8%
Czy 8 procent to dużo, czy mało? Oczywista odpowiedź brzmi: to zależy. No bo np. 8% inflacji to raczej dużo, ale podwyżka wynagrodzenia o 8%, jakkolwiek stanowiąca krok w dobrym kierunku, jest – delikatnie mówiąc – taka sobie. Ale to blog rowerowy, więc można przypuszczać, że tytułowe 8 procent dotyczy czegoś związanego z rowerem. I nie, nie chodzi o obniżenie wagi, albo o podwyższenie wartości roweru, ale o FTP.
Nie ścigam się, jestem tzw. kolarzem romantycznym, a więc jeżdżę głównie dla przyjemności. Mieszkam jednak w Małopolsce, a więc tam, gdzie zjawisko o nazwie „płaska trasa” jest wyjątkowo rzadko spotykane. Dobrze więc być w formie, aby do swojego rowerowego portfolio dodawać coraz bardziej wymagające podjazdy. Jasne, nikt mi nie każe wybierać się w rejony, gdzie królują znaki ostrzegawcze A-23 (stromy podjazd) z dopisaną liczbą 12% lub większą, ale problem w tym, że ja to lubię. A skoro tak, to dobrze jest wiedzieć, czy moja forma pozwala na stawianie sobie coraz większych wyzwań, czy może trzeba już powoli zbierać zabawki i wracać do domu.
Nigdy nie dysponowałem jakąś potężną mocą. Na początku 2021 roku było to 235 watów, czyli niecałe 3 W/kg. To jednak wystarczało, abym z większym lub mniejszym trudem pokonywał większość nie tylko małopolskich podjazdów. Potem, jak już wielokrotnie wspominałem, nadeszło wypalenie. Odstawiłem rower. Przytyłem. Dopiero w listopadzie 2024 powiedziałem: dość tego!
Rozpoczął się powolny proces odbudowy formy. Prawdę mówiąc, nie byłem przekonany, czy to się uda. Na początku nawet nie próbowałem zrobić testu FTP, bo nie byłem w stanie pedałować dłużej niż kilkanaście minut. Ale jakieś strefy treningowe trzeba było ustawić. Przyjąłem 150 watów. Chyba niewiele się pomyliłem, bo po pierwszych kilkunastu treningach, gdy już oswoiłem się z codziennymi aktywnościami, zrobiłem pierwszy test z wynikiem 169 watów. Dramat, ale czy mogłem się spodziewać czegoś lepszego? Trzy lata bezruchu w połączeniu z peselem zrobiły swoje. Tyle, że uparty jestem. Pierwszy plan treningowy, pierwsze tygodnie wylanego potu i efekt w postaci 180 watów. Byłem trochę rozczarowany, a nawet więcej niż trochę. Mega dużo pracy, wyrzeczeń, odpowiedniej diety i… prawie nic. Ale – to już wiecie – uparty jestem.
Kolejny plan treningowy. Tym razem dłuższy i bardziej wymagający. Już w jego trakcie czułem, że jestem coraz lepszy. No i wreszcie dzień testu. Wynik: 210 watów. Uznałem, że jakkolwiek szału nie ma, to całkiem niezły wynik jak na kogoś, kto lada moment skończy 59 lat i wznowił treningi ledwie trzy miesiące wcześniej. Byłem więc umiarkowanym optymistą i z nadzieją patrzyłem na sezon, który wkrótce miał się rozpocząć. Pozostawało tylko jedno pytanie – co teraz? Kolejny plan treningowy, czy raczej luźne treningi, bo przecież wiosna za pasem?
Pomyślałem, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby walczyć o kolejną poprawę FTP. Najwyżej zaliczę tyle treningów, ile tylko się da przed nadejście wiosny. Okazało się, że to był przysłowiowy strzał w dziesiątkę. Wiosna bowiem wyjątkowo nie rozpieszczała kolarzy dobrymi warunkami do jazdy. Było zimno, mokro, wietrznie. Zaliczałem więc kolejne treningi w zaciszu domowym. I znów w pewnym momencie poczułem, że jestem silniejszy. O ile? Nie miałem pojęcia, bo wiosna nareszcie przypomniała sobie, że istnieje i coraz częściej mogłem cieszyć się jazdą w pięknych okolicznościach przyrody. Od czasu do czasu zaliczałem jednak kolejne treningi na Zwift i wreszcie pozostał mi ostatni z nich – test FTP.
Zwlekałem z jego wykonaniem aż do dzisiaj. Pogoda mocno się pogorszyła, więc siedziałem w domu i zwyczajnie mogłem odpocząć. To dobry moment, aby spróbować swoich sił. Nie byłem do końca pewien, na ile i czy w ogóle okażę się silniejszy, ale przecież trzeba było sprawdzić, na ile skuteczna była moja praca przez ostatnie miesiące. Kilka minut koncentracji, uspokojenie emocji, wewnętrzne wyciszenie i… czas rozpocząć test.
Moje nowe FTP to 227 watów, czyli prawie 2,9 W/kg, czyli niewiele mniej niż 4 lata temu, czyli 8% więcej niż w lutym. A przecież jestem o te 4 lata starszy. W moim wieku to raczej sił ubywa, a nie przybywa. Tymczasem ja jestem pewien, że to jeszcze nie koniec, że jeszcze będę lepszy, że jeszcze nie powiedziałem ostatniego słowa.
2,9 W/kg to nie jest powalająca wartość, ale początkiem każdej drogi jest pierwszy krok. Dzisiaj nie wiem, gdzie leży kres moich możliwości, ale jestem zdeterminowany, aby go znaleźć. I nie chciałbym tego zostawić tylko dla siebie, ale dotrzeć do wszystkich, którzy będąc w podobnym do mojego, wieku, doszli do wniosku, że wszystko, co najlepsze, już za nimi i teraz pozostało już tylko czekać na „napisy końcowe”. Słowem pisanym chyba do nich nie dotrę, więc kolejny raz nurtuje mnie myśl: a może vlog?
PS. Kiedyś robiłem porównanie wartości mierzonych przez Mój Elite Direto oraz pedały Favero Assioma i okazało się, że Direto zaniża moc o 18%, a więc moje faktyczne FTP to 268 watów, czyli prawie 3,4 W/kg.
Dodaj komentarz...