Cena doskonałości

Piątek, 11 kwietnia 2025 • Kategoria: Ridley FalcnKomentarze: 5

Dawniej wszystko było proste… Mam na myśli rowery. Proste, żeby nie powiedzieć prymitywne, ale dzięki temu łatwe do serwisowania. Na przykład, prowadzenie linek lub przewodów hamulcowych. Wszystko było na zewnątrz, wyglądało dość nieelegancko, ale było mega łatwe w serwisowaniu. Wszystko zmieniło się, gdy do głosu doszli spece od aerodynamiki. Policzyli oni, że każdy taki wystający przewód „kosztuje” jakieś 0,05 wata straty, czyli będziemy wolniejsi o 0,01 sekundy na każdych 100 kilometrach. No i zaczęło się…

Najpierw ukryto część linek i przewodów w ramie i jak to zwykle bywa, część cyklistów przyklasnęła z radością, a część tradycyjnie skrytykowała tę nowość. Postępu nie dało się zatrzymać, więc wkrótce ktoś doszedł do wniosku, że przecież podobnie można zrobić z kierownicą i w ten sposób ukryto kolejny fragment wystającego „kablarstwa”. Pozostało jednak jedno miejsce, taki rowerowy „przesmyk suwalski”, gdzie przewody bezczelnie wystawały na światło dzienne – pomiędzy kierownicą a ramą. Ci od aerodynamiki chyba nie mogli przez to spać spokojnie i wymyślili, że przewody mogą przejść przez mostek oraz rurę sterową i nic już nie zaburzy przepływu powietrza i świat stanie się piękniejszy i nic już nie będzie tak, jak dawniej. No i faktem jest, że nie jest…

Przewody hydrauliczne ukryte są wewnątrz...
Przewody hydrauliczne ukryte są wewnątrz...
Od razu zaznaczę, że nie należę do grupy malkontentów, którym nie podoba się nic nowego i najchętniej wróciliby do epoki rowerowego kamienia łupanego. Bynajmniej. Jestem, może nie entuzjastą, ale do każdej nowości podchodzę z pewnym kredytem zaufania. Poza tym, do elegancji i czystości formy przykładam przynajmniej taką samą wartość, jak do funkcjonalności. Dlatego zawsze byłem zwolennikiem wewnętrznego prowadzenia wszelkich linek, pancerzy czy przewodów. Rower, którego wizerunku nie zakłóca dysonans estetyczny, był zawsze moim marzeniem, które długo wydawało się nieziszczalne. Aż do teraz, bo mój nowy Ridley Falcn jest rowerem, który spełnił to moje pragnienie czystości formy.

Moja radość nie przysłania jednak pewnej dozy obiektywizmu. Tak to już w świecie techniki jest, że coś za coś. Wewnętrzne prowadzenie świetnie wygląda – to fakt. Aerodynamika jest lepsza – to też fakt, chociaż nie przy prędkościach, które osiągam. Łatwiej też będzie umyć rower, bo żadna gąbka czy szmatka nie zapląta się w gęstwinie przewodów. Być może są jeszcze inne zalety, ale jest też cena za te wszystkie „plusy”. Mam na myśli skomplikowanie montażu oraz serwisowania.

Załóżmy, że z jakichkolwiek powodów będziemy musieli wymienić przewód hydrauliczny tylnego hamulca. Trzeba będzie zdemontować kokpit, żeby wyciągnąć z niego przewód – to nie dziwi. Trzeba będzie wyciągnąć widelec, żeby dostać się do główki ramy, do której wchodzi przewód – to też nie dziwi, ale… ale, żeby to zrobić, trzeba zdemontować i wyciągnąć z kokpitu przewód przedniego hamulca, bo inaczej nie da się wyciągnąć widelca. To już zwiększa stopień komplikacji, ale to jeszcze nie koniec. Trzeba jeszcze jakoś przepchnąć nowy przewód od tylnego trójkąta do główki ramy, nie trafiając po drodze w suport. Jeśli się uda, to super. Jeśli nie, to trzeba będzie wybijać suport.

...a sterowanie przerzutkami jest bezprzewodowe.
...a sterowanie przerzutkami jest bezprzewodowe.
Ktoś powie, że raz założony przewód hydrauliczny jest na wieki wieków. Może i tak, ale warto wziąć pod uwagę, że przechodzący przez stery i mostek, a więc na stosunkowo krótkim dystansie, przewód, jest poddawany w tym miejscu częstym zgięciom ze względu na ruch kierownicy. Ponadto, jeśli użyto stalowych mikropodkładek w sterach, to stykając się z przewodem, mogą degradować jego osnowę. Generalnie przejście przez stery jest naprawdę dość ciasne.

Jeśli nawet nie staniemy przed koniecznością wymiany przewody hydraulicznego, to z pewnością wcześniej lub później będziemy musieli zająć się serwisem łożysk sterowych. Wcześniej, jeśli zdarza nam się jeździć w deszczu lub w innych niesprzyjających warunkach. Później, jeśli naszą domeną są czyste, równe asfalty w piękną słoneczną pogodę. Choćby łożyska były genialnie uszczelnione, to tylko kwestią jest konieczność ich wyczyszczenia i nasmarowania. To dopiero będzie „jazda”, bo czyż można to zrobić bez ich zdemontowania? Podobno „Polak potrafi”, ale moja wyobraźnia tak daleko nie sięga. A co trzeba zrobić, żaby wyciągnąć łożyska? Oczywiście najpierw trzeba odłączyć przewody od klamkomanetek. Potem trzeba te przewody wyciągnąć z kierownicy, zdjąć kokpit, wyciągnąć widelec i dopiero można działać. A po serwisie trzeba to wszystko znów złożyć do kupy, używając nowych oliwek na przewody hydrauliczne, uzupełniając płyn hamulcowy oraz odpowietrzając cały układ.

Jak widać, nie jest to zabawa dla każdego i wielu użytkowników nowoczesnych rowerów jest skazana na serwis, który do tanich nie należy. Ja na szczęście sam sobie jestem sterem, żeglarzem i okrętem, więc ogarnę temat, ale mimo wszystko będzie to bardzo pracochłonne. Czy więc żałuję? Czy może chciałbym powrotu do starych, prostych rozwiązań? Ależ skąd! Nigdy w życiu! Czystość formy przede wszystkim!

Komentarze

img
Jarek • Piątek, 11 kwietnia 2025, 21:52

Fakt w przypadku mechaniki jest to karkołomne. Moim zdaniem ma to jakikolwiek sens przy elektronice.

img
Tomek Chełmicki • Czwartek, 18 września 2025, 10:18

Interesujące, jak odmienne potrafią być gusta. Podobnie jak Pan jeździłem na cube agree (wciąż go zresztą mam), po czym postanowiłem wprowadzić małą korektę i kupiłem stalowego Ritcheya, który - jak wiadomo - ma wszystkie przewody (oprócz fragmentów pod owijką) na wierzchu. Początkowo głowiłem się, czy te odsłonięte przewody będą drażnić moje poczucie estetyki, ale okazało się, że na ładnie wymalowanej eleganckiej stalowej ramie zmyślnie (a Ritchey nic nie zostawia przypadkom) poprowadzone przewody wręcz zdobią, a nie szpecą. Oczywiście jest to jakiś technologiczny regres, ale czy wszystkie wynalazki są faktycznie uzasadnione? Przykładowo rura sterowa typu tapered. Wynalazcą tego pomysłu był ...również Tom Ritchey, który wszakże stosuje go tylko w swoich ramach MTB, w innych zaś stosuje tylko główki proste jak drut, tłumacząc to tym, że 99% użytkowników nie odniesie z główki tapered żadnego profitu, a zarazem główka ta powoduje, że przód jest dużo mniej wygodny (duzi producenci skrajnie usztywniają przód, tylko po to, żeby potem to odkręcać przez ruchome/polimerowe/sprężynowe elementy). Innym przykładem są hamulce tarczowe. Jeździł człowiek na rim-brakeach latami, a potem się dowiedział, że "tylko tarczowe". Cóż, prywatnie uważam, że ofensywa tarczówek, to nic innego jak realizowanie interesu producentów kół karbonowych. Są walory, to jasne, ale lekkość, dyskretność, prostota konserwacji hamulców felgowych jest przecież niezaprzeczalna, co Pan sam najlepiej przecież wie. Postęp jest dobry (uwielbiam sensowne gadżety i apgrejdy, typu tubolitos, karbonowe koła) ale czy nie dostrzega Pan, ze stoi za nim w dużej mierze wielki biznes, który kreuje nasze potrzeby i "wymyśla koło" co rok od nowa? W 2019 roku kupiłem szosówkę cube agree i od tej pory producent już chyba trzykrotnie zaktualizował ramę, rower ma 6 lat, a jest już dziadkiem kilka generacji "do tyłu". S

img
Tomek Chełmicki • Czwartek, 18 września 2025, 14:57

Dopowiem jeszcze jedno. Rozumiem, że całkowite ukrycie przewodów może się podobać. Pana rower jest piękny. Natomiast kiedy czytam w materiałach producentów, że daje to ileś tam watów przy 45km/h (!), to czuję się najzwyczajniej bezczelnie manipulowany. Temat aero też zresztą uważam za manipulację rynkową. Jeżdzę obecnie na stalowej ramie, która jest dosłownym zaprzeczeniem aero (okrągłe proste rurki), a mimo to mam lepsze privy, niż na wyprofilowanej ramie karbonowej. Wierzę w aero, ale po mojemu najlepszą inwestycją w aero jest przede wszystkim zmniejszenie powierzchni "natarcia" rowerzysty, czyli obniżenie przodu (podkładki pod mostkiem), zwężenie przodu (kiera), zmniejszenie czynnika Q (korba, pedały), kask i koła. Wyprofilowane koła dają ponoć lepsze profity, niż sama rama. No i pozycja aero hoods. Serdecznie Pana pozdrawiam, tak poza tym. Dziwię się zarazem, prawdę mówiąc, że nie wszedł Pan jeszcze w rowery ze stali, albo tytanu. Stal, albo tytan bardzo dobrze wpisuje się w Pana etos. Serdecznie Pana pozdrawiam i Panu kibicuję.

img
Xanadu • Czwartek, 18 września 2025, 20:19

Dziękuję za ciekawe komentarze na moim blogu. W większości, o ile nie w 100%, podzielam Pańskie zdanie. W mojej pasji rowerowej przeszedłem kilka szczebli, od budżetowych MTB, przez ultra lekką szosę, do szosy „współczesnej”. Z perspektywy czasu najmilej wspominam ten najprostszy rower, bo był pierwszy, bo odkrył przede mną zupełnie nowy świat w momencie, w którym bardzo potrzebowałem odskoczni od codzienności. Lekki Helium SLX, tradycyjny, ze „słoneczkiem” w przednim kole, budził największą ekscytację, bo z jednej strony był nowoczesny, a z drugiej jednak klasyczny. Gdy po kilku latach przerwy wróciłem do mojej pasji, postanowiłem spróbować czegoś nowego. I stąd właśnie Ridley Falcn. Ale… Czy zauważyłem zyski na aerodynamice? Absolutnie nie! Jeśli nawet takowe być powinny, to nie przy 30 km/h. Czy hamulce tarczowe lepiej hamują? To akurat prawda – mam zdecydowanie lepszą kontrolę nad siłą hamowania. W deszczu pewnie będzie jeszcze lepiej, ale deszczu unikam, no chyba, że dopadnie mnie znienacka. Ale chociaż jest lepiej, to dla mnie, przeciętnego amatora, „zwykłe” hamulce byłyby całkiem ok. No i tarczówki nie wyglądają tak dobrze, jak stare, poczciwe „szczęki”. Umówmy się jednak, że na czymkolwiek bym nie jeździł, to jest to jakaś forma „fanaberii”. Trudno oszukać PESEL, więc nigdy nie wykorzystam w pełni możliwości sprzętu. Ale przecież nie o to chodzi. Gdy wsiadam na rower, budzi się we mnie dusza chłopaka sprzed wielu, wielu lat…

img
Tomek Chełmicki • Piątek, 19 września 2025, 09:05

Przyznam, że czytałem dawniej Pańskiego bloga regularnie i z dużym zainteresowaniem, niejednokrotnie był on źródłem moich inspiracji (de facto "dzięki" Panu kupiłem kiedyś koła FFWD:). Pański blog jest oczywiście z wielu powodów klasą samą w sobie, ale przypuszczam też, że chodzi o to, że mam dość podobny do Pana ogląd tych spraw, tzn. szukam na rowerze bardziej ...uwznioślenia, niż bezwzględnej brutalnej prędkości. Uwielbiam też apgrejdować, personalizować, korygować, szukać dziury w całym. W rezultacie tak jak Pan kupuję ramy, a nie rowery. Stąd też - jeszcze raz powiadam - czuję, że kupując dobrą stalową ramę wpadłby Pan jak śliwka w kompot, bo tu dopiero jest prawdziwe pole do zabawy. Co do wątku hamulców tarczowych, to oczywiście działają skuteczniej, niż szczęki, ale z drobnym zastrzeżeniem - o ile są sprawne. W mojej Ultegrze mam natomiast tylko problemy i nie pamiętam, kiedy byłem z nich zadowolony. Hamulce hydrauliczne to przekombinowana technologia, ze zbyt dużą ilością elementów wymiennych, wobec czego poważnie rozważam zakup jakichś porządnych tarczówek na linki, np. Growtac. Dziękuję za Pańską odpowiedź i serdecznie pozdrawiam

Skomentuj...

Podpis: (opcjonalnie)

Jeśli chcesz, abym mógł się z Tobą skontaktować, wpisz w poniższym polu adres e-mail lub numer telefonu. Ta informacja będzie znana wyłącznie mnie i nigdzie nie będzie widoczna.
Kontakt: (opcjonalnie)