Moje aktywności Outdoor

Tutaj znajdziesz opisy moich aktywności rowerowych na świeżym powietrzu, albo raczej na tzw. „świeżym powietrzu”, bo większość moich tras rowerowych leży nieopodal miejsca, o którym doskonale mówią słowa piosenki: „I odmiennym jakby rytmem u nas ludziom bije serce, choć dla serca nieszczególne tu powietrze (…)”.

Zawieszony w czasie

Sobota, 30 grudnia 2017 • Komentarze: 0

Aktywność
9 110 1028
Data
30 grudnia 2017
Sob. 10:48 13:34
Rower
Ridley X-Bow
9 43 133
Kalorie
1537kcal
Czas
2:40:01
47
509
0:33 0:29 0:00
Dystans
66.80km
51
554
12.56 12.92
Prędkość
25.05km/h
101
859
22.2 26.6 43.2
Kadencja
86rpm
119
Tętno
135bpm
156
Przewyższenia
392m
68
601
       250
Nachylenie
+ 3.1% - 3.1%
+ 8.5 - 10.6
Temperatura
2.1°C
2.0 3.0

„Kolejna kartka spada sennie z kalendarza bez słów” śpiewała niegdyś Urszula w piosence „Kalkomania”. Kończy się kolejny rok, kolejne 12 miesięcy, kolejne 52 tygodnie, kolejne 365 dni. „Przeżytych kształtów żaden cud nie wróci do istnienia” pisał Adam Asnyk. To fakt. Ale przecież „ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy” – tym razem Marek Grechuta. Oj, coś mnie wzięło na cytaty…

Jaki był ten rok? Wspaniały, chociaż rowerowo mógł być lepszy, a nawet jeszcze lepszy. Teraz to już nie ma żadnego znaczenia. On po prostu był, przeminął, skończył się. Koniec. Kropka. Pojutrze rozpocznie się nowy, a wraz z nim nowe wyzwania i doświadczenia, nowe przygody i niespodzianki. Wierzę, że wyłącznie dobre.

Dzisiaj symbolicznie pożegnałem miniony czas. Ostatnio zmagałem się z przeziębieniem, ale pokonałem go i korzystając z pięknej pogody, wyruszyłem do Puszczy Niepołomickiej. Było słonecznie, ale chłodno i wietrznie. Wiatr był z gatunku „złośliwych”, czyli wiał głównie od południa, ale czasem bardziej z południowego zachodu, a czasem bardziej z południowego wschodu. Na szlaku wiodącym dokładnie na wschód, a potem dokładnie na zachód, oznaczało to ciągłą walkę z dosłowną przeciwnością natury. Po tygodniowej chorobie nie tryskałem energią, a na dodatek wiele z niej traciłem na pokonanie oporów toczenia zimowego roweru obutego w terenowe opony, tudzież oporu powietrza, zwiększonego zimową odzieżą. Prędkość więc nie powalała, ale widok lasu pogrążonego we wczesnozimowym, bezśnieżnym śnie już tak. Soczysty błękit poprzecinany brunatnymi konarami drzew, niczym nie zmącona cisza i ja – samotny podróżnik, zawieszony w czasie pomiędzy tym, co minione, a tym, co dopiero nadejdzie.


Droga przez Puszczę Niepołomicką.
Droga przez Puszczę Niepołomicką.
Musicie mi uwierzyć na słowo, że w tym momencie uśmiecham się od
ucha do ucha.
Musicie mi uwierzyć na słowo, że w tym momencie uśmiecham się od ucha do ucha.
2017 w kalejdoskopie.
2017 w kalejdoskopie.



Przedświątecznie

Sobota, 23 grudnia 2017 • Komentarze: 0

Aktywność
8 109 1027
Data
23 grudnia 2017
Sob. 10:15 12:17
Rower
Ridley X-Bow
8 42 132
Kalorie
1146kcal
Czas
1:50:10
80
1076
0:28 0:24 0:00
Dystans
43.02km
90
1122
9.25 10.03
Prędkość
23.43km/h
109
1089
19.8 24.8 43.2
Kadencja
86rpm
130
Tętno
139bpm
159
Przewyższenia
369m
73
654
       352
Nachylenie
+ 4.0% - 3.7%
+ 12.7 - 11.5
Temperatura
2.7°C
2.0 3.0

W wigilię wigilii świąt Bożego Narodzenia wybrałem się na skromną przejażdżkę. Zignorowałem wewnętrzny głos, który sugerował, abym ją sobie odpuścił. Zignorowałem symptomy lekkiego przeziębienia. Pojechałem. A tymczasem wiało niemiłosiernie, było chłodno, mokro i w ogóle dość nieciekawie. Na całej trasie spotkałem ledwie dwóch rowerzystów, co chyba dość dobitnie świadczy o tym, że nie był to najlepszy czas dla roweru.

Ja jednak postarałem się, aby tym razem nie było rutynowo i leniwie. Pomyślałem, że nie zważając na złe samopoczucie i inne niesprzyjające okoliczności, zadam sobie trochę trudu i podjadę do Ogrodu Zoologicznego od trudniejszej strony, czyli Aleją Wędrowników od ulicy Księcia Józefa. Ten podjazd nie jest zbyt długi, ale po pierwsze, najpierw trzeba do niego dojechać, co oznacza pokonanie krótszego, ale jednak podjazdu, a po drugie, nachylenie miejscami dochodzi do kilkunastu procent. Tam właśnie musiałem mocno odchylać kominiarkę, aby bez oporu zasysać dodatkowe litry powietrza. Udało się, chociaż z tempa raczej nie byłem zadowolony. To była największa trudność na trasie, bo potem było już z przysłowiowej górki. Zadowolony wróciłem do domu, aby włączyć się w przygotowanie świąt.

Teraz, gdy piszę te słowa, mam potężny katar. To niby nic poważnego, ale skutecznie odbiera radość życia. Zdaje się, że trzeba było posłuchać swojego wewnętrznego „ja”. Za oknem pięknie świeci słońce, jest ciepło, a ja siedzę w domu w mało romantycznym towarzystwie chusteczek do nosa, zamiast spalać świąteczne kalorie na małopolskich drogach.


Aleja Wędrowników.
Aleja Wędrowników.



Krótka historia czasu

Wtorek, 19 grudnia 2017 • Komentarze: 0

Aktywność
7 108 1026
Data
19 grudnia 2017
Wt. 14:12 16:10
Rower
Ridley X-Bow
7 41 131
Kalorie
1171kcal
Czas
1:45:33
84
1122
0:17 0:17 0:31
Dystans
43.77km
87
1099
6.71 7.11
Prędkość
24.88km/h
102
881
23.5 24.4 36.0
Kadencja
87rpm
114
Tętno
142bpm
160
Przewyższenia
200m
105
1102
       238
Nachylenie
+ 3.0% - 2.8%
+ 5.9 - 4.9
Temperatura
- 1.5°C
- 2.0 - 1.0

Mam dziwne odczucie, że brakuje mi czasu. Jest kilka teorii, które to tłumaczą. Dwie znam. Po pierwsze, podobno czasu nie mają ci, którzy źle go sobie organizują. Po drugie, w moim wieku czas biegnie szybciej. Ja jednak przychylam się ku twierdzeniu, że mam po prostu za wiele pomysłów. Koniec roku, więc w pracy mam dużo… pracy, ale to wciąż moja pasja. Niezależnie od pory roku jeżdżę na rowerze, mój podstawowy rower przygotowuję do kolejnego sezonu, staram się regularnie publikować na blogu, przymierzam się do zrobienia małego remontu w moim mieszkaniu, zaangażowany jestem w działalność Kościoła (to normalne w kościołach protestanckich), no i zbliżają się święta, które same też się nie zrobią. W sumie fajnie jest, chociaż czasem mam ochotę trochę poleniuchować. Ale gdy już przychodzi taki leniwy dzień, gdy nic nie trzeba robić, czuję się chyba jeszcze dziwniej niż wtedy, gdy mój kalendarz jest wypełniony po brzegi. Co ciekawe, wcale nie mam poczucia życia w biegu. Ot, po prostu, mam co robić.

Dzisiaj też miałem co robić, więc absolutnie świadomie i dobrowolnie wyskoczyłem na dość krótką wycieczkę. Miałem zamiar sprawdzić łatwą trasę, z której być może będę korzystał, gdy śniegi zasypią Małopolskę, a lody skują rzeki. Ów szlak wydaje się bezpieczny, bo w dużej części biegnie drogami dla rowerów. A wygląda tak… Najpierw ulicą Aleksandry dojechałem do Ćwiklińskiej, a potem wskoczyłem na ścieżkę rowerową, którą podążałem kolejno przez Teligi, Wielicką i Limanowskiego. Tamże wjechałem na ścieżkę rowerową przy Wiśle i dotarłem nią do obwodnicy Krakowa, lub – jak kto woli – do Stopnia Wodnego Kościuszko. Przejechawszy na drugi brzeg, wróciłem do Mostu Zwierzynieckiego, przejechałem po nim i znów pojawiłem się na tej samej ścieżce rowerowej. Dojechałem nią do Zabłocia, a potem do Kuklińskiego, a potem do Saskiej, a potem do kładki w Płaszowie, która zaprowadziła mnie do Wielickiej. Pojawiłem się więc w tym samym miejscu, co mniej więcej godzinę wcześniej i dokładnie tą samą drogą wróciłem do punktu początkowego.

I to byłoby na tyle…


Skałka.
Skałka.



Plan wykonany

Piątek, 15 grudnia 2017 • Komentarze: 0

Aktywność
6 107 1025
Data
15 grudnia 2017
Pt. 14:26 16:06
Rower
Ridley X-Bow
6 40 130
Kalorie
1036kcal
Czas
1:34:40
93
1193
0:20 0:14 0:28
Dystans
40.52km
99
1186
7.99 6.67
Prędkość
25.68km/h
93
744
23.8 28.0 43.2
Kadencja
90rpm
114
Tętno
138bpm
154
Przewyższenia
221m
97
1040
       237
Nachylenie
+ 2.8% - 3.3%
+ 6.8 - 6.5
Temperatura
5.6°C
4.0 7.0

Dojechałem do 8000 km. Prawdę mówiąc, rok temu miałem nadzieję, że uda mi się zaliczyć kolejne dziesięć tysięcy, ale już od stycznia jakoś się nie układało. Najpierw długa zima, potem kiepska pogoda, mnóstwo innych obowiązków i już w połowie roku wiedziałem, że tym razem nie będzie pięciocyfrowego dystansu. Odczuwam pewien niedosyt, bo jakby nie patrzeć, jest to dystans krótszy o ponad dwa tysiące kilometrów od ubiegłorocznego. No cóż, nie samym rowerem żyje człowiek…

Dzisiejsza trasa była łatwa i tylko silny wiatr sprawiał pewien kłopot. Nie miałem żadnego oryginalnego pomysłu i zamierzałem przejechać tylko tyle, ile potrzebne było do osiągnięcia zakładanego na ten rok dystansu. Musiałem pilnować czasu, bo piątkowe popołudnie miałem już zaplanowane i na aktywność rowerową mogłem przeznaczyć góra dwie godziny. Dlatego poszedłem (pojechałem) po linii najmniejszego oporu. Najpierw pokręciłem się trochę po okolicy, potem pojechałem do Kokotowa, a następnie do Brzegów. Stamtąd, jadąc pod wiatr, dotarłem do Płaszowa, przejechałem kładką nad torami kolejowymi i skręciłem w stronę domu. Ostatnie kilka kilometrów byłem niesiony wiatrem, więc szybko zameldowałem się w punkcie startu.

Do końca roku pozostały dwa tygodnie. Licznik kilometrów znów wystartuje od zera. Będą nowe plany, nowe przygody, nowe wyzwania. Ale to wszystko dopiero za dwa tygodnie…



Informatyczny jubileusz, czyli 1024

Środa, 13 grudnia 2017 • Komentarze: 0

Aktywność
5 106 1024
Data
13 grudnia 2017
Śr. 14:23 16:31
Rower
Ridley X-Bow
5 39 129
Kalorie
1200kcal
Czas
1:58:48
70
967
0:20 0:21 0:53
Dystans
50.02km
78
997
7.61 8.65
Prędkość
25.26km/h
98
814
22.5 24.4 39.6
Kadencja
85rpm
119
Tętno
139bpm
163
Przewyższenia
253m
94
948
       238
Nachylenie
+ 3.3% - 3.0%
+ 9.5 - 6.0
Temperatura
2.6°C
2.0 4.0

Jak na programistę przystało, dzisiaj obchodzę ważny jubileusz. Oto właśnie zaliczyłem tysiąc dwudziestą czwartą przejażdżkę od czasu, gdy rozpocząłem prowadzenie bloga i notowanie statystyk. Ciekawe, że to wydarzenie przypadło akurat dzisiaj – 13 grudnia. To kolejna rocznica wprowadzenia stanu wojennego. Dla młodych ludzi to prehistoria znana z opowiadań rodziców lub dziadków. Dla mnie to nadal żywe wspomnienie, chociaż miałem wtedy ledwie 15 lat. Był niedzielny poranek. Włączyłem radio – „szsz…”. Włączyłem telewizor – „szsz…”. No to włączyłem magnetofon i zacząłem słuchać „Time” Electric Light Orchestra. Wtedy nie miałem jeszcze pojęcia, że za kilka lat kupię swój pierwszy komputer, że Polska odzyska niepodległość, że zamieszkam w Krakowie, że zostanę programistą, no i że spełnię w końcu jedno z dziecięcych marzeń – będę miał porządny rower szosowy. Tym bardziej nie przypuszczałem wówczas, że przyjdzie taki dzień, gdy słuchając „Time”, będę opisywał moją tysiąc dwudziestą czwartą przygodę rowerową, a potem wyeksportuję jej podsumowanie do napisanego przez siebie serwisu, który zapisze ją do bazy danych i zaktualizuje statystyki. I tak oto połączyłem moje pasje. Szkoda tylko, że nie zrobiłem żadnego okolicznościowego zdjęcia.



Pewne rezerwy

Poniedziałek, 11 grudnia 2017 • Komentarze: 0

Aktywność
4 105 1023
Data
11 grudnia 2017
Pon. 15:15 17:29
Rower
Ridley X-Bow
4 38 128
Kalorie
1282kcal
Czas
1:58:34
71
971
0:31 0:23 1:51
Dystans
50.26km
76
977
11.68 10.78
Prędkość
25.43km/h
97
781
22.6 27.6 54.0
Kadencja
85rpm
120
Tętno
141bpm
172
Przewyższenia
411m
63
555
       316
Nachylenie
+ 3.5% - 3.8%
+ 12.8 - 13.3
Temperatura
8.9°C
8.0 10.0

Trwa walka o „dojechanie” do 8000 km w tym roku. Brakuje już naprawdę niewiele, ale czasu też mam jakby mniej. Na co dzień zaangażowany jestem w tak wiele przedsięwzięć, że coraz trudniej znajduję czas na beztroskie wyprawy rowerowe. Jeśli jednak mam chwilę wolnego czasu, a pogoda nie upiera się, aby zniweczyć me zamierzenia, wskakuję na rower i jadę. Dzisiaj pokusiłem się o odrobinę oryginalności i zamiast skierować się na nudne ścieżki rowerowe, od razu pojechałem do Kosocic, aby „przepalić” nogę po kilku słabych przejażdżkach. Wpadłem nawet na pomysł, aby zaliczyć ulicę Gruszczyńskiego, której końcówka była dawniej synonimem stromego podjazdu. Teraz nawet na zimowym rowerze z terenowymi oponami nie miałem większych problemów, aby bez zadyszki wyjechać na górę. Potem pojechałem do Swoszowic, ale taką bardziej okrężną drogą przez Lusinę. Ze Swoszowic pognałem (pojęcie raczej względne) w stronę ulicy Babińskiego, a potem przez Podgórki Tynieckie do Tynieckiej. W końcu wylądowałem przy Kolnej i wróciłem do miasta po wałach wiślanych. Myślałem, że to już koniec wyzwań na dzisiaj, ale jakieś dwa kilometry przed domem postanowiłem „zaszaleć” i na lekkim podjeździe w okolicy Tesco, pozostawić za sobą dwóch cyklistów, którzy akurat podążali w tę samą stronę. W rezultacie okazało się, że mam wyższe tętno maksymalne niż przypuszczałem, a przecież wcale nie byłem wypoczęty. Wynika z tego, że „pan w średnim wieku” ma jeszcze pewne rezerwy…


Wawel w ciemności wieczoru.
Wawel w ciemności wieczoru.
Jubilat przedświąteczny.
Jubilat przedświąteczny.



Wzgórze Kaim

Czwartek, 7 grudnia 2017 • Komentarze: 0

Aktywność
3 104 1022
Data
7 grudnia 2017
Czw. 14:12 15:44
Rower
Ridley X-Bow
3 37 127
Kalorie
852kcal
Czas
1:18:13
105
1256
0:13 0:15 0:05
Dystans
32.14km
106
1316
4.91 5.80
Prędkość
24.65km/h
103
919
21.2 23.0 39.6
Kadencja
84rpm
117
Tętno
137bpm
161
Przewyższenia
192m
107
1121
       254
Nachylenie
+ 3.9% - 3.4%
+ 11.7 - 11.3
Temperatura
4.8°C
2.0 9.0

Mieszkam od tego miejsca o przysłowiowy rzut beretem, a jeszcze nigdy tam nie byłem. Wzgórze Kaim. Na nim pamiątkowy obelisk. To właśnie w tym miejscu 6 grudnia 1914 roku, armia austro-węgierska odparła atak wojsk rosyjskich, które chciały zdobyć Kraków. Stąd do Rynku Głównego jest zaledwie 10 km. Było więc blisko. Dzisiaj wybrałem się w to miejsce, ale bynajmniej nie dlatego, że chciałem zanurzyć się burzliwe odmęty historii tych ziem. Po prostu przejeżdżałem obok tabliczki informującej, że do wzgórza jest 500 metrów i pomyślałem, że pojadę tam, bo niby co mi szkodzi? 300 metrów asfaltu, a potem kamienie, trawa i błoto. No i cały czas w górę. Dałem radę, ale koła ślizgały się na grząskim gruncie. Dojechałem na szczyt, a tam dramat. Po pierwsze, pomnik powoli się rozpada. Po drugie, tuż obok rosną.. domy. Już prawie ocierają się o zabytek. Rozumiem, że brakuje mieszkań, że to bardzo atrakcyjna okolica, ale faktem jest, że niemal każdy wolny skrawek gruntu w Krakowie jest teraz placem budowy. Kiedyś jeszcze drzewa stanowiły ostatnią linię obrony przed żądnymi zysków deweloperami, ale niestety i one padły, ścięte piłami, napędzanymi idiotyczną ustawą.

Zatrzymałem się na chwilę obok pomnika, a potem pojechałem dalej. Nie miałem wiele czasu, więc chciałem go jak najlepiej wykorzystać. Dojechałem w okolice Mostu Piłsudskiego, a potem wróciłem do domu, odprowadzany przez promienie zachodzącego słońca.


Pomnik (i mój rower) na wzgórzu Kaim.
Pomnik (i mój rower) na wzgórzu Kaim.
Ostatnie dni jesieni na wzgórzu Kaim.
Ostatnie dni jesieni na wzgórzu Kaim.
Most Piłsudskiego.
Most Piłsudskiego.



Wiało i padało

Środa, 6 grudnia 2017 • Komentarze: 0

Aktywność
2 103 1021
Data
6 grudnia 2017
Śr. 14:21 16:30
Rower
Ridley X-Bow
2 36 126
Kalorie
1292kcal
Czas
1:59:16
69
955
0:24 0:18 0:51
Dystans
48.86km
82
1011
9.47 7.56
Prędkość
24.58km/h
105
936
23.6 24.3 39.6
Kadencja
87rpm
115
Tętno
142bpm
161
Przewyższenia
262m
91
925
       237
Nachylenie
+ 2.8% - 3.5%
+ 6.2 - 7.1
Temperatura
3.8°C
3.0 5.0

Zgodnie z tradycją pierwszy śnieg nie utrzymał się zbyt długo. Wystarczyło trochę deszczu, subtelnie wyższa temperatura i po białym puchu pozostało już tylko wspomnienie. Kiepska pogoda nie zatrzymała mnie w domu i wczesnym popołudniem wyskoczyłem na krótką przejażdżkę. I chociaż kolejny raz „zasuwałem” w raczej miejskich klimatach, to dokładnie przez połowę trasy czułem się tak, jakbym pokonywał wielokilometrowy podjazd. Wszystko za sprawą bardzo silnego wiatru, który miejscami spowalniał mnie do niecałych 20 km/h i kilkukrotnie zmuszał do zrzucenia łańcucha na małą tarczę. Wiatr miał jednak tę zaletę, że idealnie oczyścił powietrze nad Krakowem, więc tradycyjny o tej porze roku temat smogu mnie nie dotyczył. Punktem zwrotnym trasy – także tradycyjnie – była kładka nad Wisłą przy autostradzie. Wcześniej musiałem jednak pokonać błotne rozlewiska.

Na marginesie… To naprawdę jakiś chory fenomen. Kładka ma już wiele lat, a wciąż nie ma do niej cywilizowanego dojazdu od ulicy Mirowskiej. Wystarczy trochę deszczu i trzeba przejeżdżać albo przez głębokie kałuże, albo brnąć w błocie.

Gdy zawróciłem w stronę Krakowa, nareszcie mogłem się odprężyć i zapomnieć, że do napędzania roweru potrzebna jest siła mięśni. Dzisiaj wystarczył ten sam wiatr, który wcześniej utrudniał mi jazdę. Powrót był więc szybki i prawie bezproblemowy. Prawie – bo kilka kilometrów przed celem zaczął padać mocniejszy deszcz.



Oficjalne otwarcie sezonu zimowego

Sobota, 2 grudnia 2017 • Komentarze: 0

Aktywność
1 102 1020
Data
2 grudnia 2017
Sob. 11:33 13:38
Rower
Ridley X-Bow
1 35 125
Kalorie
1387kcal
Czas
1:56:16
73
1003
0:14 0:18 0:00
Dystans
47.76km
83
1029
5.87 6.66
Prędkość
24.65km/h
104
922
24.0 21.4 36.0
Kadencja
86rpm
117
Tętno
148bpm
165
Przewyższenia
195m
106
1114
       236
Nachylenie
+ 3.3% - 3.0%
+ 4.9 - 5.1
Temperatura
- 1.3°C
- 2.0 0.0

Przysłowiowym rzutem na taśmę zdecydowałem się na wymianę opon. Continental Cyclocross Speed, które bardziej przypominały slicki, aniżeli opony terenowe, zastąpiłem modelem Mountain King z solidnie „wyrzeźbionym” bieżnikiem. Tak uzbrojony wyruszyłem dzisiaj na wczesnozimową przejażdżkę. Z premedytacją preferowałem ścieżki rowerowe, bo ani ja ani mój rower nie przepadamy za solanką, której pierwsze hektolitry wylano na drogi. Na ścieżkach jest nieco lepsza sytuacja, ale za to musiałem uważać na lód oraz zmrożone bryły śniegu. Na lodzie żadne ogumienie nie pomoże, no chyba, że z kolcami, ale za to bryły twardego śniegu nie robiły większego wrażenia na nowych oponach. Miażdżyłem je i rozjeżdżałem bez problemu. Generalnie czułem się więc dość bezpiecznie. A zatem mam już za sobą pierwszą grudniową aktywność, pierwszy mróz i w ten oto sposób dokonałem oficjalnego otwarcia sezonu zimowego.


Początki zimy nad Wisłą.
Początki zimy nad Wisłą.



Mało czasu

Wtorek, 28 listopada 2017 • Komentarze: 0

Aktywność
10 101 1019
Data
28 listopada 2017
Wt. 15:24 17:00
Rower
Ridley X-Bow
10 34 124
Kalorie
930kcal
Czas
1:31:55
94
1204
0:15 0:14 1:17
Dystans
42.03km
92
1144
6.22 6.79
Prędkość
27.43km/h
57
448
24.7 28.8 50.4
Kadencja
85rpm
114
Tętno
133bpm
157
Przewyższenia
201m
104
1096
       253
Nachylenie
+ 3.2% - 3.1%
+ 6.1 - 9.8
Temperatura
4.6°C
4.0 6.0

Zbliża się koniec roku i tradycyjnie mam więcej pracy w… pracy. Terminy przysłowiowo gonią, a człowiek ma wrażenie, że jest przytłoczony przez tysiące spraw i nie wiadomo, w co ręce włożyć. Nerwowo jest, a tego nie lubię. Jako człek „techniczny” staram się podchodzić do tego w sposób usystematyzowany, czyli po prostu „odhaczam” kolejne zadania. Dzięki temu ogarniam chaos i mam poczucie panowania nad całością. Jednak zadania same się nie rozwiążą, więc jednym ze skutków ubocznych jest brak czasu na przyjemności, a więc także na rower. Gdzież podziały się te chwile, gdy mogłem wyskoczyć przed siebie na kilka godzin, zaliczyć ponad setkę kilometrów i pełen energii wrócić do domu? Inna sprawa, że pora roku też jest inna i kilku godzin jazdy w ciemności raczej nie zaliczyłbym do szczególnie ekscytujących doznań. Tak więc, moja dzisiejsza przejażdżka była krótka i mało romantyczna. Początkowo poruszałem się po drogach i ulicach, ale gdy zmierzch zapadł na dobre, dotarłem akurat do miejsca, gdzie zaczynała się droga dla rowerów i dalszą eskapadę kontynuowałem właśnie po tego typu szlakach. Te półtorej godziny trochę mnie odprężyło i mogłem potem znów wrócić do pracy, aby – teraz zapachnie PRL’em – Polska rosła w siłę a ludziom żyło się dostatniej…