Moje aktywności Outdoor

Tutaj znajdziesz opisy moich aktywności rowerowych na świeżym powietrzu, albo raczej na tzw. „świeżym powietrzu”, bo większość moich tras rowerowych leży nieopodal miejsca, o którym doskonale mówią słowa piosenki: „I odmiennym jakby rytmem u nas ludziom bije serce, choć dla serca nieszczególne tu powietrze (…)”.

Kryzys czwartkowy

Czwartek, 23 czerwca 2016 • Komentarze: 0

Aktywność
10 67 853
Data
23 czerwca 2016
Czw. 15:41 19:28
Rower
Ridley Fenix
10 30 175
Kalorie
1959kcal
Czas
3:41:16
21
176
0:57 0:42 0:00
Dystans
104.76km
33
181
23.17 22.40
Prędkość
28.41km/h
49
352
24.2 31.3 60.8
Kadencja
90rpm
132
Tętno
129bpm
151
Moc
176W
50
539
140 171 808
TSS
194
43
243
Przewyższenia
749m
48
208
       292
Nachylenie
+ 3.2% - 3.4%
+ 9.1 - 14.6
Temperatura
29.4°C
27.0 32.0

Czwartek jest dniem, gdy organizm zaczyna mi przypominać o deficycie snu. A sen, oprócz właściwego odżywiania, jest przecież podstawą właściwej regeneracji. Jeśli więc dopada mnie kryzys, to dzieje się to przeważnie właśnie w czwartek. Kryzys ma trochę z katastrofy. Przeważnie nie jest spowodowany jednym czynnikiem, lecz splotem różnych, niekorzystnych zdarzeń. Do zmęczenia i niewyspania dołączył upał, który skutecznie potrafi wyssać z człowieka resztki energii.

Trasa nie była wymagająca. Przeczuwając problemy natury fizycznej, pojechałem w stronę Puszczy Niepołomickiej. Już po przejechaniu pierwszych kilkunastu kilometrów wiedziałem, że to nie będzie mój najlepszy dzień. Obiektywnie potwierdzał to miernik mocy. Postanowiłem więc, że nie będę się zaginał i realizował czegoś, co szumnie mógłbym nazwać „planem treningowym”, lecz skupię się po prostu na spokojnej jeździe i będę czerpał radość z mijanych krajobrazów. O wpływie temperatury na samopoczucie mogłem przekonać się wszędzie tam, gdzie wjeżdżałem do cienia. Nagle okazywało się, że mogę jechać szybciej i mocniej. Gdy tylko dosięgały mnie gorące promienie letniego słońca, „silnik” natychmiast się przegrzewał i musiałem zwalniać. Dobrze, że nie zapomniałem o dodatkowej butelce wody mineralnej na „czarną godzinę”, bo nie obyłoby się bez dodatkowego „tankowania” po drodze. O ile pierwsza część trasy była płaska, o tyle powrót przez Bochnię oznaczał konieczność zmierzenia się z pagórkowatością tego rejonu Małopolski. Szło mi różnie, a wszystko znów zależało od tego, czy podjazdy raczyły mnie słońcem, czy cieniem.

Do domu dotarłem dość mocno zmęczony, ale oczywiście zadowolony, bo każda trudność i każdy wysiłek składa się na doświadczenie.

Skomentuj...

Podpis: (opcjonalnie)

Jeśli chcesz, abym mógł się z Tobą skontaktować, wpisz w poniższym polu adres e-mail lub numer telefonu. Ta informacja będzie znana wyłącznie mnie i nigdzie nie będzie widoczna.
Kontakt: (opcjonalnie)