Pierwszych treningów uroki
Pierwsze treningi już za mną, chociaż słowo „trening” jest pewnym nadużyciem. To były raczej próby powolnego rozruszania się po latach zastoju. Wiedziałem, że będzie ciężko, ale… ale nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo.
Założyłem sobie, że zapominam o dawnych statystykach i nie będę się porównywał do siebie sprzed lat. To dobre założenie, bo zwracanie nadmiernej uwagi na liczby mogłoby spowodować jedynie frustrację i zniechęcenie. Trzy lata bez roweru to przecież czas, który musiał odcisnąć swoje degradujące piętno na moim organizmie. No i odcisnął.
Tymczasowe miejsce treningowe.Po pierwsze, ból. Boli tyłek, bo odzwyczaił się od siodełka, a na dodatek musi dźwigać część mojej nadwagi. Bolą ręce, bo geometria trenażera jest taka sama, jak mojej szosówki, czyli dość agresywna. Trzy lata temu to było ok, ale ciało się odzwyczaiło, więc boli. No i wspomniana nadwaga też rękom nie pomaga. Bolą mięśnie, bo rozleniwiły się okrutnie, a teraz zostały brutalnie wyrwane z błogostanu bezczynności.
Po drugie, co oczywiste, forma, a raczej jej totalny brak. Nie robiłem żadnego testu, bo najpierw muszę się „wjeździć” w trenażer, więc ostrożnie założyłem, że moje FTP spadło przez te trzy lata do poziomu 150 watów. Muszę mieć przecież jakiś punkt odniesienia, jakąś wartość, wedle której będą ustawiane strefy mocy. Mam jednak wrażenie, że przeceniłem swoje możliwości i ten dramatyczny poziom 150 watów i tak jest zbyt wysoki. Za jakiś czas wykonam rzetelny test i wtedy się okaże.
Po trzecie, kadencja. Kiedyś starałem się ją utrzymywać w okolicach 90 obrotów na minutę. Nie chcę więc odzwyczajać się od tego dobrego nawyku. No, ale ja to mogę sobie chcieć, a organizm ma zdecydowanie inne zdanie. Dopiero podczas trzeciego treningu zacząłem w miarę bezproblemowo utrzymywać sensowny rytm.
Ale są też plusy i wśród nich ten największy. Mam motywację. Nie nudzi mnie pedałowanie w miejscu i obserwowanie wirtualnego świata. Po prostu chcę wrócić do miejsca, w którym kiedyś zatrzymałem się i znów poczuć tę samą radość z pokonywania tras. I tego się będę trzymał, a uparty jestem…
Skomentuj...