Squirt – Smar idealny

Piątek, 28 lipca 2017 • Kategoria: TestyKomentarze: 0

Lubię czysty napęd. Nie cierpię brudu zalegającego na łańcuchu, lepiącego się do zębatek i koronek, pokrywającego kółka prowadzące i prowadnice, rozprzestrzeniającego się niczym dżuma na wszystkie elementy napędu. Scenariusz jest zawsze taki sam. Czyszczę łańcuch oraz cały napęd równie dokładnie, jak chirurg myje ręce przed operacją. Precyzyjnie aplikuję smar na każde ogniwo, czekam, aż dotrze tam, gdzie powinien, a potem wycieram jego nadmiar. Następnego dnia wybieram się na przejażdżkę, zadowolony, że idealnie czysty łańcuch porusza się bezgłośnie. Z radością pokonuję setkę kilometrów, wracam do domu i… przekonuję się, że wykonałem kawał porządnej, nikomu niepotrzebnej roboty. Napęd, który ledwie trzy godziny wcześniej lśnił w blasku słońca, smuci me oczy i serce żałobnym widokiem czerni.

Próbowałem używać wielu różnych smarów do łańcucha...Próbowałem używać wielu różnych smarów do łańcucha...Próbowałem wielu smarów – tych tanich i tych drogich, kultowych i zupełnie nieznanych. Efekt był zawsze taki sam, czyli żaden. Jedyne różnice sprowadzały się do koloru brudu (bardziej czarny, mniej czarny), konsystencji brudu (jak woda, jak smar, jak plastelina), czasu, po którym łańcuch pokrywał się brudem (jedna, dwie lub trzy godziny), oraz dystansu, po którym napęd ponownie zaczął hałasować (50 km, 100 km, 200 km). Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdybym śmigał po szutrach lub w deszczu, ale ja przeważnie jeździłem podczas pięknej pogody po idealnie gładkim asfalcie. Na nic zdawało się wykorzystywanie środków z magicznymi formułami, ceramicznymi dodatkami, woskami, teflonem, czy cudownymi cząsteczkami przywierającymi do ogniw, co miało gwarantować, że napęd będzie czysty i cichy przez wiele kilometrów.

Czy zatem istnieje smar idealny? Lektura forów internetowych zdawała się odbierać resztki nadziei. Ponadto odnosiłem wrażenie, że autorzy postów nie wiedzą, o czym piszą, powielając teksty z ulotek producentów smarów. No bo jeśli ktoś twierdzi, że produkt X sprawia, że łańcuch jest czysty, a przedziwnym zbiegiem okoliczności ja także używałem produktu X i zauważyłem, że jest do niczego, to albo kłamie, albo jest niedzielnym rowerzystą. Nadzieja umiera ostatnia, więc nie poddawałem się i moja wytrwałość została w końcu nagrodzona. Jakkolwiek biblijne „szukajcie, a znajdziecie” dotyczy raczej Królestwa Bożego, to jak ulał pasuje do moich poszukiwań. Szukałem i znalazłem…

...ale zwycięzca jest tylko jeden - Squirt....ale zwycięzca jest tylko jeden - Squirt.Squirt. Niepozorna nazwa, niepozorna buteleczka i niepozorna cena. 36 złotych za 120 ml. Znam o wiele droższe smary. Ulotka marketingowa obiecuje wiele. Tak wiele, że nie uwierzyłem. Kolejny raz przeszukałem fora rowerowe – tym razem zachodnie. Wyłącznie pozytywne opinie. Sprawdziłem testy Squirt’a na portalach rowerowych. 5 gwiazdek na 5 możliwych, 8 na 10, 10 na 10. Czy to nie jest zbyt piękne, aby być prawdziwe? Byłem sceptyczny, ale musiałem się przekonać. Złożyłem zamówienie i niecierpliwie czekałem na przesyłkę.

Squirt nie jest zwykłym smarem. Tak naprawę jest to połączenie specjalnych wosków z nośnikiem, służącym do ich rozprowadzania. Zgodnie z panującą modą na wszystko co jest „eko”, nośnik ów jest złożony głównie z wody. Co to oznacza? Ni mniej ni więcej tylko to, że po odparowaniu, na łańcuchu pozostaje sucha warstwa wosku. Wosk ten nie przyciąga brudu, nie zmywa się podczas deszczu, wytrzymuje wiele kilometrów. Żeby było jeszcze piękniej, przed kolejnym smarowaniem nie trzeba czyścić łańcucha. Wystarczy ponownie nałożyć smar i gotowe. Brzmi pięknie, prawda? Ale uwaga! Jest mały haczyk. Przed pierwszym smarowaniem należy bardzo dokładnie wyczyścić i odtłuścić łańcuch. Powtarzam: bardzo dokładnie. Standardowy smar utrudnia bowiem penetrację łańcucha przez Squirt’a. Dotyczy to także nowego łańcucha, zabezpieczonego fabrycznym smarem. Reasumując, łańcuch przygotowany do aplikacji Squirt’a musi być czysty jak śnieg na Antarktydzie i suchy jak Sahara w południe.

Nośnik na bazie wody pomaga właściwie zaaplikować smar.Nośnik na bazie wody pomaga właściwie zaaplikować smar.Tyle teorii. Czas na praktykę. Zgodnie z instrukcją wyczyściłem i odtłuściłem łańcuch. Prawdę mówiąc, nie zrobiłem tego super dokładnie, bo wkrótce miałem zamiar wymienić łańcuch. Następnie nałożyłem Squirt’a, poczekałem na odparowanie nośnika i ponownie posmarowałem łańcuch. Instrukcja zaleca, aby podczas pierwszego użycia smarować łańcuch dwukrotnie. Następnego dnia przejechałem ponad 100 kilometrów. Po odparowaniu nośnika, na łańcuchu pozostaje warstwa wosku.Po odparowaniu nośnika, na łańcuchu pozostaje warstwa wosku.Sprawdziłem stan łańcucha. Był idealnie czysty! Wkrótce potem wyjechałem na urlop w Bieszczady, a dzień później zaliczałem już Małą Pętla Bieszczadzką. Po jej ukończeniu znów sprawdziłem stan łańcucha. Nic się nie zmieniło – nadal był czysty! Przejechałem Wielką Pętlę Bieszczadzką i znów to samo – czyściutki napęd! To jakaś magia – pomyślałem. Podczas następnej eskapady dopadła mnie potężna burza. Wosk wytrzymał, nie odpłynął jak ma to w zwyczaju większość smarów na suche warunki, zaskoczona opadami deszczu. Łącznie przejechałem po górach ponad 430 kilometrów, a łańcuch wciąż pozostawał czysty, pracował cicho i nie wymagał ponownego smarowania. Tylko w kilku miejscach znalazłem ciemniejsze ślady dawnego brudu, ale były one skutkiem niedokładnego czyszczenia przed pierwszą aplikacją smaru.

Po powrocie z urlopu mogłem spokojnie wyrzucić do kosza wszystkie specyfiki, których dotychczas używałem. Squirt sprawdził się rewelacyjnie. Trochę obawiałem się, czy warstwa wosku, która przylega do łańcucha i innych ruchomych elementów napędu, nie okaże się trudna do usunięcia, ale szybko przekonałem się, że nie ma takiego ryzyka. Przed wymianą łańcucha łatwo wyczyściłem wszelkie pozostałości wosku zwykłym odtłuszczaczem, a nowy łańcuch poddałem dokładnemu odtłuszczeniu, zanim potraktowałem go Squirt’em. Inaczej wygląda też mycie roweru, bo dotychczas moim największym problemem było dokładne wyczyszczenie napędu. Zanim doprowadziłem go do perfekcyjnego wyglądu, zużywałem mnóstwo odtłuszczacza i szmatek, które potem musiałem wyprać. To pochłaniało czas i pieniądze. Teraz i ten problem nie istnieje.

Czy Squirt ma jakieś wady? Być może ma, ale jeszcze ich nie zauważyłem. Staram się zachować obiektywizm, więc jeśli coś pójdzie nie tak, na pewno o tym napiszę. Ale póki co, z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć:

- Ludzie! Wyrzućcie ten cały szajs, którego dotychczas używaliście do smarowania łańcucha Kupcie Squirt’a i zapomnijcie o brudnym napędzie!



Szacun, Panie Michale

Poniedziałek, 10 lipca 2017 • Komentarze: 0

Rafał Majka walczy z bólem na jednym z podjazdów.Rafał Majka walczy z bólem na jednym z podjazdów.Korzystając z pięknego dnia, podarowałem sobie obejrzenie wczorajszego etapu Tour de France, powierzając nagrywarce jego rejestrację. Po powrocie zajrzałem na oficjalną stronę wyścigu, aby zobaczyć jak na królewskim etapie poradził sobie Rafał Majka. Szukam, szukam, coraz dalej przewijam listę i nic. Wreszcie mam. 36 minut straty? Niemożliwe! Coś musiało się stać…

Michał Kwiatkowski i Rafał Majka na mecie 9 etapu Tour de France.Michał Kwiatkowski i Rafał Majka na mecie 9 etapu Tour de France.W czasie, gdy ja przejeżdżałem obok Zegartowic – rodzinnej miejscowości Rafała Majki, on we Francji przeżywał dramat, usiłując dojechać do mety po fatalnym upadku i zmieścić się w limicie czasu. Wykrzywiona w grymasie bólu twarz, ciało pokryte opatrunkami, poszarpana koszulka i spodenki mówią wszystko. To była walka o przetrwanie, przykład niesamowitego hartu ducha, waleczności i uporu.

W tym dramacie jest jednak coś pięknego. To zachowanie Michała Kwiatkowskiego, który pomógł Rafałowi pokonać ostatnie dwadzieścia kilometrów. W świecie sportu, w którym rządzą pieniądze, jest coraz mniej miejsca na fair-play. Nairo Quintana w 2014 wygrał Gido d’Italia w dość kontrowersyjnych okolicznościach. Na wczorajszym etapie Fabio Aru usiłował wykorzystać problemy Christophera Frooma. Kwiatkowskiemu nie przeszkadzało, że Majka jest rywalem, że jeździ dla innej drużyny. Liczyło się coś więcej. Nie ukrywam, że jestem zbudowany postawą Michała. To właśnie takie gesty odróżniają wielkich sportowców od zapatrzonych w siebie, żądnych sukcesu za wszelką cenę nuworyszy.

Panie Michale – wielki szacun!