Counter

Ridley Fenix

Gdzie szosy biała nić, czyli nowa odsłona cyklozy

Sobota, 11 stycznia 2014 • Komentarze: 0

Stało się. Okazałem się zbyt słaby. Broniłem się długo, lecz w końcu uległem. To moja wina, ale kilka osób wydatnie się przyczyniło. Tomasz Jaroński, Krzysztof Wyrzykowski, Adam Probosz, Dariusz Baranowski… No i oczywiście Eurosport, w którym od kilku lat śledzę zmagania kolarzy na trasach największych wyścigów. Rower szosowy. Po raz pierwszy pomyślałem o nim jakieś dwa lata temu. Przewertowałem nawet kilka wirtualnych katalogów, aby znaleźć jakiś budżetowy model, ale ostatecznie rozmyśliłem się. Rok temu myśl powróciła, by po kilku tygodniach kolejny raz odejść w zapomnienie. Nie mogło zresztą być inaczej, bo właśnie budowałem Focusa Ravena – mój pierwszy rower z karbonową ramą. Nadeszła wiosna, a wraz z nią Giro d’Italia i godziny spędzone przed telewizorem. Odrzucona idea zaczęła powracać. Potem Tour de France – ziarno poczęło kiełkować. Oglądając Tour de Pologne, także na żywo w Krakowie, już byłem pewien – chcę mieć rower szosowy i zaznać choćby małej cząstki tego, co odczuwają zawodnicy w kolarskim peletonie.

Na początku pojawiło się odwieczne pytanie: kupić gotowy rower czy budować? Nie zastanawiałem się zbyt długo. Dobrze wiedziałem, że jeśli kupię gotowy rower, to wcześniej czy później zacznę go przerabiać, modyfikować, ulepszać. W ten sposób będę płacił podwójnie, a tego nikt nie lubi, zwłaszcza mieszkaniec Krakowa. Jeśli budowa, to muszę ją rozpocząć od kręgosłupa roweru, czyli od ramy.

Zacząłem z wysokiego „C”, czyli od sprawdzenia oferty największych firm dostarczających rowery dla kolarskich grup World Tour’u. To okazało się nieco frustrujące. Niektórzy producenci „markowych” rowerów nie sprzedają „gołych” ram. Z czego to wynika? Sądzę, że nie są pewni, co do tej ramy zostanie przykręcone i jak dobry będzie finalny produkt, a to, w przypadku kiepskiego roweru, mogłoby rzutować na postrzeganie marki. Z kolei inni producenci lub ich dystrybutorzy żądali cen przekraczających mój budżet na cały rower, a co dopiero na ramę. Nieco zniechęcony obniżyłem loty i znalazłem cały szereg ram mniej lub bardziej „no-name”, lecz nie chciałem ryzykować w myśl powiedzenia: „nie stać mnie na kupowanie tanich rzeczy”. Przez kilka tygodni sytuacja była patowa i powoli zacząłem zastanawiać się nad sensem całego przedsięwzięcia. Wtedy znalazłem firmę Bike4Race, czyli polskiego dystrybutora firmy Ridley, która jest sponsorem belgijskiej grupy Lotto Belisol.

Zacząłem szukać informacji na temat historii firmy Ridley, jej osiągnięć, produktów, technologii, itp. Sprawdzałem także opinie wygłaszane przez użytkowników, co było o tyle utrudnione, że musiałem polegać wyłącznie na tekstach Rama Ridley Fenix. obcojęzycznych, bo w Polsce Ridley jest praktycznie nieznany. Ceny ram były w miarę przystępne zwłaszcza pod koniec roku, czyli po tzw. sezonie. Co ciekawe, nie była to wyprzedaż towaru zalegającego magazynowe półki, ale nowa kolekcja na rok 2014. Decydująca okazała się korespondencja z właścicielem firmy Bike4Race. W Polsce rzadko można spotkać się z tak profesjonalną, cierpliwą i fachową obsługą klienta. Pozwalam sobie na tę odrobinę kryptoreklamy, bo mając doświadczenie współpracy z różnymi dystrybutorami i sklepami internetowymi, mogę powiedzieć, że profesjonalizm nie zawsze jest normą.

Zdecydowałem się i w połowie listopada zamówiłem ramę Ridley Fenix. Tym samym rozpocząłem realizację nowego projektu, który wypełni długie zimowe wieczory. Jego owocem stanie się rower szosowy, na którym zamierzam pokonywać długie, asfaltowe szlaki, szukając niezmierzonych pokładów endorfiny, adrenaliny, a nade wszystko przygody.

Oczywiście rama to tylko początek. Musiałem jeszcze wybrać pozostałe komponenty, starając się zachować zdrowy rozsądek, ale jednocześnie nie idąc na zbyt wielki kompromis. Nie było to łatwe. Mam wrażenie, że rowery szosowe są w Polsce jakąś fanaberią i oferta wielu sklepów internetowych jest w tym zakresie bardzo uboga. Zapomniałem o patriotyzmie i zarejestrowałem się w kilku zagranicznych, głównie niemieckich sklepach. Ich oferta jest zdecydowanie szersza, ceny porównywalne, a jakość obsługi klienta wciąż niedoścignionym wzorem (nie licząc wspomnianej firmy Bike4Race). Rozpoczął się więc okres, w którym czas odmierzany był kolejnymi wizytami kurierów i spacerami do najbliższego paczkomatu. Większość przesyłek odbierałem w pracy, co miało ten skutek, że moi współpracownicy skazani byli na słuchanie rowerowych opowieści, wykładów na temat grup osprzętu, rozprawek o rodzajach suportów, debat o wyższości karbonu nad aluminium, itp. Rama Ridley Fenix. Myślę, że niecierpliwie czekali, aż nadejdzie popołudnie i pójdę sobie wreszcie do domu… A w domu gromadziłem powoli moje „skarby” i z niepokojem patrzyłem, jak topnieje budżet. Na szczęście czekam już tylko na dostawę ostatnich drobiazgów.

Doświadczenia nabyte przy budowie poprzednich rowerów na pewno będą procentować, ale wiele rzeczy będę robił po raz pierwszy, bo to przecież mój pierwszy rower szosowy. Na przykład, nigdy nie montowałem klamkomanetek, nie zakładałem owijki, nie zaplatałem kół ze szprychami aero. Warto skorzystać z pomocy bardziej doświadczonych mechaników. Szukając informacji znalazłem książkę Lennarda Zinna: „Zin & the Art of Road Bike Maintenance”. Napisana prostym, zrozumiałym językiem, zawiera mnóstwo informacji przydatnych podczas budowy, którą – podobnie jak rok temu – zamierzam opisać w kolejnych artykułach.

Skomentuj...

Podpis: (opcjonalnie)

Jeśli chcesz, abym mógł się z Tobą skontaktować, wpisz w poniższym polu adres e-mail lub numer telefonu. Ta informacja będzie znana wyłącznie mnie i nigdzie nie będzie widoczna.
Kontakt: (opcjonalnie)