Narodziny
Nadszedł czas, aby wizja roweru szosowego zaczęła się ostatecznie materializować. Wszystkie dotychczasowe prace, jakkolwiek bardzo ważne, były jedynie przygotowawcze, a rower w postaci części spoczywał w mniejszych lub większych pudłach. Teraz pudła zostały otwarte…
Nakrętka korby. Zacząłem oczywiście od zamontowania ramy na stojaku. To baza, do której będę montował kolejne elementy. Przedtem nakleiłem jednak dodatkowe zabezpieczenia przed porysowaniem ramy przez buty. Wpadłem na ten pomysł, gdy dopasowywałem geometrię i zobaczyłem, jak blisko tylnego trójkąta znajdują się buty podczas pedałowania. Dbam o sprzęt, więc podobne zabezpieczenie nakleiłem też na korbę. Nie bez powodu zacząłem od korby. Musiałem bowiem ustalić położenie czujnika kadencji na ramie, co jest nierozerwalnie związane z położeniem magnesu, który znajduje się właśnie na korbie. Czujnik kadencji mocuje się za pomocą opasek zaciskowych, które mogą porysować ramę, a więc musiałem nakleić kolejne zabezpieczenie. Serce rwało się już do czegoś bardziej wzniosłego, ale musiałem jeszcze zamontować czujnik prędkości na widelcu, co wiązało się oczywiście z ustaleniem położenia magnesu na przednim kole. Ostatnią czynnością związaną z licznikiem i jego komponentami było zamontowanie podstawki głównego modułu na mostku. Zdecydowanie lepiej jest to robić, gdy mostek nie jest jeszcze przykręcony do roweru.
To cut or not to cut, that is the question. Ciąć albo nie ciąć, oto jest pytanie, które zadałem sobie, trzymając w rękach karbonową sztycę. Czyż mania lekkości aż tak mną zawładnęła? A z drugiej strony, czy nie żal pozostawiać ponad cztery centymetry niepotrzebnego karbonu? Po krótkiej chwili wahania odpowiednio zabezpieczona sztyca została „przytulona” przez szczęki imadła, a w moich rękach pojawiła się piłka do karbonu. Cięcie włókna węglowego zazwyczaj jest stresujące. Po pierwsze, zazwyczaj nie są to tanie elementy. Po drugie, raz uciętej części nie da się już wydłużyć. Muszę mieć pewność, że robię dobrze i dlatego kilka razy mierzę, zanim utnę. Udało się. Do skróconej sztycy wstępnie przykręciłem siodełko i całość mogłem umieścić w ramie. Oczywiście wcześniej użyłem pasty do karbonu, która ma cudowne właściwości zwiększania tarcia i zapobiegania ewentualnym trzaskom, zgrzytom, piskom i stukom podczas jazdy.
Kapsel ControlTech. Piłkę do karbonu trzymałem w pogotowiu, bo nadszedł czas, aby skrócić rurę sterową. Oznaczyłem sobie miejsce cięcia już w trakcie dopasowania geometrii, ale teraz na wszelki wypadek jeszcze raz sprawdziłem, czy ustalona długość jest właściwa. No i znów imadło, i cięcie, i drżenie serca… Gotowe!
Niektóre czynności są rutynowe. Do takich należy montaż sterów. Cóż tutaj może się nie udać? Teoretycznie nic. Jednak z jednym elementem nie miałem jeszcze do czynienia. Do karbonowej rury sterowej nie wbija się gwiazdki, lecz używa tzw. ekspandera. Oryginalny ekspander 4ZA, który otrzymałem razem z ramą wyglądał „pancernie” i ważył proporcjonalnie do swojego wyglądu. Zastąpiłem go produktem amerykańskiej firmy ControlTech. Jakość wykonania oraz design tak mi przypadł do gustu, że stanąłem na głowie, aby zdobyć podkładki pod mostek tej samej firmy. Łożyska sterów powędrowały więc na swoje miejsce, potem podkładki, mostek, jeszcze jedna podkładka i kapsel. Regulacja luzu, ustawienie mostka prostopadle do osi przedniego koła, dokręcenie mostka i gotowe.
Coraz bliżej końca... Założyłem koła i ściągnąłem rower ze stojaka. Teraz mogłem ustawić siodełko idealnie poziomo. Z nicości zaczął powoli wyłaniać się właściwy kształt roweru. Jeszcze tylko kierownica i… nadeszła noc. Zadowolony z dotychczasowego przebiegu prac otworzyłem lodówkę, aby złocistym płynem uczcić zakończenie kolejnego etapu budowy.
Następnego dnia rano zabrałem się za kolejne zaplanowane prace. Nie było ich wiele. Zamontowałem wspornik GPS i… dzwonek. To drobiazg, ale wielokrotnie przekonałem się, że bardzo potrzebny. A dlaczego wspornik GPS? Czy nie można po prostu zamontować go na kierownicy? Otóż, nie można. Kierownica o szerokości 42 cm nie pozostawia zbyt wiele wolnego miejsca na dodatkowy osprzęt. Na koniec pozostawiłem sobie montaż klamkomanetek. Zajęło mi trochę czasu, zanim ustawiłem je w odpowiednim położeniu i na właściwym poziomie.
Rower nareszcie przybrał właściwą postać. Już można by na nim jeździć. Oczywiście przy założeniu, że hamulce oraz napęd nie są do czegokolwiek potrzebne. Tym właśnie zajmę się następnym razem.
Skomentuj...