Moje aktywności Outdoor

Tutaj znajdziesz opisy moich aktywności rowerowych na świeżym powietrzu, albo raczej na tzw. „świeżym powietrzu”, bo większość moich tras rowerowych leży nieopodal miejsca, o którym doskonale mówią słowa piosenki: „I odmiennym jakby rytmem u nas ludziom bije serce, choć dla serca nieszczególne tu powietrze (…)”.

Ścianka Radziszowska

Czwartek, 25 sierpnia 2016 • Komentarze: 0

Aktywność
9 90 876
Data
25 sierpnia 2016
Czw. 16:08 19:32
Rower
Ridley Fenix
9 53 198
Kalorie
1809kcal
Czas
3:17:21
57
365
1:03 0:44 0:00
Dystans
92.03km
55
351
24.79 23.65
Prędkość
27.98km/h
57
413
23.5 32.2 61.5
Kadencja
88rpm
137
Tętno
132bpm
153
Moc
195W
26
188
148 217 680
TSS
222
34
185
Przewyższenia
891m
28
130
       392
Nachylenie
+ 3.6% - 3.8%
+ 14.1 - 9.7
Temperatura
22.5°C
19.0 26.0

Dość często pokonywałem trasę Świątniki Górne – Mogilany – Radziszów – Skawina – Tyniec. Ale jakoś nigdy nie zdarzyło się, abym jechał w odwrotnym kierunku. Szukając przyczyn takiego stanu rzeczy, doszedłem do wniosku, że chyba unikałem zaliczenia pewnej „miłej” drogi, łączącej Radziszów z Bukowem. Jadąc od Bukowa jest to bowiem piekielnie szybki, stromy zjazd. Tam zazwyczaj pobijałem swoje własne rekordy prędkości. Oczywistą oczywistością jest, iż w kierunku przeciwnym jest to podjazd. Dla miłośników zmagań z takimi przeciwnościami natury, jest on przecudnej urody. Dla tych, którzy jadąc w górę cierpią przestraszne katusze, będzie zmorą, katorgą i drogą przez mękę. Ja nie mam budowy górala i chociaż półtora roku temu zrzuciłem potężny bagaż nadmiarowych kilogramów, stając się pomocą naukową z dziedziny anatomii człowieka, nie śmigam po stokach niczym górska kozica. To jednak wcale mi nie przeszkadza darzyć sympatią owych dróg wznoszących się ku niebu, bo lubię wyzwania, a będąc na szczycie, gdzie nade mną jedynie błękit i nieskończoność dzieła Boskiego Stworzenia, odczuwam nieskrywaną radość i satysfakcję.

Pojechałem więc do Tyńca, a potem do Skawiny i Radziszowa. Tam skręciłem w wąską ulicę, na której rozpoczęła się zabawa. Rzeczony podjazd istotnie jest nielichy. To ponad kilometr o średnim nachyleniu powyżej 10%. Nie ma tutaj szans na odpoczynek, na złapanie głębszego oddechu, na uspokojenie rozszalałego tętna. Nie sposób się także zatrzymać, bo ruszyć pod górę już nie sposób. Nachylenie nigdzie nie spada poniżej 9%, osiągając miejscami nawet 16%. Nic więc dziwnego, że cyferki na liczniku dystansu stoją niemalże w miejscu, a wspomniany kilometr ciągnie się w nieskończoność. Dojeżdżając do każdego zakrętu ma się nadzieję, że tuż za nim będzie już koniec. Nic z tego. Za zakrętem jest kolejna ścianka. Potem znów zakręt i znów ścianka. I tak do samego szczytu.

Gdy już znalazłem się na górze, wciąż pamiętałem jak się nazywam, gdzie mieszkam i co tutaj robię. Pojechałem więc dalej, nie oszczędzając sobie trudów pokonywania pomniejszych pagórków, które w całej obfitości rozrzucone są po okolicy. Mogilany, Świątniki Górne, Gorzków, Koźmice Małe, Rożnowa. Zjechałem do Wieliczki, ale nie chciałem jeszcze wracać. Pojechałem więc dalej w stronę Niepołomic i dopiero w Zakrzowcu ostatecznie zmieniłem kierunek, aby tuż przed zachodem słońca dotrzeć do domu, wypić szklankę zimnej coli zero i pomyśleć, że to był dobry dzień.

Skomentuj...

Podpis: (opcjonalnie)

Jeśli chcesz, abym mógł się z Tobą skontaktować, wpisz w poniższym polu adres e-mail lub numer telefonu. Ta informacja będzie znana wyłącznie mnie i nigdzie nie będzie widoczna.
Kontakt: (opcjonalnie)