Moje aktywności Outdoor

Tutaj znajdziesz opisy moich aktywności rowerowych na świeżym powietrzu, albo raczej na tzw. „świeżym powietrzu”, bo większość moich tras rowerowych leży nieopodal miejsca, o którym doskonale mówią słowa piosenki: „I odmiennym jakby rytmem u nas ludziom bije serce, choć dla serca nieszczególne tu powietrze (…)”.

Gorąca sobota

Sobota, 25 czerwca 2016 • Komentarze: 0

Aktywność
11 68 854
Data
25 czerwca 2016
Sob. 11:21 15:15
Rower
Ridley Fenix
11 31 176
Kalorie
1886kcal
Czas
3:43:02
18
164
0:46 0:34 0:00
Dystans
104.64km
35
184
19.54 17.35
Prędkość
28.15km/h
55
389
25.3 30.4 51.6
Kadencja
92rpm
146
Tętno
133bpm
155
Moc
162W
56
715
132 168 690
TSS
168
50
292
Przewyższenia
592m
63
315
       284
Nachylenie
+ 3.0% - 3.4%
+ 8.8 - 9.2
Temperatura
35.8°C
33.0 39.0

Moje piękne kolorowe sny zostały brutalnie przerwane nad ranem przez potężną burzę. Wiało, grzmiało i lało. Spojrzałem na ekran smartfona. Była piąta. Pomyślałem, że jeśli wstanę wcześniej, to mam szansę wyskoczyć na rower, zanim gorące słońce przejmie władzę nad światem. Przyłożyłem na chwilę głowę do poduszki i to był błąd. Gdy obudziłem się po raz wtóry, było już po dziewiątej, a cyfry na wyświetlaczu termometru odebrały resztki nadziei na orzeźwiającą przejażdżkę. Zanim zjadłem śniadanie i przygotowałem się do jazdy, zrobiło się jeszcze goręcej. Po jedenastej wsiadłem wreszcie na rower i ruszyłem przed siebie w rozgrzaną otchłań…

Musiało być ciężko. W tych warunkach nie mogło być inaczej. Asfalt potęgował uczucie gorąca, tworząc w oddali falujące wizje fatamorgany. Wilgotne powietrze zdawało się parzyć płuca i nie pozostawiać w nich wystarczającej ilości tlenu. Temperatura rosła z każdą chwilą, a ja uparcie jechałem przed siebie, mijając nielicznych śmiałków, którzy mnie podobni, miast ukryć się w cieniu ze szklanką mocno zmrożonej coli, wybrali próbę siły i charakteru. Ponownie wybrałem łatwą trasę, której spory fragment miał wieść przez migoczącą światłocieniem, zieloną głębię Puszczy Niepołomickiej. Jednak nawet tam nie znalazłem zagubionej rześkości i nie odkryłem nowych pokładów energii.

Spokojnie wracałem do domu, z rzadka mijając już nie tylko pieszych i rowerzystów, ale nawet samochody. Zbliżał się przecież moment rozpoczęcia kolejnego meczu Polaków na Euro. Cała droga należała więc do mnie. Powoli mijane słupki kilometrowe zaprowadziły mnie w końcu na krakowskie przedmieścia, skąd już blisko miałem do bezpiecznej przystani w domowym zaciszu i do szklanki mocno zmrożonej coli.

Skomentuj...

Podpis: (opcjonalnie)

Jeśli chcesz, abym mógł się z Tobą skontaktować, wpisz w poniższym polu adres e-mail lub numer telefonu. Ta informacja będzie znana wyłącznie mnie i nigdzie nie będzie widoczna.
Kontakt: (opcjonalnie)