Pogoda nareszcie się poprawiła, więc po dłuższej przerwie mogłem znów wsiąść na rower. A wiele się zmieniło przed te jedenaście dni. Chociażby to, że Kraków „awansował” do czerwonej strefy, więc musiałem założyć maskę na twarz. Już to samo w sobie jest wystarczająco frustrujące, bo jakkolwiek nie mam żadnych zastrzeżeń co do konieczności zasłaniania ust i nosa oraz zachowania dystansu w przestrzeni publicznej, to wymóg ten dla osób niezawodowo uprawiających sport,
Zachód.uważam za pozbawiony sensu. Ale, czy mogę oczekiwać sensownych i przemyślanych działań ze strony rządu i parlamentarnej większości, które zmarnowały pół roku na walkę z LGBT i przepychanki we własnych szeregach? Czy mogę spodziewać się rozsądnej polityki zdrowotnej w państwie, którego nieudolny i niesamodzielny premier ogłosił kilka miesięcy temu, że wirus jest w odwrocie? Czy mogę liczyć, że zgraja nieudaczników, którzy rozpieprzyli publiczne pieniądze na maseczki bez certyfikatów, respiratory, których nie było, że o 70 milionach na wydrukowanie niepotrzebnych kart wyborczych już nie wspomnę, zacznie nagle postępować w sposób logiczny i uczciwy? Nie, nie mogę. Kolejny raz muszę liczyć sam na siebie, bo państwo ma mnie w nosie i zauważyłoby, że istnieję, wyłącznie wówczas, gdy przestałbym płacić podatki lub składki ZUS. A obawiam się, że to dopiero początek kłopotów, bo nic nie wskazuje na to, że wirus zniknie tak samo szybko, jak się pojawił.
A miało być o rowerze, o przejażdżce, o urokach jesieni. Może następnym razem? Dzisiaj jestem sfrustrowany tym, co widzę. Do tego stopnia, że jadąc doskonale sobie znanym ciągiem pieszo-rowerowym wzdłuż ulicy Wielickiej, zapomniałem, że znajduje się na nim „niespodzianka” w postaci kilku schodów. Pomijam fakt, że w ogóle nie powinno być tam czegoś takiego, ale w sumie dotychczas mi to nie przeszkadzało, bo zjeżdżałem pochylnią dla wózków. Ale dzisiaj coś mnie zaćmiło i zjechałem… po schodach. Czaicie? Rowerem szosowym po schodach! Na pełnej prędkości! Na szczęście nic się nie stało, chociaż najadłem się trochę strachu, bo to jednak dziwne uczucie, gdy człowiek nagle uświadamia sobie, że droga, którą jedzie, właśnie się kończy.
Skomentuj...