznie dojść do wniosku, że tzw. wyższe wykształcenie daje możliwość tłumaczenia się ze swoich niepowodzeń. I jeśli z przymrużeniem oka traktować to, co tutaj piszę, to faktycznie można tak pomyśleć. Ale nie do końca. Przecież „wykształciuchom” i „łże elitom” też się czasem coś udaje. A może nawet częściej niż czasem?

Najwyższy czas wrócić do opisu przejażdżki. Najpierw wzdłuż Wisły dojechałem na Salwator a potem ulicami Św. Bronisławy i Aleją Waszyngtona dotarłem pod Kopiec Kościuszki. Nie byłem specjalnie zdyszany, więc nie tracąc czasu skierowałem się do Lasku Wolskiego i wyjechałem do ZOO. Stwierdziwszy, że jeszcze „mogę”, postanowiłem zahaczyć o Kopiec Piłsudskiego. Tam co prawda nie wolno wjeżdżać rowerem, ale ponieważ nie widziałem żywego ducha, absolutnie świadomie i dobrowolnie złamałem ów zakaz i wjechałem na szczyt Kopca. Zapadał już zmrok a ponadto powietrze nie było zbyt przejrzyste, więc ze szczytu nie było wiele widać. Na dodatek mocno wiało, więc szybko zjechałem w dół. Dojechałem do Alei Wędrowników i skręciłem w stronę Księcia Józefa. Nadal nie czułem zmęczenia, więc pomyślałem, że „zaliczę” jeszcze ulicę Orlą. Tak też uczyniłem. Potem było już raczej płasko. Przejechałem przez centrum Krakowa i dotarłem do domu.


Na szczycie Kopca Piłsudskiego zanim zapadł zmierzch
Na szczycie Kopca Piłsudskiego zanim zapadł zmierzch
Widok z Kopca Piłsudskiego po zmierzchu
Widok z Kopca Piłsudskiego po zmierzchu