Robię, co mogę, żeby jak najdalej odsunąć rozpoczęcie sezonu trenażerowego. Na szczęście pogoda sprzyja, więc wciąż możliwe są aktywności na zewnątrz w całkiem sympatycznych warunkach. Przez ostatnich kilka dni byłem poza Krakowem, więc dzisiaj, widząc słońce za oknem, nie mogłem się powstrzymać i już o 11:30 ruszałem w trasę. Miałem pomysł, aby nie było zbyt rutynowo i banalnie, co z reguły sprowadza się do utrudnienia sobie życia, co z kolei oznacza, że pojawią się jakieś podjazdy. I tak właśnie było. Przejechałem przez dzielnicę niebiednych, czyli Wolę Justowską, a następnie skręciłem w ulicę Chełmską. Tam właśnie zaliczyłem pierwszy sensowny podjazd. Potem przejechałem ulicą Rzepichy, by na ulicy Orlej odhaczyć kolejną walkę z prawem powszechnego ciążenia. Ulica Orla nie na darmo nosi taką nazwę. No i na tym skończyło się to, co niebanalne. Zjechałem do Mirowskiej, przejechałem na drugą stronę Wisły, dotarłem na „przedpola” Tyńca i zawróciłem. Wiślana Trasa Rowerowa zaprowadziła mnie z powrotem do Krakowa. Pora była jeszcze dość wczesna, aby tłumy ruszyły do domów korkując wszystko po drodze, więc spokojnie udało mi się przejechać przez centrum miasta i dotrzeć do domu.

Starorzecze Wisły w okolicy Tyńca.
Skomentuj...