Moje aktywności Outdoor

Tutaj znajdziesz opisy moich aktywności rowerowych na świeżym powietrzu, albo raczej na tzw. „świeżym powietrzu”, bo większość moich tras rowerowych leży nieopodal miejsca, o którym doskonale mówią słowa piosenki: „I odmiennym jakby rytmem u nas ludziom bije serce, choć dla serca nieszczególne tu powietrze (…)”.

Upał, Zator i procesje

Czwartek, 31 maja 2018 • Komentarze: 0

Aktywność
10 57 1085
Data
31 maja 2018
Czw. 9:57 14:20
Rower
Cube Agree
10 21 88
Kalorie
2018kcal
Czas
3:54:58
3
107
1:03 0:52 0:00
Dystans
111.46km
3
87
26.10 27.63
Prędkość
28.46km/h
14
323
24.6 31.7 61.2
Kadencja
89rpm
134
Tętno
131bpm
152
Moc
172W
32
487
134 163 1299
TSS
236
15
124
Przewyższenia
820m
10
163
       284
Nachylenie
+ 3.1% - 3.0%
+ 7.9 - 10.0
Temperatura
30.6°C
28.0 41.0

Po wczorajszej „łatwiźnie” zaplanowałem sobie na dzisiaj coś bardziej wymagającego. Co prawda nie zamierzałem pobić ani rekordu dystansu, ani rekordu przewyższeń, ale już sam fakt jazdy w temperaturze powyżej 30°C stanowił pewnego rodzaju wyzwanie. Plan był prosty: dojechać do Zatora, skręcić do Babic, a potem wrócić do Krakowa. Miałem poruszać się prawie wyłącznie po głównych drogach, które dzisiaj powinny być spokojne i bezpieczne.

Plan realizowałem z żelazną konsekwencją. Początkowo nie czułem żadnych oznak zmęczenia wczorajszą jazdą, ale sam przecież napisałem, że to była łatwizna. Temperatura też mi nie przeszkadzała, bo na pierwszych kilometrach nie miałem problemu ze znalezieniem cienia. Tym niemniej oszczędzałem siły, mając na uwadze, że temperatura z każdą chwilą będzie wzrastała.

Zanim dotarłem do Zatora, dwukrotnie musiałem zatrzymywać się, bo policja wstrzymywała ruch na drodze z powodu procesji. Dzisiaj Kościół Katolicki obchodzi święto potocznie zwane Bożym Ciałem. To właśnie dlatego główne drogi były spokojne i bezpieczne. W dzień powszedni raczej bym ich unikał. Wspomniane przymusowe postoje były okazją do zaobserwowanie jednej z cech polskiego katolicyzmu. Na przedzie procesji szedł gość z wizerunkiem Jana Pawła II, potem czteroosobowe teamy starszych niewiast nabożnych niosły kilka Matek Boskich, a młodsze i zapewne nieco mniej pobożne kobiety dźwigały wizerunki świętych. Dopiero za nimi podążał orszak dzwoniących ministrantów, lektor z kadzidłem i wreszcie proboszcz z Najświętszym Sakramentem, ukryty rzecz jasna pod kapiącym od ozdób baldachimem. Tak właśnie wygląda obraz Kościoła Katolickiego w Rzeczypospolitej – Jan Paweł II, Matki Boskie, święci, a dopiero potem Jezus. No i wszędzie przepych, bogactwo, zdecydowany przerost formy nad treścią. Jak to się ma do tego, co głosił Jezus? Nijak. Ale żeby się tego dowiedzieć, trzeba czytać Biblię i jeszcze na dodatek trzeba wierzyć w to, co się czyta, a nie czytać to, w co się wierzy.

Po tych przemyśleniach i odblokowaniu drogi, ruszyłem przed siebie. W Zatorze skręciłem w stronę Babic. To była mniej więcej połowa trasy i właśnie zacząłem odczuwać pierwsze oznaki wpływu temperatury na moją wydajność. Na płaskim jeszcze jakoś szło, ale podjazdy pokonywałem z wyraźnym trudem. Gdy dojechałem do Poręby Żegoty, zafundowałem sobie krótki postój w zacienionej okolicy ruin pałacu Szembeków. Szkoda, że nie mogłem do nich wejść lub choćby dotknąć starych murów. Teren jest ogrodzony, zamknięty i niedostępny. Tak jest najłatwiej – zamknąć i zabronić, bo jeszcze by kamienie rozkradli…

Ostatnie trzydzieści kilometrów jechałem już bardzo spokojnie i nieco automatycznie. Już dawno temu zauważyłem, że gdy przetrwa się apogeum zmęczenia, to nogi zaczynają pracować w równym tempie, napędzane niewidzialną siłą woli. W końcu dojechałem pod dom, zsiadłem z roweru, wypiłem ostatni łyk izotonika i wyłączyłem całą elektronikę. Wniosłem rower do domu i wychyliłem tradycyjną szklaneczkę zimnej coli zero. Usłyszałem bicie dzwonów. Właśnie zaczynała się procesja…


Na zatorskim rynku.
Na zatorskim rynku.
Dzisiaj jeździłem po płatkach kwiatów.
Dzisiaj jeździłem po płatkach kwiatów.
Ruiny pałacu Szembeków w Porębie Żegoty.
Ruiny pałacu Szembeków w Porębie Żegoty.
Inne spojrzenie na ruiny pałacu Szembeków.
Inne spojrzenie na ruiny pałacu Szembeków.
Jeszcze tylko selfie i wracam.
Jeszcze tylko selfie i wracam.



Płasko po przerwie

Środa, 30 maja 2018 • Komentarze: 0

Aktywność
9 56 1084
Data
30 maja 2018
Śr. 14:03 17:51
Rower
Cube Agree
9 20 87
Kalorie
1969kcal
Czas
3:44:10
9
136
0:31 0:31 0:00
Dystans
109.52km
4
106
14.38 15.79
Prędkość
29.31km/h
4
189
27.1 29.7 50.4
Kadencja
88rpm
144
Tętno
132bpm
156
Moc
173W
30
472
139 141 1194
TSS
224
17
150
Przewyższenia
493m
25
419
       251
Nachylenie
+ 3.4% - 3.2%
+ 7.9 - 9.9
Temperatura
28.2°C
25.0 31.0

Musiałem trochę odpocząć i trochę zaniedbałem rower przez ostatnie dni. Poza tym „cierpię” na nadmiar różnych pomysłów. Jednym z nich jest „odkurzenie” mojej dawnej pasji, czyli elektroniki. Oprócz tego oczywiście pracuję. Gdybym chciał zająć się wszystkim, to okazałoby się, że nie znajdę już czasu na sen. Dzisiaj jednak powiedziałem sobie, że dość już tego siedzenia przed komputerem i czas najwyższy, aby „przepalić” nogę po kilkudniowej przerwie. Zaplanowałem sobie dość łatwą trasę, pozbawioną podjazdów – ot takie „małopolskie Mazowsze”. Przejechałem przez Puszczę Niepołomicką, potem skierowałem się do Uścia Solnego, gdzie przejechałem na drugi brzeg Raby. Następnie dotarłem do Bochni, potem do Proszówek, a następnie równie spokojnie podążyłem do domu. Nie byłem zmęczony i pomyślałem, że chociaż rzadko jeżdżę w kolejne dni, to jutro postaram się trochę zmęczyć. Ale to już inna historia.



Burzy nie było

Sobota, 26 maja 2018 • Komentarze: 0

Aktywność
8 55 1083
Data
26 maja 2018
Sob. 12:16 16:12
Rower
Cube Agree
8 19 86
Kalorie
2063kcal
Czas
3:42:38
11
146
1:00 0:51 0:00
Dystans
106.61km
8
130
25.44 27.75
Prędkość
28.73km/h
11
283
25.1 32.0 64.8
Kadencja
88rpm
122
Tętno
138bpm
159
Moc
190W
14
250
147 178 783
TSS
263
8
65
Przewyższenia
847m
9
150
       283
Nachylenie
+ 3.3% - 3.1%
+ 7.6 - 10.3
Temperatura
29.2°C
25.0 32.0

Szamani i wróżbici z Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej przestrzegali przed burzami. Nie uwierzyłem. I bardzo dobrze, bo gdybym przejął się ich czczym gadaniem, pewnie ograniczyłbym się do beznamiętnego kręcenia po najbliższej okolicy.

Trasę miałem naprawdę fajną. Najpierw pojechałem do Skawiny, a następnie drogą 44 dojechałem do Ryczowa. W dzień powszedni unikałbym tego szlaku jak diabeł święconej wody, ale dzisiaj ruch był umiarkowany i czułem się bezpiecznie. Z Ryczowa pojechałem do Łączan, a potem pokręciłem się trochę po wąskich i pustych drogach, aby w końcu dotrzeć do Kwaczały. Tam wjechałem na kolejną drogę, której normalnie unikam, czyli tym razem na 780. Przejechałem nieopodal Alwernii, minąłem Porębę Żegoty, Szwaby, Brodła i dotarłem do Liszek, gdzie mocno wkurzyłem się na kierowcę autobusu Cracow Tours, który uparł się, aby mnie wyprzedzić i totalnie olał bezpieczną odległość. Takiemu gościowi nie pozwoliłbym prowadzić nawet kosiarki do trawy…

Ostatni etap trasy był już spokojny. Bezpiecznie wróciłem do domu. A burzy nie było. I nie ma nawet teraz, gdy piszę te słowa.



Okolice Paryża

Czwartek, 24 maja 2018 • Komentarze: 0

Aktywność
7 54 1082
Data
24 maja 2018
Czw. 14:04 18:19
Rower
Cube Agree
7 18 85
Kalorie
2242kcal
Czas
3:54:12
4
109
1:07 0:54 0:00
Dystans
109.01km
6
111
27.13 27.92
Prędkość
27.93km/h
21
390
24.0 30.5 61.2
Kadencja
86rpm
146
Tętno
137bpm
158
Moc
193W
8
196
152 172 773
TSS
286
3
30
Przewyższenia
945m
5
110
       441
Nachylenie
+ 3.5% - 3.4%
+ 11.9 - 12.8
Temperatura
25.5°C
22.0 30.0

Tym razem zaplanowałem sobie trasę, a więc nie musiałem zdawać się na spontaniczność, która często powoduje, że podświadomie wybieram miejsca, które doskonale znam. Poświęciłem więc nieco czasu, poklikałem myszką i narodził się niebanalny plan, czyli pomysł na odwiedzenie miejsc, w których bywam stosunkowo rzadko, chociaż ostatnio jakby częściej.

Na początek czekał mnie dojazd od Kryspinowa, czyli rutynowy przejazd przez miasto w godzinach szczytu. Dzielnie zniosłem tę wątpliwą przyjemność. Potem pojechałem do Mnikowa, Baczyna i Tenczynka, a więc w miejsca, które niedawno odkryłem na nowo. Kolejnym celem była Wola Filipowska i Filipowice, a potem Nowa Góra. Jechałem przez piękne okolice, pełne wzgórz i lasów. Te ostatnie zapewniały mi odpowiednią dawkę cienia, tak potrzebnego w dniu, w którym słońce przypomniało sobie o małopolskiej ziemi i nie szczędziło jej gorących promieni. To był dość trudny odcinek, bo na stosunkowo krótkim fragmencie trasy musiałem pokonać grubo ponad 100 metrów przewyższenia. Noga jednak „podawała”, więc w miarę sprawnie jak na ponad 50-cio latka, wspinałem się wyżej i wyżej, napawając ciało i umysł urokiem okolicy. Za Filipowicami miałem okazję przejechać nieopodal… Paryża, ale pomyślałem sobie, że jeszcze nie nadszedł czas, aby zawitać w to miejsce i sprawdzić, czy na Placu Pigalle są najlepsze kasztany, które Zuzanna lubi tylko jesienią.

W Nowej Górze zatrzymałem się na krótką chwilę, zaciekawiony informacją, że wieś ta była onegdaj miastem. Zrobiłem zdjęcie miejskiej pieczęci, spojrzałem na pogrążony w popołudniowym letargu ryneczek i ruszyłem w dalszą drogę. Teraz przeważały zjazdy, chociaż niestety pełnia szczęścia została zaburzona przez przeciwny wiatr. Czerna, Krzeszowice, Rudawa, Więckowice, Bolechowice, Modlniczka – to kolejne miejscowości. A potem był już Kraków i ponowny przejazd przez całe miasto.

Nie wspomniałem jeszcze, że dzisiaj testowałem jedną „nową nowość” i jedną „starą nowość”. Tą pierwszą była owijka KLS. Zastąpiła ona poprzednio używaną owijkę PRO, która uparła się, że nie będzie się trzymać kierownicy i zwyczajnie się zsuwała, doprowadzając mnie na skraj załamania nerwowego. Drugą nowością był powrót do przeszłości i użycie siodełka Selle Italia SLR Flow. Wspominałem ostatnio, że Fizik Antaras, aczkolwiek bardzo wygodne, sprawiało mi pewien kłopot związany z notorycznym pojawianiem się „bąbli” w nieciekawym miejscu. Dzisiaj problem przestał istnieć, co bardzo mnie cieszy, bo nie ma nic gorszego niż odczuwanie dyskomfortu pod „czterema literami”, gdy do celu jest jeszcze sporo kilometrów.

A więc same plusy. I oby tak dalej…


A może rzucić to wszystko i wyjechać do… Paryża?
A może rzucić to wszystko i wyjechać do… Paryża?
Podjazd do Nowej Góry. Tradycyjnie wcale nie widać tych 12%...
Podjazd do Nowej Góry. Tradycyjnie wcale nie widać tych 12%...
Na tym kamieniu można zobaczyć pieczęć Nowej Góry, która do I
Wojny Światowej była miastem.
Na tym kamieniu można zobaczyć pieczęć Nowej Góry, która do I Wojny Światowej była miastem.



Mielenie i pryszcze

Poniedziałek, 21 maja 2018 • Komentarze: 0

Aktywność
6 53 1081
Data
21 maja 2018
Pon. 15:23 19:09
Rower
Cube Agree
6 17 84
Kalorie
1646kcal
Czas
3:42:08
12
153
0:27 0:27 0:00
Dystans
101.35km
17
245
11.94 12.27
Prędkość
27.38km/h
28
457
25.9 27.0 46.8
Kadencja
86rpm
145
Tętno
115bpm
140
Moc
146W
48
661
116 135 661
TSS
159
27
266
Przewyższenia
394m
37
595
       245
Nachylenie
+ 3.3% - 3.3%
+ 8.0 - 7.7
Temperatura
20.2°C
18.0 25.0

Dzisiejsza jazda była całkowitym przeciwieństwem tej wczorajszej. Energia gdzieś uleciała, nie miałem pomysłu na trasę, po drodze także nie wpadłem na żaden sensowny pomysł i cała wyprawa zamieniła się w rutynowe „mielenie” kilometrów. W sumie to były kłopoty na własne życzenie, bo po pracy nie chciało mi się tracić czasu na zjedzenie choćby lekkiego obiadu. W dodatku mam wrażenie, że powraca siodełkowy koszmar, ale w zupełnie nowej odsłonie. Tym razem nie chodzi o niewygodę, bo Fizik Antares jest naprawdę komfortowym siodełkiem. Niestety od kiedy go używam, mam problem z… pryszczami, które notorycznie pojawiają się ciągle w tym samym, mało ciekawym miejscu. Próbowałem już przeróżnych środków, ale żaden nie okazał się w 100% skuteczny. Najlepszą metodą okazało się użycie zwykłego plastra opatrunkowego, ale to też raczej łagodzi skutki, aniżeli leczy przyczyny. Obawiam się, że czeka mnie powrót do najstarszego i sprawdzonego siodełka Selle Italia SLR Flow.



Pochorobowy przypływ energii

Niedziela, 20 maja 2018 • Komentarze: 0

Aktywność
5 52 1080
Data
20 maja 2018
Niedz. 14:04 17:32
Rower
Cube Agree
5 16 83
Kalorie
1983kcal
Czas
3:25:09
19
287
0:58 0:46 0:00
Dystans
101.02km
19
262
25.12 25.04
Prędkość
29.54km/h
3
159
25.7 32.3 61.2
Kadencja
88rpm
129
Tętno
134bpm
157
Moc
201W
3
113
157 184 656
TSS
268
6
58
Przewyższenia
884m
8
135
       331
Nachylenie
+ 3.5% - 3.6%
+ 8.7 - 15.0
Temperatura
22.0°C
19.0 24.0

9 (słownie: dziewięć) rowerowych dni wymazało mi z życiorysu jakieś choróbsko. Początkowo usiłowałem je zwalczyć siłami organizmu, ale przez cztery kolejne dni gorączka zamiast maleć, wciąż rosła. Gdy przekroczyła wartość 29 stopni, pomyślałem, że dość tej ciuciubabki i do akcji wkroczył antybiotyk. Dziewięć dni to mnóstwo straconego czasu, którego nie zdołam już odrobić w tym miesiącu. A tak dobrze szło…

Po tak długiej przerwie wsiadłem na rower z obawą, że będzie ciężko. To był dopiero trzeci dzień bez gorączki. Zamierzałem nie przemęczać się i ograniczyć dystans do góra 40 km. Już po przejechaniu kilkunastu kilometrów zorientowałem się, że mój organizm działa tak, jakby nie przechodził żadnej choroby. Jechało mi się wyjątkowo lekko, niezależnie od tego, czy droga była płaska, czy musiałem mierzyć się z podjazdami. Także wiatr nie robił na mnie żadnego wrażenia. Po prostu jechałem i jechałem, nie czując absolutnie żadnego zmęczenia. Pomyślałem, że szkoda marnować taką okazję i ograniczać się do skromnej czterdziestki. Wydłużyłem więc dystans najpierw o 10 km, a potem dorzucałem kolejne dziesiątki i w końcu zrobiła się setka. Prawdę mówiąc, mogłem przejechać jeszcze więcej, ale miałem nieprzekraczalny deadline. O 18:00 kończyła się aukcja na Allegro, którą obserwowałem i na której bardzo mi zależało.

Paradoksalnie, choroba zamiast pozbawić mnie sił, sprawiła, że mój organizm zregenerował się. Dłużej sypiałem, nie przemęczałem się, po prostu wypoczywałem. A potem wsiadłem na rower i tryskałem energią. Chyba muszę to sobie przemyśleć, poukładać w głowie i wyciągnąć wnioski.



Lubię takie dni

Czwartek, 10 maja 2018 • Komentarze: 0

Aktywność
4 51 1079
Data
10 maja 2018
Czw. 14:04 17:51
Rower
Cube Agree
4 15 82
Kalorie
2170kcal
Czas
3:41:10
13
161
1:13 0:52 0:00
Dystans
103.84km
13
174
28.42 28.74
Prędkość
28.17km/h
17
368
23.3 32.8 54.0
Kadencja
88rpm
148
Tętno
139bpm
159
Moc
202W
2
100
157 172 657
TSS
296
1
21
Przewyższenia
1085m
2
67
       422
Nachylenie
+ 3.8% - 3.8%
+ 10.4 - 13.7
Temperatura
26.9°C
25.0 29.0

Dokąd mam dzisiaj pojechać? Wczesnym popołudniem zadałem sobie to standardowe pytanie. Rozważałem różne koncepcje, ale w końcu nie zdecydowałem się na żadną z nich, co oznaczało, że kolejny raz będę musiał improwizować. To nie zawsze się sprawdza, ale akurat dzisiaj był to strzał w dziesiątkę…

Czekając na przyjście jakiegoś dobrego pomysłu, rozpocząłem od pagórków w Kosocicach. Szło nieźle, więc przyszło mi do głowy, że dobrze będzie pojechać do Wieliczki i zaliczyć podjazd do Sierczy. Tak też uczyniłem, a gdy już byłem na górze, pomyślałem, że nie zaszkodzi zmierzyć się z kolejnym podjazdem, tym razem na Chorągwicę. Pomimo faktu, iż jechałem pod wiatr, czułem się całkiem dobrze i dość szybko zameldowałem się na szczycie. To oczywiście nie był koniec zmagań ze wzgórzami, bo te otaczały mnie ze wszystkich stron. Zjechałem z Chorągwicy, wspiąłem się do Bukowca, a potem pojechałem na południe do Dobranowic. Potem dotarłem do Huciska, gdzie zmierzyłem się z kolejnym podjazdem. Nadal czułem się dobrze i wciąż było mi mało, więc gdy już zjechałem do drogi 967, pomyślałem, że chociaż jej nie lubię, bo jest stosunkowo wąska i dość ruchliwa, to pojadę nią do Dobczyc, przejadę na drugą stronę Raby i skręcę w stronę Gdowa. To był dość spokojny – w znaczeniu niewymagający – odcinek trasy. Jedynym przeciwnikiem był silny wschodni wiatr, ale do silnych wiatrów zdążyłem się już przyzwyczaić. Gdy dotarłem do drogi 966, skręciłem w stronę Łapanowa, świadomie i dobrowolnie decydując się na pokonanie kolejnych przeciwności natury liczonych w procentach nachylenia i metrach przewyższeń. Dopiero za Łapanowem zakończyła się najbardziej wymagająca część trasy. Przede mną było jakieś 40 kilometrów dość rutynowej i spokojnej jazdy, w dodatku wspomaganej siłami natury, powstałymi na skutek różnicy ciśnień, zwanymi wiatrem.

Lubię takie dni, gdy czuję „power” w nogach i żadna góra mi nie straszna. Lubię takie dni, gdy jest wspaniała pogoda, a gorące powietrze nie wysysa przynajmniej połowy energii. Lubię takie dni, gdy przemierzając niepowtarzalne małopolskie szlaki, odczuwam tę samą radość co wtedy, gdy każdy kolejny kilometr wiązał się z odkryciem czegoś nowego, nieznanego wcześniej, tajemniczego, pociągającego swoim pięknem i świeżością.


Widok z okolic Bukowca.
Widok z okolic Bukowca.
Na drodze do Kamyka.
Na drodze do Kamyka.



W wigilię urodzin

Poniedziałek, 7 maja 2018 • Komentarze: 0

Aktywność
3 50 1078
Data
7 maja 2018
Pon. 15:27 19:09
Rower
Cube Agree
3 14 81
Kalorie
2038kcal
Czas
3:31:39
18
232
0:41 0:42 0:00
Dystans
101.85km
16
224
19.18 20.15
Prędkość
28.87km/h
9
261
27.9 28.6 54.0
Kadencja
88rpm
148
Tętno
133bpm
154
Moc
190W
14
250
153 159 839
TSS
256
10
77
Przewyższenia
606m
16
296
       259
Nachylenie
+ 3.2% - 3.1%
+ 7.8 - 10.1
Temperatura
22.4°C
19.0 25.0

I tak oto upłynęło kolejne 365 dni. Jutro czas młodości znów oddali się o rok, nieuchronnie przybliżając do przysłowiowej jesieni życia. Ja jednak trzymam się nieźle, bo duch wciąż młody i nic nie wskazuje, abym nagle miał się stać poważnym, statecznym i ułożonym zgryźliwym tetrykiem. Zgodnie z biblijną obietnicą, wszystko stało się nowe w chwili, w której się nawróciłem (2 Kor 5:17). No i przecież mam jeszcze zdrową pasję, która pozwala zachować odpowiednią kondycję, wygląd i zdrowie…

Wigilię urodzin uczciłem w jedyny sensowny sposób, czyli wsiadłem na rower i pojechałem przed siebie. Trasa może nie była zbyt ambitna, bo nastawiłem się raczej na ilość, a nie na jakość. Jakość też by mogła być, ale w popołudnie dnia powszedniego nie dysponuję dowolnie dużym zapasem czasu, więc musiałem iść na pewien kompromis. Mimo to jechało mi się wystarczająco fajnie, więc mogłem spokojnie, gdzieś tam w mojej głowie, podsumować kolejny mały etap mojego życia.



Bez trudności

Sobota, 5 maja 2018 • Komentarze: 0

Aktywność
2 49 1077
Data
5 maja 2018
Sob. 9:49 13:45
Rower
Cube Agree
2 13 80
Kalorie
2278kcal
Czas
3:48:01
6
121
0:44 0:40 0:00
Dystans
114.63km
1
67
20.15 21.37
Prędkość
30.16km/h
1
81
27.1 31.4 57.6
Kadencja
88rpm
120
Tętno
132bpm
152
Moc
192W
10
214
158 190 788
TSS
280
4
39
Przewyższenia
718m
14
223
       331
Nachylenie
+ 3.6% - 3.4%
+ 7.6 - 10.8
Temperatura
21.7°C
18.0 25.0

Początkowo moje sobotnie plany były nieco inne, ponieważ zakładałem, że nie jestem w żaden sposób ograniczony czasowo. Okazało się jednak, że zostaliśmy zaproszeni na popołudniowego grilla, co z różnych względów było bardzo ważne, a więc zmusiło mnie do korekty moich zamierzeń. Miałem około czterech godzin czas, co praktycznie eliminowało szanse na ambitną przejażdżkę po wzgórzach położonych dość daleko na południe od Krakowa. Chcąc nie chcąc, zdecydowałem się na łatwiznę, czyli przemierzanie płaskich krajobrazów, a skoro tak, to mowa być może wyłącznie o kierunku wschodnim. Brak istotnych przewyższeń w połączenie z pięknym słonecznym dniem oraz umiarkowaną temperaturą sprawiła, że jazda była wyjątkowo przyjemna i lekka. Mogłoby się wydawać, że aż nudna, ale ponieważ ostatnio dość często musiałem mierzyć się z wiatrem, nie narzekałem na monotonię, lecz napawałem się owym spokojem i brakiem utrudnień. Jechało mi się na tyle fajnie, że gdy już zbliżałem się do końca trasy, pomyślałem, że chociaż na sam koniec zafunduję sobie choćby namiastkę trudności w postaci przejazdu z Wieliczki do Krakowa ulicami Krzemieniecką i Kuryłowicza. A spalone kalorie zapewne nadrobiłem na wspomnianym grillu…


Niekoniecznie piękne krajobrazy w tle…
Niekoniecznie piękne krajobrazy w tle…



Mix pagórków

Środa, 2 maja 2018 • Komentarze: 0

Aktywność
1 48 1076
Data
2 maja 2018
Śr. 14:06 18:03
Rower
Cube Agree
1 12 79
Kalorie
2036kcal
Czas
3:45:05
8
131
1:15 0:56 0:00
Dystans
102.40km
14
207
28.89 29.54
Prędkość
27.30km/h
31
470
22.9 31.6 57.6
Kadencja
86rpm
142
Tętno
131bpm
153
Moc
192W
10
214
145 179 711
TSS
269
5
55
Przewyższenia
1094m
1
62
       387
Nachylenie
+ 3.8% - 3.8%
+ 14.6 - 12.6
Temperatura
25.5°C
24.0 28.0

Nie miałem czasu na dokładne zaplanowanie trasy, ale ogólny jej zarys był naszkicowany w mojej wyobraźni. Zamierzałem zaliczyć słusznej długości pętlę, której lwia część miała być mocno pagórkowata. Skoro pagórki, to kierunek mógł być tylko jeden: południe. Rozpocząłem więc od rutynowego dojazdu do Świątnik Górnych, ale… na tym świecie nie ma nic pewnego. Rutynowy dojazd okazał się niestandardowy, ponieważ drogowcy nadal remontują drogę do Wrząsowic. Nie chciałem jechać po tłuczniu, więc przez jakiś czas musiałem poruszać się po wąskim chodniku, raz po lewej, innym razem po prawej stronie drogi.

Dalsza część drogi do Świątnik Górnych przebiegła już bez żadnych niespodzianek. Moim kolejnym celem były Gorzków, Koźmice Małe, Dobczyce i Skrzynka, skąd miałem zamiar pojechać do Gdowa – a więc wciąż rutynowo. Gdy jednak dojeżdżałem do Stadnik, pomyślałem, że nadszedł czas na odrobinę szaleństwa. Skręciłem na południe i pojechałem w stronę Raciechowic. Teraz prawie cały czas jechałem pod górę, ale nie mogę powiedzieć, że było to dużym wyzwaniem. Wszystko zmieniło się, gdy skręciłem w absolutnie nieznaną i wąską boczną drogę. Nachylenie szybko zaczęło rosnąć, a na ostatnich stu, może dwustu metrach, wskaźnik nachylenia pokazywał dwucyfrową wartość, często dochodząc do kilkunastu procent. Nie powiem, było ciężko, ale dotarłem w końcu do wsi Mierzeń. To nie był koniec wyzwań, bo gdziekolwiek nie pojechałbym, czekały na mnie kolejne wzniesienia. Przejechałem przez Gruszów, Lubomierz i zjechałem do Łapanowa. Dopiero tam skończyła się moja samotna walka z ukształtowaniem terenu. Kilka kilometrów dalej skręciłem na północ i jadąc przez Kamyk, Stradomkę i Siedlec, dotarłem do drogi 94. Nie chciałem wracać zbyt szybko, więc przejechałem przez Targowisko, Dąbrowę i Staniątki. Tam wróciłem do rutyny i jadąc przez Węgrzce Wielkie wróciłem do Krakowa.


Widok ze wsi Wierzchowina.
Widok ze wsi Wierzchowina.
Droga dziurawa, ale pomnik sobie zafundowali.
Droga dziurawa, ale pomnik sobie zafundowali.