Nie „chcem” ale „muszem”… odpocząć

Piątek, 28 lutego 2020 • Komentarze: 0

Kończy się kilkumiesięczny okres kolarskiego letargu, przerywanego dość regularnie treningami w zbudowanym z zer i jedynek świecie Zwifta. Za trzy tygodnie zostanie przekroczona psychologiczna granica oddzielająca zimę od wiosny, a za miesiąc przestawimy zegary, pozornie wydłużając dzień. Potem minie jeszcze trochę czasu, zanim zieleń odzyska odcień i blask odradzającej się przyrody. Ten efekt byłby jeszcze mocniejszy, a tęsknota za wiosną jeszcze większa, gdyby nie zmiany klimatyczne. Wystarczy, że zaglądnę do historycznych publikacji na tym blogu, aby przekonać się, że „drzewiej to bywały zimy”. A przecież i tak były łagodne w porównaniu z tymi, które pamiętam z dzieciństwa, o których w podstawówce mówiło się wierszyki w stylu „hu, hu, ha, nasz zima zła”. Paradoksalnie, gdy piszę te słowa, za oknem szaleje śnieżyca. To jednak nie zmienia faktu, że zima powoli przestaje się kojarzyć z białym obrazem świata, stając się jedynie nazwą okresu, który rozpoczyna się w grudniu i kończy w marcu.

W moim przypadku czas zimy, jaka by nie była, był zawsze okresem rowerowej kreatywności, w trakcie którego rodziły się różne, czasem bardziej, czasem mniej szalone pomysły. To wtedy modyfikowałem moje rowery, Chyba muszę odpocząć… (fot. Rock Mountain Fitness)
Chyba muszę odpocząć… (fot. Rock Mountain Fitness)
to przeważnie wtedy budowałem nowe. Piszę o tym w czasie przeszłym, bo tym razem było trochę inaczej. Po latach rozwoju kolarskiej pasji, w ubiegłym roku „dorobiłem” się roweru marzeń, w którym niewiele da się już ulepszyć. Ograniczyłem się zatem do wykonania solidnego przeglądu technicznego i ledwie kosmetycznych zmian w moim Ridley’u.

W przeciwieństwie do mnie, rower jest więc gotowy do nowego sezonu. Ja tymczasem jestem bez formy i wciąż nie mogę się podnieść po dwóch infekcjach. Najpierw miałem zapalenie oskrzeli, a niedługo potem grypę. Oczywiście leżałem plackiem i dopiero po kilku dniach zacząłem wchodzić w rytm treningowy, rozpoczynając od bardzo niewielkich obciążeń. Niestety po miesiącu wciąż nie mogę powiedzieć, że robię postępy. Wydaje mi się, że zbyt szybko chciałem nadrobić zaległości i zwyczajnie się przetrenowałem. Wczoraj postanowiłem, że zafunduję sobie przynajmniej jeden tydzień całkowitego odpoczynku.

Ech… Jak tu przeżyć bez roweru?

Skomentuj...

Podpis: (opcjonalnie)

Jeśli chcesz, abym mógł się z Tobą skontaktować, wpisz w poniższym polu adres e-mail lub numer telefonu. Ta informacja będzie znana wyłącznie mnie i nigdzie nie będzie widoczna.
Kontakt: (opcjonalnie)