Podobno znów nadciągają jakieś pogodowe czarne chmury dosłownie i w przenośni. Dzisiaj jednak było sucho i upalnie. Zanim wybrałem się na popołudniową przejażdżkę, spokojnie zjadłem obiad i nawet znalazłem czas, aby oglądnąć w Eurosporcie fragment jazdy indywidualnej na czas, czyli 11 etap Tour de France. Dobrodziejstwo w postaci dekodera z nagrywarką pozwoliło na odłożenia oglądania na później i po szesnastej, czyli mniej więcej wtedy, gdy na trasę wyruszał Michał Kwiatkowski, zacząłem się przygotowywać do wycieczki. Wyruszyłem po siedemnastej.
Upał już nieco zelżał, ale wciąż było bardzo ciepło. Pierwsze kilkanaście kilometrów potraktowałem jako rozgrzewkę. Pokręciłem się po okolicy, by w końcu skierować się na zachód w stronę Tyńca. Nie jechałem jednak po wiślanych wałach, ale ulicą Tyniecką. Przed autostradą skręciłem w ulicę Kolną i dojechałem do toru kajakowego. Tam przejechałem na drugi brzeg, dotarłem do ulicy Księcia Józefa i skręciłem na zachód. Najpierw czekał mnie niewielki podjazd, a potem długi zjazd. W Kryspinowie pojechałem dalej na zachód i wkrótce dotarłem do Liszek. Tam skręciłem na północ. Temperatura była już wyraźnie niższa, a noga podawała. Jazda była coraz przyjemniejsza. Po dwóch kilometrach przejechałem przez Cholerzyn, a po kolejnych dwóch dojechałem do Morawicy. Tam ponownie zmieniłem kierunek i skierowałem się na wschód. Minąłem Aleksandrowice i Balice, a potem skręciłem w stronę Zabierzowa. Z Zabierzowa pojechałem do Rząski, a stamtąd zjechałem do ulicy Balickiej.
Zapadał przyjemny, pogodny wieczór. Wspierany delikatnym wiatrem jechałem przez miasto. Wracałem do domu…
Skomentuj...