Moje aktywności Outdoor

Tutaj znajdziesz opisy moich aktywności rowerowych na świeżym powietrzu, albo raczej na tzw. „świeżym powietrzu”, bo większość moich tras rowerowych leży nieopodal miejsca, o którym doskonale mówią słowa piosenki: „I odmiennym jakby rytmem u nas ludziom bije serce, choć dla serca nieszczególne tu powietrze (…)”.

Drugi test „nowej zabawki”

Czwartek, 7 kwietnia 2016 • Komentarze: 0

Aktywność
3 38 824
Data
7 kwietnia 2016
Czw. 15:41 19:03
Rower
Ridley Fenix
2 2 147
Kalorie
1414kcal
Czas
3:19:17
56
354
0:52 0:36 0:00
Dystans
102.50km
42
225
23.59 19.66
Prędkość
30.86km/h
5
32
27.1 32.3 55.0
Kadencja
95rpm
122
Tętno
139bpm
156
Przewyższenia
751m
46
206
       329
Nachylenie
+ 3.2% - 3.9%
+ 8.6 - 12.7
Temperatura
18.6°C
14.0 23.0

Korzystając z jeszcze jednego pogodnego i ciepłego dnia, kolejny raz wyskoczyłem na przejażdżkę pod hasłem „test nowej zabawki”. Z premedytacją używam słowa „zabawka”, ponieważ wszem i wobec wiadomo, że proces dojrzewania u mężczyzn polega głównie na tym, że stają się większymi chłopcami i używają coraz droższych zabawek. To zupełnie inny schemat, niż analogiczny proces u statystycznej przedstawicielki płci przeciwnej. One przeważnie przeistaczają się w rozsądne, poważne, trzeźwo myślące, do bólu praktyczne istoty, zupełnie nie rozumiejące potrzeb mężczyzn swojego życia w zakresie zaspokajania dziecięcych marzeń, przeniesionych w realia dorosłości, czyli proporcjonalnie kosztowniejszych w realizacji. W zasadzie wszystko byłoby w porządku, gdyby ten brak zrozumienia przekładał się na akceptację lub przynajmniej tolerancję takiego stanu rzeczy. Niestety życie pokazuje, że bardzo często niewiasty usiłują nas zmienić, wtłoczyć w garnitur poważnego i statecznego mężczyzny. Znam kilku facetów, którzy przeszli podejrzanie szybką metamorfozę swoich zachowań wkrótce po tym, jak zmienili stan cywilny. Z zawsze uśmiechniętych miłośników aktywnej formy życia, stali się zgorzkniałymi posiadaczami wciąż rosnącego brzucha. I tutaj niestety muszę się przyznać, że kiedyś sam tego doświadczyłem, a więc to o czym piszę, w dużej mierze oparte jest na moich własnych przeżyciach. Na szczęście dzięki nieprawdopodobnemu splotowi zdarzeń, udało mi się przerwać tę spiralę samozniszczenia i otworzyć zupełnie nowy rozdział mojego życia. A bohaterka tego rozdziału należy do elitarnej grupy mądrych kobiet, rozumiejących, że w męskim ciele ukryta jest chłopięca dusza i trzeba ją zaakceptować taką, jaka jest. Aby sprawiedliwości stało się zadość, odwdzięczam się tym samym, a więc nawzajem możemy realizować swoje pasje i spełniać nasze marzenia. Czyż to nie jest piękne?

No proszę. A przecież miałem opisać moją przejażdżkę, a nie zagłębiać się w socjologiczno-psychologiczne rozważania na temat różnic między płciami. Szybko skreślę więc słów kilka na rzeczony, rowerowy temat.

Przedwczoraj dominowały przewyższenia, a więc dzisiaj postanowiłem, że wybiorę przewagę płaskich krajobrazów. A gdzie ich szukać, jeśli nie w Puszczy Niepołomickiej? Dotarłem tam drogą, której zdecydowanie nie można nazwać najkrótszą. Kluczyłem po okolicy i często zmieniałem kierunek. Miałem nadzieję, że uda mi się zaliczyć dystans 100 kilometrów, a często bywa tak, że zbliżając się do tej granicy, jestem już na tyle blisko domu, że po prostu nie chce mi się na siłę kombinować i „dokręcać” tych kilkunastu brakujących kilometrów. Przejechałem przez Kokotów i Brzegi, które ostatnio często goszczą w mediach z racji druzgocącej oceny przygotowań do Światowych Dni Młodzieży. Potem przejechałem przez Grabie i skręciłem w stronę Węgrzców Wielkich. Stamtąd pojechałem do Staniątek, gdzie znów zmieniłem kierunek i pojawiłem się w Podłężu. Dopiero potem pojechałem do Niepołomic, by ostatecznie podążyć dalej i wniknąć w głąb puszczy. Uspokajające kilkanaście kilometrów pośród cichego otoczenia lasu minęło bardzo szybko. Wyjechałem w Damienicach, dotarłem do Stanisławic i na chwilę zmieniłem kierunek jazdy, skręcając do Cikowic. Tam moja kierownica wykonała kolejny znaczący obrót i jechałem na wschód. Przejechałem przez Kłaj i Targowisko, a tuż przed Gruszkami zdecydowałem się, aby dojechać do Brzezia i kontynuować jazdę drogą numer 94. Zbliżając się do Krakowa, zorientowałem się, że może mi braknąć jakichś dziesięciu kilometrów. Czułem się dobrze, więc pozwoliłem sobie wydłużyć trasę, wybierając powrót do domu ulicami Krzemieniecką, Kuryłowicza i Drogą Rokadową.

To była druga przejażdżka, podczas której korzystałem z Dura-Ace Di2. Dość szybko przyzwyczajam się do tej „nowej zabawki”, jak ją nazwałem na początku, która niebawem zapewne zupełnie spowszednieje. Najważniejsze, że niezależnie od ilości bajerów i technologicznych cudeniek, cieszę się jazdą i wciąż odczuwam jej głód.

Skomentuj...

Podpis: (opcjonalnie)

Jeśli chcesz, abym mógł się z Tobą skontaktować, wpisz w poniższym polu adres e-mail lub numer telefonu. Ta informacja będzie znana wyłącznie mnie i nigdzie nie będzie widoczna.
Kontakt: (opcjonalnie)