Moje aktywności Outdoor

Tutaj znajdziesz opisy moich aktywności rowerowych na świeżym powietrzu, albo raczej na tzw. „świeżym powietrzu”, bo większość moich tras rowerowych leży nieopodal miejsca, o którym doskonale mówią słowa piosenki: „I odmiennym jakby rytmem u nas ludziom bije serce, choć dla serca nieszczególne tu powietrze (…)”.

Tyniec / Pożegnanie roku

Poniedziałek, 31 grudnia 2012 • Komentarze: 0

Aktywność
7 113 396
Data
31 grudnia 2012
Pon. 11:01 13:48
Rower
Giant Boulder
7 41 129
Kalorie
1099kcal
Czas
2:29:00
34
603
0:39 0:22 0:00
Dystans
56.01km
48
786
11.67 9.95
Prędkość
22.56km/h
94
1180
17.9 26.7 50.6
Kadencja
79rpm
103
Tętno
142bpm
161
Przewyższenia
432m
22
518
       335
Nachylenie
+ 3.7% - 4.2%
+ 8.0 - 8.0
Temperatura
8.6°C
7.0 11.0

Patrząc na pogodę, trudno uwierzyć, że mamy koniec grudnia, a nie początek marca. Oczywiście nie mogłem nie wykorzystać tak pięknego dnia i wybrałem się na ostatnią w tym roku przejażdżkę.

Wyruszyłem przed południem z zamiarem dotarcia do Tyńca. Dlaczego właśnie tam? Otóż uświadomiłem sobie, że nigdy nie odwiedziłem Klasztoru Benedyktynów, chociaż wielokrotnie przejeżdżałem tuż obok. Koniecznie musiałem nadrobić tę zaległość. Nie chciałem jechać najprostszą drogą wzdłuż Wisły, bo ostatnio nazbyt często pojawiałem się na tym szlaku i dlatego wybrałem bardziej ambitny dojazd, który wiódł przez Kosocice, Swoszowice, Kliny, Podgórki Tynieckie. Trudno powiedzieć, aby była to rekreacyjna jazda, bo poza podjazdami, kolejny raz musiałem walczyć z silnym, przeciwnym wiatrem. Pokonywałem kolejne kilometry i w końcu dotarłem na klasztorny dziedziniec.

Otoczyła mnie historia minionych dziesięciu wieków, bo początki opactwa sięgają wieku XI. Zimowe słońce, nisko zawieszone na błękitnym niebie, było reżyserem światła, które błądząc pośród kamiennych budowli, tworzyło mistyczny spektakl cieni. Jakże przedziwne to uczucie, gdy śmiertelnik, któremu dane jest żyć ledwie kilkadziesiąt lat (może trochę więcej), znajdzie się nagle pośród murów z tysiącletnią historią, gdy stąpa po bruku, wydeptanym stopami wielu pokoleń tych, którzy przychodzili tutaj szukać Boga. To jedno z miejsc, gdzie czas płynie zupełnie innym rytmem, gdzie świat zwalnia swe szalone tempo, pozwalając na chwilę zatopić się we własnych myślach.

Znalazłem się więc we właściwym miejscu i czasie, by w ostatni dzień roku wrócić na chwilę do wszystkiego, co przyniósł ten czas. A był to dla mnie rok szczególny. Zaczynałem go, będąc przekonanym, że moja rowerowa pasja jest jednocześnie jedyną miłością. Jednak bardzo szybko zrozumiałem, że zabrnąłem w ślepą uliczkę, co bez trudu mogli zauważyć czytelnicy mojego bloga. Moja rowerowej pasji musiałem znaleźć właściwe miejsce, by stała się jednym, ale nie jedynym składnikiem tego, co połączone z sobą, buduje obraz prawdziwego szczęścia i radości. Pijąc wraz z moją ukochaną Moniką szampana o północy, zanim spojrzę w przyszłość, jeszcze na moment zatrzymam się i pomyślę, że to był naprawdę dobry rok…


Historia zamknięta w kamiennych fasadach – Kościół i Klasztor Benedyktynów
Historia zamknięta w kamiennych fasadach – Kościół i Klasztor Benedyktynów
Wisła widziana „pod słońce” z klasztornego dziedzińca
Wisła widziana „pod słońce” z klasztornego dziedzińca
Jeszcze jeden „wiślany” landszafcik – tym razem „ze słońcem”
Jeszcze jeden „wiślany” landszafcik – tym razem „ze słońcem”
Droga do światłości
Droga do światłości
Czas powrotu
Czas powrotu



Trochę rutynowo

Niedziela, 30 grudnia 2012 • Komentarze: 0

Aktywność
6 112 395
Data
30 grudnia 2012
Niedz. 14:43 17:07
Rower
Giant Boulder
6 40 128
Kalorie
1031kcal
Czas
2:12:55
53
785
0:15 0:15 1:21
Dystans
53.35km
54
861
5.49 6.69
Prędkość
24.08km/h
58
1011
21.0 26.7 43.6
Kadencja
74rpm
115
Tętno
146bpm
167
Przewyższenia
219m
70
1046
       239
Nachylenie
+ 4.0% - 3.2%
+ 6.0 - 5.0
Temperatura
3.5°C
1.0 6.0

Dzisiaj powtórzyłem trasę, którą jechałem w czwartek. Powtórzyłem, ale w odwrotnym kierunku. Tym razem także wiał zachodni wiatr, ale zdecydowanie słabszy niż ostatnio. Nie musząc skupiać się na walce z przeciwnościami natury, miałem zdecydowanie więcej przyjemności z jazdy.

Najpierw przez Rybitwy dojechałem do Stopnia Wodnego Dąbie. Stamtąd, aż do Mostu Dębnickiego poruszałem się ścieżką rowerową wzdłuż Wisły. Pogoda zachęciła wielu krakowian do niedzielnego, popołudniowego spaceru, więc dosyć często musiałem używać dzwonka, zwłaszcza w okolicach Kazimierza oraz Wawelu. Na Salwator nie mogłem dotrzeć ścieżką rowerową, bo od dłuższego czasu jest remontowana, więc ten odcinek pokonałem ulicą Kościuszki. Za Salwatorem skręciłem w ulicę Wioślarską i wjechałem na wały. Przy okazji zrobiłem zdjęcie, wspomnianego poprzednim razem, wjazdu na ścieżkę rowerową – naprawdę trudno zrozumieć, co poeta miał na myśli? Czyżby zabrakło funduszy na kawałeczek asfaltu?

Potem było już rutynowo. Dojechałem do Stopnia Wodnego Kościuszko, przejechałem na drugi brzeg, równoległą trasą wróciłem do Krakowa, przejechałem przez Podgórze i dotarłem do domu.


Droga przez mękę, czyli dojazd do nowej trasy rowerowej
Droga przez mękę, czyli dojazd do nowej trasy rowerowej



Poświątecznie

Czwartek, 27 grudnia 2012 • Komentarze: 0

Aktywność
5 111 394
Data
27 grudnia 2012
Czw. 10:22 12:42
Rower
Giant Boulder
5 39 127
Kalorie
1029kcal
Czas
2:11:15
55
810
0:18 0:14 0:00
Dystans
50.27km
71
975
5.80 5.81
Prędkość
22.98km/h
88
1144
19.2 24.7 36.6
Kadencja
73rpm
102
Tętno
147bpm
161
Przewyższenia
235m
61
1000
       248
Nachylenie
+ 4.1% - 3.8%
+ 7.0 - 5.0
Temperatura
9.0°C
8.0 10.0

Tuż przed świętami nadeszła odwilż, co wcale mnie nie zmartwiło, bo już poprzednio wspominałem, że zaraz po świętach czeka mnie spalanie kalorii, a przecież lepiej spalać je w dodatniej, niż ujemnej temperaturze. Dzisiejszego poranka obudziło mnie słońce, co zapowiadało piękny dzień. Nie traciłem więc czasu i niedługo po dziesiątej wskoczyłem na rower.

Pomimo ciepła drogi były mokre, co spowodowało, że cały wysiłek włożony w niedawne umycie roweru, poszedł na marne. Jechałem na zachód i zamierzałem dotrzeć do toru kajakowego przy Kolnej. Przez większą część drogi nic nie zakłócało przejażdżki, ale w okolicach Salwatora zerwał się silny, południowo-zachodni wiatr. Początkowo udawało mi się utrzymać sensowną prędkość, ale wiatr stawał się coraz mocniejszy i na cztery kilometry przed celem poruszałem się w żółwim tempie kilkunastu kilometrów na godzinę. Do toru kajakowego dotarłem solidnie zmęczony, ale przecież zmieniałem właśnie kierunek i liczyłem, że od teraz wiatr stanie się moim sprzymierzeńcem. Po przejechaniu na drugi brzeg Wisły, tak właśnie się stało, a kurtka cudownie przemieniła się ze „spadochronu hamującego” na „żagiel” ;).

Poruszałem się wzdłuż brzegu Wisły po ścieżce rowerowej, która jeszcze niedawno kończyła się na wysokości Przegorzał. Dzisiaj jednak okazało się, że można nią jechać jeszcze dalej. Skwapliwie skorzystałem więc z możliwości eksploracji nowego szlaku. Pchany wiatrem poruszałem się raczej szybko po nowej, gładkiej nawierzchni. I wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie nasze Polskie poczucie humoru. Cała ścieżka rowerowa jest gotowa z wyjątkiem ostatnich trzydziestu, może czterdziestu metrów, które dzielą ją od ulicy. Ten fragment jest nieutwardzony, co w warunkach odwilży oznacza brnięcie przez błotne bajoro. Dobrze, że ziemia była jeszcze na tyle zmrożona, że błoto było w miarę płytkie i dało się jako tako pokonać.

Na Rybitwach ponownie zmieniłem kierunek, co oznaczało, że ostatnie kilka kilometrów jechałem pod wiatr. Do domu dotarłem więc nieco zmęczony, ale z przekonaniem, że przynajmniej część świątecznych szaleństw kulinarnych została uwolniona z organizmu w postaci czystej energii.


Nadwiślańskie klimaty
Nadwiślańskie klimaty
Nadwiślańskie klimaty
Nadwiślańskie klimaty



Przedświątecznie

Sobota, 22 grudnia 2012 • Komentarze: 0

Aktywność
4 110 393
Data
22 grudnia 2012
Sob. 10:58 13:06
Rower
Giant Boulder
4 38 126
Kalorie
893kcal
Czas
1:54:54
85
1024
0:12 0:11 0:00
Dystans
44.52km
82
1087
4.41 4.70
Prędkość
23.25km/h
80
1108
20.9 24.6 32.0
Kadencja
76rpm
109
Tętno
147bpm
165
Przewyższenia
191m
83
1124
       244
Nachylenie
+ 4.3% - 3.8%
+ 6.0 - 4.0
Temperatura
- 5.0°C
- 5.0 - 5.0

O tym, że zbliżają się święta, zostałem brutalnie powiadomiony o godzinie 7:40, gdy któryś z sąsiadów (niech się tylko dowiem, który) wpadł na genialny pomysł trzepania dywanów. Ja wiem, że cisza nocna kończy się o szóstej, ale na Boga, jeśli przez pięć dni wstaje się o świcie, to chęć wyspania się w sobotę, chyba nie jest fanaberią. Wyrwany ze snu nie mogłem już zasnąć i pierwszy dzień weekendu rozpocząłem w kiepskim nastroju.

Aby ten zły nastrój przełamać, mogłem uczynić tylko jedno i to właśnie zrobiłem – wybrałem się na przejażdżkę. I tutaj totalne zaskoczenie, bo pomimo niewielkiego mrozu, na ponad czterdziesto-kilometrowej trasie spotkałem ledwie kilku rowerzystów. Spacerowiczów też prawie wcale nie widziałem. Czyżby smog zatrzymał wszystkich w domach? Tajemnica wyjaśniła się dopiero w okolicach Galerii Krakowskiej. Widząc kilkusetmetrową kolejkę samochodów oczekujących na wjazd na parking, zrozumiałem, że wzorem mojego sąsiada, dzisiaj wszyscy przygotowują święta.

Na krakowskich szlakach było więc wyjątkowo pusto. Delektowałem się samotną jazdą, ciesząc się jednocześnie, że znalazłem te dwie godziny w czasie, gdy trwa jakże krótki dzień. Chociaż należy zauważyć, że dzisiejszy dzień był dłuższy od najkrótszego, czyli od wczorajszego dnia o całą, jedną… sekundę. Teraz będzie już z górki, a więc wypada powiedzieć sobie: byle do wiosny.

Kończę już. Przecież święta idą, a Chuck Norris już tu jest, więc pora, abym i ja zabrał się za jakąś robotę. Wczoraj byłem doktor G i patroszyłem karpie. Teraz czas na inne specjały. Oj chyba będzie co spalać za kilka dni…


Tutaj, gdzie zwykle są tłumy, dzisiaj w południe nie było żywego ducha
Tutaj, gdzie zwykle są tłumy, dzisiaj w południe nie było żywego ducha



Mokra przejażdżka

Sobota, 15 grudnia 2012 • Komentarze: 0

Aktywność
3 109 392
Data
15 grudnia 2012
Sob. 12:00 14:10
Rower
Giant Boulder
3 37 125
Kalorie
989kcal
Czas
1:57:34
80
983
0:15 0:14 0:00
Dystans
45.13km
78
1080
5.41 5.86
Prędkość
23.04km/h
85
1138
20.4 25.0 34.4
Kadencja
77rpm
107
Tętno
154bpm
168
Przewyższenia
208m
73
1074
       238
Nachylenie
+ 3.8% - 3.3%
+ 6.0 - 6.0
Temperatura
4.1°C
3.0 6.0

Po ponad tygodniowej przerwie udało mi się dzisiaj wybrać na przejażdżkę. Było ciepło, a wszechobecny, topniejący śnieg powodował, że wszędzie zalegała woda. Rower bardzo szybko pokrył się brunatną mazią. Mimo to byłem zadowolony, że po całym tygodniu pracy udało mi się chociaż na chwilę oderwać od zwykłej codzienności.


ul. Botewa - Komentarz jest zbędny
ul. Botewa - Komentarz jest zbędny
„Puryfikacja” – Dokąd zmierza sztuka?
„Puryfikacja” – Dokąd zmierza sztuka?



Śnieżny wieczór

Czwartek, 6 grudnia 2012 • Komentarze: 0

Aktywność
2 108 391
Data
6 grudnia 2012
Czw. 18:24 20:03
Rower
Giant Boulder
2 36 124
Kalorie
657kcal
Czas
1:33:20
104
1199
0:13 0:15 1:39
Dystans
32.37km
104
1311
4.20 5.13
Prędkość
20.82km/h
106
1248
19.1 20.4 31.2
Kadencja
73rpm
108
Tętno
139bpm
160
Przewyższenia
194m
80
1115
       237
Nachylenie
+ 4.6% - 3.7%
+ 8.0 - 5.0
Temperatura
- 0.8°C
- 1.0 0.0

Kilka dni temu zawitała prawdziwa zima i od kilku dni nie jeździłem na rowerze. Do niezbyt korzystnych warunków atmosferycznych doszedł nawał pracy, co razem powodowało, że po powrocie z pracy, zamiast rowerowego odprężenia, rozpoczynałem „drugą zmianę”. Jadąc popołudniu przez zakorkowane miasto, pomyślałem, że nadszedł czas, aby chociaż na chwilę uciec od codzienności w śnieżną scenerię królewskiego miasta.

Z domu wyszedłem dopiero po osiemnastej. Było dosyć ciepło, bo temperatura na poziomie -1 stopnia w grudniu to prawie upał ;). Wiał zachodni wiatr, ale nie sądziłem, aby mógł być istotną przeszkodą podczas jazdy. Na początku pojechałem w stronę Rybitw. Tam zaczyna się jedna z najdłuższych krakowskich dróg rowerowych, a w warunkach zimowych, jeśli to tylko możliwe, staram się unikać wieczornej jazdy po ulicach. Niestety tradycyjnie już, odpowiedzialni za odśnieżanie miasta założyli, że w zimie miejscem rowerzysty jest fotel przy kominku, a nie „szlajanie” się po mieście i ścieżka rowerowa była tu i ówdzie mocno przysypana zmrożonym śniegiem, zgarniętym uprzednio z chodnika. Chcąc nie chcąc, jechałem więc raz po drodze dla rowerów, a raz po chodniku. Poruszałem się na zachód, a więc pod wiatr (który przecież nie miał sprawiać problemów) i wszystko byłoby w porządku, gdyby nie zaczął padać śnieg, którego płatki kłuły w oczy, niczym igiełki. W takich warunkach przydałyby się gogle – pomyślałem, ale niezrażony jechałem dalej.

Dojechałem do Starego Miasta, pokręciłem się chwilę po wąskich uliczkach, gdzie historia minionych wieków zamknięta w kamiennych fasadach, jest tuż na wyciągnięcie ręki. Mieszkam tutaj tak długo i wciąż odczuwam ten sam dreszcz emocji, gdy jestem w miejscach, które były świadkami wzlotów i upadków Najjaśniejszej Rzeczypospolitej…

Ech… Pora wrócić do rzeczywistości… Pojechałem w stronę Jubilata, Mostem Dębnickim dotarłem na drugą stronę Wisły. Potem, jadąc wzdłuż jej brzegu, dojechałem na Zabłocie i w końcu do ulicy Wielickiej, skąd miałem już prostą drogę do domu.


Brama Floriańska
Brama Floriańska
Ulica Jagiellońska
Ulica Jagiellońska



Trochę błota

Niedziela, 2 grudnia 2012 • Komentarze: 0

Aktywność
1 107 390
Data
2 grudnia 2012
Niedz. 11:22 13:31
Rower
Giant Boulder
1 35 123
Kalorie
921kcal
Czas
1:57:37
79
981
0:22 0:18 0:00
Dystans
46.10km
77
1052
7.75 8.17
Prędkość
23.52km/h
76
1078
20.2 26.3 36.4
Kadencja
77rpm
108
Tętno
147bpm
165
Przewyższenia
294m
45
847
       259
Nachylenie
+ 3.8% - 3.5%
+ 12.0 - 7.0
Temperatura
1.0°C
0.0 2.0

Weekend jest jedyną szansą, aby pojeździć za dnia, więc na dzisiejszą przejażdżkę wybrałem się wyjątkowo wcześnie, bo już przed południem. Było dość zimno i wiał wschodni wiatr, który dodatkowo potęgował odczucie chłodu. Po mroźnej nocy trawa pokryta była szronem, a kałuże były zamarznięte. Szczelnie opatuleni wierni zmierzali do pobliskiego kościoła, gdy ja wsiadałem na rower i ruszałem w drogę.

Zamierzałem jeździć wyłącznie po mieście, ale po niecałych kilku kilometrach zmieniłem plany. Zauważyłem, albo raczej przypomniałem sobie, że już dawno nie byłem w Balicach. Pomyślałem więc, że to słuszna koncepcja, aby dzisiaj wybrać się właśnie tam. Przejechałem zatem przez całe miasto i dotarłem do ulicy Balickiej, którą zamierzałem sprawnie i szybko dojechać w okolice lotniska. No właśnie, dlaczego sprawnie i szybko? Czy nie byłoby lepiej dodać trochę pieprzu do dzisiejszej eskapady, zmienić utarte schematy, wybrać inne drogi? Jeśli takie myśli pojawiają się w mojej głowie, to wiem z doświadczenia, że próżno z nimi walczyć. Nie zastanawiałem się więc długo i wkrótce skręcałem z ulicy Balickiej w ulicę Podkamycze.

Asfalt skończył się po kilkuset metrach. Jakiś czas jechałem po dość twardej drodze gruntowej, której twardość gwałtownie się załamała w okolicy pierwszego zagajnika. Zacząłem brnąć przez błoto… w dodatku pod górę. Rower, który był w miarę czysty, szybko pokrył się brunatną mazią. Zabawa była przednia, radość z jazdy olbrzymia, endorfiny szalały, a gdy wreszcie dojechałem do szczytu wzniesienia i zobaczyłem w oddali oświetlony pas startowy lotniska w Balicach, byłem niemalże w siódmym niebie. Nad lotniskiem unosiła się lekka mgła, znad nagich drzew pokrywających wzgórze, wyłonił się podchodzący do lądowania samolot. Widok był naprawdę fantastyczny i szkoda, że mój aparat fotograficzny nie potrafił oddać tego klimatu.

Pozostała część trasy wiodła początkowo przez polną drogę, na której jakiś czas temu złamałem wentyl w moim podstawowym rowerze. Dojechałem do Olszanicy, a potem do Woli Justowskiej. Stamtąd w miarę najkrótszą drogą dotarłem do domu. Spojrzałem na zabłocony rower i pomyślałem – było fajnie!


Szarość nad lotniskiem
Szarość nad lotniskiem
W tym zagajniku przedzierałem się przez błoto
W tym zagajniku przedzierałem się przez błoto