Czy to już wiosna? Zabawne, jak to samo pytanie może dotyczyć zarówno przyrody, jak i spraw osobistych. Jednak póki co, niezależnie od tego, czy słowo „wiosna” zostało użyte w przenośni, czy nie, odpowiedź brzmi „nie wiem”.
Plan dzisiejszej przejażdżki obejmował przejazd przez centrum Krakowa, a następnie dotarcie do Woli Justowskiej. Potem zamierzałem wyjechać do ZOO, przejechać do ulicy Księcia Józefa, dotrzeć do ulicy Mirowskiej, przejechać na drugi brzeg Wisły i wrócić do Krakowa. Plan został zrealizowany i na tym mógłbym w zasadzie zakończyć opis dzisiejszej przejażdżki. Ale to nie wszystko…
Niedawno pisałem, że chciałbym odzyskać dawną radość z mojej pasji, którą kiedyś utraciłem w pogoni za liczbą przejechanych kilometrów czy pokonanych przewyższeń. I właśnie dzisiaj poczułem tę radość. Poczułem ją, gdy minąwszy Willę Decjusza, zacząłem wspinać się w kierunku Lasku Wolskiego. Wyprzedzałem samochody stojące w oparach spalin i czekające na zwolnienie miejsca na parkingu, wyprzedzałem innych rowerzystów, którzy podobnie jak ja, korzystając z cudownego wiosny przebudzenia, mozolnie zmierzali w kierunku ZOO. Miarowe obroty korby, przyspieszony oddech, puls błąkający się w trzeciej strefie i… nowo odkryta radość. To nie przypadek. Doskonale wiem, dlaczego tak się stało i dlaczego właśnie dzisiaj się stało. Błąd, który kiedyś popełniłem polegał na tym, że pasja miała zastąpić wszystko inne. Teraz stała się uzupełnieniem czegoś o wiele ważniejszego. A gdy „tam” jest dobrze, gdy „tam” jest „wiosna”, to łatwiej jest znaleźć radość w każdym innym aspekcie życia. Poruszałem się więc wyżej i wyżej, mając przed oczami wczorajszy dzień, gdy tą samą drogą szliśmy razem z Moniką. Dzisiaj musiała wyjechać, a ja wybrałem się na tę nieco nostalgiczną przejażdżkę. Pokonując ostatnie metry dzielące mnie od ZOO, pomyślałem sobie, że bardzo chciałbym, byśmy kiedyś razem tutaj wyjechali. I tak właśnie się stanie. Kiedyś. Na pewno.
Czekając na zieleń
Dodaj komentarz...