Potężny wiatr i krople deszczu wściekle uderzające w okna obudziły
mnie nad ranem. Pomyślałem, że szansa, aby dzisiaj wybrać się na przejażdżkę
gwałtownie zmalała. Zasnąłem. Gdy obudziłem się po raz drugi, po nocnej ulewie
nie było już śladu. Niestety warunki do jazdy nadal były kiepskie. Wiatr
szarpał drzewami, a niebo pokryte było ciężkimi, ołowianymi chmurami. Chwila
zastanowienia i… postanowiłem, że jadę.
Pojechałem w kierunku Wisły. Nie było to takie proste. Nie tylko
musiałem walczyć z silnym, przeciwnym wiatrem, ale także z padającym deszczem
ze śniegiem. Ostre płatki leciały niemalże równolegle do ziemi i zapewniały…
bezpłatny masaż twarzy. Wiatr sprawiał, że czułem się tak, jakbym pokonywał
stromy podjazd. Do miejsca, w którym zamierzałem zawrócić nie było daleko, ale
kilometry mijały bardzo wolno. Przejechałem pod Kładką Bernatka, dojechałem do
martwej bryły Hotelu Forum, a później do Mostu Grunwaldzkiego. Tam zawróciłem i
nareszcie zapadła cisza.
Wracałem prawie tą samą drogą. Licznik szybko odliczał
kilometry dzielące mnie od domu. Zacząłem odczuwać zmęczenie. Wcześniejszy
pojedynek z wiatrem zrobił swoje. Ostatni podjazd. Pokonałem go na twardym
przełożeniu, aby sprawdzić, czy dam radę. Dałem… Jeszcze kilometr i mogłem
wypić kubek gorącej herbaty.
Pod Kładką Bernatka
Szare barwy dnia
Skomentuj...