Moje aktywności Outdoor

Tutaj znajdziesz opisy moich aktywności rowerowych na świeżym powietrzu, albo raczej na tzw. „świeżym powietrzu”, bo większość moich tras rowerowych leży nieopodal miejsca, o którym doskonale mówią słowa piosenki: „I odmiennym jakby rytmem u nas ludziom bije serce, choć dla serca nieszczególne tu powietrze (…)”.

Nowa nadzieja

Niedziela, 26 lutego 2012 • Komentarze: 0

Aktywność
5 17 300
Data
26 lutego 2012
Niedz. 14:54 17:01
Rower
Giant Boulder
5 17 105
Kalorie
852kcal
Czas
1:52:32
87
1047
0:23 0:17 0:00
Dystans
41.37km
93
1158
7.50 7.40
Prędkość
22.06km/h
102
1212
19.5 25.5 42.3
Kadencja
78rpm
108
Tętno
149bpm
168
Przewyższenia
240m
57
986
       247
Nachylenie
+ 3.2% - 3.4%
+ 6.0 - 8.0
Temperatura
2.7°C
1.0 6.0

Bardzo delikatnie, nieśmiało, subtelnie, ale już gdzieś tam w powietrzu czuć zbliżającą się wiosnę. Skończyły się siarczyste mrozy, niedługo przyjdzie pierwsze ocieplenie i choć pewnie jeszcze nie raz poprószy śniegiem, to nic nie powstrzyma przyrody. To ostatnie tygodnie zimy. Czas ten ma dla mnie jeszcze jedno, symboliczne znaczenie. Mój poprzedni, bardzo osobisty wpis, dotyczył pasji, która wymknęła się spod kontroli. Te dni są dla mnie bardzo ważne. Mam nadzieję, że podobnie jak w przyrodzie, także w życiu nadchodzi czas wiosny. Na razie bardzo delikatnie, nieśmiało, subtelnie…

Dzisiejszy dzień był bardzo wietrzny, ale nie chciałem siedzieć bezczynnie w domu. Zaraz po obiedzie wskoczyłem na rower i nie bacząc na pogodę, pojechałem przed siebie. Jechałem na zachód, starając się złapać promienie słońca, które zachodzi już coraz później, dając dłuższe i piękniejsze dni. Wiatr, choć mocny, nie przeszkadzał mi. Traktowałem go jako przeszkodę, którą muszę pokonać. Często spoglądałem na słońce, które nieuchronnie zmierzało w stronę horyzontu. W coraz bardziej rubinowej tarczy chciałem dostrzec odbicie oczu, które tak bardzo mnie zauroczyły… Obraz mojej wiosny, mojej nowej nadziei…


Twoje zdrowie Monisiu
Twoje zdrowie Monisiu



Ciemna strona cyklozy

Środa, 22 lutego 2012 • Komentarze: 0

Aktywność
4 16 299
Data
22 lutego 2012
Śr. 15:51 17:45
Rower
Giant Boulder
4 16 104
Kalorie
688kcal
Czas
1:38:45
95
1169
0:14 0:12 0:37
Dystans
35.89km
102
1242
4.36 4.76
Prędkość
21.81km/h
104
1230
18.7 23.0 38.4
Kadencja
78rpm
107
Tętno
144bpm
167
Przewyższenia
154m
103
1231
       244
Nachylenie
+ 3.5% - 3.2%
+ 5.0 - 5.0
Temperatura
4.1°C
3.0 6.0

Rower to piękna pasja i zapewne każdy z Was to potwierdzi. Wielu pasję tę nazywa cyklozą, sugerując wręcz uzależnienie od roweru. I bardzo dobrze, o ile nad uzależnieniem owym panujemy.

Moja cykloza zaczęła się niewinnie od – to nie będzie oryginalne – kupienia roweru. Nie był zbyt drogi, bo nie byłem wszak pewien, czy w ogóle złapię bakcyla. Ale złapałem. Jeździłem dosyć regularnie, a na dodatek po pierwszym sezonie wpadłem na pomysł, aby przesiąść się na lepszą maszynę, którą postanowiłem zbudować sam. Kolejny sezon, kolejne wycieczki, coraz dłuższe, coraz ciekawsze. Bakcyl przeszedł w łagodną odmianę cyklozy. Coraz więcej wycieczek, coraz więcej kilometrów. Sezon rozpoczynałem w styczniu, a kończyłem w grudniu. Jeździłem więc cały rok. Równolegle starałem się normalnie żyć, pracować i… myśleć o przyszłości, gdy spotkałem kogoś, z kim tę wspólną przyszłość zamierzałem dzielić. Przyszedł kolejny rok, a wraz z nim cykloza zmieniła swój łagodny charakter i przeszła w zaawansowane stadium. Zacząłem zachowywać się niczym narkoman, który na początku twierdzi, że nad wszystkim panuje, a w pewnym momencie okazuje się, że to narkotyk nim włada. Nie planowałem już wyjazdów rowerowych mając na względzie codzienne obowiązki, ale zacząłem dopasowywać życie do wymagań rowerowej pasji. Niszcząca forma cyklozy powoli wynosiła rower na pierwsze miejsce. W końcu doszło do tego, że zniknęła gdzieś początkowa radość i euforia. Liczyły się tylko kilometry, prędkość, przewyższenia. Moi przyjaciele podobno zwracali mi uwagę. Podobno, bo przecież ich nie słuchałem. W końcu przestałem nawet myśleć o mojej przyszłości, bezmyślnie odrzucając uczucie…

Opanowanie przyszło niedawno. Uważni czytelnicy zauważyli zapewne, że w moich wpisach zaczęło brakować świeżości, prawdziwej radości. Prostota, przypadkowe tematy, banalne opisy tras zaczęły dominować w moich tekstach. Potem pojawiła się tęsknota, żal, wątki osobiste. Wiedziałem już, że popełniłem błąd, że pasja zamiast dodatkiem do życia, stała się jego głównym wątkiem. A przecież nie o to chodziło.

Otrząsnąłem się, zatrzymałem w tym pędzie, przeszeregowałem priorytety. Pasja, aczkolwiek bardzo ważna, powędrowała na właściwe miejsce. Stała się dodatkiem, a nie podmiotem. Teraz nadszedł czas, aby spróbować uratować to, co w życiu najważniejsze – miłość. I tylko to się liczy.

Po co piszę o tym wszystkim, narażając się na śmieszność? Jeśli mnie się przytrafiło coś takiego, to może nie jestem jedynym, którego dopadła patologiczna forma cyklozy. A jeśli tak, to może uda mi się kogoś uratować przed popełnieniem tych samych błędów.

A dzisiejsza przejażdżka? Po prostu była ;). Ulicami Krakowa, wzdłuż Wisły, wokół Błoń. Tak naprawdę chciałem tylko zebrać myśli i na nowo odkryć prawdziwą, zdrową radość z rowerowej pasji. Pasji pod kontrolą. Pasji, jako dodatku do życia, a nie jego treści.


Tam na zachodzie jest to, co dla mnie najważniejsze…
Tam na zachodzie jest to, co dla mnie najważniejsze…



Coś ważnego

Sobota, 11 lutego 2012 • Komentarze: 0

Aktywność
3 15 298
Data
11 lutego 2012
Sob. 15:17 17:00
Rower
Giant Boulder
3 15 103
Kalorie
686kcal
Czas
1:32:59
105
1200
0:13 0:11 0:11
Dystans
32.11km
105
1318
4.06 4.36
Prędkość
20.73km/h
107
1250
17.9 21.8 35.4
Kadencja
75rpm
110
Tętno
148bpm
167
Przewyższenia
187m
87
1142
       247
Nachylenie
+ 4.6% - 3.7%
+ 6.0 - 5.0
Temperatura
- 12.0°C
- 12.0 - 12.0

To podobno ostatnie bardzo chłodne dni. Nie musiałem dzisiaj jechać na przejażdżkę, bo gdzieś tam jeszcze odczuwam echa choroby, ale musiałem. Bardzo długo czekałem na ten dzień, w którym miałem wykonać bardzo ważny telefon. Musiałem pozbierać myśli, ułożyć słowa, przygotować się… Poprzednio zastąpiłem wpis, który był bardzo osobisty. Dlatego tym razem nie powiem już nic więcej poza tym, że bardzo chciałbym, aby ta wspomniana rozmowa stała się nowym początkiem. Trzymajcie kciuki…


Czy ten zachód słońca będzie dla mnie oznaczał wchód nowego początku?
Czy ten zachód słońca będzie dla mnie oznaczał wchód nowego początku?



Głupota

Środa, 8 lutego 2012 • Komentarze: 0

Aktywność
2 14 297
Data
8 lutego 2012
Śr. 16:37 17:36
Rower
Giant Boulder
2 14 102
Kalorie
452kcal
Czas
0:58:09
110
1484
0:09 0:10 0:52
Dystans
19.25km
111
1587
2.56 3.64
Prędkość
19.88km/h
112
1270
16.3 21.8 36.4
Kadencja
76rpm
115
Tętno
153bpm
165
Przewyższenia
111m
110
1269
       237
Nachylenie
+ 4.3% - 3.9%
+ 8.0 - 78.0
Temperatura
- 12.0°C
- 12.0 - 12.0

A jednak usunąłem poprzednią wersję tego wpisu. Był za bardzo osobisty i sens jego umieszczenia tutaj był wielce wątpliwy. No bo niby czego się spodziewałem? Że wujek Dobra Rada udzieli mi wskazówek, co mam robić? Bzdura. Nikt nie udzieli mi żadnych wskazówek, a na dodatek mam szansę stać się pośmiewiskiem. Poprzednia wersja powędrowała więc do wirtualnego kosza…

Trzeba ją jednak czymś zastąpić, na przykład opisem trasy. Ten niestety także nie będzie porywający. Wybrałem się na przejażdżkę głównie po to, aby mieć pretekst do wpisu. Nie lubię bowiem pisać samych tekstów, które w żaden sposób nie mają związku z pokonaną trasą. Ale wpis, który narodził się podczas jazdy, został usunięty. Przejażdżka była mało ciekawa, a na dodatek męcząca. W weekend dopadło mnie przeziębienie i po raz pierwszy od dawna miałem gorączkę. Wybranie się zatem na rower w trzy dni po chorobie przy -12° C nie było dobrym pomysłem. Przez większość czasu moje serce było w trzeciej strefie pulsu, szybko się zmęczyłem, spociłem i po przejechaniu 12 kilometrów stwierdziłem, że nie dam rady osiągnąć zaplanowanego celu. Wróciłem do domu po przejechaniu zaledwie 19 kilometrów z groszami. To nie było rozsądne, ale – jak mawiała moja babcia – na głupotę nie ma lekarstwa.



Lud a lód

Czwartek, 2 lutego 2012 • Komentarze: 0

Aktywność
1 13 296
Data
2 lutego 2012
Czw. 16:58 18:44
Rower
Giant Boulder
1 13 101
Kalorie
663kcal
Czas
1:29:12
106
1212
0:15 0:13 1:46
Dystans
30.12km
107
1406
4.40 4.98
Prędkość
20.27km/h
110
1264
17.2 21.6 29.2
Kadencja
77rpm
102
Tętno
149bpm
166
Przewyższenia
189m
85
1136
       239
Nachylenie
+ 4.3% - 3.8%
+ 6.0 - 6.0
Temperatura
- 15.0°C
- 15.0 - 15.0

Jest taki stary polski film – nawet starszy ode mnie, bo z 1963 roku – pod tytułem „Kobiela na plaży”. W zrealizowanym w konwencji ukrytej kamery obrazie, Bogumił Kobiela porusza się po gorącej sopockiej plaży… na nartach. Jest pełnia lata, więc trudno się dziwić, że ubrany w zimowy strój aktor budzi powszechne zdziwienie. Podobne spojrzenia czułem na sobie dzisiaj, gdy tuż po zapadnięciu zmroku przemierzałem krakowskie ulice i trasy rowerowe. Nie do końca rozumiem, skąd to zdziwienie, wszakże rowerzystę można porównać do silnika, który gdy pracuje to się nagrzewa, więc nie jest mu zimno. Można wręcz powiedzieć, że rowerzysta ma zdecydowaną przewagę nad silnikiem, który czasem – zwłaszcza, gdy jest tęgi mróz – nie odpala. Rowerzysta odpala zawsze! Mając więc taką przewagę nad techniką, spokojnie jechałem sobie po Krakowie. Od czasu do czasu z nieba spadały drobne płatki śniegu, figlarnie migocząc w światłach latarni i niczym małe igiełki kłując w oczy.

Czas płynął, a temperatura powoli spadała. Ile dokładnie wynosiła, tego nie wiem, ponieważ niemiecka technologia w postaci „wypasionego” licznika rowerowego zatrzymała się na -10° C. Czyżby Hans zwykł spędzać zimę z kuflem w dłoni, tuląc się do obfitych kształtów swej „pięknej inaczej” Helgi? Amerykańska technika w postaci GPS’a też nie była lepsza. Prawie w pełni naładowane urządzenie, po godzinie nie mrozie „powiedziało”, że baterie są wyczerpane. A przecież to tylko -15° C. Bywało gorzej, tzn. chłodniej. Pamiętam ze studenckich czasów, że nawet w ponad dwudziestostopniowe mrozy Wisła nie zamarzała. Dlaczego? To proste. W owych czasach skład wody wiślanej bardziej przypominał produkty rafinacji ropy naftowej, niźli mariaż dwóch atomów wodoru z atomem tlenu. Od ładnych paru lat Wisła zamarza zimą. A więc jest nieźle.

Dzisiejsza przejażdżka trwała około półtorej godziny. Po drodze spotkałem tylko trzech bikerów, ale w takich warunkach można tę liczbę określić jako „tłum”. Nie zmarzłem, a przynajmniej nie tak bardzo, jakbym się tego mógł spodziewać. Mimo to, po powrocie do domu zaaplikowałem sobie gorącą herbatę z cytryną.


Jest dobrze!
Jest dobrze!