Finale
To już koniec. Najwyższy czas, bo przecież minęły prawie dwa miesiące od rozpoczęcia budowy. Ja jednak nie spieszyłem się, celebrując każdą chwilę poświęconą na tworzenie, delektując się każdym aspektem tej pracy. Mam nadzieję, że czas poświęcony na dopieszczanie nawet najmniejszych szczegółów, zaprocentuje na wszystkich trasach, które będę pokonywał na nowym rowerze. W ostatni roboczy wieczór nie miałem wiele pracy. Prawie gotowy rower miał uzyskać ostateczny wygląd przez dodanie kilku ważnych elementów.
Knog Beetle. Koszyki na bidony. Nie mogłem użyć byle jakich. Musiały być nie tylko lekkie, ale także… matowe. Po długich poszukiwaniach trafiłem na koszyki Progress. Były dokładnie takie, jakie sobie wymarzyłem – kolorem i kształtem idealnie pasowały do ramy.
Nie ukrywam, że waga ma dla mnie znaczenie. Jednak nie kosztem bezpieczeństwa. Od samego początku zakładałem, że rower musi mieć dzwonek i oświetlenie. To być może obciach w szosówce, ale przecież nie będę poruszał się po drogach zamkniętych dla innych uczestników ruchu. Muszę być widoczny i mieć możliwość ostrzegania. O dzwonku już pisałem. Jest mały, lekki, głośny, a w razie potrzeby można go łatwo zdemontować. Oświetlenia szukałem nieco dłużej. Używane w rowerach górskich lampki Sigma Sport Quadro X i Tail Blazer psuły cały efekt wizualnej lekkości. Musiałem zdecydować się na coś innego. W końcu wybrałem dwie designerskie konstrukcje. Do tyłu powędrowała lampka Lezyne Femto, a do przodu Knog Beetle. Drogi tym nie oświetlę, ale będę widoczny. Przynajmniej mam taką nadzieję.
Lezyne Femto. Na sam koniec pozostawiłem montaż czegoś, bez czego ani rusz. Pedały. Początkowo zamierzałem użyć pedałów i bloków szosowych. Ich konstrukcja jest zoptymalizowana pod kątem jak najbardziej wydajnego transferu mocy kolarza. Zawodnik wpina się w nie na początku wyścigu i wypina na mecie. Nie staje na czerwonych światłach, nie zatrzymuje się, aby zrobić zdjęcia lub odebrać telefon. Po lekturze wpisów na forach internetowych, po długim rozważaniu za i przeciw, zdecydowałem, że ten element pozostanie rodem ze świata rowerów MTB. Ktoś powie, że to nieprofesjonalne, ale nie muszę zmieniać swoich przyzwyczajeń, a przede wszystkim nie muszę kupować drugich butów.
Jestem więc przygotowany do rozpoczęcia kolejnego rozdziału wielkiej przygody, jaką jest moja rowerowa pasja. Jak się sprawdzi w praktyce nowy rower – owoc wszystkich, poświęconych na jego zbudowanie, zimowych wieczorów? Czy spełni moje oczekiwania? Czy jazda na szosie da mi tyle satysfakcji, co przemierzanie dziewiczych szlaków, ukrytych na co dzień przed wzrokiem ciekawskich? Z niecierpliwością czekam na rozkwit wiosny, na pierwsze długie i ciepłe dni…
Skomentuj...