Poprzednim razem zdążyłem przed wichurą, a dzisiaj udało mi się wrócić przed ulewą. Połowa wakacyjnego czasu naznaczona jest niezbyt przewidywalną pogodą.
Tak wyglądało niebo wkrótce po moim powrocie.Wciąż odkładam moje wyjazdowe plany na lepszy czas, a ten czas wciąż nie nadchodzi. Na domiar złego nie mam żadnych urlopowych planów na ten rok, licząc na jakieś spontaniczne „coś”. Muszę coś z tym zrobić. To przecież szansa nie tylko na wypoczynek, ale także na poznanie nowych tras, zanim kolejny raz dojdę do wniosku, że w promieniu 100 km znam już każdy kamyczek i każdą dziurę w asfalcie. Dzisiaj właśnie poruszałem się takimi drogami, nie oddalając się zbytnio od miejsca zamieszkania, bo niebo na przemian zmieniało swoje oblicze. Raz zdawało się uśmiechać radośnie, aby po chwili groźnie spojrzeć spoza ciemnych chmur. Krążyłem więc po okolicy, co wcale nie znaczy, że beznamiętnie i spokojnie obracałem korbą. Wręcz przeciwnie. Wiedząc, że dzisiaj dużego dystansu nie zaliczę, nie omijałem wzniesień i nie oszczędzałem się. Do domu wróciłem kilkanaście minut przed potężną ulewą.
Skomentuj...