Przygotowanie ramy Cube Agree C:62 Pro
Tym razem miałem nie kontynuować cyklu „jak to jest zrobione”, bo uznałem, że wymiana samej ramy to zbyt mało, aby po raz kolejny opisywać budowę całego roweru. Zmieniłem jednak zdanie. Z dwóch powodów. Po pierwsze, oprócz ramy muszę (chcę) wymienić kilka innych, mniejszych lub większych drobiazgów. Po drugie, nawet to, czego nie zmieniam, będę być może montował w nieszablonowy sposób, którym warto się podzielić z innymi maniakami rowerów. Doszedłem więc do wniosku, że jeszcze raz chwycę za wirtualne pióro i opiszę moją kolejną przygodę ze świata techniki rowerowej. Zaczynamy…
Budowę domu rozpoczyna się od fundamentów, a fundamentem roweru jest rama. Tym razem na warsztat trafił frameset Cube Agree C:62 Pro, rocznik 2016. Dlaczego właśnie ten? Niedawno już o tym pisałem, więc tylko pokrótce przypomnę, iż jako orędownik twierdzenia, że jeśli rower ma sprawiać prawdziwą frajdę, to powinien nie tylko dobrze jeździć, ale i dobrze wyglądać. Rama Cube Agree pojawiła się niespodziewanie wraz z ofertą wyprzedażową największego niemieckiego sklepu rowerowego Bike-Discount. To nie wszystko. Wyglądała dokładnie na taką, której szukałem, a więc typu endurance, w ulubionym zestawie kolorów. To nie wszystko. Na wyprzedażach często brakuje pewnych rozmiarów – tutaj były dostępne. To nadal nie wszystko, bo problemem nie jest znalezienie odpowiedniej ramy, ale raczej jej cena. Tymczasem okazało się, że niemiecka solidność sięgnęła także tej kwestii. Jeśli się czegoś pozbywamy, to nie sprzedajemy tego o głupie 5 czy 10 procent taniej, ale tniemy ceny o połowę. Z takiej okazji nie mogłem nie skorzystać, ale kilka dni trwało, zanim wreszcie wrzuciłem frameset do wirtualnego koszyka, robiąc to niemalże w ostatniej chwili, bo kilka godzin później mój rozmiar zniknął z oferty i było pozamiatane.
Po trzech dniach do drzwi zapukał kurier i przyniósł wielkie pudło. Odebrała je moja żona, a potem z uśmiechem przyglądała się, jak dorosły facet, czyli ja, drżącymi z wrażenia rękami rozpakowuje olbrzymią paczkę, jakby to był prezent od Świętego Mikołaja. Zapewne myślała, że właśnie potwierdzają się słowa, iż mężczyźni rozwijają się do trzeciego roku życia, a potem już tylko rosną. Muszę przyznać, że moja Monika jest prawdziwym aniołem, bo mam kilku kumpli, którzy wpadając na pomysł kupienia karbonowej ramy, natychmiast mieliby okazję przekonać się, że wałek do ciasta jest równie sztywny.
W opisie wyczytałem, że do budowy ramy wykorzystano specjalne technologie, gwarantujące maksymalną sztywność i wytrzymałość. C:62 w nazwie oznacza, że w materiale, z którego jest zbudowana, włókna węglowe stanowią 62%. To mówią materiały reklamowe, a jaka naprawdę jest rama Cube Agree C:62 Pro z rocznika 2016? Ma kilka fajnych patentów, z którymi nie miałem jeszcze do czynienia. Ma też kilka drobnych niedociągnięć.
Czystość formy (i aerodynamika), czyli zacisk sztycy wkomponowany w obrys ramy.Zacznę od rzeczy fajnych. Zacisk sztycy wkomponowany w obrys ramy to świetny pomysł. Nie jest co prawda integralną częścią ramy jak w konstrukcjach typu aero, ale dzięki temu można zamontować normalną sztycę. Kolejną rzeczą, która mi się podoba, jest prowadzenie linki hamulcowej. Do ramy Ridleya Fenixa wchodził cały pancerz, który mógł się swobodnie przesuwać, co zawsze mnie irytowało. Cube pozwala na ukrycie wyłącznie linki. Jeden odcinek pancerza zakładamy pomiędzy manetką a ramą, a drugi pomiędzy ramą i hamulcem. Z zadowoleniem przyjąłem także fakt, że do ramy wciska się suport typu BB86. Po raz pierwszy nie będę musiał stosować żadnego adaptera, a więc będę kilkadziesiąt gramów do przodu. Swoją drogą, gdy patrzę na mufę suportową i widzę grubość karbonu w tym miejscu, to na wiarę przyjmuję słowa, że rama została zaprojektowana tak, iż – cytuję – „ten rower chce, by jeździć na nim ostro, przekładając każdy wat wysiłku w ciągłą jazdę do przodu”. Chociaż to wyłącznie kwestia gustu, podoba mi się umiar w dziedzinie ozdobników. Dwa duże napisy „Cube” po bokach plus jeden mały „Cube” na rurze sterowej, dwa symbole „C:62” pod siodłem, jedna nazwa modelu na górnej rurze i kilka skromnych napisów. To średniowieczna asceza w porównaniu z szesnastoma „Ridleyami”, szlaczkami, liniami, wzorkami i czymś tam jeszcze na ramie Ridleya.
Rama jest pokryta błyszczącym lakierem. Uczciwie powiem, że jeszcze nie wiem, czy to mi się podoba. Będę się musiał przyzwyczaić do tych wszystkich magicznych refleksów świetlnych, sprawiających, że powierzchnia wydaje się być nierówna. Z cudem będzie graniczyło wykonanie dobrego zdjęcia w warunkach domowych, bo przecież nie pojadę z rowerem do profesjonalnego fotografa. Chociaż… dlaczego nie? Z drugiej strony, mat byłby może bardziej „trendy”, ale po trzech latach używania matowej ramy dobrze wiem, że super wygląd jest jedyną zaletą takiego malowania. Ewentualne zarysowania są praktycznie nie do usunięcia – nie można ich przecież delikatnie zeszlifować i wypolerować. Pozostaje jedynie lakierowanie, co także nie jest łatwe, bo trudno uzyskać niewidoczne przejście pomiędzy starym a nowym lakierem. Błysk versus mat?
Niemiecki projekt, ale produkcja… wiadomo gdzie.A teraz rzeczy mniej fajne. Posiadacze elektronicznych przerzutek mogą być skonfundowani. Cube nie przewidział żadnej możliwości zaślepienia niewykorzystanych otworów pancerzy przerzutek oraz otworów po zbędnych ślizgach linek. O ile te pierwsze można jakoś przeboleć, to widok dziur pod suportem, w miejscu, które jest szczególnie narażone na działanie wody, błota, piasku i wszelkiego rodzaju brudu, jest wyjątkowo drażniący. Prawdę mówiąc, trudno mi uwierzyć, że producent pozwolił sobie na takie niedopatrzenie. Poza tym, w zestawie nie znalazłem przepustów dla przewodów Di2, ale otwory w ramie są standardowe, więc można wykorzystać oryginalne przepusty Shimano.
Jakiś „paproch” pod lakierem? Oj, pogadałbym sobie z chińskim lakiernikiem…Mam jaszcze uwagi dotyczące lakieru. Być może się czepiam, ale podczas szczegółowych oględzin, w kilku miejscach zauważyłem drobne skazy. Wyglądają tak, jakby pod lakierowaną powierzchnię dostał się jakiś pyłek. To wszystko świadczy o niezbyt dokładnej kontroli jakości w… chińskiej fabryce. Tak, tak, rama jest produkowana w Chinach, w firmie o śpiewnej nazwie „Giaquing Garbon Composites Co. Ltd” (Nie, nie pomyliłem się. Na dokumencie z kontroli jakości znajduje słowo „Garbon” zamiast „Carbon”). To oczywiście nie jest zarzut, bo w Chinach produkowane są ramy do większości rowerów i w tym tkwi tajemnica ich relatywnie niskiej ceny. Ridley także produkuje ramy w Chinach, ale maluje je już w Belgii. Dlatego na ramie Fenixa miałem jedną skazę, a na Agree znalazłem ich kilka. Ciekawe, że moja pierwsza karbonowa rama MTB, czyli Focus Raven, powstała w całości w Niemczech i była perfekcyjnie wykonana pod każdym względem. Żadna z tych krytycznych uwag nie wpływa jednak znacząco na moją ogólną ocenę. Wspomniałem o nich, aby zachować obiektywizm, co wcale nie jest łatwe, gdy ma się przed sobą nową „zabawkę”.
Rura sterowa jest jednocześnie bieżnią sterów.I jeszcze kilka słów na temat widelca. Rura sterowa ma oczywiście kształt stożka, czyli mówiąc po angielsku jest „tapered” (nawiasem mówiąc, zupełnie nie rozumiem, dlaczego w Polsce używa się określenia „taperowany” zamiast np. „stożkowy”). Dolna średnica to 1 i 1/4 cala, a więc nie będę mógł wykorzystać łożysk sterów z Ridleya, gdzie średnica wynosi 1 i 1/2 cala. Górna średnica to typowe 1 i 1/8 cala. Mały szok przeżyłem, gdy spojrzałem na rurę sterową w poszukiwaniu miejsca, gdzie powinienem nabić dolną bieżnię sterów. Nie ma! A dokładniej mówiąc, to rura sterowa jest jednocześnie bieżnią sterów. Z czymś takim nie miałem jeszcze do czynienia i mam nadzieję, że się sprawdzi. Nie miałem również styczności z hamulcami typu „Direct Mount”, a właśnie takich będę musiał teraz użyć. Ich konstrukcja sprawia, że częściowo „chowają” się w widelcu i w ramie, dzięki czemu są bardziej „aero”, ale średnio mnie to cieszy, bo to oznacza dodatkowe koszty.
Tyle o pierwszych wrażeniach. Czas przystąpić do pracy. Zanim zacznę składać rower, muszę odpowiednio przygotować ramę. Polega to na oklejeniu ramy w kluczowych miejscach specjalną przeźroczystą folią, której zadaniem jest zabezpieczenie powierzchni przed porysowaniem. Korzystam z folii Clear Protect, która według mnie jest warta swojej wysokiej ceny. Klei się ją na mokro, a więc nie ma problemu z dokładnym dopasowaniem. Wieloletnie doświadczenie sprawiło, że dość dobrze znam położenie miejsc wymagających zabezpieczenia, aczkolwiek nadal zdarza się, że zostaję niemile zaskoczony. Nie korzystam z gotowych naklejek, ale wycinam je z większych arkuszy. Najpierw muszę jednak przygotować szablony. Robię to w ten sposób, że oklejam ramę malarską taśmą maskującą, rysuję na niej ołówkiem kształt późniejszej naklejki, odklejam ostrożnie taśmę od ramy, przyklejam ją na kartkę z bloku technicznego i wycinam szablon. W ten sposób mam gotowy wzór, który może się przydać w przyszłym roku, lub wówczas, gdy identyczny rower będę składał jakiemuś klientowi.
Zbędne dziury? Ależ skąd! Otwory na linki zostały zaślepione.
Otwory na ślizgi linek zostały zaklejone. Być może Cube posiada w swojej ofercie specjalne zaślepki, ale nie udało mi się ich zlokalizować.Co więc zabezpieczam? Przede wszystkim dolną prawą część tylnego trójkąta ramy, czyli miejsce, które od czasu do czasu wchodzi w bardzo bliską relację z łańcuchem. Dodatkowo poszerzam obszar zabezpieczenia o tę część ramy, która może mieć kontakt z piętą. Uratujemy to miejsce przed zarysowaniem, jeśli pedały dają stopie odrobinę luzu bocznego. Analogiczne zabezpieczenie pojawia się także po przeciwnej stronie. Warto wspomnieć, że Cube Agree ma fabryczne zabezpieczenie tylnego trójkąta po stronie napędowej, ale według mnie jest za małe, a ponadto znalazłem pod nim… odcisk palca chińskiego pracownika. Oj kłania się kontrola jakości. Kolejnym wrażliwym miejscem jest dolna rura. Cube ma standardowo naklejony pasek folii w okolicach suportu, więc pozostawiłem go na miejscu – tym razem nie zauważyłem żadnego odcisku. Od siebie dodałem natomiast zabezpieczenie dolnej rury w okolicach widelca. Tam przednie koło jest blisko powierzchni ramy, a z doświadczenia wiem, że mariaż opony z piaskiem i pyłem przeistacza się w proste urządzenie do piaskowania. Z dokładnie tego samego powodu okleiłem także tylną część rury podsiodłowej – tam, gdzie ma „najczulszy” kontakt z kołem, a mała naklejka powędrowała na dolną powierzchnię poprzeczki ramy przy mocowaniu tylnego hamulca.
Zaślepiłem wspomniane wcześniej otwory na ślizgi linek. Korciło mnie, żeby to zrobić na „sicher”, czyli za pomocą jakiegoś kompozytu, ale taka ingerencja byłaby nieodwracalna, a kto wie, czy kiedyś ta rama nie zmieni właściciela, który nie zainwestuje w osprzęt Di2? Z bólem serca, bo ewidentnie zakłóciłem czystość formy, dopasowałem odpowiednie kształty i zakleiłem otwory. Dodatkowo od wewnątrz uszczelniłem je silikonem. Wiem, że tego nie będzie widać, ale mój umysł cały czas pracuje nad tym, jak się pozbyć tej prowizorki… W równie mało profesjonalny sposób, ale ze zdecydowanie lepszym efektem końcowym, zaślepiłem otwory pancerzy przerzutek. Powierzchnia w tym miejscu jest płaska, więc elementy w kształcie „łezek” dobrze wkomponowały się w całość. Wisienką na torcie były naklejki z moim imieniem i nazwiskiem oraz adres mojego bloga rowerowego. Rama została przygotowana.
Adres mojego bloga jest nieodzownym „ozdobnikiem” każdego mojego roweru.Pozostał jeszcze widelec. Tam nie było wiele pracy. Ograniczyłem się do zabezpieczenia jego wewnętrznej powierzchni poniżej rury sterowej. To właśnie w tym miejscu „wypiaskowałem” sobie kiedyś widelec Ridleya Fenixa i teraz wolę dmuchać na zimne.
Rama jest już w pełni przygotowana do dalszych działań. Niby taki drobiazg, a stworzenie szablonów, wycięcie naklejek i zabezpieczenie framesetu zajęło mi cały wieczór. Tak sobie myślę, że gdybym chciał żyć ze składania rowerów, to poszedłbym z torbami po miesiącu działalności. Dzisiaj wszystko musi być szybko, szybko, szybko. No i tanio. A ja należę do wymierającego gatunku rzemieślników – powoli, dokładnie, solidnie. Nagrodę za cierpliwość odbieram na szosie, gdy wszystko idealnie ze sobą współgra, a szumu wiatru nie zakłócają żadne niepokojące dźwięki.
Komentarze
Hej, W końcu nadeszła pora, zachęcony twymi działaniami i długimi rozmyślaniami zdecydowałem się na budowę od podstaw nowego MTB. Poszukiwałem ramy 16-17" pod koło 27.5" i znalazłem przecenioną na bike-discount. Pierwszy zakup nie był idealny, a w zasadzie wyszło źle, ale to opowieść na kiedyś indziej. Rama Cube czerwona, koła na obręczach DT i czerwone nyple, i 2mm stalowe szprychy. Kiedy ujrzałem Twoje koła z czerwonymi nyplmi już wiedziałem, że takie chce :). Czerwona Ashima 160mm, tekie same miałem w moim 29" calowym Krossie (już wyjechał służyć innemu rowerzyście), takie same które polecałeś ze względu na wygląd. Poza tym cała grupa Deore 3x10 M610, by mnie serce nie bolało gdy się będę taplał w błocie, "złoty" łanćuch Connex, jeszcze jedzie do mnie sztyca i siodło. Siodło od Krossa by ich wspomóc bo poszła plotka, że mają budować linię ram karbonowych w PL. Wstępnie tak się prezentuje (sztyca i siodło pożyczone z trekinga). Dzięki za kupę informacji tu zamieszczonych. https://www.flickr.com/photos/25220378@N05/36230214284/sizes/l/
Skomentuj...