1214

Środa, 13 listopada 2024 • Komentarze: 1

1214 dni. Dokładnie tyle czasu upłynęło od mojej ostatniej poważnej aktywności rowerowej. Ponad trzy lata. Potem, co prawda, były jeszcze jakieś cztery krótkie wypady, ale tak bardzo na siłę, bez emocji, bez radości. Po dwunastu latach szczelnie wypełnionych kolarską pasją, dopadło mnie wypalenie. Dlaczego? Prawdę mówiąc, do końca nie jestem pewien. Być może zaczęły mnie nużyć trasy, na których znałem niemalże każdy centymetr asfaltu? Nałożyłem sobie na mapę wszystkie 1625 tras, którymi podążałem i zauważyłem, że w promieniu kilkudziesięciu kilometrów niewiele jest dróg, na których nie pozostał ślad kół mojego roweru. Być może mój czas został zagarnięty przez inne pasje? Po wielu latach wróciłem do elektroniki. Projektowanie i budowa wzmacniaczy audio, przedwzmacniaczy, programowanie mikrokontrolerów pochłaniało niemal każde popołudnie. Mijał miesiąc za miesiącem i coraz trudniej było „wrócić”, tym bardziej, że organizm stawał się coraz mniej kompatybilny z moim ultralekkim Ridley’em Helium. Siedzący tryb życia zrobił swoje. „Wycieniowanie” zniknęło, pewna część ciała mocno się zaokrągliła, aż wreszcie pewnego dnia pojawiła się zadyszka podczas wchodzenia po schodach. Zdziadziałem… Do reszty zdziadziałem. I tylko od czasu do czasu ścierałem kurz z Ridleya, który zdawał się patrzeć na mnie z niemym wyrzutem. Przestałem wierzyć, że jeszcze kiedykolwiek wsiądę na rower, mocno uchwycę kierownicę, wepnę buty w pedały i ruszę przed siebie, aby choć po części uratować stracony czas. Uwierzyłem za to w coś innego i całkowicie fałszywego – że to co najlepsze, już przeminęło.

Kilka dni temu, gdy napisawszy kilkaset wierszy bezdusznego kodu komputerowego, skończyłem kolejny dzień zdalnej pracy, dotarło do mnie, że przecież poprzedni dzień wyglądał dokładnie tak samo, i ten „poprzedniejszy” też był identyczny, i w zasadzie każdy dzień jest taki sam. Kolejny raz spojrzałem na wiszącą na ścianie szosówkę, dotknąłem jej miękkich opon, z których wraz z powietrzem uszło życie i wtedy poczułem ukłucie w sercu. Ciche i delikatne, jakby trzask gałązki, która ledwie żarząc się, zamiast zgasnąć, rozświetliła się nowym, malutkim płomykiem. A może to jednak nie koniec – pomyślałem – ale zupełnie nowy początek?

Postanowiłem, że kolejny raz zacznę. Zacznę od początku. Zapominam o tych wszystkich dystansach, przewyższeniach, mocach, pułapach tlenowych, rekordach na segmentach, bo nie ma szans, żeby tak długa przerwa nie zdegradowała mojej formy. No i jestem o te trzy lata starszy i o te „ileś-tam” kilogramów cięższy. Lekko więc nie będzie, ale przecież w 2009 roku zaczynałem od całkowitego zera i przecież się udało. Jestem „techniczny”, a więc mam plan i właśnie zacząłem go realizować, ale to już historia na inną opowieść…

Komentarze

img
OzjaszGoldberg • Piątek, 15 listopada 2024, 18:17

Polecam wkręcić się w edycje OpenStreetMap - ustawianie nawierzchni i ich gładkości. Łatwo można ogarnąć gdzie się udać za pomocą overpass turbo.

Skomentuj...

Podpis: (opcjonalnie)

Jeśli chcesz, abym mógł się z Tobą skontaktować, wpisz w poniższym polu adres e-mail lub numer telefonu. Ta informacja będzie znana wyłącznie mnie i nigdzie nie będzie widoczna.
Kontakt: (opcjonalnie)