Moje aktywności Outdoor

Tutaj znajdziesz opisy moich aktywności rowerowych na świeżym powietrzu, albo raczej na tzw. „świeżym powietrzu”, bo większość moich tras rowerowych leży nieopodal miejsca, o którym doskonale mówią słowa piosenki: „I odmiennym jakby rytmem u nas ludziom bije serce, choć dla serca nieszczególne tu powietrze (…)”.

Pojedynek z wiatrem

Środa, 27 czerwca 2012 • Komentarze: 0

Aktywność
11 50 333
Data
27 czerwca 2012
Śr. 17:39 20:39
Rower
Giant XTC
10 24 219
Kalorie
1230kcal
Czas
2:47:41
22
461
0:29 0:21 0:00
Dystans
70.07km
23
526
10.30 11.12
Prędkość
25.08km/h
35
849
20.9 30.4 54.0
Kadencja
81rpm
111
Tętno
141bpm
159
Przewyższenia
348m
32
705
       290
Nachylenie
+ 3.4% - 3.1%
+ 5.0 - 9.0
Temperatura
21.4°C
19.0 23.0

Teoretycznie mamy już lato, ale pogoda zdaje się o tym nie pamiętać, Owszem, dzisiaj było słonecznie i sucho, temperatura była idealna do jazdy na rowerze, ale wiało i to całkiem solidnie. Nie, żebym wzbraniał się przed jazdą pod wiatr, wszak każde warunki są dobre dla rowerzysty, ale od czasu do czasu mam ochotę pojeździć sobie wyjątkowo spokojnie, rekreacyjnie wręcz. Dzisiaj nie było to możliwe, przynajmniej w tych momentach, kiedy jechałem na zachód.



Znowu wieczorem

Wtorek, 26 czerwca 2012 • Komentarze: 0

Aktywność
10 49 332
Data
26 czerwca 2012
Wt. 17:45 20:01
Rower
Giant XTC
9 23 218
Kalorie
939kcal
Czas
2:06:03
64
872
0:20 0:15 0:00
Dystans
51.78km
60
911
6.87 6.86
Prędkość
24.66km/h
43
916
20.3 26.4 48.8
Kadencja
80rpm
114
Tętno
142bpm
165
Przewyższenia
255m
54
943
       243
Nachylenie
+ 3.7% - 3.6%
+ 11.0 - 12.0
Temperatura
19.4°C
18.0 21.0

Dzisiaj zamierzałem wybrać się na przejażdżkę zaraz po pracy, ale jakoś z tych planów nic nie wyszło i wyjechałem dopiero około osiemnastej. Jeździłem prawie wyłącznie po mieście, które na progu wakacji jest nieco spokojniejsze, niż zwykle. A może miałem tylko takie wrażenie?


Podgórze od strony Parku Bednarskiego
Podgórze od strony Parku Bednarskiego
Wawel
Wawel



Wieczorna przejażdżka

Poniedziałek, 25 czerwca 2012 • Komentarze: 0

Aktywność
9 48 331
Data
25 czerwca 2012
Pon. 19:10 21:19
Rower
Giant XTC
8 22 217
Kalorie
857kcal
Czas
1:59:52
74
945
0:13 0:11 0:26
Dystans
52.13km
59
897
4.82 5.67
Prędkość
26.10km/h
12
668
20.8 29.3 55.9
Kadencja
81rpm
116
Tętno
139bpm
157
Przewyższenia
193m
82
1119
       244
Nachylenie
+ 4.0% - 3.4%
+ 6.0 - 7.0
Temperatura
17.8°C
16.0 21.0

Deszczowy nieco był ten dzień, ale tylko do popołudnia. Gdy wracałem z pracy, nad Krakowem świeciło już słońce. Umiarkowana temperatura sugerowała, że dobry to czas na rowerową przejażdżkę. Jednak musiałem poczekać do wieczora, bo wcześniej byłem umówiony w szkole na spotkaniu rodziców dzieci, które we wrześniu ostatecznie pożegnają dzieciństwo, stając się trybikami w maszynie edukacji.

Wizyta w szkole dała mi temat do rozważań podczas planowanej przejażdżki, przekonując mnie, że duch Barei nie ginie w narodzie. Przykład? Proszę bardzo. Jakiś kilometr od szkoły jest piękny nowy basen. Czy dzieci będą z niego korzystać? Ależ skąd. Akurat z tym basenem miasto nie podpisało stosownej umowy i dzieci będą jeździć na obiekt położony kilka kilometrów dalej. Kto za to zapłaci? Głupie pytanie. Oczywiście, że rodzice. Inny przykład? Do końca roku będzie jeszcze działać szkolna stołówka. A potem nie wiadomo. Miasto uparło się, żeby zlikwidować stołówki i zastąpić je cateringiem. Efekt? Cena obiadu podawanego w styropianowych pojemnikach wzrośnie przynajmniej o 50%. Ochrona w szkole? Zbędny drobiazg. Wystarczą kamery na zewnątrz budynku. Oddzielne wejście dla uczniów podstawówki i gimnazjum i związane z tym dwa etaty woźnych? Toż to skrajna rozrzutność! To może w ogóle zastąpić szkołę e-learningiem i niech dzieciarnia siedzi w domu? Dopiero będą oszczędności! Przykre, że to wszystko dzieje się w mieście, które lekką ręką wyłożyło kilkaset milionów złotych na najbrzydszy budynek Krakowa, czyli stadion Wisły.

Na koniec wrócę do przejażdżki, bo znowu ktoś wielce spostrzegawczy raczy przypomnieć mi, że jest to blog rowerowy ;). Warunki do jazdy były prawie idealne. Prawie, bo troszkę przeszkadzał zachodni wiatr. Jeździłem głównie po mieście i nareszcie miałem okazję „przetestować” ścieżkę rowerową na północnych wałach wiślanych od Przegorzał do ulicy Mirowskiej. Mam nadzieję, że już wkrótce (to pojęcie względne) ścieżka ta będzie zaczynać się już w okolicach Salwatora.



Dzwony

Niedziela, 24 czerwca 2012 • Komentarze: 0

Aktywność
8 47 330
Data
24 czerwca 2012
Niedz. 15:53 19:05
Rower
Giant XTC
7 21 216
Kalorie
1272kcal
Czas
2:53:33
18
427
0:29 0:19 0:00
Dystans
72.20km
19
475
10.10 9.11
Prędkość
24.96km/h
37
870
20.8 28.0 50.9
Kadencja
80rpm
104
Tętno
142bpm
168
Przewyższenia
331m
34
742
       280
Nachylenie
+ 3.3% - 3.5%
+ 6.0 - 7.0
Temperatura
28.1°C
25.0 33.0

Niedziela jest dla mnie dziwnym dniem. Niby jeszcze trwa weekend, ale mogę zapomnieć o odespaniu zaległości z minionego tygodnia. Przez pięć dni wstaję o piątej rano, uprzednio idąc spać około północy. Mam więc braki snu, które staram się odespać – ale rozsądnie – w weekend. Bywa więc, że w sobotę budzę się dopiero po dziewiątej, ale w niedzielę nie mogę. Nie mogę, choćbym bardzo chciał. Nie mogę, bo na przeszkodzie stoją… kościelne dzwony. Proboszcz – skądinąd poczciwy człowiek – uparł się, aby wszystkim mieszkańcom przypominać o mszy na pół godziny przed jej rozpoczęciem. No tak. Przecież nie każdy ma zegarek w domu, nie każdy ma radio lub telewizor, nie każdy ma telefon komórkowy, że o komputerze nie wspomnę. Dzwony więc biją sobie w najlepsze, a że mieszkam nieopodal kościoła, ich dźwięk wgryza się w każdy zakamarek mózgu i jest wzmacniany proporcjonalnie do stopnia mojego zmęczenia. Bogu dzięki, że niedzielne muzykowanie nie rozpoczyna się o 7:30, bo onegdaj właśnie tak się działo. Na skutek protestów nieformalnego ruchu osiedlowego „niewyspanych”, od jakiegoś czasu koncert rozpoczyna się uwerturą „dopiero” o 9:00. Niestety z przykrością muszę stwierdzić, że moje niezadowolenie nie zawsze jest zrozumiane, a nieraz słyszę wręcz opinie, że walczę z Kościołem, co w moim przypadku byłoby o tyle dziwne, że jestem katolikiem i to w dodatku praktykującym. Czy to jednak oznacza, że wszelka krytyka jest zakazana? Niektórzy udzielają mi błyskotliwej rady, że powinienem chodzić wcześniej spać. Równie dobrze mógłbym w ogóle nie kłaść się spać, wtedy nie musiałbym wstawać i nie byłoby problemu...

Dzisiejszy poranek przebiegł oczywiście zgodnie z powyższym schematem, ale dzięki pięknemu słońcu i błękitnemu niebu nie rzutował na cały dzień. Po obiedzie i obowiązkowym oglądnięciu GP Europy Formuły 1, wyskoczyłem na rowerek, aby delektować się pięknym i gorącym popołudniem. Jeździłem zarówno po mieście, jak i w najbliższych jego okolicach. Tym razem nie miałem problemów z kondycją, bo przecież byłem wyspany. No… prawie wyspany ;).



Jak po grudzie

Środa, 20 czerwca 2012 • Komentarze: 0

Aktywność
7 46 329
Data
20 czerwca 2012
Śr. 16:58 20:16
Rower
Giant XTC
6 20 215
Kalorie
1454kcal
Czas
2:58:49
16
401
0:22 0:20 0:00
Dystans
73.71km
15
452
7.85 9.90
Prędkość
24.73km/h
42
908
20.7 28.5 43.2
Kadencja
78rpm
103
Tętno
150bpm
166
Przewyższenia
285m
48
867
       252
Nachylenie
+ 3.6% - 2.7%
+ 6.0 - 6.0
Temperatura
28.1°C
24.0 31.0

Dzisiejsza przejażdżka już od początku jakoś się nie układała. Czy sprawił to upał, zmęczenie, niewyspanie, brak odpowiedniej diety, czy kilkudniowa rowerowa abstynencja – tego nie wiem. Faktem jest, że już po przejechaniu pierwszego kilometra byłem zmęczony. Jechałem jednak dalej licząc na to, że później będzie lepiej. Czas płynął, pot spływał po twarzy, a forma nie wzrastała. Dodatkowo sprawę pogarszał fakt, że jechałem w stronę Niepołomic, a właśnie ze wschodu wiało i to całkiem solidnie. Brnąłem dalej wiedząc, że przyjdzie moment, kiedy zmienię kierunek, a wówczas otrzymam od natury wspomaganie.

W Niepołomicach przejechałem przez most na Wiśle i pojechałem w kierunku Ruszczy, a następnie Nowej Huty. Jadąc na zachód czułem się już znacznie lepiej, bo przecież nie musiałem walczyć z wiatrem. Brakowało mi jednak tej świeżości, którą zawsze odczuwam, gdy przez kilka dni nie jeżdżę na rowerze, a organizm jest w pełni wypoczęty i gotowy na nowe wyzwania.

Dojechałem do centrum Krakowa, pokręciłem się trochę po Starym Mieście, a potem skierowałem się w stronę domu. I znowu przez jakiś czas jechałem pod wiatr, który jakby zelżał nieco pod wieczór. Na kilometr przed celem, oba bidony były już suche, a powietrze zdawało się nie zawierać tlenu. Po raz pierwszy od bardzo dawna, wróciłem do domu naprawdę zmęczony.


Tam na polu stoi krowa, cierpi, bo już pełna mleka…
Tam na polu stoi krowa, cierpi, bo już pełna mleka…
Pomnik Lotników Polskich i…
Pomnik Lotników Polskich i…
…Autobus Piłkarzy Angielskich
…Autobus Piłkarzy Angielskich



Słońca przebudzenie

Piątek, 15 czerwca 2012 • Komentarze: 0

Aktywność
6 45 328
Data
15 czerwca 2012
Pt. 18:07 20:51
Rower
Giant XTC
5 19 214
Kalorie
1196kcal
Czas
2:28:31
36
610
0:27 0:21 0:00
Dystans
63.01km
29
621
10.29 10.36
Prędkość
25.46km/h
21
777
22.1 29.4 45.7
Kadencja
81rpm
105
Tętno
149bpm
169
Przewyższenia
313m
40
793
       273
Nachylenie
+ 3.0% - 3.1%
+ 7.0 - 7.0
Temperatura
19.1°C
16.0 22.0

Po kilku pochmurnych, deszczowych i chłodnych dniach, które zupełnie nie pasowały do czerwca, skutecznie odbierając radość życia i zmuszając do mało produktywnego spędzania wolnego czasu, nastąpiło nareszcie przebudzenie i na błękitnym niebie zagościło słońce. Siedziałem w pracy, pochłonięty absolutnie fascynującą czynnością modyfikacji schematu bazy danych, czyli czymś, co dla normalnego człowieka stanowiłoby zapewne czarną magię, a w najlepszym razie wydawałoby się nudne, jak czterdzieści trzy tysiące dwieście trzydziesty drugi odcinek Mody na sukces. Od czasu do czasu odrywałem jednak wzrok od monitorów, by z radością spojrzeć za okno. Wiedziałem, że dzisiaj nareszcie wyrwę się z domu, by samotnie, słuchając jedynie szumu opon, odreagować kilka ostatnich dni.

Wyjechałem dopiero po osiemnastej. Wcześnie musiałem zrobić nieco większe weekendowe zakupy. Najpierw wybrałem jedną z moich standardowych tras, czyli dojazd do centrum od strony Rybitw. Potem przejechałem przez Kazimierz i ulicę Miodową. Jadąc wzdłuż torów kolejowych dotarłem do Daszyńskiego, a następnie do Galerii Kazimierz. Dojechałem do Ronda Grzegórzeckiego, a później do Ronda Mogilskiego. Przejechałem Rakowicką i Prandoty, Kamienną, Wrocławską i Łokietka. Bocznymi ulicami dotarłem do ulicy Jasnogórskiej. Tam zatrzymałem się na chwilę, by zadzwonić do Moniki, która dzisiaj miała do mnie przyjechać. Powiedziała, że niedługo wyjeżdża, a więc miałem jakieś półtorej godziny, aby dotrzeć do domu. Nie ułatwiłem sobie tego zadania, ponieważ zamiast wybrać najkrótszą drogę, pojechałem do Rząski, a potem do Balic. Dopiero za Balicami skręciłem w stronę Woli Justowskiej, dojechałem do Salwatora, jadąc wzdłuż Wisły dotarłem do Podgórza. Jeszcze tylko ulica Wielicka i byłem w domu.

Złocisty napój czeka w lodówce. Poczekam jeszcze, aby nie delektować się nim w samotności. Zapowiada się piękny weekend…


Początek weekendu
Początek weekendu



Zamiast meczu

Wtorek, 12 czerwca 2012 • Komentarze: 0

Aktywność
5 44 327
Data
12 czerwca 2012
Wt. 20:25 21:45
Rower
Giant Boulder
1 26 114
Kalorie
523kcal
Czas
1:15:32
108
1262
0:10 0:10 0:56
Dystans
29.43km
108
1439
3.74 4.67
Prędkość
23.41km/h
78
1090
20.8 25.9 34.9
Kadencja
77rpm
108
Tętno
137bpm
161
Przewyższenia
130m
108
1259
       239
Nachylenie
+ 3.5% - 2.9%
+ 5.0 - 5.0
Temperatura
16.8°C
16.0 17.0

Widząc, słysząc i czując, jak gęstnieje medialna atmosfera przed meczem Polska – Rosja, zastanawiałem się, jak przed nim uciec. Nie, żebym w ogóle nie interesował się piłką nożną, ale narodowa jedenastka przyzwyczaiła mnie raczej do przełykania gorzkich pigułek niż smakowania nektaru zwycięstwa, więc nie chciałem się denerwować, bo nerwy wszak zdrowiu nie służą. Powie ktoś, że mogłem wyłączyć telewizor. Owszem, telewizor mogłem wyłączyć, ale sąsiadów już raczej nie, więc chcąc nie chcąc i tak byłbym zmuszony przynajmniej do słuchania transmisji. Najlepszym pomysłem wydawała się więc rowerowa przejażdżka, ale deszczowa aura zdawała się zmuszać mnie do siedzenia w domu. Jednak pół godziny przed pierwszym gwizdkiem sędziego rozpogodziło się, więc mogłem szybko przebrać się i wskoczyć na rower.

Nad Krakowem wisiały ciężkie i ciemne chmury. Zdawało się, że kolejne opady są tylko kwestią czasu. Nie przejmowałem się tym i jechałem przed siebie, a jazda była nadzwyczaj przyjemna z jednego prostego powodu. Otóż poruszałem się po prawie pustych ulicach. Kraków wieczorową porą tętni życiem, ale nie dzisiaj. Brzydka pogoda, a przede wszystkim mecz, zatrzymały ludzi przed telewizorami, a nieliczni kierowcy i równie nieliczni piesi spieszyli do swych domów. Było na tyle pusto, że spokojnie mógłbym łamać wszelkie przepisy ruchu drogowego, w tym czerwone światła, bo i tak nie miałbym na kim wymusić pierwszeństwa przejazdu, a cała krakowska policja przebywała zapewne w okolicach Strefy Kibica.

Jechałem więc sobie spokojnie i miast denerwować się meczem, odprężałem się po nieco męczącym dniu. Od czasu do czasu mijałem knajpy, w których centralnym punktem był telewizor. Jakoś nie widziałem euforii wśród biesiadników, więc nie spodziewałem się niczego dobrego po powrocie do domu.

Po przejechaniu ponad dwudziestu kilometrów, w okolicach Wawelu złapał mnie deszcz, który z każdą chwilą stawał się coraz bardziej rzęsisty. Postanowiłem, że na dzisiaj już chyba wystarczy, tym bardziej, że już dawno zapadła noc. Zawróciłem więc w stronę domu, do którego dotarłem po dwudziestu minutach. Byłem przemoczony, ale zadowolony, że pomimo niesprzyjających warunków udało mi się oderwać od szarej - dosłownie i w przenośni - codzienności.

Otwierając drzwi mieszkania, usłyszałem radosne krzyki sąsiadów. Polacy właśnie wyrównali. Wróciłem do rzeczywistości…



Przed południem

Piątek, 8 czerwca 2012 • Komentarze: 0

Aktywność
4 43 326
Data
8 czerwca 2012
Pt. 11:45 14:16
Rower
Giant XTC
4 18 213
Kalorie
848kcal
Czas
2:10:07
60
825
0:11 0:10 0:00
Dystans
51.11km
62
937
3.71 4.60
Prędkość
23.58km/h
73
1068
19.2 25.5 36.9
Kadencja
77rpm
98
Tętno
132bpm
154
Przewyższenia
150m
104
1237
       239
Nachylenie
+ 4.0% - 3.5%
+ 4.0 - 5.0
Temperatura
31.1°C
26.0 38.0

Korzystając z urlopu, wybrałem się na przejażdżkę już przed południem. Było bardzo ciepło i wiał silny zachodni wiatr. Pierwsza część przejażdżki wiodła właśnie w tym kierunku. Odczuwałem zmęczenie po wczorajszych podjazdach, więc muszę przyznać, że nie jechało mi się dobrze. Sytuacja diametralnie się zmieniła, gdy w połowie dystansu zakręciłem w kierunku domu. Teraz wiatr wiał mi w plecy, więc czułem się tak, jakbym miał włączony dopalacz.



Kraków – Sanka – Brzoskwinia – Balice

Czwartek, 7 czerwca 2012 • Komentarze: 0

Aktywność
3 42 325
Data
7 czerwca 2012
Czw. 15:43 19:41
Rower
Giant XTC
3 17 212
Kalorie
1499kcal
Czas
3:29:04
7
251
0:55 0:32 0:00
Dystans
80.23km
11
399
14.61 16.83
Prędkość
23.02km/h
87
1140
15.7 30.6 60.0
Kadencja
79rpm
103
Tętno
139bpm
167
Przewyższenia
622m
8
287
       378
Nachylenie
+ 4.3% - 3.7%
+ 15.0 - 11.0
Temperatura
24.1°C
20.0 27.0

Korzystając z wolnego dnia postanowiłem, że nie będę jeździł po mieście, ale wybiorę się nieco dalej. Spędziłem więc chwilę czasu przy MapSource i zaprojektowałem sobie niezbyt długą trasę od Kryspinowa przez Cholerzyn, Mników, Czułów, Sankę, Frywałd, Baczyn, Brzoskwinię, Morawicę i Aleksandrowice do Balic. Niecałe trzydzieści kilometrów, ale z profilu wynikało, że czeka mnie sporo pracy na trzech solidnych podjazdach. Oczywiście do zaplanowanego dystansu musiałem doliczyć jeszcze dojazd i powrót, co w sumie miało dać jakieś 70-80 km.

Do Kryspinowa dotarłem najkrótszą drogą, jadąc m.in. ulicą Księcia Józefa. W okolicach Lasku Wolskiego czekał mnie niewielki podjazd, który stanowił rozgrzewkę przed głównymi „atrakcjami” dzisiejszego popołudnia. Jadąc do Kryspinowa, kilka razy podniosło mi się ciśnienie, gdy samochody przemykały obok mnie w odległości ledwie dwudziestu centymetrów. Może krakowska policja, która niedawno łapała Bogu ducha winnych rowerzystów jadących chodnikiem w okolicach Galerii Kazimierz, zainteresowałaby się, jak wygląda manewr wyprzedzania cyklistów przez kierowców? Przy okazji uświadomiłem sobie, że jeśli jakiś samochód nie zachowuje należytej odległości od wyprzedzanego rowerzysty, to za jego kierownicą przeważnie siedzi mężczyzna. Panie są w tym względzie o wiele ostrożniejsze.

Z Kryspinowa skierowałem się na zachód. Za Cholerzynem droga zaczęła się nieco wznosić, ale nie było to duże nachylenie. Dopiero za Mnikowem zaczął się pierwszy solidny podjazd. Jadąc cały czas w górę, dotarłem do Czułowa. Tam okazało się, że droga jest zamknięta dla samochodów z powodu remontu lub budowy kanalizacji. Rower jednak spokojnie mógł się przecisnąć pomiędzy wykopami i materiałami. Wspinaczka trwała nadal i gdy dojechałem do miejscowości Sanka, wysokościomierz pokazywał już 360 metrów. Skręciłem na północ w stronę Frywałdu i pokonałem ostatnie kilkaset metrów, które dzieliło mnie od pierwszej „górskiej premii”. Potem rozpoczął się ostry zjazd. Przemknąłem szybko przez Frywałd i skręciłem na wschód, a niedługo później na południe w stronę Baczyna. Droga biegła w dół, więc regenerowałem się po trudach wcześniejszego podjazdu. Jak ważny był ten wypoczynek, miało okazać się za chwilę.

Tuż za Baczynem skręciłem na północ w stronę Brzoskwini. Droga, którą jechałem miała szerokość samochodu osobowego, a na dodatek już na samym początku zaczęła gwałtownie piąć się w górę. Ze zdumieniem patrzyłem, jak wskaźnik nachylenia przekracza 10%, by po chwili dojść do 14%. Pierwszą część podjazdu udało mi się pokonać bez pomocy „młynka”. W pewnym momencie skończył się asfalt, a kamienno-piaszczysta droga zaczęła wić się przez las. Tutaj jechało się znacznie ciężej i zostałem zmuszony do użycia najniższego możliwego przełożenia. Wskaźnik nachylenia znowu zaczął „szaleć” i w pewnym momencie pokazał 15%. Muszę przyznać, że byłem nieźle zmęczony i gdyby to nachylenie utrzymywało się dłużej, musiałbym zapewne zatrzymać się, aby odpocząć. Ciekawe, jak w takich warunkach ruszyłbym potem pod górę? Na szczęście wkrótce dotarłem do szczytu, a po kilkuset metrach do asfaltu, który doprowadził mnie do wiaduktu nad autostradą, a potem do Brzoskwini.

Za Brzoskwinią czekał mnie ostatni podjazd. Tym razem „wspinałem” się do Morawicy. W porównaniu z poprzednim, podjazd ten był już czystą rekreacją. Zatrzymałem się tuż przed szczytem. Czujnie obserwowany przez strażnika, zrobiłem zdjęcie stacji radiolokacyjnej. Kilkadziesiąt metrów dalej rozpoczął się bardzo szybki zjazd w kierunku Aleksandrowic. Ostatnie kilka kilometrów do Balic były już płaskie.

Z Balic musiałem jeszcze dotrzeć do domu. Trasę tę opisywałem tutaj już tak wiele razy, że dzisiaj sobie podaruję dokładny opis. Powiem tylko, że pomimo tego, iż byłem trochę zmęczony, nie wybrałem najkrótszej możliwej drogi.


Sanka gotowa na Euro 2012
Sanka gotowa na Euro 2012
Ruch na autostradzie był symboliczny
Ruch na autostradzie był symboliczny
Radar w Morawicy
Radar w Morawicy
„Dom” przy autostradzie w Balicach
„Dom” przy autostradzie w Balicach



Pagórkowata wycieczka

Środa, 6 czerwca 2012 • Komentarze: 0

Aktywność
2 41 324
Data
6 czerwca 2012
Śr. 17:16 20:02
Rower
Giant XTC
2 16 211
Kalorie
1249kcal
Czas
2:38:37
28
516
0:33 0:23 0:00
Dystans
65.95km
27
569
10.38 12.43
Prędkość
24.95km/h
38
873
18.8 31.5 60.0
Kadencja
81rpm
106
Tętno
147bpm
167
Przewyższenia
403m
24
573
       366
Nachylenie
+ 3.9% - 3.2%
+ 10.0 - 9.0
Temperatura
17.7°C
16.0 20.0

Poranek jeszcze był pochmurny, ale już przed południem pojawiły się pierwsze skrawki błękitu na niebie. Zrazu nieśmiało, a potem coraz mocniej zaczęło świecić słońce, przypominając, że mamy czerwiec, który jest przecież najcieplejszym miesiącem roku. Cyferki elektronicznego termometru układały się powoli w coraz większe liczby, ale zatrzymały się w okolicach 18°. Na prawdziwe upały trzeba jeszcze poczekać.

Ciesząc się z braku deszczu i nie bacząc na temperaturę, wybrałem się na popołudniowo-wieczorną przejażdżkę. Miałem na sobie koszulkę z krótkim rękawem i prawdę mówiąc, na początku odczuwałem chłód. Odczucie to trwało krótko, bo świadomie kierując się w stronę Wieliczki, wiedziałem, że wybieram mocno pagórkowaty teren, który nieźle mnie rozgrzeje. I tak właśnie się stało. Po pierwszych stu kilkudziesięciu metrach przewyższeń byłem już mocno rozgrzany. Z Wieliczki skierowałem się z powrotem do Krakowa, ale poruszałem się jego południowymi granicami. Rzeźba terenu nadal była pagórkowata, a takie klimaty lubię najbardziej. Owszem, trzeba się trochę zmęczyć na podjazdach, ale potem otrzymuje się nagrodę w postaci odprężających zjazdów. Dojechałem do Swoszowic i jadąc wzdłuż Szlaku Twierdzy Kraków, dotarłem do Klinów. Potem ulicą Kobierzyńską skierowałem się w stronę centrum. Przejechałem przez Rondo Matecznego i po chwili byłem już nad Wisłą, by w końcu znaleźć się na Salwatorze. Jeszcze chwila i byłem przy Błoniach. Tam stwierdziłem, że Strefa Kibica Euro 2012 jest ciągle placem budowy (o piłce nożnej i o jej fenomenie zamierzam już wkrótce napisać na moim blogu). Dotarłem do Plantów, okrążyłem Stare Miasto, ulicą Kopernika dojechałem do Ronda Mogilskiego, a potem pojechałem do Nowej Huty. Do domu wracałem przez Mogiłę, Łęg i Rybitwy.