Moje aktywności Outdoor

Tutaj znajdziesz opisy moich aktywności rowerowych na świeżym powietrzu, albo raczej na tzw. „świeżym powietrzu”, bo większość moich tras rowerowych leży nieopodal miejsca, o którym doskonale mówią słowa piosenki: „I odmiennym jakby rytmem u nas ludziom bije serce, choć dla serca nieszczególne tu powietrze (…)”.

Mróz i nostalgia

Niedziela, 29 stycznia 2012 • Komentarze: 0

Aktywność
12 12 295
Data
29 stycznia 2012
Niedz. 14:25 16:17
Rower
Giant Boulder
12 12 100
Kalorie
705kcal
Czas
1:38:15
96
1171
0:15 0:13 0:00
Dystans
36.02km
101
1241
4.70 5.24
Prędkość
22.01km/h
103
1216
18.4 22.7 35.1
Kadencja
80rpm
107
Tętno
146bpm
160
Przewyższenia
186m
89
1148
       248
Nachylenie
+ 4.0% - 3.5%
+ 14.0 - 13.0
Temperatura
- 6.0°C
- 8.0 - 4.0

Rzut oka na termometr o poranku nie poprawił mi nastroju. -14° C nie jest temperaturą, którą wywołuje u mnie euforię. Na szczęście w ciągu dnia zrobiło się cieplej i wczesnym popołudniem temperatura wynosiła już „tylko” -6° C. A więc, do boju! Podwójna para skarpet spowodowała, że stopa wyglądała tak, jakby była opuchnięta. Najważniejsze, że zmieściła się do buta. Zimowe spodnie, dodatkowe spodenki, ciepły podkoszulek, kurtka, kominiarka zasłaniająca nie tylko usta, ale także nos. Przygotowania trwały dobre kilkanaście minut, ale w końcu wyprowadziłem rower na zewnątrz. Mogłem wówczas przekonać się, dlaczego w zasięgu wzroku nikogo nie widziałem. Wiało i to całkiem mocno. Chłód to stan umysłu – pomyślałem, a mocne postanowienie, że dzisiejsze popołudnie spędzę na dwóch kołach grzało mnie niczym szklaneczka szlachetnej whisky.

Błękitne niebo, promienie słońca i wszechobecna biel stanowiły scenografię rowerowego spektaklu. Zmrożony śnieg daje niezłą przyczepność i musiałem uważać jedynie na nielicznych fragmentach pokrytych lodem. Przez bardzo długi czas nie spotkałem ani jednego rowerzysty, ale gdy tylko pojawiłem się w okolicach Wisły, zauważyłem kilku innych pasjonatów. Jazda rowerem w takich warunkach jest chyba najlepszym sposobem zwrócenia na siebie uwagi. Nieliczni spacerowicze odprowadzali wzrokiem każdego rowerzystę, dziwiąc się zapewne, jak można czerpać radość z jazdy przy tak niskiej temperaturze? Oczywiście, że można i wcale nie jest zimno. Przecież rower sam się nie napędza, a każdy silnik – w tym przypadku człowiek – rozgrzewa się podczas pracy.

Dzisiejsza jazda była całkiem przyjemna, przynajmniej do momentu przejazdu przez Most Zwierzyniecki. Tam właśnie zmieniłem kierunek i ostatnie kilkanaście kilometrów jechałem pod wiatr. Mimo to nie było mi zimno. Podwójna para skarpet i zasłonięcie prawie całej twarzy zdało egzamin. Po powrocie do domu nie musiałem nawet wypić gorącej herbaty, a zamiast tego…

Wieczorem napełniłem szklankę złocistym napojem, zgasiłem światło i włączyłem muzykę. Przestrzeń wypełniły dźwięki „Bird of Paradise”. Tak rozpocząłem jeszcze jedną podróż tego dnia, podróż do miejsc, w których już kiedyś byłem, podróż w świat nostalgii…


Most Kotlarski
Most Kotlarski
Klasztor OO. Paulinów na Skałce
Klasztor OO. Paulinów na Skałce



Broń Błoń

Środa, 25 stycznia 2012 • Komentarze: 0

Aktywność
11 11 294
Data
25 stycznia 2012
Śr. 16:41 18:33
Rower
Giant Boulder
11 11 99
Kalorie
645kcal
Czas
1:38:11
97
1173
0:20 0:18 1:52
Dystans
33.82km
103
1290
6.19 7.18
Prędkość
20.68km/h
108
1253
18.0 23.8 36.0
Kadencja
75rpm
104
Tętno
138bpm
162
Przewyższenia
220m
69
1043
       257
Nachylenie
+ 3.6% - 3.2%
+ 7.0 - 6.0
Temperatura
- 1.0°C
- 1.0 - 1.0

To chyba magia Krakowa sprawiła, że w trakcie Euro 2012 pod Wawelem zagoszczą drużyny Anglii, Holandii i Włoch. Władze miasta wydedukowały więc, że wraz z piłkarzami w Grodzie Kraka pojawią się ich kibice, tysiące kibiców, dziesiątki tysięcy. Ktoś więc wpadł na pomysł, aby gościom urządzić strefę kibica, czyli miejsce, gdzie miłośnicy futbolu będą mogli przyjść i w sposób zorganizowany oglądać mecze, tudzież miło spędzać czas. Pomysł sam w sobie nie jest zły i zapewne większość Krakowian, którzy są wystarczająco przerażeni samym faktem najazdu hord barbarzyńskich na ukochane miasto, przyklasnęłaby tej idei, gdyby nie jeden mały szczegół… Kreatywność urzędników zakończyła się bowiem na samym pomyśle strefy kibica. Na pytanie, gdzie taka strefa mogłaby powstać, padła szybka odpowiedź. Jak to gdzie? Na Błoniach, rzecz jasna!

A przecież jest tyle innych miejsc, które o wiele lepiej nadawałyby się do tego celu. Na przykład najbrzydszy budynek Krakowa, zwycięzca plebiscytu Archiszopa 2011, czyli Stadion Wisły Kraków. Gniot ów kosztował nas podatników kilkaset milionów złotych i gdyby miasto inkasowało od każdego obcokrajowca po 20 Euro za całodzienną wejściówkę, to przy 20 tysiącach kibiców, Kraków zarabiałby ponad półtora miliona złotych dziennie, licząc Euro po jakieś 4 złote.

A może zorganizować strefę kibica na ulicy Stanisława Lema? Bezpieczna to ulica, wszakże prowadzi donikąd, obowiązuje na niej zakaz ruchu, a że kosztowała – oczywiście nas podatników – jedyne 19 milionów złotych, to i bilety mogłyby być tańsze niż na Stadion Wisły. Zresztą dla naszych braci w wierze katolickiej, mieszkańców pogrążonej w kryzysie Italii, moglibyśmy wspaniałomyślnie wprowadzić system rabatowy w zamian za jakieś małe „bunga-bunga” ;).

W naszych poszukiwaniach alternatywy idźmy dalej, hen na Czyżyny. Co prawda ma tam powstać parking dla holenderskich camperów, ale przy okazji moglibyśmy zorganizować też strefę kibica. Jest tam takie miejsce, gdzie powstanie Centrum Obsługi Inwestora, czyli budynek „supermagistratu”. Projekt kosztował głupie 11 milionów, więc ceny biletów byłyby jeszcze niższe.

Nie podoba mi się pomysł zawłaszczenia Błoń. One żyją swoim własnym życiem. To tutaj wielu Krakowian znajduje chwile spokoju, spaceruje, biega, jeździ na rolkach, rowerach. Spotkać tu można całe rodziny, wszakże tuż obok jest Park Jordana. Czy wszyscy będą musieli na wiele dni zrezygnować z relaksu lub lawirować pomiędzy tłumami kibiców, potykając się o sterty śmieci? Czym innym są imprezy trwające dzień, dwa, ale trzy tygodnie?

Kończąc, pozostaje mi tylko zaprosić wszystkich, którzy mają podobne zdanie na temat planowanej lokalizacji strefy kibica, do grupy Broń Błoń na facebook’u.

I to byłoby na tyle. Dodam jeszcze, że podczas dzisiejszej przejażdżki „zahaczyłem” o uśpione wieczornym przymrozkiem Błonia.


Błonia w ciemności
Błonia w ciemności



Terapia

Poniedziałek, 23 stycznia 2012 • Komentarze: 0

Aktywność
10 10 293
Data
23 stycznia 2012
Pon. 16:58 19:07
Rower
Giant Boulder
10 10 98
Kalorie
764kcal
Czas
1:57:27
81
984
0:14 0:11 2:09
Dystans
43.26km
89
1114
4.76 4.52
Prędkość
22.11km/h
101
1207
19.3 23.0 34.5
Kadencja
77rpm
106
Tętno
138bpm
158
Przewyższenia
171m
96
1191
       243
Nachylenie
+ 3.6% - 3.9%
+ 9.0 - 6.0
Temperatura
1.1°C
1.0 2.0

Dzisiaj przez cały dzień było mi zimno, co teoretycznie zwiastowało nadchodzące przeziębienie. Popołudniu delikatnie zaczęło mnie boleć gardło, więc wracając z pracy do domu byłem pewien, że dzisiejsze popołudnie spędzę leniwie przez telewizorem. Pogoda była na tyle nieciekawa, że pewnie nie żałowałbym swojej decyzji, gdybym tylko… ją podjął. Ale nic z tego! Cykloza po raz kolejny okazała się silniejsza. To nic, że za oknem widziałem padający śnieg, że wierzchołki drzew składały pokłon miotane od czasu do porywami wiatru. Łyknąłem aspirynę i tuż przed siedemnastą wpiąłem buty w pedały i zniknąłem w ciemnościach zapadającego wieczoru.

Dzisiaj pojawiłem się w Łęgu, odwiedziłem Nową Hutę, a potem pojechałem do centrum Krakowa. Temperatura cały czas utrzymywała się w granicach 2° C, od czasu do czasu sypał drobny śnieg, a wiatr, który na początku sprawiał trochę kłopotów, osłabł. Jechałem więc sobie spokojnie i cieszyłem się, że wyszedłem z domu, tym bardziej, że z każdym przejechanym kilometrem czułem się coraz lepiej. Leczenie przeziębienia przez ruch? Czyżbym odkrył nowy rodzaj terapii?

Mimo wszystko po powrocie do domu zrobiłem sobie gorącą herbatę z cytryną.


Rondo Grzegórzeckie i samochodowe duchy
Rondo Grzegórzeckie i samochodowe duchy



Motylem jestem

Sobota, 21 stycznia 2012 • Komentarze: 0

Aktywność
9 9 292
Data
21 stycznia 2012
Sob. 14:02 16:53
Rower
Giant Boulder
9 9 97
Kalorie
1185kcal
Czas
2:44:03
24
486
0:30 0:21 0:40
Dystans
60.86km
32
674
9.67 9.00
Prędkość
22.26km/h
96
1195
19.1 24.8 45.4
Kadencja
77rpm
105
Tętno
146bpm
166
Przewyższenia
321m
38
768
       285
Nachylenie
+ 3.3% - 3.4%
+ 6.0 - 8.0
Temperatura
1.6°C
0.0 4.0

Planowałem na tren weekend jakąś dłuższą trasę poza Krakowem, ale jakoś nic nie wyszło z planów. Przedpołudnie wykorzystałem na kontynuację tradycyjnego zimowego przeglądu podstawowego roweru. Robię to dokładnie, czyli rozkręcam rower do „ostatniej śrubki”, a potem ponownie go składam, więc cały proces jest raczej długi i potrzebuję jeszcze sporo czasu, aby go zakończyć. Potem musiałem jeszcze przygotować obiad, więc do jazdy pozostało popołudnie.

Wyruszyłem tuż po czternastej, a więc do zachodu słońca miałem ponad dwie godziny. Temperatura była dodatnia, wokoło topniał śnieg. Z zadowoleniem stwierdziłem, że niektóre ścieżki rowerowe zostały odśnieżone i były suche. Niestety na pozostałych leżał śnieg, po którym jechało się bardzo ciężko. No cóż, Kraków nie do końca jest miastem przyjaznym dla rowerzystów. Owszem, przez ostatnie lata przybyło sporo ścieżek rowerowych, ale odnoszę wrażenie, że zostały wybudowane „przy okazji”, a nie są skutkiem świadomej i przemyślanej polityki. Kiedyś napiszę więcej na ten temat, bo lubię zwracać uwagę na absurdy codzienności. Póki co, życzyłbym sobie i innym rowerzystom, aby ktoś w Magistracie raczył zauważyć, że nas – zimowych rowerzystów – jest w Grodzie Kraka całkiem sporo.

Przejażdżka była nieco dłuższa niż wcześniejsze zimowe wyjazdy. Najpierw pojechałem wzdłuż ulicy Wielickiej do Podgórza, przejechałem przez Zabłocie, a potem przez Most Kotlarski, Rondo Grzegórzeckie, Rondo Mogilskie, ulice Lubomirskiego, Rakowicką, Prandoty. Potem przedostałem się na Kamienną (to tam, gdzie onegdaj straciłem licznik rowerowy). Ulicami Wrocławską i Radzikowskiego dojechałem do Ronda Ofiar Katynia i skręciłem w stronę Rząski. Przejechałem przez Rząską i zjechałem do ulicy Balickiej. Tam skręciłem w stronę centrum miasta, dotarłem do Błoń, okrążyłem je, przejechałem na Salwator i jadąc wzdłuż Wisły, dojechałem do Dąbia. Tam wpadłem na pomysł, aby pojechać do Nowej Huty. Jak pomyślałem, tak uczyniłem i po pewnym czasie byłem już na Rondzie Czyżyńskim. Skręciłem w Aleję Jana Pawła II i dojechałem do Mogiły. Potem już tylko Most Wandy, Rybitwy, Bieżanów i byłem w domu.

Sobotni wieczór, cisza, spokój, odprężenie. Szkoda, że w ten błogi nastrój wdarła się smutna informacja. Dzisiaj zmarła Irena Jarocka. Młodemu pokoleniu jej nazwisko zapewne niewiele powie, ale przecież nie sposób pominąć jej wkładu w historię polskiej muzyki rozrywkowej. Poza tym była piękną kobietą, w której jako młody chłopak kochał się piszący te słowa…



Wieczorem

Poniedziałek, 16 stycznia 2012 • Komentarze: 0

Aktywność
8 8 291
Data
16 stycznia 2012
Pon. 16:57 19:07
Rower
Giant Boulder
8 8 96
Kalorie
804kcal
Czas
2:03:44
67
899
0:15 0:13 2:10
Dystans
41.59km
92
1154
4.51 4.73
Prędkość
20.17km/h
111
1266
17.2 21.2 35.4
Kadencja
74rpm
102
Tętno
137bpm
161
Przewyższenia
165m
98
1206
       241
Nachylenie
+ 3.7% - 3.7%
+ 5.0 - 11.0
Temperatura
- 3.3°C
- 4.0 - 2.0

Wróciłem z pracy z mocnym postanowieniem, że dzisiaj po prostu posiedzę w domu, położę się wygodnie przed szklanym ekranem i nadrobię wszystkie telewizyjne zaległości, które od dłuższego czasu piętrzą się na nagrywarce. Zanim jednak wziąłem pilota do ręki, spojrzałem przez okno na zaśnieżoną okolicę i pomyślałem, że Discovery, National Geographic i BBC Knowledge mogą poczekać. W ekspresowym tempie przebrałem się i odprowadzony wymownym wzrokiem sąsiadów, wybrałem się na kolejną zimową przejażdżkę.

Najlepsze warunki do jazdy panują na ulicach. Są posypane solą, więc próżno na nich szukać śniegu. Kierowcy jednak nie są przyzwyczajeni do widoku rowerzysty w zimie, więc tam, gdzie to było możliwe, uciekałem na ścieżkę rowerową. Tam już jechało się nieco trudniej. Ścieżki rowerowe w zimie są traktowane po macoszemu i mają najniższy priorytet odśnieżania. Włodarze miasta zakładają bowiem, poniekąd zresztą słusznie, że większość rowerzystów zapadła w sen zimowy, a pozostali zapaleńcy są na tyle doświadczeni, że poradzą sobie w każdych warunkach. Ścieżki rowerowe pokrywa więc słuszna warstwa przymarzniętego śniegu i pół biedy, jeśli jego powierzchnia jest gładka. Gorzej, gdy utworzone wczoraj koleiny tudzież inne ślady, utrwalił mroźny oddech zimy. W miejscach tych jazda była bardziej figurowa niż klasyczna i kilka razy niewiele brakowało, abym przypomniał sobie zimowe prawdy, o których miałem już okazję kiedyś napisać.

Poruszałem się zatem niespiesznie po Krakowie. Jechałem wzdłuż Wisły, potem wokół Błoń, pojawiłem się na Starym Mieście, pozdrowiłem Wawelskiego Smoka, przemknąłem przez Podgórze. Dystans taki sobie, ale to przecież zimowe popołudnie. Być może w weekend uda się zaliczyć ciekawszą i dłuższą trasę.



Zima w Krakowie

Sobota, 14 stycznia 2012 • Komentarze: 0

Aktywność
7 7 290
Data
14 stycznia 2012
Sob. 14:42 16:53
Rower
Giant Boulder
7 7 95
Kalorie
837kcal
Czas
1:59:57
73
944
0:16 0:14 0:50
Dystans
38.39km
99
1213
4.43 4.78
Prędkość
19.20km/h
113
1275
16.5 20.3 36.0
Kadencja
76rpm
108
Tętno
143bpm
164
Przewyższenia
165m
98
1206
       239
Nachylenie
+ 3.7% - 3.6%
+ 5.0 - 6.0
Temperatura
- 1.3°C
- 2.0 0.0

No i stało się. Mamy zimę. W nocy w Krakowie spadł śnieg, a w ciągu dnia kilkukrotnie pojawiły się kolejne opady. Zastanawiałem się nawet, czy to dobry pomysł, aby dzisiaj wybrać się na przejażdżkę i prawdę mówiąc byłem już bliski rezygnacji. Cykloza jednak rządzi się swoimi prawami i wczesnym popołudniem zauważyłem, że jestem „na głodzie”. Cóż miałem robić? Przebrałem się i nie zważając na pogodę, wyruszyłem na przejażdżkę.

Krajobraz pierwszego dnia prawdziwej zimy był standardowy. Główne ulice były czarne, na bocznych leżał śnieg. Chodniki były odśnieżone, lecz na ścieżkach rowerowych leżał czysty, dziewiczy, nienaruszony ni kołem, ni stopą, śnieg. Ze względów bezpieczeństwa starałem się unikać dróg, bo kierowcy nie są przyzwyczajeni do widoku rowerzysty w styczniu. Świadomie więc wybierałem ścieżki rowerowe i wkładając nieco więcej wysiłku, brnąłem przez kilkucentymetrową warstwę śnieżnego puchu. Dopóki temperatura była dodatnia, jechało się całkiem sprawnie, lecz gdy spadła poniżej zera, śnieg stwardniał, a woda zamarzła. Spod kół dobiegało „chrupanie” i piesi już z dużej odległości mogli usłyszeć, że zbliża się „szalony” rowerzysta. Dzisiaj spotkałem ledwie trzech innych pasjonatów roweru.

Jechałem wolniej niż zwykle, ale nie chciałem ryzykować. W niektórych miejscach było naprawdę ślisko. Cały napęd został zaklejony śniegiem i w pewnym momencie okazało się, że mam dostępne tylko dwie tarcze z przodu i sześć koronek z tyłu. Gruba warstwa zamrożonej śnieżnej brei zablokowała przerzutki! Ale to nic. Lubię wyzwania i chociaż już w ubiegłym roku jeździłem po śniegu, to dzisiaj musiałem walczyć nie tylko z nim, ale także z silnym przeciwnym wiatrem. Kraków też wygląda inaczej w zimowej oprawie i warto było to zobaczyć, a nie siedzieć w domu i ćwiczyć mięśnie dłoni klikając w pilota.


Tuż przed zachodem
Tuż przed zachodem
Tuż po zachodzie
Tuż po zachodzie



Duch Barei

Wtorek, 10 stycznia 2012 • Komentarze: 0

Aktywność
6 6 289
Data
10 stycznia 2012
Wt. 17:17 19:16
Rower
Giant Boulder
6 6 94
Kalorie
749kcal
Czas
1:51:35
88
1064
0:15 0:16 1:59
Dystans
41.15km
94
1166
5.23 6.59
Prędkość
22.14km/h
99
1204
19.7 24.7 38.2
Kadencja
74rpm
106
Tętno
140bpm
162
Przewyższenia
187m
87
1142
       239
Nachylenie
+ 3.6% - 2.9%
+ 8.0 - 9.0
Temperatura
3.0°C
3.0 4.0

Jak zapewne zauważyliście, nie zawsze opisuję tutaj moje spostrzeżenia z tras rowerowych. Czasem wplatam inne tematy, które luźno związane są z moją rowerową pasją. Robię tak zwłaszcza wtedy, gdy z różnych powodów nie mogę wybrać się na jakąś dłuższą lub ciekawszą wycieczkę i po raz kolejny poruszam się w miejskich klimatach. A tam nie zawsze dzieje się coś ciekawego, bądź po prostu ogarnia mnie jakaś niemoc „twórcza” i nie mam żadnego pomysłu. Czasem jednak samo życie dostarcza tematów godnych nieżyjącego (niestety) mistrza polskiej komedii, Stanisława Barei.

Otóż jest taka scena w kultowym „Misiu”. Ryszard Ochódzki przychodzi do szatni, podaje numerek i prosi o płaszcz. Płaszcza jednak nie ma, więc szatniarz podaje okrycie z sąsiedniego wieszaka. Następuje utarczka słowna, zakończona przez kierownika szatni słowami „nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi?”. Szatniarz dodaje jeszcze „cham się uprze i mu daj! No skąd wezmę jak nie mam!”




Scena ta stanęła mi wczoraj przed oczami, gdy w moich drzwiach pojawił się pracownik Poczty Polskiej z przesyłką. W związku z planowanym zimowym przeglądem roweru i połączoną z tym drobną kosmetyką także od strony graficznej, pod koniec ubiegłego roku zakupiłem na Allegro samoprzylepną folię Oracal. Folia ta odporna jest na warunki atmosferyczne i doskonale nadaje się do tego, aby niewielkim kosztem dodać nieco oryginalności swojej ukochanej „zabawce”. Mijały dni, a przesyłka nie nadchodziła. Zniecierpliwiony skontaktowałem się ze sprzedawcą, ten zaś interweniował w placówce Poczty Polskiej. Po krótkich poszukiwaniach przesyłka się znalazła i zapewniono mnie, że następnego dnia trafi do mnie. Słowo się rzekło i oto stał przede mną listonosz. Co prawda kształt paczki wzbudził we mnie niepokój, ale adres się zgadzał, więc chcąc nie chcąc podpisałem podsunięty papierek.

To, co nastąpiło potem, przypomniało mi czasy polskiego absurdu, który – jak widać – ma się dobrze. Otworzyłem przesyłkę… Potem nie pozostało mi nic innego, jak tylko zamieścić na „fejsie” zdjęcie zawartości wraz z poniższym komentarzem.


Składam serdeczne podziękowania Zarządowi Poczty Polskiej S.A., Dyrekcji Okręgu Poczty Polskiej S.A. w Krakowie oraz bliżej nieokreślonej placówce Poczty Polskiej S.A. To Wam zawdzięczam bezcenną chwilę zdumienia, gdy zamiast przesyłki zawierającej samoprzylepną folię Oracal, otrzymałem… suplement diety wspierający organizm w okresie planowania potomstwa oraz lek na zaburzenia cyklu miesiączkowego. Jest dla mnie bezcenny, zważywszy na fakt, że od 45 lat nie miałem okresu. Jednocześnie składam wyrazy szacunku w imieniu osoby, która wzmiankowane zaburzenia będzie leczyć nowatorską metodą przyklejania folii na… d***. Szczerze życzę Wam dalszych, równie spektakularnych sukcesów.
Składam serdeczne podziękowania Zarządowi Poczty Polskiej S.A., Dyrekcji Okręgu Poczty Polskiej S.A. w Krakowie oraz bliżej nieokreślonej placówce Poczty Polskiej S.A. To Wam zawdzięczam bezcenną chwilę zdumienia, gdy zamiast przesyłki zawierającej samoprzylepną folię Oracal, otrzymałem… suplement diety wspierający organizm w okresie planowania potomstwa oraz lek na zaburzenia cyklu miesiączkowego. Jest dla mnie bezcenny, zważywszy na fakt, że od 45 lat nie miałem okresu. Jednocześnie składam wyrazy szacunku w imieniu osoby, która wzmiankowane zaburzenia będzie leczyć nowatorską metodą przyklejania folii na… d***. Szczerze życzę Wam dalszych, równie spektakularnych sukcesów.



Orkiestra

Niedziela, 8 stycznia 2012 • Komentarze: 0

Aktywność
5 5 288
Data
8 stycznia 2012
Niedz. 14:50 17:11
Rower
Giant Boulder
5 5 93
Kalorie
884kcal
Czas
2:13:43
51
773
0:37 0:25 1:16
Dystans
50.36km
70
969
10.77 11.46
Prędkość
22.60km/h
93
1178
17.4 26.9 49.1
Kadencja
79rpm
104
Tętno
138bpm
156
Przewyższenia
383m
29
624
       333
Nachylenie
+ 3.6% - 3.4%
+ 9.0 - 8.0
Temperatura
3.0°C
2.0 3.0

Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy grała, a świat tonął… w szarości. Mimo to, na palcach jednej ręki mogłem policzyć ludzi, którzy nie mieli przyklejonych serduszek. W chwilach ważnych jesteśmy razem. Na przekór wszystkiemu, pomimo przysłowiowej bezinteresownej nieżyczliwości, wbrew równie przysłowiowemu polskiemu piekiełku, nie bacząc na straszenie kryzysem. WOŚP to swoisty fenomen i – jak usłyszałem dzisiaj w TVN24 – wyrzut sumienia dla wszystkich kolejnych Rządów Rzeczypospolitej Polskiej, które do dzisiaj nie potrafiły skutecznie zreformować służby zdrowia. Nie rozwinę tego tematu, bo nie polityczny lecz rowerowy blog prowadzę.

Moje czerwone serduszko przykleiłem na ramę i tak „uzbrojony” wybrałem się dzisiaj na kolejną zimową przejażdżkę w późnojesiennej oprawie. Początkowo padał deszcz, ale potem było już nieco lepiej, chociaż wilgoć była wszechobecna. Tym razem wybrałem się na południe, a więc już na początku czekały mnie podjazdy w okolicach Kosocic. Przez Podgórki Tynieckie dojechałem do Tyńca, a do domu wróciłem identyczną drogą, jak ta wczorajsza.


Nie na dłoni, lecz na ramie w ramach WOŚP
Nie na dłoni, lecz na ramie w ramach WOŚP



Skrawki błękitu

Sobota, 7 stycznia 2012 • Komentarze: 0

Aktywność
4 4 287
Data
7 stycznia 2012
Sob. 14:57 17:20
Rower
Giant Boulder
4 4 92
Kalorie
1017kcal
Czas
2:23:09
42
658
0:27 0:18 1:26
Dystans
56.36km
46
774
8.65 8.16
Prędkość
23.63km/h
71
1065
19.0 26.9 50.8
Kadencja
79rpm
106
Tętno
144bpm
163
Przewyższenia
338m
33
726
       304
Nachylenie
+ 3.9% - 3.9%
+ 9.0 - 8.0
Temperatura
1.7°C
1.0 4.0

Tradycyjnie już, wczesnym popołudniem wybrałem się na przejażdżkę. Pogoda była zupełnie inna niż wczoraj. Było co prawda chłodno i pochmurnie, ale nie padało. Pomiędzy chmurami widziałem przestrzenie błękitu, a w pewnym momencie pokazało się nawet słońce i pozostało ze mną do samego zachodu. Sama przejażdżka była dosyć standardowa. Najpierw pojawiłem się w okolicach Podgórza, potem pojechałem na Salwator, okrążyłem Błonia, przez Wolę Justowską dotarłem do ulicy Orlej, zjechałem do Mirowskiej, przejechałem na drugi brzeg Wisły, wróciłem na Podgórze i przez Rybitwy dojechałem do domu.



Nie przeminęło z wiatrem

Piątek, 6 stycznia 2012 • Komentarze: 0

Aktywność
3 3 286
Data
6 stycznia 2012
Pt. 14:46 17:06
Rower
Giant Boulder
3 3 91
Kalorie
965kcal
Czas
2:13:08
52
782
0:12 0:16 1:13
Dystans
50.88km
64
951
4.22 6.95
Prędkość
22.93km/h
89
1147
19.7 24.6 38.2
Kadencja
78rpm
104
Tętno
146bpm
162
Przewyższenia
172m
95
1188
       234
Nachylenie
+ 4.1% - 3.7%
+ 11.0 - 12.0
Temperatura
2.0°C
2.0 3.0

Jeśli ktoś jeszcze nie wie jakiej pogody najbardziej nie lubię, to dzisiaj właśnie mógł się dowiedzieć. Mokro, zimno, wietrznie, ani odrobinki błękitnego nieba, wszechobecna szarość. To alegoria depresji, wizualizacja smutku i beznadziejności. Ale jeśli ktoś pomyślałby, że mój nastrój dopasował się do tego, co królowało za oknem, byłby w błędzie. Dobrze jest, gdy jest dobrze, no i bardzo dobrze – jak mawiał Ryś. Ja rozwinąłbym tę myśl i powiedział, że gdy jest źle, to i tak jest dobrze, bo nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być jeszcze gorzej, więc skoro może być gorzej, to wcale nie jest tak źle, jak wygląda, że jest. A więc skoro nie wiało na tyle silnie, aby wyrywać dęby, nie lało tak mocno, aby do oddychania konieczny był akwalung, nic nie stało na przeszkodzie, aby święto Trzech Króli uczcić małą rowerową przejażdżką.

Pod wiatr jechało się dość ciężko. Nieraz z trudem utrzymywałem prędkość ledwie 18 km/h. Po niebie pędziły czarne chmury, z których raz po raz padał mniejszy bądź większy deszcz. Popołudnie nie nastrajało do wyjścia z domu. Spotkałem więc zaledwie jedenastu innych cyklistów, a spacerowiczów też było niewielu. Pierwsza część trasy wiodła na zachód, a więc pod wiatr. Po kilkunastu kilometrach takiej jazdy wyraźnie czułem to w nogach. Potem pokręciłem się trochę w okolicy Błoń, Parku Jordana oraz Akademii Górniczo Hutniczej, a na koniec czekało mnie kilkanaście kilometrów jazdy na zachód. Tym razem miałem „wiatr w żagle” – jechałem szybko i praktycznie nie męczyłem się.

Kilka kilometrów przed domem zaczęło solidnie padać. Wróciłem cały mokry, ale nie przemoczony, no i oczywiście… zadowolony. Tak, kolejny raz muszę powiedzieć, że ja naprawdę to lubię.


Szaro i mokro
Szaro i mokro
Park Jordana
Park Jordana