Z tarczą, czy na tarczy?

Piątek, 27 listopada 2015 • Komentarze: 0

A więc stało się! UCI zezwoliła na stosowanie hamulców tarczowych w rowerach szosowych. Zawodowy peleton może to robić już od stycznia 2016 roku. Amatorzy muszą poczekać rok dłużej. W sumie chyba nikogo nie dziwi ta decyzja, a jeśli już, to zastanawiające jest raczej to, dlaczego tak późno ją podjęto? Wszakże tarczówki już dawno temu zdobyły świat MTB, a niedawno opanowały sporą część cyclo-cross’u. Wyrażane oficjalnie obawy o bezpieczeństwo zawodników, którzy w przypadku kraksy byliby narażeni na kontakt z ostrą i rozgrzaną tarczą, nie brzmiały specjalnie przekonywująco. Kontakt z czymkolwiek, przy prędkości kilkudziesięciu kilometrów na godzinę, sam w sobie jest już wystarczająco niebezpieczny. Jeśli więc nie wiadomo, o co chodzi, to wiadomo, że chodzi o… oczywiście, że o pieniądze. Tak przynajmniej sądzę, chociaż nigdy nie byłem zwolennikiem spiskowej teorii dziejów.

Hamulce tarczowe w szosówkach już legalne (Autor: Irmo Keizer/Shimano)Hamulce tarczowe w szosówkach już legalne (Autor: Irmo Keizer/Shimano)Hamulce tarczowe są lepsze, to nie podlega dyskusji. O ile podczas słonecznej pogody na płaskim odcinku drogi, ich przewaga nad typowymi szczękami nie jest wyraźna, o tyle w deszczu lub na długim stromym zjeździe, tarczówki wymiatają. Wie o tym każdy, kto na własnej skórze przekonał się o skuteczności działania układu: mokra szczęka – mokra obręcz. Wie o tym także każdy posiadacz karbonowych kół, usiłujący w jednym kawałku zaliczyć długi i szybki zjazd. Czy aby na dole nie okazywało się, że nadszedł już czas wymiany obręczy, chociaż przed chwilą, tam na górze, były jeszcze w całkiem niezłym stanie? Tarczówki mają także swoje wady. Nie wyobrażam sobie, aby tarcza plus zacisk plus przewód hydrauliczny były lżejsze od szczęk i linek. To jednak nie ma znaczenia przy limicie wagowym roweru wynoszącym 6,8 kg. Cięższe hamulce zostaną zrekompensowane przez, np. lżejszą ramą. A więc, resumując i cytując jednocześnie klasyka, można powiedzieć, że plusy dodatnie przeważają nad plusami ujemnymi.

Wiedziało o tym UCI, monitowane dodatkowo przez zawodników, którzy także o tym wiedzieli i przez amatorów, którzy choćby i tego nie wiedzieli, to i tak chcieliby podarować sobie odrobinę luksusu. UCI więc wiedziało i milczało, bo nijakiego interesu w tym nie miało. A interesu nie miało, bo nie produkuje rowerów. I tutaj dochodzimy do sedna, czyli do tego, o czym dżentelmeni nie rozmawiają, czyli do pieniędzy. W rzeczywistości największym beneficjentem zmian miał się stać przemysł rowerowy. I bynajmniej nie dlatego, że będzie musiał dostarczyć tysiące nowych rowerów i osprzętu dla zawodników, ale miliony rowerów i miliony sztuk osprzętu dla zwykłych Kowalskich. Albowiem po pierwsze, tak to już jest, że amatorzy kochają naśladować swoich mistrzów, a nie mogąc doścignąć ich osiągnięciami sportowymi, starają się dorównać im chociażby sprzętem, narażając swoje rodziny na życie w nędzy i ubóstwie. Albowiem po drugie, jest i tak, że lanserzy muszą być „trendy” i nie będą na dachu swoich BMW wozić sprzętu, który zmienił przymiotnik z „trendy” na „passe”, narażając się na drwiny kolegów.

Nie łudźmy się. Wszyscy, którzy chcą mieć nowe hamulce, muszą się przygotować na spore wydatki. Trzeba będzie wymienić frameset, czyli ramę i widelec, bo te „stare” raczej nie miały punktów mocowania zacisków. Trzeba będzie wymienić manetki, chyba, że zdecydujemy się na korzystanie z mechanicznych hamulców tarczowych, ale one są – i jest to opinia poparta moim własnym doświadczeniem – do du…, tzn. są kiepskie. No i jeszcze koła, Też do wymiany. Oszczędni mogą co prawda próbować wymienić tylko piasty, ale musiałyby pozwalać na użycie tych samych szprych, co jest mało prawdopodobne, zwłaszcza w przypadku przedniego koła, zaplecionego na tzw. słoneczko. A zresztą, jak wyglądałyby tarcze przy obręczach przeznaczonych dla szczęk? Brr… Toż to nie do przyjęcia. Jak widać, łatwiej chyba policzyć, czego nie musimy wymieniać: kierownica, sztyca, siodło, przerzutki. Resztę wystawiamy na Allegro. Może zatem lepiej sprzedać cały rower i kupić po prostu nowy?

Producenci mają więc o co walczyć. UCI pokornie znosiło ich naciski, czekając – jak sądzę – do momentu, w którym moc argumentów słownych zamieni się w moc podpisu elektronicznego na zleceniu przelewu stosownych środków na rachunek w jakimś szwajcarskim banku.

Nie wiem oczywiście, czy tak było w rzeczywistości, ale mocno zdziwiłbym się, gdyby okazało się, że UCI nie miała w tym żadnego interesu. Zrobić coś za darmo w świecie, w którym płaci się i za poród, i za pogrzeb?  To byłoby coś niespotykanego!

Pojawia się pytanie, co dalej? Jakiś czas będzie spokój. Korporacyjni sztabowcy i mistrzowie marketingu poczekają, zerkając w rosnące statystyki sprzedaży nowych rowerów. A kiedy słupki przestaną rosnąc w uszczęśliwiającym ich tempie, pojawi się nowy, chociaż tak naprawdę, postulowany już od dawna pomysł. „Znieść limit wagowy!”, „znieść limit wagowy!”, „znieść limit wagowy!” – pojawią się hasła na transparentach producentów, powtarzane przez tysiące zawodników, którym odpowie echo milionów zwykłych zjadaczy spaghetti, a jeśli chleba, to ciemnego. UCI spokojnie poczeka, a potem podejmie oczywistą decyzję. Klienci znów ruszą do sklepów…

I tak to się kręci.

Kończę, bo muszę podliczyć, ile mnie będzie kosztowała wymiana ramy i kół…



Śmierć Garmina

Wtorek, 10 listopada 2015 • Komentarze: 1

Tytuł brzmi strasznie, ale taka jest naga prawda. Podczas ostatniej przejażdżki w rzęsistym, listopadowym deszczu, coś się stało i mój Garmin Edge 705 odmówił posługi. Pierwsze objawy nie były niepokojące – GPS wyłączył się sam z siebie. Czasem tak się zdarzało, więc nie przejąłem się tym faktem, tylko ponownie go uruchomiłem. Po restarcie okazało się, że licznik dystansu wskazuje o 5 kilometrów więcej, niż faktycznie przejechałem. Tym też się nie zmartwiłem. Dopiero informacja o utracie połączenia z satelitami mocno mnie zdziwiła. Zastosowałem klasyczną terapię informatyczną, czyli kolejny restart. Wszystko wróciło do normy. Uspokojony, jechałem dalej, ale moja radość nie trwała zbyt długo. Kilka kilometrów przed domem Garmin kolejny raz przestał widzieć satelity. Tym razem na dobre.

Doczesne szczątki Garmin Edge 705.Doczesne szczątki Garmin Edge 705.Podejrzenie o zawilgoceniu wnętrza urządzenia wydawało się bardzo uzasadnione. Rozkręciłem więc obudowę i faktycznie odkryłem sporo wilgoci. Byłem pewien, że po wysuszeniu wszystko wróci do normy. Myliłem się. Nie dość, że nie wróciło, to było jeszcze gorzej. Przestały bowiem działać niektóre przyciski, a pozostałe działały w sposób schizofreniczny. Ostatnią deską ratunku wydawała się być kąpiel w alkoholu izopropylowym, który uratował już wiele elektronicznych istnień. Przystąpiłem więc do reanimacji, wykonując ją z należytą dokładnością i powagą. Po odparowaniu alkoholu spróbowałem odpalić maszynerię. Ta czynność zakończyła się pełnym sukcesem. I był to niestety jedyny sukces. Satelitów jak nie było, tak nie było. Wyczyściłem wewnętrzny cache satelitów, wykonałem twardy reset, kombinowałem na tysiąc sposobów. Wszystko na próżno. Dzień później znów chciałem spróbować, ale było już za późno. Garmin przestał reagować na przycisk zasilania. Był zimny, milczący, ciemny – po prostu martwy.

Odszedł po sześciu latach bezawaryjnej pracy, przejechawszy razem ze mną prawie 50 tysięcy kilometrów. Zawsze wskazywał mi drogę do celu, niezależnie od tego, czy jechałem w spiekocie, w srogim mrozie, na słońcu, w deszczu, we mgle, w nocy, na szosie, czy w gęstym lesie. I chociaż pojawiały się nowsze modele, nie widziałem potrzeby, aby czymś lepszym zastępować to, co po prostu dobre i sprawdzone. Teraz już chyba nie będę miał wyjścia. Edge 705 nie jest już produkowany. Nie znalazłem go nawet na Allegro, czy w OLX. Wygląda więc na to, że wspomniana deszczowa przejażdżka sprawiła, że razem z Garminem popłynąłem i ja, ale finansowo. I wcale mi się to nie podoba.

Komentarze

img
zarazek.bikestats.pl • Wtorek, 17 listopada 2015, 08:49

W podobny sposób rozstawałem się ze swoim Garminem (eTrex Vista Hcx). A konkretnie: pewnego pogodnego poranka przestał widzieć satelity. Okazało się, że to wewnętrzny akumulatorek stracił układ zasilania. Ale jak go podładować prosto z baterii przez minutę, to urządzenie wracało do normy i widziało satality - przy słonecznej pogodzie nawet przez cały następny dzień. Tak czy inaczej trzeba było zakupić nowe - padło na eTrexa 30x.

Dodaj komentarz...



Znów można komentować

Piątek, 6 listopada 2015 • Komentarze: 0

Musiałem wyłączyć na pewien czas funkcjonalność dodawania komentarzy. A wszystko z bardzo prozaicznego powodu. Moje własne i przyznam, dość prymitywne zabezpieczenie przed spamem, okazało się być całkowicie ignorowane przez wszelakiej maści roboty i w krótkim czasie zostałem zalany informacjami o przedłużeniu pewnych części ciała, możliwości zainwestowania w absolutnie pewny biznes na Karaibach, tudzież prośbami o natychmiastową weryfikację swoich danych w banku - głównie loginu i hasła rzecz jasna. Znudziło mi się usuwanie śmieci, więc zablokowałem komentowanie i zabrałem się do roboty. Tym razem nie odkrywałem na nowo Ameryki, ani nawet nie wyważałem otwartych drzwi, tylko wykorzystałem gotowe rozwiązanie reCAPTCHA.

A więc po małym falstarcie, znów można komentować…