W trosce o „przyjaciela”
Hurra! Kilometry mijają, a d**a nie boli! Czyż nie o to właśnie chodziło? Wiwat Fizik Antares!
Tak mógłbym opisać moje wrażenia po pierwszych jazdach z użyciem nowego siodełka. To działo się w kwietniu, a ja byłem pewien, że nareszcie odkryłem model, który idealnie pasował do moich czterech liter. Każda kolejna przejażdżka faktycznie potwierdzała, że miałem rację. Bez problemu mogłem pokonywać na nim dowolną liczbę kilometrów bez, pojawiającego się w okolicy sześćdziesiątego kilometra, uczucia dyskomfortu, które, zyskując przewagę nad radością z jazdy sprawiało, iż marzyłem już tylko o tym, aby wrócić do domu i rozsiąść się wygodnie w miękkim fotelu. Ma radość była tak niezmierzona, iż bliski byłem popełnienia poematów tudzież pieśni pochwalnych, sławiących to, na czym spoczywał mój tyłek, ale… pojawiło się małe „ale”, przysłowiowa łyżka dziegciu w beczce „siodełkowego” miodu. Dziurą w całym okazał się – paradoksalnie – brak… dziury.
Fizik Antares VS X. Czy moje poszukiwania siodełka idealnego zostały zakończone?Przez lata używałem siodełek z „dziurą”. Mniemam nawet, iż robiłem to bardziej z chęci oszczędzenia kilku gramów, aniżeli pod natchnieniem marketingowych sloganów, zapewniających, że otwór zapewnia zmniejszenie ucisku na prostatę. Nie znając świata bez „dziury”, nie wiedziałem jak się bez tej zamierzonej przerwy w strukturze siedziska żyje, dopóki nie położyłem na niej mej mało szlachetnej części ciała. A jak już to uczyniłem, okazało się, że „dziura”, czyli de facto coś niematerialnego, a więc nienamacalnego, ma jednak znaczenie. Sens otworu ujawniał się w tym samym czasie, w którym onegdaj zaczynał boleć mnie tyłek, czyli w okolicy sześćdziesiątego kilometra. To wtedy zaczynał drętwieć „mój mały przyjaciel”. O każdego przyjaciela dbać trzeba, a szczególnie o takiego, który jest z nami pół wieku, z którym związane jest kilka miłych wspomnień i który wciąż jest aktywny zawodowo. Wstawałem więc od czasu do czasu z siodełka, zmieniałem pozycję, próbowałem zmodyfikować pochylenie. Jakoś to pomagało, ale ja nie chciałem „jakoś” tylko „jakość”. Pozostała więc tylko jedna opcja.
Fizik nie produkuje siodełek z „dziurą”. Zamiast tego posiada w ofercie modele ze specjalnym wgłębieniem i w zależności od głębokości owego wgłębienia, oznacza je VS lub VS X. W akcie desperacji, z bólem serca rozbiłem świnkę skarbonkę i nabyłem siodełko Fizik Antares VS X. Z lekkim niepokojem udałem się na pierwszą przejażdżkę. Było dobrze, ale na pierwszych przejażdżkach zazwyczaj bywa dobrze. Nie wyciągałem więc daleko idących wniosków. Kolejne wyprawy zdawały się jednak potwierdzać sensowność wyboru – nic nie bolało i nic nie drętwiało. Nawet po zaliczeniu trasy Kraków – Strzelce Opolskie czułem się świeży i wypoczęty. Mój „przyjaciel” także. No i teraz powinienem napisać, że nareszcie trafiłem na właściwe siodełko. Problem polega jednak na tym, że sam już nawet nie pamiętam, ile razy tak twierdziłem. Tym razem poczekam.
Skomentuj...