Skracanie trenażera

Wtorek, 26 listopada 2024 • Komentarze: 0

Jestem w tej szczęśliwej sytuacji, że do zimowych treningów na trenażerze mogę wykorzystać rower, którego nie używam do jazdy – przynajmniej na razie. Ridley’a X-Bow zbudowałem jakiś czas temu z zamierzeniem, że stanie się rowerem zimowym, ale szybko okazało się, że warunki zimowe nie są „kompatybilne” z niektórymi elementami roweru. Łańcuch, stery i niektóre śruby po kontakcie z solą nadawały się wyłącznie do utylizacji. W ten sposób przełajówka stała się Podpórka widelca.
Podpórka widelca.
stacjonarnym rowerem treningowym. Gdy dwa tygodnie temu stwierdziłem, że najwyższy czas na powrót syna marnotrawnego do kolarstwa, przytaszczyłem X-Bow z piwnicy i… pojawił się pewien problem. W międzyczasie mój pokój przekształcił się z pracowni informatycznej w pracownię informatyczno-elektroniczną. Dodatkowo musiałem znaleźć miejsce na drukarkę 3D. Każdy metr kwadratowy jest więc na wagę złota, bo ściany z gumy nie są, a teraz jeszcze trzeba było wygospodarować przestrzeń dla trenażera. Najlepiej byłoby kupić coś w rodzaju Wahoo Kickr Bike Shift, ale oczami wyobraźni nie widziałem uśmiechu na twarzy mojej żony, gdybym napomknął coś o zainwestowaniu ponad 10 „tauzenów” w realizację tego pomysłu. To nie jest tak, że nie mam miejsca na wstawienie trenażera. Mam, ale gdyby zajmował mniej powierzchni, byłoby lepiej. A co jest zbędne podczas treningów domowych? Oczywiście przednie koło. Są ponoć produkowane specjalne podpórki, ale jakoś nie udało mi się ich namierzyć. Zresztą specjalnie nie szukałem, bo pretekst, żeby coś zrobić samemu, okazał się wystarczająco kuszący.

Do zrobienia podpórki wykorzystałem kwadratową rurę aluminiową o szerokości 25mm i grubości ścianki 1,5mm. Jako osi użyłem stalowego pręta gwintowanego M8, który jest przymocowany do widelca dwoma samokontrującymi nakrętkami. Dystanse pomiędzy widelcem a rurą są wydrukowane na drukarce 3D z filamentu PLA o wypełnieniu 75%. Wewnątrz profilu aluminiowego, tam, gdzie przechodzi oś, znajduje się wzmocnienie w postaci klocka, który zapobiega zginaniu się profilu podczas przykręcania osi. On także jest wydrukowany na drukarce 3D. Widoczne kapturki na nakrętkach pełnią wyłącznie rolę dekoracyjną. W górnej części rura jest przymocowana do widelca za pomocą pręta gwintowanego M6. Pręt ów wchodzi w otwór mocujący błotnik, a stosowny dystans został oczywiście wydrukowany. Na zdjęciu tego nie widać, bo całość jest przykryta niezbyt subtelną zaślepką, ale lepsza taka, niż żadna. No i jeszcze element, który styka się z podłożem. To wydrukowana – a jakże – stopka o półkulistym kształcie. Początkowo zamierzałem wydrukować ją z ABS’u, ale okazało się, że PLA o wypełnieniu 75% spokojnie wytrzymuje moje „harce”. Lubię szczegóły, więc dodrukowałem sobie jeszcze logo Ridleya i wsunąłem je na wspornik.

W ten oto sposób zyskałem jakieś 30cm wolnej przestrzeni. Szału nie ma, ale lepiej mieć 30cm więcej niż mniej.



Pierwszych treningów uroki

Wtorek, 19 listopada 2024 • Komentarze: 0

Pierwsze treningi już za mną, chociaż słowo „trening” jest pewnym nadużyciem. To były raczej próby powolnego rozruszania się po latach zastoju. Wiedziałem, że będzie ciężko, ale… ale nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo.

Założyłem sobie, że zapominam o dawnych statystykach i nie będę się porównywał do siebie sprzed lat. To dobre założenie, bo zwracanie nadmiernej uwagi na liczby mogłoby spowodować jedynie frustrację i zniechęcenie. Trzy lata bez roweru to przecież czas, który musiał odcisnąć swoje degradujące piętno na moim organizmie. No i odcisnął.

Tymczasowe miejsce treningowe.
Tymczasowe miejsce treningowe.
Po pierwsze, ból. Boli tyłek, bo odzwyczaił się od siodełka, a na dodatek musi dźwigać część mojej nadwagi. Bolą ręce, bo geometria trenażera jest taka sama, jak mojej szosówki, czyli dość agresywna. Trzy lata temu to było ok, ale ciało się odzwyczaiło, więc boli. No i wspomniana nadwaga też rękom nie pomaga. Bolą mięśnie, bo rozleniwiły się okrutnie, a teraz zostały brutalnie wyrwane z błogostanu bezczynności.

Po drugie, co oczywiste, forma, a raczej jej totalny brak. Nie robiłem żadnego testu, bo najpierw muszę się „wjeździć” w trenażer, więc ostrożnie założyłem, że moje FTP spadło przez te trzy lata do poziomu 150 watów. Muszę mieć przecież jakiś punkt odniesienia, jakąś wartość, wedle której będą ustawiane strefy mocy. Mam jednak wrażenie, że przeceniłem swoje możliwości i ten dramatyczny poziom 150 watów i tak jest zbyt wysoki. Za jakiś czas wykonam rzetelny test i wtedy się okaże.

Po trzecie, kadencja. Kiedyś starałem się ją utrzymywać w okolicach 90 obrotów na minutę. Nie chcę więc odzwyczajać się od tego dobrego nawyku. No, ale ja to mogę sobie chcieć, a organizm ma zdecydowanie inne zdanie. Dopiero podczas trzeciego treningu zacząłem w miarę bezproblemowo utrzymywać sensowny rytm.

Ale są też plusy i wśród nich ten największy. Mam motywację. Nie nudzi mnie pedałowanie w miejscu i obserwowanie wirtualnego świata. Po prostu chcę wrócić do miejsca, w którym kiedyś zatrzymałem się i znów poczuć tę samą radość z pokonywania tras. I tego się będę trzymał, a uparty jestem…



1214

Środa, 13 listopada 2024 • Komentarze: 1

1214 dni. Dokładnie tyle czasu upłynęło od mojej ostatniej poważnej aktywności rowerowej. Ponad trzy lata. Potem, co prawda, były jeszcze jakieś cztery krótkie wypady, ale tak bardzo na siłę, bez emocji, bez radości. Po dwunastu latach szczelnie wypełnionych kolarską pasją, dopadło mnie wypalenie. Dlaczego? Prawdę mówiąc, do końca nie jestem pewien. Być może zaczęły mnie nużyć trasy, na których znałem niemalże każdy centymetr asfaltu? Nałożyłem sobie na mapę wszystkie 1625 tras, którymi podążałem i zauważyłem, że w promieniu kilkudziesięciu kilometrów niewiele jest dróg, na których nie pozostał ślad kół mojego roweru. Być może mój czas został zagarnięty przez inne pasje? Po wielu latach wróciłem do elektroniki. Projektowanie i budowa wzmacniaczy audio, przedwzmacniaczy, programowanie mikrokontrolerów pochłaniało niemal każde popołudnie. Mijał miesiąc za miesiącem i coraz trudniej było „wrócić”, tym bardziej, że organizm stawał się coraz mniej kompatybilny z moim ultralekkim Ridley’em Helium. Siedzący tryb życia zrobił swoje. „Wycieniowanie” zniknęło, pewna część ciała mocno się zaokrągliła, aż wreszcie pewnego dnia pojawiła się zadyszka podczas wchodzenia po schodach. Zdziadziałem… Do reszty zdziadziałem. I tylko od czasu do czasu ścierałem kurz z Ridleya, który zdawał się patrzeć na mnie z niemym wyrzutem. Przestałem wierzyć, że jeszcze kiedykolwiek wsiądę na rower, mocno uchwycę kierownicę, wepnę buty w pedały i ruszę przed siebie, aby choć po części uratować stracony czas. Uwierzyłem za to w coś innego i całkowicie fałszywego – że to co najlepsze, już przeminęło.

Kilka dni temu, gdy napisawszy kilkaset wierszy bezdusznego kodu komputerowego, skończyłem kolejny dzień zdalnej pracy, dotarło do mnie, że przecież poprzedni dzień wyglądał dokładnie tak samo, i ten „poprzedniejszy” też był identyczny, i w zasadzie każdy dzień jest taki sam. Kolejny raz spojrzałem na wiszącą na ścianie szosówkę, dotknąłem jej miękkich opon, z których wraz z powietrzem uszło życie i wtedy poczułem ukłucie w sercu. Ciche i delikatne, jakby trzask gałązki, która ledwie żarząc się, zamiast zgasnąć, rozświetliła się nowym, malutkim płomykiem. A może to jednak nie koniec – pomyślałem – ale zupełnie nowy początek?

Postanowiłem, że kolejny raz zacznę. Zacznę od początku. Zapominam o tych wszystkich dystansach, przewyższeniach, mocach, pułapach tlenowych, rekordach na segmentach, bo nie ma szans, żeby tak długa przerwa nie zdegradowała mojej formy. No i jestem o te trzy lata starszy i o te „ileś-tam” kilogramów cięższy. Lekko więc nie będzie, ale przecież w 2009 roku zaczynałem od całkowitego zera i przecież się udało. Jestem „techniczny”, a więc mam plan i właśnie zacząłem go realizować, ale to już historia na inną opowieść…

Komentarze

img
OzjaszGoldberg • Piątek, 15 listopada 2024, 18:17

Polecam wkręcić się w edycje OpenStreetMap - ustawianie nawierzchni i ich gładkości. Łatwo można ogarnąć gdzie się udać za pomocą overpass turbo.

Dodaj komentarz...