Moje aktywności Outdoor

Tutaj znajdziesz opisy moich aktywności rowerowych na świeżym powietrzu, albo raczej na tzw. „świeżym powietrzu”, bo większość moich tras rowerowych leży nieopodal miejsca, o którym doskonale mówią słowa piosenki: „I odmiennym jakby rytmem u nas ludziom bije serce, choć dla serca nieszczególne tu powietrze (…)”.

Electric Light Orchestra

Wtorek, 5 kwietnia 2016 • Komentarze: 0

Aktywność
2 37 823
Data
5 kwietnia 2016
Wt. 15:51 18:51
Rower
Ridley Fenix
1 1 146
Kalorie
1265kcal
Czas
2:57:24
65
443
1:06 0:43 0:00
Dystans
88.91km
58
365
29.19 25.11
Prędkość
30.07km/h
12
88
26.4 34.3 68.2
Kadencja
93rpm
124
Tętno
141bpm
163
Przewyższenia
938m
23
114
       383
Nachylenie
+ 3.2% - 3.8%
+ 8.6 - 11.9
Temperatura
24.4°C
21.0 27.0

Dzisiaj po raz pierwszy w tym roku wyruszyłem na trasę na moim podstawowym rowerze. Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym pozwolił mu spokojnie przezimować i nie dokonać w tym czasie żadnych modyfikacji. A zmiany były dość istotne, więc myślą przewodnią dzisiejszej przejażdżki miał być test „starego”, ale jednak „nowego” roweru. Już od rana odczuwałem lekki niepokój i dreszczyk zbliżających się emocji. Przecież teoretycznie coś mogło się nie udać, a fakt perfekcyjnego działania sprzętu na stojaku serwisowym nie może być w prosty sposób ekstrapolowany na realne warunki. Dlatego chciałem, aby trasa była maksymalnie zróżnicowana, bo to zwiększałoby szansę na obiektywną ocenę, pozwalając jednocześnie na przeprowadzenie solidnego testu.

Co takiego zmieniło się w moim rowerze, że wymagało przetestowania? No cóż… Zrealizowałem absolutnie szalony pomysł, aby wyposażyć go w elektroniczny napęd, rodem ze świata profesjonalnego kolarstwa. Czy dzięki niemu stanę się lepszym kolarzem? Nie. Czy będę jeździł szybciej? Nie. Czy wystartuję w Tour de France? Nie. Ale przecież nie o to chodzi. Nigdy nie ukrywałem, że uwielbiam bajery, gadżety i technologiczne nowinki, a moja rowerowa pasja czasem lubi wymykać się spod kontroli nudnego i bezbarwnego rozsądku.

Pierwsze kilometry zaliczyłem w okolicach domu – tak na wszelki wypadek, gdyby coś poszło nie tak. Jednak wszystko działało poprawnie, przełożenia zmieniały się szybko i precyzyjnie, a ja powoli oswajałem się z nowym sposobem zmiany biegów za pomocą klikania. Ruszyłem więc w dalszą drogą. Pojechałem do Wieliczki, a później znów zawitałem w południowe okolice Krakowa, by ostatecznie skierować się w stronę Świątnik Górnych. Ten odcinek trasy miał sprawdzić, jak zachowa się rower na podjazdach. Tutaj także obyło się bez niespodzianek. Odczuwałem coraz większą przyjemność z jazdy, zaliczając kolejne kilometry, wspinając się na liczne wzniesienia i czując przysłowiowy wiatr we włosach na szybkich zjazdach. Ze Świątnik Górnych pojechałem na wschód, dotarłem do Gorzkowa, a potem do Koźmic Małych, by ostatecznie skierować się do Dobczyc. Tam zakończyłem najbardziej pagórkowatą część trasy. Przez Skrzynkę i Stadniki dotarłem do Gdowa, skąd zamierzałem dotrzeć do drogi numer 94. Te zamiary zrealizowałem, jadąc przez Liplas i Niegowić, a tuż przed wsią Brzezie minąłem Świątniki Dolne, a więc można powiedzieć, że zaliczyłem komplet Świątnik. Powoli zbliżał się zachód słońca, a ja wciąż nie miałem dość i jak dziecko cieszyłem się nową zabawką. Nadszedł jednak czas powrotu i postanowiłem, że nie będę odbijał z głównej drogi, tylko skorzystam z jej świetnej nawierzchni i szerokich, bezpiecznych poboczy. W ten sposób wróciłem do Krakowa i do domu.

Czas na podsumowanie. Nowy napęd sprawdził się rewelacyjnie, ale nie oszukujmy się. Równie dobrze sprawowała się w ubiegłym roku jego mechaniczna wersja. Teraz po prostu nie muszę używać siły, bo do zmiany przełożenia wystarczy lekkie kliknięcie. Myślę, że bardziej zaskoczył mnie efekt innej zmiany. W tym sezonie zrezygnowałem z opon 23-milimetrowych na rzecz 25-milimetrowych. Tylko 2 milimetry różnicy, a komfort jazdy jest o niebo lepszy. A więc to prawdziwa „dobra zmiana”. Generalnie jestem zadowolony z kolejnej mutacji mojego roweru. Mam tylko wątpliwości, czy wybrałem dobre siodełko, bo po kilkudziesięciu kilometrach zacząłem czuć, że na nim siedzę. Z ostateczną oceną muszę jednak poczekać przynajmniej kilkaset kilometrów.

A na koniec wyjaśniam tytuł. Electric Light Orchestra to mój ulubiony zespół (nie mylić z ELO Part II). Od dzisiaj będzie także ksywką mojego roweru. „Electric”, bo elektryczne przerzutki. „Light”, bo lekki. A „Orchestra” bynajmniej nie dlatego, że coś w nim zgrzyta i piszczy, ale dlatego, że razem ze mną stanowi dobrze nastrojony duet. Że co? Że niepoważne? Lubię być niepoważny… i już.


Ridley Fenix w oczekiwaniu na nowe wyzwania…
Ridley Fenix w oczekiwaniu na nowe wyzwania…

Skomentuj...

Podpis: (opcjonalnie)

Jeśli chcesz, abym mógł się z Tobą skontaktować, wpisz w poniższym polu adres e-mail lub numer telefonu. Ta informacja będzie znana wyłącznie mnie i nigdzie nie będzie widoczna.
Kontakt: (opcjonalnie)