O Vuelcie słów kilka
Żal mi trochę Toma Dumoulina. Napracował się chłop, napocił, oddał serce gorącym hiszpańskim drogom. Po wygranej przez siebie czasówce, jedynie autorzy literatury science-fiction mogli wyobrazić sobie, że Holender nie wygra Vuelty. Tom DumoulinZresztą powiedzmy sobie szczerze – zasłużył na to, należało mu się. Ale właśnie wtedy, w sobotę, na przedostatnim etapie ostatniego tegorocznego wielkiego touru, przyszedł kryzys, który w połączeniu z precyzyjnym planem taktycznym Astany, zmiótł Dumoulina z pierwszej piątki klasyfikacji generalnej. Tak to już jednak w sporcie jest, że dramat jednych oznacza radość drugich. Cieszy się więc Aru z pierwszego w karierze zwycięstwa w wielkim wyścigu. Cieszy się też Rafał Majka, bo po raz pierwszy zakończył trzytygodniowe ściganie na pudle. Ci, którzy na bieżąco śledzili La Vueltę wiedzą, że jego trzecie miejsce nie jest ani przypadkiem, ani skutkiem pecha Dumoulina. Wywalczył je absolutnie zasłużenie. A łatwo nie miał, bo przecież nie mógł liczyć na taką pomoc kolegów, jaką miał Aru albo Quintana. Końcówka każdego górskiego etapu wyglądała mniej więcej podobnie. Kilku „astanowców”, trzech zawodników Movistaru, dwóch z Katiuszy i samotni Majka oraz Dumoulin. Rafał MajkaOwszem, wcześniej pojawiał się Paweł Poljański, robiąc naprawdę świetną robotę dla naszego „króla gór”, ale potem Rafał zostawał sam. W pojedynkę trudno wygrać wielki tour. Tym większy zatem szacunek należy się Majce. Dwunastu sekund zabrakło, aby Rafał stanął na drugim stopniu podium, a wspomniana wyżej taktyka Astany, zakładała przecież jedynie zwycięstwo Aru. Majka musiał sam walczyć o swoje i zrobił to w wielkim stylu. Najpierw pogonił za uciekającym Quintaną, skutecznie studząc jego zamiary na prześcignięcie Polaka. Potem gnał do mety z taką świeżością, jakby to był dziesiąty, a nie dwudziesty etap. Zabrakło dystansu i czasu, aby nadrobić stratę do Rodrigueza, ale nie narzekajmy, bo jeszcze pół godziny wcześniej nikt poza samym Rafałem Majką nie wierzył w to, że Polak sprawi sobie taki prezent na 26 urodziny. Panie, panowie, czapki z głów przed skromnym chłopakiem z Zegartowic. On pokazuje, że marzenia, wsparte ciężką pracą, uporem i wiarą w sukces, spełniają się. A Toma Dumoulina i tak mi żal…
Skomentuj...