Moje aktywności Outdoor

Tutaj znajdziesz opisy moich aktywności rowerowych na świeżym powietrzu, albo raczej na tzw. „świeżym powietrzu”, bo większość moich tras rowerowych leży nieopodal miejsca, o którym doskonale mówią słowa piosenki: „I odmiennym jakby rytmem u nas ludziom bije serce, choć dla serca nieszczególne tu powietrze (…)”.

W zamyśleniu

Czwartek, 22 marca 2012 • Komentarze: 0

Aktywność
4 21 304
Data
22 marca 2012
Czw. 16:30 18:33
Rower
Giant Boulder
4 21 109
Kalorie
837kcal
Czas
1:47:28
91
1105
0:21 0:18 0:38
Dystans
41.02km
95
1172
7.11 7.86
Prędkość
22.90km/h
92
1153
19.6 25.4 43.4
Kadencja
80rpm
107
Tętno
153bpm
172
Przewyższenia
239m
60
993
       263
Nachylenie
+ 3.4% - 3.1%
+ 8.0 - 6.0
Temperatura
11.3°C
9.0 14.0

Popołudniu pierwsze skrawki błękitu nad Krakowem pokonały chmur zasłonę. Zrobiło się nieco cieplej, a uwolnione promienie słońca zaczarowały blaskiem przyrodę, która wciąż zdaje się być pogrążona w zimowym śnie. Wracając z pracy i będąc świadkiem słonecznego renesansu, pomyślałem, że dobry to czas, aby opuścić na chwilę mieszkanie, które tak naprawdę ożywa jedynie raz na dwa tygodnie i wybrać się na małą przejażdżkę.

Po krótkiej chwili przygotowań wyruszyłem więc przed siebie. Zachód słońca miał nastąpić dopiero przed osiemnastą, a więc miałem chwilę czasu, aby cieszyć się ciepłem i widokiem złotej gwiazdy. Pogrążony w myślach jechałem na zachód, by chociaż przez chwilę znaleźć się bliżej miejsca, w którym od dawna znajduje się moje serce. Tęsknota jest przedziwnym uczuciem, które spowalnia czas. Wolno mijają kolejne godziny w oczekiwaniu na krótkie chwile spełnienia. Jadąc, miałem nadzieję, że szybciej poruszać się będą wskazówki zegara, a to dzieje się zawsze wtedy, gdy robimy to, co nas cieszy. Jechałem więc przed siebie, a czas znowu zaczął płynąć właściwym rytmem. Obok mnie Królewskie Miasto tętniło popołudniowym życiem. Z wolna zaczął zapadać zmrok. Rzuciwszy ostatnie spojrzenie w kierunku zachodzącego słońca, starałem się dostrzec w nim obrazy z moich marzeń. Nadszedł czas, aby wracać. W zamyśleniu pokonywałem ostatnie kilometry. Pilot otworzył bramę. Ostatnie kilkadziesiąt metrów i… czas znów się zatrzymał.



Odzyskana radość

Niedziela, 18 marca 2012 • Komentarze: 0

Aktywność
3 20 303
Data
18 marca 2012
Niedz. 13:12 15:53
Rower
Giant Boulder
3 20 108
Kalorie
1082kcal
Czas
2:23:17
41
656
0:27 0:16 0:00
Dystans
55.43km
50
800
7.89 7.75
Prędkość
23.22km/h
84
1116
17.3 28.0 49.3
Kadencja
78rpm
111
Tętno
149bpm
171
Przewyższenia
352m
31
694
       354
Nachylenie
+ 4.5% - 4.3%
+ 10.0 - 10.0
Temperatura
21.7°C
20.0 24.0

Czy to już wiosna? Zabawne, jak to samo pytanie może dotyczyć zarówno przyrody, jak i spraw osobistych. Jednak póki co, niezależnie od tego, czy słowo „wiosna” zostało użyte w przenośni, czy nie, odpowiedź brzmi „nie wiem”.

Plan dzisiejszej przejażdżki obejmował przejazd przez centrum Krakowa, a następnie dotarcie do Woli Justowskiej. Potem zamierzałem wyjechać do ZOO, przejechać do ulicy Księcia Józefa, dotrzeć do ulicy Mirowskiej, przejechać na drugi brzeg Wisły i wrócić do Krakowa. Plan został zrealizowany i na tym mógłbym w zasadzie zakończyć opis dzisiejszej przejażdżki. Ale to nie wszystko…

Niedawno pisałem, że chciałbym odzyskać dawną radość z mojej pasji, którą kiedyś utraciłem w pogoni za liczbą przejechanych kilometrów czy pokonanych przewyższeń. I właśnie dzisiaj poczułem tę radość. Poczułem ją, gdy minąwszy Willę Decjusza, zacząłem wspinać się w kierunku Lasku Wolskiego. Wyprzedzałem samochody stojące w oparach spalin i czekające na zwolnienie miejsca na parkingu, wyprzedzałem innych rowerzystów, którzy podobnie jak ja, korzystając z cudownego wiosny przebudzenia, mozolnie zmierzali w kierunku ZOO. Miarowe obroty korby, przyspieszony oddech, puls błąkający się w trzeciej strefie i… nowo odkryta radość. To nie przypadek. Doskonale wiem, dlaczego tak się stało i dlaczego właśnie dzisiaj się stało. Błąd, który kiedyś popełniłem polegał na tym, że pasja miała zastąpić wszystko inne. Teraz stała się uzupełnieniem czegoś o wiele ważniejszego. A gdy „tam” jest dobrze, gdy „tam” jest „wiosna”, to łatwiej jest znaleźć radość w każdym innym aspekcie życia. Poruszałem się więc wyżej i wyżej, mając przed oczami wczorajszy dzień, gdy tą samą drogą szliśmy razem z Moniką. Dzisiaj musiała wyjechać, a ja wybrałem się na tę nieco nostalgiczną przejażdżkę. Pokonując ostatnie metry dzielące mnie od ZOO, pomyślałem sobie, że bardzo chciałbym, byśmy kiedyś razem tutaj wyjechali. I tak właśnie się stanie. Kiedyś. Na pewno.


Czekając na zieleń
Czekając na zieleń



Po mieście

Czwartek, 8 marca 2012 • Komentarze: 0

Aktywność
2 19 302
Data
8 marca 2012
Czw. 16:53 19:00
Rower
Giant Boulder
2 19 107
Kalorie
911kcal
Czas
1:55:13
84
1021
0:16 0:14 1:27
Dystans
44.59km
81
1086
5.46 6.43
Prędkość
23.23km/h
83
1114
19.3 25.9 40.4
Kadencja
78rpm
104
Tętno
153bpm
172
Przewyższenia
185m
90
1154
       239
Nachylenie
+ 3.4% - 3.1%
+ 5.0 - 7.0
Temperatura
3.5°C
3.0 5.0

Nie sposób było dostrzec choćby skrawka błękitnego nieba, które skryło się pod szczelną chmur zasłoną. Pod takim sklepieniem wiodła moja dzisiejsza przejażdżka. W przeciwieństwie do dnia wczorajszego, dzisiaj poruszałem się wyłącznie po Krakowie. Było w miarę ciepło, a wiatr nie przeszkadzał w jeździe. Wszędzie tam, gdzie nie jechałem wśród samochodów, mogłem się odprężyć i uciec od codzienności. Dwie godziny minęły bardzo szybko.

A później… Wieczór rozciągnął zasłon swych atłasy. Gród Kraka powoli odpływa w nocny rejs po morzu sennych marzeń. Myślami sięgam wstecz, by po chwili spróbować zajrzeć w przyszłość. Ale ta wciąż jest czystą kartą, której nie zapisało jeszcze pióro losu. Ach, gdyby tylko można było je mocno chwycić, przycisnąć do księgi i napisać piękną treść... Czas płynie zbyt wolno. Złocisty napój pozwala zagłuszyć tęsknotę…



Szukając blasku

Środa, 7 marca 2012 • Komentarze: 0

Aktywność
1 18 301
Data
7 marca 2012
Śr. 16:41 18:51
Rower
Giant Boulder
1 18 106
Kalorie
982kcal
Czas
1:59:45
75
949
0:34 0:22 1:19
Dystans
44.19km
84
1092
10.41 10.76
Prędkość
22.15km/h
98
1201
18.0 28.4 55.2
Kadencja
77rpm
111
Tętno
157bpm
174
Przewyższenia
403m
24
573
       339
Nachylenie
+ 3.9% - 3.7%
+ 8.0 - 10.0
Temperatura
- 1.2°C
- 2.0 0.0

Choć niebo nad Krakowem było dzisiaj bezchmurne, to wiosny jeszcze nie widać, nie słychać i nie czuć. Po dziesięciodniowej przerwie wskoczyłem jednak dzisiaj na rower. Nie zamierzałem iść na łatwiznę i leniwie toczyć się po mieście, ale wybrałem pagórkowatą trasę do Tyńca przez Kosocice, Swoszowice i Podgórki Tynieckie. Jednak nie to było dzisiaj najważniejsze.

Niedawno pisałem o zgubnych skutkach „cyklozy”, która w pewnym momencie wymknęła się spod kontroli i doprowadziła do ruiny wiele prywatnych spraw. Na szczęście otrząsnąłem się z tego i pozostaje wierzyć, że stało się to w porę, że jeszcze nie było za późno. Dzisiaj więc starałem się odnaleźć dawną radość, energię i zapał. Nie zwracałem uwagi na pokonany dystans, a zamiast tego rozglądałem się wokół siebie, patrzyłem na ciągle smutną, pogrążoną w zimowym śnie, szarą i brunatną przyrodę. Jednak dawny blask jeszcze nie powrócił. Owszem, od czasu do czasu czułem smak rowerowej pasji, ale to były tylko chwile. Czas. Potrzeba więcej czasu, aby wyprostować naprawdę ważne sprawy. Dopiero wtedy powróci dawny blask, a na nowo odkryta pasja wzbogaci to, co najważniejsze, a nie odwrotnie.

Zmierzch dopadł mnie w Tyńcu. Do Krakowa wracałem wzdłuż Wisły. Wschodni wiatr smagał delikatnie moją twarz. Byłem sam. Nikt nie jechał przede mną, nikt nie podążał za mną. Na drugim brzegu rzeki widziałem światła samochodów. Przesuwały się po drzewach, domach i chodnikach, uwalniając z mroku obrazy wieczornego świata, na moment przywracając im życie w blasku, by za chwilę porzucić je, zesłać do ciemności. Dopiero poranek na nowo odkryje właściwe kształty i kolory. Przestrzeń przede mną wypełniona była subtelną poświatą księżyca. Razem z wszechobecną ciszą tworzyły scenografię zamyślenia i refleksji. Jechałem na wschód, ale wszystkie moje myśli i marzenia wędrowały dokładnie w odwrotnym kierunku. Tak, jak wczoraj, jak jutro, jak zawsze…