Nerka
Dzisiaj przypadkowo trafiłem na zdjęcie, które zostało zrobione w trakcie jednej z moich pierwszych wycieczek rowerowych. To była wiosna 2009 roku. Moja rowerowa pasja była w trakcie narodzin. Nie prowadziłem żadnego bloga, a Giant Boulder był rowerem marzeń. Jednak tym, co najbardziej mnie zaskoczyło, gdy patrzyłem na zdjęcie był fakt, że nie miałem przy sobie żadnego wyposażenia na wypadek awarii. Byłem tylko ja, mój rower i zapewne gdzieś w kieszonkach pochowane portfel, klucze od mieszkania i telefon. Nic poza tym. To była chyba jedyna wycieczka, na którą nie zabrałem niczego, co mogłoby mi pomóc w awaryjnej sytuacji.
No właśnie. Nie odkryję Ameryki, jeśli powiem, że w trakcie rowerowych wypadów mogą nas spotkać różne „przygody”. Najpopularniejsza z nich, jeśli można użyć takiego określenia, to przysłowiowy „kapeć” albo „guma”, czyli po prostu przebicie opony. Pół biedy, jeśli coś takiego przydarzy się w cywilizowanej okolicy, np. w mieście. Wtedy zwyczajnie można skorzystać z komunikacji, użyć Traficara albo, w ostateczności, zafundować sobie długi spacer i wrócić do domu. A co w sytuacji, gdy jesteśmy w środku lasu, kilkadziesiąt kilometrów od domu? Można zadzwonić do przyjaciela albo do żony, ale chyba najlepszą opcją jest wzięcie sprawy w swoje ręce. A jeśli tak, to oczywistą oczywistością jest konieczność posiadania przy sobie „pakietu przetrwania”, czyli wszystkiego tego, co do naprawy jest konieczne. Zazwyczaj trochę tego jest, a skoro tak, to trzeba to gdzieś trzymać. I właśnie tego dotyczy mój dzisiejszy wpis.
Od razu uprzedzam, że nie jest to poradnik, w którym padną jakieś odkrywcze myśli. To raczej historia moich doświadczeń związanych z przewożeniem wszystkiego tego, co może się przydać podczas rowerowych eskapad.
Thule Rail Hip Pack 2LA zatem na początku był… plecak. Miałem (i mam do dzisiaj) zgrabny, stosunkowo niewielki plecak Evoc’a. Używałem go ładnych parę lat, czyli wtedy, kiedy dosiadałem rowerów MTB. Jakoś nie raził w oczy, był wygodny, no i mogłem do niego zmieścić mnóstwo mniej lub bardziej potrzebnych rzeczy. Potem przesiadłem się na moją pierwszą „szosę” i plecak zaczął mi przeszkadzać. Nie chodzi o to, że uwierał, czy był niewygodny, ale jakoś tak nie pasował do wizerunku kolarza szosowego. Wtedy cały ekwipunek ratunkowy oraz wożony od „wieków” aparat fotograficzny, powędrował do torebki podsiodłowej. Torebek tych miałem bez liku. Małe, średnie, wielkie, ładne, brzydkie. Każda miała jakieś plusy i minusy i chyba żadna nie zadowalała mnie na 100%. No i każda mniej lub bardziej psuła czystą formę rasowej szosówki.
Zaktualizowany pakiet przetrwania.Moja nieustająca skłonność do zmian sprawiła, że w tym roku wypróbuję jeszcze inną opcję. To „nerka”. Nie byle jaka „nerka”, bo Thule, a Thule synonimem jakości i użyteczności jest, a przynajmniej tak mi się wydaje. Wybrałem model Rail 2, czyli średni. Mogę do niej zapakować wszystko, czego potrzebuję, a na dodatek ma przewidziane miejsce na dwa bidony. Planując jakąś dłuższą wyprawę będę więc zabezpieczony przed odwodnieniem. Czy się sprawdzi? Nie mam bladego pojęcia, ale nie dowiem się, jeśli nie spróbuję.
Na koniec kilka zdań o wyposażeniu na wypadek awarii. Jakiejś specjalnej filozofii w tym nie ma. Prosty multitool, miniaturowa pompka oraz dwa naboje CO2 z odpowiednią końcówką. Po co? Bo, żeby napompować oponę o szerokości 25mm trzeba „machnąć” pompką około 300 razy. Używając naboju będzie szybciej. No to, po co pompka w takim razie? Ano w takim, że nabój ma ograniczoną pojemność, a ja chcę się zabezpieczyć na każdą okoliczność. Tym też tłumaczę fakt posiadania aż trzech dętek zapasowych. To lekkie TPU, więc się nie przemęczę, a fakt posiadania aż trzech tłumaczę tym, że chcę mieć spokój… święty spokój bez względu na długość trasy. No i jeszcze jedno. Lubię porządek (nie licząc szafy z ciuchami), więc będąc szczęśliwym posiadaczem drukarki 3D, wydrukowałem z miękkiego filamentu TPU coś w rodzaju organizera, który utrzyma w „ryzach” część „szpejów”.
Teraz pozostaje poczekać na powrót dobrej pogody i sprawdzić „nerkę” w praktyce.
Dodaj komentarz...