A jednak nowe obręcze
Gdy podczas realizacji projektu pojawia się jakieś ekstra zadanie do wykonania, ludzie z branży IT mówią o nim „wrzuta”. „Wrzuta” przeważnie przesuwa termin zakończenia projektu, który i tak z reguły nie byłby dotrzymany, więc przezorny PM (Project Manager) zawsze dokłada te kilka tygodni do harmonogramu, zanim pobiegnie z nim do Zarządu. I na tym kończę zdradzanie tajemnic kuchni informatycznej, bo mam zamiar napisać o „wrzucie” w kontekście budowy nowego roweru. A ponieważ sam ją sobie zafundowałem, więc nie cierpię z tego powodu.
Samoprzylepne etykiety z numerami szprych ułatwiają wprowadzanie informacji o naciągu do arkusza kalkulacyjnego.W Cube Agree zamierzałem użyć dokładnie tych samych kół, co w ubiegłym sezonie. Chciałem tak zrobić pomimo faktu, że wszystko wskazywało na to, że będzie to ich ostatni rok, bo wskaźniki zużycia obręczy powoli zaczęły się zacierać. Pomyślałem jednak, że w nowym rowerze fajnie byłoby mieć nowe obręcze. Od myśli tej nie mogłem uciec i skończyło się tak, jak zwykle to się kończy – wizytą w sklepie. Ponownie zaufałem marce DT Swiss, a ponieważ lubię nowości, zrezygnowałem z obręczy RR 440 na rzecz RR 411. Mają te same wymiary, więc mogłem wykorzystać te same szprychy. Są nieco lżejsze, ale to tylko pozór, bo z racji tego, iż otwory na szprychy nie są oczkowane, DT Swiss nie tyle zaleca, ale wręcz wymaga, aby stosować specjalne podkładki, które zresztą dostarcza w zestawie.
Efekt finalny.Czytelnicy mojego bloga być może pamiętają, że kiedyś pisałem, iż z budowy kół rowerowych raczej nie mógłbym się utrzymać. Zaplatanie nie jest dla ludzi niecierpliwych, a pewnych czynności nie da się po prostu zrobić szybko. No chyba, że wciskamy klientowi kit, że koło może wymagać korekty centryczności po przejechaniu kilkudziesięciu (kilkuset) kilometrów. Kolejny raz powtarzam: są to bzdury, świadczące o niewiedzy lub braku umiejętności. Zbudowanego z komponentów wysokiej jakości, dobrze zaplecionego koła, nie dotyka się więcej. Nic nie trzeba poprawiać, niczego nie trzeba korygować. No chyba, że zaliczymy poważny dzwon, ale to już inna historia.
Biorąc powyższe pod uwagę, zarezerwowałem sobie dwa kolejne popołudnia, aby spokojnie, bez pośpiechu, precyzyjnie zapleść nowe koła. No i muszę się trochę pochwalić. Poprzednim razem zadowoliłem się biciem bocznym na poziomie 0,2 mm. Tym razem zszedłem do 0,06 mm. To nie wszystko. Tym razem udało mi się osiągnąć identyczny naciąg wszystkich szprych z każdej strony tylnego oraz po obu stronach przedniego koła. Jestem więc bardziej niż zadowolony.
Komentarze
Od dziecka sam centrowalem swe koła. Dziś z pomocą czujnika zegarowego to igraszka. Lecz centrowanie i naciąg równomierny to dwa przeciwne bieguny. Już straciłem nadzieję. Zgrać wskazania czujnika zegarowego z wskazaniami tensometry to dwa przeciwne bieguny. To jednak umiejętności magiczne. A chciałem zbudować super mocne koło do trekingu pod sakwy na 36 szprychach.
Skomentuj...