Pierwszy miesiąc z dętkami Tubolito
Miesiąc temu rozpocząłem test dętek Tubolito. Temu faktowi poświęciłem nawet stosowny artykulik, ale cóż mogłem wtedy napisać? Gdzie kupiłem, ile zapłaciłem, jak wyglądają. No i jeszcze pierwsze wrażenia. To wszystko. W przypadku dętek to mało istotne informacje, bo akurat wygląd nie ma większego znaczenia, zwłaszcza, że nie spotkałem jeszcze przeźroczystych opon. Dzisiaj mogę już napisać nieco więcej, bo pierwszy miesiąc użytkowania przełożył się na ponad 1500 przejechanych kilometrów, a to zawsze coś. Wszystkich, którzy nie czytali wspomnianego postu, zapraszam do jego lektury, a tych, którzy zapoznali się z jego treścią, z góry przepraszam za powielenie w niniejszym tekście niektórych informacji, tudzież zdjęć.
Na początek przypomnę, skąd w ogóle wziął się pomysł zastosowania dętek Tubolito. Otóż jako tzw. niespokojny duch i człowiek wiecznie wszystko „ulepszający” (nie zawsze z pozytywnym skutkiem), miałem ochotę, aby zrzucić nieco masy rotującej z kół. Nie chciałem jednak zmieniać ich konstrukcji, bo to byłoby zupełnie nieuzasadnione ekonomicznie. Nie zamierzałem także wymieniać opon, bo nie o to chodziło, aby zmniejszyć masę kosztem jakości, bezpieczeństwa i odporności na przebicia, a opony Continental GrandPrix 4000S II, czy obecnie używane GrandPrix 5000 są klasą samą w sobie.
Gwoli przypomnienia. Dętka Tubolito i dowód jej lekkości.Odrzuciłem również pomysł pójścia za modą i przejścia na „tiublesy”, albowiem znajomość matematyki na poziomie połączonych intelektów ameby i pantofelka wystarczyła, aby przekonać się, że to rozwiązanie nie jest lżejsze. GP5000 w wersji bezdętkowej to 300 gramów. Do tego trzeba doliczyć wagę mleczka uszczelniającego, wentyla oraz taśmy na obręcz (obecnie stosuję zatyczki VeloPlugs). W tym momencie wyznawcy religii bezdętkowej powiedzą, że waga to nie wszystko, a w zamian zyskam odporność na „snejki” oraz możliwość jazdy z niskim ciśnieniem. Tak, to racja, tyle tylko, że ja nie mam zamiaru jeździć z niskim ciśnieniem, bo żywiołem szosówki są połacie asfaltu, a nie kamieniste bezdroża, zaś na bruki w okolicach Roubaix póki co się nie wybieram. Nie koła, nie opony, a więc moje boje o niższą masę musiały skoncentrować się na dętkach. Ale czy w czymś, co opatentowano ponad 100 lat temu można jeszcze coś ulepszyć? Dotychczas korzystałem z dętek Continental Race Light, które moim zdaniem są całkiem niezłym kompromisem pomiędzy wagą i wytrzymałością. Lżejszy jest model Supersonic, który waży ledwie 50 gramów, ale zrobiony jest z tak cienkiej gumy butylowej, że samo założenie wiąże się z ryzykiem uszkodzenia. To może dętki lateksowe? Używałem ich przez pewien czas w rowerach MTB. Są bardziej wytrzymałe i lżejsze od butylowych. Niestety mają też wady. Po pierwsze, nie ma ich jak załatać po przebiciu. Po drugie, dość szybko tracą ciśnienie, a więc używanie pompki staje się codziennym rytuałem. Była jeszcze jedna opcja. Kilka lat temu świat usłyszał o dętkach Foss. Zrobione z „magicznego” polimeru, który w przypadku przebicia można było naprawić za pomocą… zapalniczki. Super, ale jak zwykle jest pewne „ale”. Dętki Foss nie mogą być stosowane w kołach, w których używa się hamulców szczękowych. Wzrost temperatury obręczy może spowodować pęknięcie dętki. Wydawało się zatem, że wszystko zostanie po staremu, ale właśnie wtedy zupełnie przypadkowo odkryłem austriacki produkt o nazwie Tubolito.
Dętki Tubolito są zrobione… No właśnie, z czego? Tego producent nie zdradza, ograniczając się do enigmatycznego sformułowanie, że stanowią połączenie termoplastycznego elastomeru z opatentowaną technologią. Są ultra cienkie, co nie przeszkadza im być – według producenta – dwukrotnie bardziej odpornym na przebicia. To znaczy, że aby je przebić przy pomocy np. gwoździa, trzeba w ten gwóźdź walnąć z dwukrotnie większą siłą niż w przypadku zwykłej dętki. Tubolito w wersji szosowej są też ultra lekkie, bo ważą niecałe 40 gramów (nawiasem mówiąc jest też wersja S, ważąca – uwaga – 23 gramy, ale producent lojalnie uprzedza, że jest „tylko” tak samo odporna na przebicia, jak zwykła dętka butylowa oraz nie może być stosowana w kołach z hamulcami szczękowymi). To nie wszystko. Tubolito lepiej trzymają ciśnienie, więc nie ma potrzeby notorycznego machania pompką. W przypadku uszkodzenia można je naprawić za pomocą specjalnych samoprzylepnych łatek. Normalnie rewelacja, same zalety i tylko jedna mała, malusia, malusieńka wada… Są mega drogie. Kosztują ok. 22 Euro w krajach demokratycznych i ok. 130 złotych w kraju „dobrej zmiany”.
Tyle teorii. Czas na praktykę. Jak już wspomniałem, używam dętek Tubolito od miesiąca. W trakcie piętnastu aktywności przejechałem na nich ponad 1500 kilometrów. Jeździłem w różnych warunkach i po różnych drogach. Oczywiście w przewadze był asfalt, ale nie zawsze tej najlepszej jakości. Czasem jeździłem po nawierzchni pamiętającej czasy Edwarda Gierka i połatanej jak twarz Donatelli Versace. Zaliczyłem także kostkę brukową, troszkę szutrów i mniej niż troszkę lekkiego terenu. Jeździłem po płaskim, wspinałem się na wzniesienia i mogłem poszaleć na zjazdach. Jeśli chodzi o te ostatnie, to zrazu pokonywałem je dość wolno i ostrożnie, niejako ucząc się zaufania do nowych dętek. I co? I nic. Dętki Tubolito nie zawiodły mnie ani razu. To oczywiście nie jest dowodem ich wyjątkowej odporności, ale z pewnością pokazuje, że Tubolito nie są jakimś przereklamowanym badziewiem. Z upływem kilometrów nabierałem coraz większego zaufania do austriackiego produktu i po pewnym czasie przestałem się ograniczać, pozwalając sobie na jazdę w myśl przysłowiowej zasady „ile fabryka dała” bez względu na rodzaj nawierzchni i procent nachylenia, czy raczej spadku.
Przebić Tubolito mi się nie udało, bo żeby tego dokonać, musiałbym najpierw uszkodzić oponę, co w przypadku Continental GrandPrix 5000 nie jest takie łatwe. Nie mogłem zatem przetestować samoprzylepnych łatek, ale – bądźmy realistami – dużo jeżdżę, więc pewnie wcześniej lub później spotka mnie ta wątpliwa przyjemność. Przy okazji chciałbym zwrócić uwagę na jeden fakt. Analizowałem niedawno przyczyny wszystkich moich „kapci”. Przynajmniej w połowie przypadków dętka została uszkodzona bez wyraźnego powodu. Wyglądało to tak, jakby guma butylowa zwyczajnie się przetarła. Tymczasem Tubolito po 1500 km nie noszą praktycznie żadnych oznak zużycia.
Adapter SKS Zipflinger rozwiązał moje problemy z pompowaniem.Nie byłbym sobą, gdybym nie sprawdził, jak nowe dętki trzymają ciśnienie. W tym celu pewnego dnia o tej samej porze napompowałem cztery koła. Dwa były wyposażone w dętki butylowe Race 28 Light. Dwa miały założone dętki Tubolito. Po dziewięciu dniach sprawdziłem ciśnienie. Koła z dętkami butylowymi straciły prawie jedną trzecią, a koła z dętkami Tubolito tylko jedną piątą pierwotnego ciśnienia.
Powoli wyłania się obraz produktu bez wad. Żeby więc nie było tak słodko, wypadałoby się do czegoś przyczepić. Mam zastrzeżenia dotyczące konstrukcji wentyla. Jest wykonany z gładkiego i śliskiego tworzywa. Jedynym metalowym i gwintowanym elementem jest standardowy zawór Presta. Takie rozwiązanie sprawiło, że miałem problem z napompowaniem dętki. Końcówka mojej bardzo dobrej pompki podłogowej (SKS AirWorx Plus) zwyczajnie zsuwała się z wentyla po osiągnięciu pewnego ciśnienia. Aby rozwiązać ten problem, początkowo używałem adaptera Presta/Schrader, ale ostatecznie zdecydowałem się na coś lepszego i absolutnie skutecznego. Kupiłem adapter SKS Zipflinger wyposażony w końcówki Presta oraz Schrader, które są gwintowane i można je zwyczajnie przykręcić do zaworu. Nic się więc nie zsuwa i dętka pięknie się pompuje. Nie wiem, czy opisany problem dotyczy innych pompek, ale na wszelki wypadek uczciwie o tym wspominam.
W jednej z dętek wymieniłem zaworek.Miałem też małą przygodę. Powolna utrata ciśnienia jest czymś naturalnym. Jednak po pierwszym tygodniu zauważyłem, że tylna opona jest tak samo miękka jak przednia, chociaż pompowałem ją do wyższego ciśnienia. Wszystko wskazywało na to, że szybciej schodzi z niej powietrze. Postanowiłem to sprawdzić. Wyciągnąłem dętkę, delikatnie ją napompowałem i włożyłem do miednicy z wodą. Metodycznie sprawdzałem kawałek po kawałku, nie znajdując niczego podejrzanego. Wreszcie doszedłem do wentyla i znalazłem przyczynę. „Pyk” – z okolicy zaworu wyleciał malutki pęcherzyk powietrza. 3 sekundy przerwy i kolejny „pyk”. To niby niewiele, ale spójrzmy na to tak: „pyk” co 3 sekundy, to 20 „pyków” na minutę, 1200 „pyków” na godzinę, 28800 „pyków” na dobę, itd. Nie mogłem tego tak zostawić, więc dokręciłem felerny zawór i… tylko pogorszyłem sprawę. W akcie desperacji postanowiłem użyć zaworka ze zwykłej taniej dętki Continental. Napompowałem dętkę, włożyłem do wody i… zero „pyków”. Problem rozwiązałem, ale uważam, że drogi i zaawansowany technologicznie produkt, jakim są dętki Tubolito, powinien być w 100% wolny od tak banalnych wad.
Zanim podsumuję pierwszy miesiąc moich doświadczeń z dętkami Tubolito, spróbuję odpowiedzieć na pytanie, dla kogo właściwie przeznaczony jest wytwór austriackiej myśli technicznej? Przeciętny amator i właściciel średniej klasy roweru szosowego nie będzie raczej zainteresowany wydaniem ponad dwustu złotych na komplet dętek, dzięki którym odchudzi sprzęt o sto kilkadziesiąt gramów. Te same pieniądze wydane na nową sztycę, mostek, siodełko lub opony mogą przynieść o wiele bardziej wymierny efekt. Z kolei profesjonalista ściga się na szytkach, ewentualnie używając zwykłych opon w trakcie treningów, gdzie 100 gramów w jedną czy w drugą stronę nie czyni różnicy. Kto zatem pozostaje? Cała reszta, czyli ambitni amatorzy, maniacy lekkości, miłośnicy nowinek technicznych, niepoprawni gadżeciarze rowerowi. Tubolito to produkt właśnie dla nich. I żeby nie było, że się naśmiewam – sam należę do tej grupy.
Czas na podsumowanie. Czy uważam dętki Tubolito za godne polecenia? Na bazie dotychczasowych doświadczeń mogę z czystym sumieniem twierdząco odpowiedzieć na to pytanie. Mały problem z zaworem czy subiektywna ocena wentyla nie mogą przesłonić całości obrazu, który jest zdecydowanie pozytywny. Największą zaletą Tubolito jest połączenie wzajemnie wykluczających się cech – ultra niskiej masy oraz wytrzymałości. Nie bez znaczenia jest także mały rozmiar po zwinięciu. Decydując się na ich użycie jako dętek zapasowych, oszczędzamy miejsce w torebce podsiodłowej lub kieszonce na plecach. Wadą jest niewątpliwie cena, która dość mocno ogranicza grono potencjalnych odbiorców.
Dodaj komentarz...