Moje aktywności Outdoor

Tutaj znajdziesz opisy moich aktywności rowerowych na świeżym powietrzu, albo raczej na tzw. „świeżym powietrzu”, bo większość moich tras rowerowych leży nieopodal miejsca, o którym doskonale mówią słowa piosenki: „I odmiennym jakby rytmem u nas ludziom bije serce, choć dla serca nieszczególne tu powietrze (…)”.

Arłamów

Poniedziałek, 24 lipca 2017 • Komentarze: 0

Aktywność
9 61 979
Data
24 lipca 2017
Pon. 8:10 13:03
Rower
Cube Agree
9 37 37
Kalorie
2334kcal
Czas
4:32:59
6
45
1:58 1:03 0:00
Dystans
120.34km
8
52
40.46 38.16
Prędkość
26.45km/h
84
618
20.5 36.0 72.0
Kadencja
89rpm
145
Tętno
124bpm
146
Moc
172W
61
487
135 173 556
TSS
245
21
102
Przewyższenia
1480m
7
20
       583
Nachylenie
+ 3.7% - 3.9%
+ 21.7 - 15.0
Temperatura
24.9°C
18.0 32.0

Wczoraj zaliczyłem małą wpadkę, lekceważąc zbliżającą się burzę. Musiałam więc przenieść wczorajsze plany na dzisiaj, czyli na ostatni dzień mojego pobytu pośród wspaniałych pejzaży Podkarpacia. Pomysłów na rowerowe trasy miałem więcej, niż czasu na ich realizację i już teraz obiecuję sobie, że wrócę tutaj za rok.

Moim głównym celem był Arłamów. W czasach PRL’u ośrodek wypoczynkowy dla rządu i miejsce internowania Lecha Wałęsy. Teraz ekskluzywny kurort dla posiadaczy mocno wypchanych portfeli. Od Ustrzyk Dolnych nie jest tam zbyt daleko, więc zaplanowana trasa była oczywiście znacznie dłuższa, docierając na mapie niemalże pod sam Przemyśl. Upewniwszy się, że nie grozi mi żadna burza, wyruszyłem dość wcześnie rano, aby uniknąć jazdy w upale. Dość szybko pokonałem pierwsze 17 kilometrów trasy, po przejechaniu których, musiałem wczoraj zawracać. Wkrótce byłem już we wsi Jureczkowa, gdzie skręciłem na drogę prowadzącą do Arłamowa. To już nie Bieszczady, ale od razu zaczął się stromy podjazd. Półtora kilometra cały czas pod górę. Przetestowana na bieszczadzkich pętlach noga nieźle podawała, więc sprawnie pokonywałem kolejne metry przewyższenia. Potem zjazd do Kwaszeniny i sześciokilometrowy podjazd. Już nie tak stromy, ale po prostu długi. Jechałem przez las. Pachnący, aromatyczny, świeży, pulsujący życiem. Napełniałem płuca krystalicznie czystym powietrzem, z rzadka wyprzedzany przez nieliczne samochody. I znów popadłem w zadumę na pięknem mojej Polski, mojej ojczyzny, mojej ziemi obiecanej, którą ja i my wszyscy otrzymaliśmy w darze od Boga. Mijałem kolejne zakręty, spoza których wyłaniały się kolejne obrazy zieleni, a pośród nich szara wstęga gładkiego asfaltu. W końcu dotarłem od szczytu, gdzie skręciłem w stronę kurortu „Arłamów”. Stromy zjazd, stromy podjazd i znalazłem się w innym świecie…

Przez chwilę poczułem się jak żebrak pośród arystokracji. Korty tenisowe, hale sportowe, idealnie przystrzyżone trawniki, alejki, ławeczki, fontanna i te wszystkie mercedesy, audi, jaguary. I tylko ogrodnik doglądający kwiatów wyglądał jakoś swojsko i znajomo. A potem pomyślałem, że to tylko ułuda, miraż, jeden kadr z obrazu wieczności. Pomyślałem, że wolę piękno otaczających mnie gór, zielonych lasów, błękitnego nieba. To wśród nich czuję się wolny, a nie zamknięty w złotej klatce fałszywej obietnicy, że szczęście polega na posiadaniu. Jeszcze raz, tym razem bez kompleksów spojrzałem na blichtr i przepych, wpiąłem się w pedały i wróciłem do mojego świata.

Pojechałem na północ do Makowej, a potem skręciłem na wschód i jadąc przez Huwniki oraz Sierakośce, dotarłem do Aksmanic. Tam kolejny raz zmieniłem kierunek i jadąc na zachód, przez kolejne sześć kilometrów pokonywałem podjazd do Koniuszy. Stamtąd zjechałem do Makowej, ale nie zamierzałem wracać dokładnie tą samą trasą, ale skręciłem na drogę prowadzącą do wsi Rybotycze. Nigdy nie byłem w tej okolicy, a plan był czysto teoretyczny, ale okazał się strzałem w dziesiątkę. Droga, którą wybrałem, kolejny raz prowadziła mnie przez inną czasoprzestrzeń. Ciche i spokojne osady, domy posadowione na wzgórzach i pośród lasów, strumień płynący tuż przy drodze. A potem skręciłem na południe, przejechałem przez Trójcę, a kolejne wiele kilometrów wiodło przez niezamieszkane okolice. Onegdaj była to zapewne strefa ochronna pobliskiego ośrodka w Arłamowie, po której pozostała wąska, asfaltowa, dobrej jakości droga. Ta droga delikatnie pięła się w górę, ofiarowując poszukiwaczom samotności niesamowite widoki. To także wspaniałe miejsce na intymne spotkanie z Bogiem, na jeszcze jedną ucieczkę od płycizny codzienności.

Za Jamną Górną dotarłem do drogi, którą wcześniej jechałem w kierunku Arłamowa. To już był ostatni akord dzisiejszej trasy, epilog mojego pobytu na Podkarpaciu. Niechętnie wracałem do Ustrzyk Dolnych, a potem do Dźwiniacza Dolnego, wiedząc, że jutro o tej porze będę już jechał do Krakowa, pozostawiając za sobą magię Bieszczadów, piękno Podkarpacia i niepowtarzalność obrazów świata, częścią którego, dzięki łaskawości mojego Boga, byłem przez tydzień. To wystarczyło tylko do jednego – do obiecania sobie, że wracam tutaj za rok!


Wjazd do świata (nowo)bogactwa.
Wjazd do świata (nowo)bogactwa.
Na straży stoi działo.
Na straży stoi działo.
Główny budynek kurortu „Arłamów”.
Główny budynek kurortu „Arłamów”.
Kapliczka „porzucona” gdzieś w okolicach Dębnika.
Kapliczka „porzucona” gdzieś w okolicach Dębnika.
Droga za Aksmanicami.
Droga za Aksmanicami.
Zjazd w stronę Makowej. Bieszczady na horyzoncie.
Zjazd w stronę Makowej. Bieszczady na horyzoncie.
Rybotycze. Biedne, ale na swój sposób piękne.
Rybotycze. Biedne, ale na swój sposób piękne.
Świątynia samotności, miejsce rozmowy z Bogiem, czyli droga za
Trójcą.
Świątynia samotności, miejsce rozmowy z Bogiem, czyli droga za Trójcą.

Skomentuj...

Podpis: (opcjonalnie)

Jeśli chcesz, abym mógł się z Tobą skontaktować, wpisz w poniższym polu adres e-mail lub numer telefonu. Ta informacja będzie znana wyłącznie mnie i nigdzie nie będzie widoczna.
Kontakt: (opcjonalnie)