5 x Spox
Wczesne popołudnie. Właśnie robię sobie przerwę od zdalnej pracy i wsiadam na trenażer. Kilka kliknięć myszką otwiera mi drzwi do wirtualnego świata Zwifta. Licznik pokazuje, że jest nas kilka tysięcy – nas, bezpiecznie ukrytych w miejscu, które nie istnieje. Prawdziwy świat widzę za oknem. Jest surrealistycznie cichy i pusty, jakby to okno było obrazem, a nie taflą przeźroczystego szkła. Zaczynam trening. Na matowej matrycy laptopa przesuwają się nieistniejące krajobrazy. Beznamiętnie mknę przed siebie, chociaż tak naprawdę nie poruszam się wcale…
W zdrowym ciele, zdrowy duch! Od pięciu dniu powtarzam dokładnie ten sam trening. Chociaż nie należy do regeneracyjnych, przewrotnie nazwałem go „Spox”, bo odrywa mnie od codzienności, odmierzanej rytmem „apokaliptycznych” wieści, które docierają z mediów. Każdy trening to potężna dawka endorfin, a te pozwalają spokojnie i z dystansem spojrzeć na otaczający mnie świat. Nie panikuję, ale też nie lekceważę zagrożenia. Zdalnie pracuję już od dawna, a kontakty z ludźmi ograniczyłem do absolutnego minimum.
„A po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój”… Czekam więc spokojnie. Niedługo wiosna i gdy tylko nadejdą pierwsze naprawdę ciepłe i słoneczne dni, porzucę nierzeczywisty świat zbudowany z zer i jedynek, wsiądę na rower i ucieknę tam, gdzie będę mógł zanurzyć się w oceanie budzącej się do życia przyrody.
Skomentuj...