Moje aktywności Outdoor

Tutaj znajdziesz opisy moich aktywności rowerowych na świeżym powietrzu, albo raczej na tzw. „świeżym powietrzu”, bo większość moich tras rowerowych leży nieopodal miejsca, o którym doskonale mówią słowa piosenki: „I odmiennym jakby rytmem u nas ludziom bije serce, choć dla serca nieszczególne tu powietrze (…)”.

Po zmierzchu

Czwartek, 22 listopada 2012 • Komentarze: 0

Aktywność
6 103 386
Data
22 listopada 2012
Czw. 17:37 20:03
Rower
Giant XTC
4 71 266
Kalorie
1043kcal
Czas
2:13:59
50
770
0:22 0:19 2:26
Dystans
50.03km
73
994
7.28 7.59
Prędkość
22.42km/h
95
1192
19.7 23.8 46.8
Kadencja
77rpm
104
Tętno
147bpm
168
Przewyższenia
268m
52
911
       257
Nachylenie
+ 3.7% - 3.5%
+ 8.0 - 7.0
Temperatura
6.7°C
6.0 7.0

W tym okresie roku każdy wpis mógłby mieć taki tytuł, ale dzisiaj jestem jakoś mało kreatywny. Praca i różne inne obowiązki zabierają mi tak dużo czasu, że wycieczki rowerowe stają się powoli „świętem”. Dzisiaj wykorzystałem sprzyjającą aurę i wybrałem się na wieczorną przejażdżkę po mieście.



Mgła

Sobota, 17 listopada 2012 • Komentarze: 0

Aktywność
5 102 385
Data
17 listopada 2012
Sob. 10:55 13:30
Rower
Giant XTC
3 70 265
Kalorie
1128kcal
Czas
2:17:52
46
719
0:36 0:22 0:00
Dystans
50.95km
63
946
9.80 10.02
Prędkość
22.17km/h
97
1198
16.1 26.3 52.1
Kadencja
81rpm
109
Tętno
151bpm
169
Przewyższenia
486m
17
430
       363
Nachylenie
+ 5.0% - 4.8%
+ 14.0 - 14.0
Temperatura
1.2°C
1.0 2.0

Gdy w sobotni poranek otworzyłem oczy i mętnym jeszcze nieco wzrokiem spojrzałem za okno, ujrzałem prawie nieprzejrzystą przestrzeń bieli. Rozłożysty dąb, który na co dzień zagląda mi do mieszkania, był prawie niewidoczny. Gdy mój wzrok już zupełnie się obudził, rzuciłem jeszcze okiem na termometr i uświadomiwszy sobie, że po drugiej stronie szklanej tafli jest zero stopni, powiedziałem sam do siebie – jadę!

Pomysł wcieliłem w czyn dosyć szybko. Chwilę tylko zastanawiałem się, którym rowerem będę się przebijał przez mgłę, ale stwierdziwszy, że ulice są tylko wilgotne, a nie mokre, mogę sobie podarować błotniki i wybrałem moją podstawową „zabawkę”.

Na początek zafundowałem sobie lekką rozgrzewkę, czyli spokojną i płaską trasę w kierunku Rybitw. Potem, równie płaskim szlakiem dotarłem do Zabłocia i właśnie tam wpadłem na pomysł, aby pożegnać monotonię płaskości i troszeczkę mocniej przewentylować płuca, tudzież zmusić serce, aby nieco szybszy rytm wybijać raczyło. Przejechałem więc przez Kładkę Bernatka na drugą stronę Wisły i dojechałem na Salwator, by ulicą św. Bronisławy dotrzeć w okolice Kopca Kościuszki. Po tygodniowej przerwie poczułem trochę w nogach ów niezbyt wymagający podjazd, ale zamiast dać sobie spokój, pojechałem dalej przez Las Wolski w kierunku ulicy Starowolskiej. Po drodze miałem okazję poruszać się po złotym dywanie liści, który tak mnie zafascynował, iż zatrzymałem się na chwilę, aby na karcie pamięci ocalić od zapomnienia ten magiczny obraz. Gdy ostrym zjazdem po kocich łbach dotarłem do ulicy Starowolskiej, zamiast pomyśleć o odpoczynku, skierowałem się w stronę ZOO, aby jeszcze bardziej zmusić do pracy, rozleniwione siedmiodniowym wypoczynkiem mięśnie. Nie mogę powiedzieć, abym w ekspresowym tempie pokonywał podjazd, ale nie było też najgorzej. W dobrej formie dotarłem do Alei Wędrowników, gdzie czekała na mnie nagroda w postaci szybkiego zjazdu. Zjazd istotnie musiał wyglądać na szybki, bo nieliczni spacerowicze chyżo ustępowali mi miejsca, do czego zapewne przyczynił się także dźwięk, dobywający się z moich hamulców, które zawilgocone niemiłosiernie piszczały.

Gdy dotarłem do ulicy Księcia Józefa, postanowiłem, że podjadę jeszcze do toru kajakowego przy Kolnej, a potem grzecznie wzdłuż Wisły wrócę do miasta i do domu. Tak też uczyniłem, mierząc się z przeciwnym wiatrem. No i jeszcze jedno. Żałowałem, że nie zabrałem roweru z błotnikami. Gdy trochę się ociepliło, szron z drzew spłynął na ulice, które gdzieniegdzie wyglądały jak po ulewie. Ja niestety też tak wyglądałem, że o rowerze już nie wspomnę…


Gdzie zniknęły wszystkie kolory?
Gdzie zniknęły wszystkie kolory?
Fort pod Kopcem
Fort pod Kopcem
Las Wolski pokryty złotem
Las Wolski pokryty złotem



Libertów, Skawina, Tyniec

Sobota, 10 listopada 2012 • Komentarze: 0

Aktywność
4 101 384
Data
10 listopada 2012
Sob. 11:38 14:01
Rower
Giant XTC
2 69 264
Kalorie
946kcal
Czas
2:06:00
65
874
0:37 0:22 0:00
Dystans
50.85km
65
952
11.44 11.66
Prędkość
24.22km/h
54
993
18.2 31.4 63.9
Kadencja
82rpm
117
Tętno
143bpm
161
Przewyższenia
494m
14
416
       332
Nachylenie
+ 4.3% - 4.0%
+ 11.0 - 11.0
Temperatura
12.6°C
11.0 14.0

Byłoby ciężkim grzechem nie skorzystać z daru niebios, jakim była dzisiejsza cudowna pogoda. Szybko zadecydowałem, że sobotni obiad przekładam na godzinę 16 i równie szybko przebrałem się, by niedługo po godzinie jedenastej wybrać się na przejażdżkę.

Było w miarę ciepło, więc zrezygnowałem z kurtki na rzecz ocieplanej bluzy. Po przejechaniu pierwszych kilometrów trochę tego żałowałem, ale wkrótce rozgrzałem się i nie było mi zimno. Nie miałem ustalonego planu, ale liczyłem, że coś się „urodzi” w trakcie jazdy. No i faktycznie tak się stało. Najpierw pojechałem do Kosocic, a potem skierowałem się w stronę Swoszowic. Tam wpadłem na pomysł, aby pojechać do Libertowa, a potem do Skawiny. Pierwsza część trasy była więc mocno pagórkowata. Poruszałem się drogami, na których tańczyły złote liście, poruszane delikatnymi powiewami południowego wiatru. Wszędzie było widać, że to apogeum złotej polskiej jesienie i już niedługo ostatnie liście oderwą się od matczynych gałęzi, by wolno opaść na ziemię. Widok ten wywołał we mnie nostalgię i postanowiłem zatrzymać się na chwilę w skawińskim parku, aby uwiecznić ten obraz i zatrzymać się na chwilę w pędzie codzienności.

Po kilku minutach ruszyłem w dalszą drogę. Pojechałem do Tyńca, a potem wróciłem do Krakowa, jadąc standardowym szlakiem, czyli Wiślaną Trasą Rowerową. Gdy dojechałem w okolice Podgórza, postanowiłem, że nastał już czas, aby wypić gorącą herbatę. Do domu wróciłem niedługo po czternastej.


Park w Skawinie w jesiennych klimatach
Park w Skawinie w jesiennych klimatach
 Park w Skawinie w jesiennych klimatach
Park w Skawinie w jesiennych klimatach



Wieczorne pasje

Środa, 7 listopada 2012 • Komentarze: 0

Aktywność
3 100 383
Data
7 listopada 2012
Śr. 18:29 20:09
Rower
Giant Boulder
2 32 120
Kalorie
704kcal
Czas
1:34:26
103
1195
0:13 0:10 1:40
Dystans
37.45km
100
1222
4.67 4.65
Prędkość
23.79km/h
67
1044
21.1 25.9 37.8
Kadencja
76rpm
107
Tętno
142bpm
165
Przewyższenia
170m
97
1196
       237
Nachylenie
+ 3.6% - 3.8%
+ 6.0 - 6.0
Temperatura
7.1°C
7.0 8.0

Siedziałem sobie spokojnie w domu i rozwiązywałem problemy, których nie udało mi się rozwiązać w czasie, za który mi płacą, psując w ten sposób rynek pracy, bo przecież są inne sposoby na spędzenie popołudnia i wieczoru, ale tak to jest, gdy profesja staje się jednocześnie pasją. Ciszę i spokój miałem absolutną, bo Monika zabrała córkę na jakieś balety, więc robota szła sprawnie i spod palców wypływał całkiem sympatyczny kod źródłowy. Za oknem coś wiało i coś siąpiło, więc tym milej siedziało się w ciepłym i przytulnym mieszkaniu. Aż tu nagle zadzwonił telefon. Dzwoniła Monika. Powiedziała, że na dworze (w Małopolsce: na polu) jest całkiem sympatycznie i na moim miejscu wybrałaby się na przejażdżkę. Hmm… W pierwszej chwili pomyślałem, że o tej porze, to już chyba mi się nie chce, ale raz zasiane ziarenko wizji rowerowej przejażdżki zaczęło bujnie kiełkować i po dwudziestu kilku minutach schodziłem już po schodach z rowerem.

Było dosyć późno, więc nie zamierzałem jeździć zbyt długo. To niestety wymuszało jazdę po mieście. Pogoda początkowo była całkiem znośna, nie licząc dosyć mocnego zachodniego wiatru. Jechałem w kierunku Nowej Huty po ścieżce rowerowej, która była przykryta grubą warstwą liści. I wtedy właśnie zaczął padać drobny deszcz, który sprawił, że poruszanie się po dywanie z liści zaczęło przypominać jazdę figurową na lodzie, a czysty rower stał się jedynie wspomnieniem. Mimo to jechałem dalej, ciesząc się, że chociaż na półtorej godziny zamieniłem klawiaturę na rower, czyli jedną pasję na drugą, a przecież właśnie o to chodzi, aby wszystkie pasje wzajemnie się uzupełniały…



Listopadowe eksperymenty

Sobota, 3 listopada 2012 • Komentarze: 0

Aktywność
2 99 382
Data
3 listopada 2012
Sob. 12:31 15:19
Rower
Giant XTC
1 68 263
Kalorie
1138kcal
Czas
2:30:00
32
598
0:41 0:28 0:00
Dystans
63.44km
28
608
13.15 14.77
Prędkość
25.38km/h
23
786
18.9 30.7 62.9
Kadencja
83rpm
128
Tętno
144bpm
169
Przewyższenia
520m
12
386
       286
Nachylenie
+ 4.0% - 3.5%
+ 9.0 - 14.0
Temperatura
14.6°C
13.0 17.0

W weekend dopisała pogoda. Po wielu nieciekawych dniach nareszcie zaświeciło słońce i musiałem z tego skorzystać, bo przecież w dni powszednie, gdy wracam z pracy do domu, zapada już zmierzch, więc każda popołudniowa przejażdżka zaczyna się i kończy w ciemności.

Do jazdy byłem gotowy niedługo po tym, gdy kościelne dzwony wybiły południe. W głowie miałem zarys planu dzisiejszej przejażdżki, ale w większości postanowiłem poeksperymentować, bo chociaż od lat przemierzam podkrakowskie szlaki, to nie poznałem jeszcze wszystkich zakamarków. Na początek pojechałem dobrze znaną trasą na wschód w stronę Puszczy Niepołomickiej. Przejechałem przez Kokotów i Węgrzce Wielkie, pojawiłem się w okolicach Zakrzowca i dojechałem do Staniątek. Tam skręciłem na południe i po ledwie kilkuset metrach byłem już we wsi Zagórze. Mała to miejscowość, leżąca tuż obok drogi 94, która zanim wybudowano autostradę do Szarowa, była główną arterią komunikacyjną łączącą Kraków z moim rodzinnym Tarnowem. W Zagórzu zatrzymałem się na chwilę, aby spotkać się i zamienić kilka słów z moim synem, którego losy rzuciły właśnie w to miejsce.

Nie chciałem wracać tą samą drogą, więc właśnie od tego momentu postanowiłem trochę poeksperymentować. Na początek dotarłem do wspomnianej drogi 94 i skręciłem na zachód w stronę Krakowa. Po kilkuset metrach doszedłem do wniosku, że jazda tą drogą mija się z celem. Ruch co prawda niewielki, ale radości z jazdy też nie było wiele. Skręciłem więc na północ, by wąską drogą dojechać do wsi Słomiróg. Nazwa ta nieodłącznie kojarzy mi się z Mazurami. Czy to echa przygód ulubionego bohatera z lat młodości, czyli Pana Samochodzika, który w fikcyjnej miejscowości Złoty Róg walczył o zachowanie środowiska naturalnego?

W Słomirogu skręciłem na zachód w stronę Bodzanowa. Widząc drogę, która pięła się górę, widząc gdzieś na jej końcu wieżę niewielkiego kościoła, ucieszyłem się, że wybrałem właśnie ten szlak. Nareszcie coś zaczęło się dziać. Spokojny i równy oddech stał się szybki, a leniwe naciśnięcia pedałów zamieniły się w mocne i agresywne. Wytrwale piąłem się w górę i wkrótce osiągnąłem szczyt, na którym – co trochę mnie zaskoczyło – nie było kościoła, lecz… wiejski cmentarz. Pokręciłem się trochę w jego okolicach, a potem zjechałem trochę niżej i znalazłem się tuż obok małego drewnianego kościółka, tego samego, którego widziałem, gdy pokonywałem podjazd. Kościół pod wezwaniem św. apostołów Piotra i Pawła pochodzi z XVIII wieku. Zabytkowy budynek otoczony jest wysokimi drzewami, które trochę ukrywają przed światem jego piękno. Lubię takie miejsca. Czuję w nich ducha minionych wieków, a gdy przymknę powieki wydaje mi się, że słyszę odgłosy ciosanych bali, zbijanych desek, czuję zapach świeżego drewna, z którego dzień po dniu powstaje skromna wiejska świątynia na chwałę Boga i ku pokrzepieniu serc okolicznych mieszkańców. Myślę też sobie, że gdyby nie rowerowa pasja, pewnie nie zabłądziłbym w takie miejsce, które choć blisko głównych szlaków położone, to jednak rzadko odwiedzane przez turystów.

Za Bodzanowem czekał na mnie szybki zjazd, a potem kolejny podjazd, tym razem do Ochmanowa. W Ochmanowie skręciłem w stronę Wieliczki, ale wkrótce zrezygnowałem z jazdy główną, dosyć ruchliwą szosą i skręciłem na północ do Małej Wsi. Z niej pojechałem do Węgrzców Wielkich, co oznaczało, że w miejscowości tej pojawiłem się już po raz drugi dzisiejszego dnia. Bocznymi gruntowymi drogami dotarłem do Brzegów, a potem do Krakowa w okolice ulicy Półłanki. Tutaj znowu postanowiłem trochę poeksperymentować, w konsekwencji czego poruszałem się jakimiś wąskimi dróżkami nieopodal wałów przeciwpowodziowych. Do „cywilizacji” dotarłem dopiero w okolicach ulicy Myśliwskiej. Pozostała część wycieczki wiodła już ulicami Krakowa. Na koniec zaliczyłem jeszcze podjazd na ulicy Parkowej oraz podjazd w okolicach pomnika w Bonarce. Stamtąd miałem już blisko do celu, co w połączeniu z odczuwanym głodem spowodowało, że postanowiłem zakończyć przejażdżkę i najprostszą drogą wrócić do domu.


Kościół pod wezwaniem św. apostołów Piotr i Pawła w Bodzanowie
Kościół pod wezwaniem św. apostołów Piotr i Pawła w Bodzanowie
Kościół pod wezwaniem św. apostołów Piotr i Pawła w Bodzanowie
Kościół pod wezwaniem św. apostołów Piotr i Pawła w Bodzanowie
Okolice Bodzanowa w listopadowy, pogodny dzień
Okolice Bodzanowa w listopadowy, pogodny dzień



Pamięć

Czwartek, 1 listopada 2012 • Komentarze: 0

Aktywność
1 98 381
Data
1 listopada 2012
Czw. 15:36 17:37
Rower
Giant Boulder
1 31 119
Kalorie
879kcal
Czas
1:54:00
86
1036
0:18 0:17 1:20
Dystans
45.03km
79
1081
6.26 7.68
Prędkość
23.70km/h
70
1058
19.8 26.2 44.8
Kadencja
76rpm
108
Tętno
145bpm
164
Przewyższenia
240m
57
986
       240
Nachylenie
+ 3.8% - 3.1%
+ 5.0 - 8.0
Temperatura
9.0°C
8.0 10.0

Co prawda to dopiero jutro w Kościele Katolickim wspominamy zmarłych, którzy nie osiągnęli statusu „świętych”, ale zgodnie z tradycją, to dzisiaj jest ten dzień, gdy zatrzymujemy na chwilę pęd życia i wspominamy naszych bliskich. Dzisiaj wypada być śmiertelnie poważnym, żeby nie powiedzieć smutnym, a przecież podobno wierzymy (przynajmniej większość z nas wierzy), że tam po drugiej stronie życia czeka na nas coś lepszego. A może ta nostalgia wynika z żalu, że już nie siądziemy razem przy jednym stole, nie spojrzymy w oczy, nie dotkniemy, nie usłyszymy już więcej tego głosu, tych słów, tego śmiechu…

Jadąc dzisiaj po krakowskich ulicach, myślałem właśnie o tym. Żałowałem, że nie wykorzystałem kiedyś tego czasu, w którym mogłem zapytać ojca o tak wiele spraw, ale tego nie uczyniłem. Teraz, gdy pochłonięty rowerową pasją odwiedzam miejsca dla niego tak ważne, żałuję, że nie wiem o nich więcej, niż mógłbym wiedzieć, gdybym kiedyś lepiej słuchał, gdybym kiedyś więcej słuchał, gdybym kiedyś chciał słuchać.

Myślałem długo, o czym mógłbym dzisiaj napisać, ale czułem pustkę. To dziwne, bo gdy jechałem, to myśli jakoś same przebiegały przez mą głowę. Na szczęście w necie znalazłem wiersz mojej „facebookowej” znajomej, który prezentują poniżej, a sam udaję się na spoczynek, bo nie skorzystałem z dobrodziejstw długiego weekendu i jutro idę do pracy w myśl słów Adama Asnyka „trzeba z żywymi naprzód iść, po życie sięgać nowe”.

Listopadowe Zadumanie
/Małgorzata Zmarlak/

Jeszcze powrócisz pod powiekę
Łzą zatrzymaną na jej skraju
Kiedy znajomym ci imieniem
Lecz już nie ciebie zawołają

Może pobiegnie ktoś ulicą
Za kimś kto cień podobny rzuca
A świat wyruszy znów donikąd
Zadyszką taktowaną w płucach

I tylko motyl gdzieś przeleci
Biedronka spocznie na fortepianie
Wiatr trzaśnie lustrem podczas zamieci
Popiół czy diament co z nas zostanie?



Tak jakoś ciężko…

Wtorek, 30 października 2012 • Komentarze: 0

Aktywność
9 97 380
Data
30 października 2012
Wt. 19:59 21:37
Rower
Giant Boulder
1 30 118
Kalorie
657kcal
Czas
1:22:39
107
1235
0:15 0:12 1:38
Dystans
31.55km
106
1337
4.84 5.37
Prędkość
22.92km/h
91
1149
18.9 25.5 36.2
Kadencja
76rpm
106
Tętno
149bpm
169
Przewyższenia
178m
93
1178
       239
Nachylenie
+ 3.7% - 3.3%
+ 8.0 - 6.0
Temperatura
2.7°C
2.0 3.0

… mi się dzisiaj jeździło. Z trudem osiągałem jakąś sensowną prędkość, a serce zdecydowanie zbyt często gościło w trzeciej strefie. Czy to skutki ponad tygodniowej przerwy w jeżdżeniu? A może sprawił to chłód lub wiatr? Jest też możliwe, że wieczorem byłem po prostu zmęczony, zwłaszcza, że dzisiejszy dzień nie należał do moich najszczęśliwszych dni w życiu. Musiałem podjąć pewną ważną decyzję w pracy i chociaż wiem, że była słuszna, to źle się z tym czuję. Miałem więc o czym myśleć, gdy późnym wieczorem wsiadałem na rower, usiłując złapać trochę dystansu do rzeczywistości i znaleźć odskocznię od wszystkiego, co wydarzyło się dzisiaj, zanim północ otworzy wrota kolejnego dnia.


Kościół oo. Bernardynów
Kościół oo. Bernardynów



Niedzielna przejażdżka

Niedziela, 21 października 2012 • Komentarze: 0

Aktywność
8 96 379
Data
21 października 2012
Niedz. 16:46 19:01
Rower
Giant XTC
8 67 262
Kalorie
913kcal
Czas
2:11:02
57
815
0:25 0:20 1:24
Dystans
53.22km
55
867
8.43 9.86
Prędkość
24.37km/h
49
974
19.9 28.9 42.1
Kadencja
81rpm
110
Tętno
137bpm
159
Przewyższenia
304m
42
814
       252
Nachylenie
+ 3.6% - 3.1%
+ 13.0 - 6.0
Temperatura
12.9°C
10.0 17.0

Trzeba korzystać z ostatnich pogodnych i ciepłych dni. Z racji wolnego dnia, udało mi się wyskoczyć na rowerek przed zmierzchem. Jeździłem głównie po mieście, ale byłem także w Tyńcu.



Skrawki nocy

Piątek, 19 października 2012 • Komentarze: 0

Aktywność
7 95 378
Data
19 października 2012
Pt. 19:01 21:27
Rower
Giant XTC
7 66 261
Kalorie
865kcal
Czas
2:03:18
68
907
0:15 0:14 2:26
Dystans
50.50km
68
964
5.43 6.22
Prędkość
24.58km/h
45
937
21.6 25.1 42.1
Kadencja
82rpm
111
Tętno
138bpm
160
Przewyższenia
203m
79
1090
       239
Nachylenie
+ 3.7% - 3.2%
+ 8.0 - 5.0
Temperatura
10.6°C
7.0 13.0

Dzisiaj wyjechałem na trasę grubo po zmierzchu. Późny piątkowy wieczór przywitał mnie ostatnimi chwilami ciepła. Potem, z minuty na minutę robiło się coraz chłodniej. Mam stosunkowo mocne światło z przodu, ale nie aż tak mocne, aby zapuścić się na ciemne podmiejskie szlaki. Moja jazda ograniczyła się zatem do przemieszczania miejskich dróg i obserwowania, jak Królewskie Miasto nie zasypia w tę piątkową noc. Najlepiej było to widać po obu stronach Kładki Bernatka, na Kazimierzu i w Podgórzu, które od pewnego czasu przeżywa swoisty renesans. I pomyśleć, że kiedyś byli tacy, którzy protestowali przeciwko budowie kładki. Jeździłem też po mniej zaludnionych okolicach, gdzie nieliczni przechodnie szybko zmierzali w stronę swych domów, aby odpocząć po męczącym tygodniu. W końcu i ja tak uczyniłem. Obłoczki pary z wydychanego powietrza były już bardzo gęste, gdy nieco zmarznięty dotarłem do domu. I jeszcze tylko gorąca herbata, a potem spokojny sen…


UFO? Nie, to wiadukt nad Rondem Ofiar Katynia
UFO? Nie, to wiadukt nad Rondem Ofiar Katynia
Knajpa na wodzie
Knajpa na wodzie
Kładka Bernatka
Kładka Bernatka



Kolorów magicznych taniec

Środa, 17 października 2012 • Komentarze: 0

Aktywność
6 94 377
Data
17 października 2012
Śr. 17:43 20:14
Rower
Giant XTC
6 65 260
Kalorie
1034kcal
Czas
2:16:31
47
734
0:20 0:17 2:28
Dystans
57.08km
45
760
6.75 8.46
Prędkość
25.09km/h
34
847
19.7 28.2 55.4
Kadencja
82rpm
108
Tętno
144bpm
162
Przewyższenia
273m
49
895
       263
Nachylenie
+ 4.0% - 3.3%
+ 8.0 - 12.0
Temperatura
9.6°C
7.0 11.0

Lubię te chwile, gdy po pięknym jesiennym dniu nadchodzi równie piękny wieczór. Świeciły się okna mijanych domostw w podkrakowskich wioskach, a leniwe i wątłe smużki szarego dymu pięły się pionowo w górę, dając do zrozumienia, że wiatr dzisiaj rządzić nie będzie. Niebo na zachodzie szybko zmieniło kolor z czerwonego na czarny. Zapadła ciemność, rozpraszana gdzieniegdzie przez słabe światło nielicznych latarni. Jechałem wśród teatru cieni, mrocznym szlakiem nieopodal miasta. Od czasu do czasu wyławiał mnie z ciemności snop świateł mijanych aut, by po chwili znów pozostawić mnie samotnego w chłodnej przestrzeni wieczoru. Wielkie miasto pozostało za mną, lecz gdy nie docierał już do mnie jego zgiełk, ni blask, ni żadne echo dnia, zawróciłem. I na powrót ujrzałem światła hen w oddali, niczym sternik port, a kosmiczny podróżnik ziemię. Coraz bliżej i jaśniej i głośniej. Błogi spokój gdzieś przepadł, dałem się porwać zgiełkowi ulic. Lecz i tutaj można znaleźć miejsca, te same od setek lat, które magią swą potrafią zatrzymać każdego, komu nie są obojętne kolory życia, widziane oczami, widziane sercem, widziane duszą…


Moje magiczne miasto…
Moje magiczne miasto…