Moje aktywności Outdoor

Tutaj znajdziesz opisy moich aktywności rowerowych na świeżym powietrzu, albo raczej na tzw. „świeżym powietrzu”, bo większość moich tras rowerowych leży nieopodal miejsca, o którym doskonale mówią słowa piosenki: „I odmiennym jakby rytmem u nas ludziom bije serce, choć dla serca nieszczególne tu powietrze (…)”.

Idylla, szczęście, ukojenie

Sobota, 1 października 2016 • Komentarze: 0

Aktywność
1 103 889
Data
1 października 2016
Sob. 11:05 15:00
Rower
Ridley Fenix
1 66 211
Kalorie
2100kcal
Czas
3:34:09
36
239
1:08 0:52 0:00
Dystans
100.73km
50
303
28.88 27.29
Prędkość
28.22km/h
54
380
25.1 31.1 67.9
Kadencja
88rpm
144
Tętno
139bpm
162
Moc
199W
22
143
157 198 709
TSS
254
20
105
Przewyższenia
954m
22
108
       478
Nachylenie
+ 3.3% - 3.5%
+ 12.0 - 12.2
Temperatura
23.6°C
21.0 25.0

Sobota. Pierwszy dzień października. Obudziły mnie promienie słońca. Wpadały przez niezasłonięte okno, radośnie panosząc się w mieszkaniu, tworząc na ścianach magiczne odblaski, rozszczepiając się w pryzmatach szklanych powierzchni. Radosny początek pięknego dnia w świecie pełnym cudownych zdarzeń. Błękitne niebo przyozdobione subtelnym puchem białych obłoków i cichy szept wiatru – pieśń uwielbienia, hymn dziękczynienia. Uśmiech powitania, zapach świeżej kawy. Idylla. Szczęście. Ukojenie.

Powiecie: „zwariował, odbiło mu”. Żadną miarą! Po prostu czuję się szczęśliwy. Wbrew wszystkiemu, na przekór światu, pod prąd, w górę, krętą ścieżką. Już prawie dwa miesiące nie oglądam TV. Prawie, bo kilka transmisji z wyścigów kolarskich zaliczyłem. Ale nic ponadto. Ani TVN, ani TVP, ani nic, co karmi sensacją, tragedią, kłamstwem, manipulacją. Cóż za ulga. Ileż wolnego czasu, który można spożytkować zupełnie inaczej, lepiej, owocniej, przyjemniej.

Tak. Wiele się zmieniło, ale moja rowerowa pasja nadal jest moją pasją. Nikt mi jej nie zabrał, nie nakazał porzucić. Tyle tylko, że została ustawiona na właściwym miejscu i we właściwym porządku. A przy okazji zyskała zupełnie innym wymiar. Jak wszystko w nowym życiu.

No proszę, a miałem przecież napisać o dzisiejszej wycieczce. Nie była nakreślona na elektronicznej mapie rowerowego GPS’a, a jej szkic istniał tylko w mojej głowie. Wybrałem się do Pieskowej Skały, którą ostatni raz odwiedziłem w maju ubiegłego roku. Najpierw musiałem oczywiście przejechać przez cały Kraków, potem podążałem ulicą Łokietka aż do Modlnicy, gdzie wjechałem na drogę 94. Ruch tam panował potężny, ale szerokie pobocza sprawiały, że nie czułem dyskomfortu, ani niebezpieczeństwa. A to ostatnie czyha na tej drodze. W pewnym momencie okazało się, że poruszam się najszybciej ze wszystkich i wyprzedzam dziesiątki samochodów. Tajemnica wyjaśniła się w Czajowicach. Rozbite samochody, policja, straż pożarna. Na szczęście nikt nie zginął. Dojechałem do Sąspowa, a potem do Woli Kalinowskiej. Zjechałem do drogi 773 i znalazłem się pośród cudownych klimatów Jury Krakowsko – Częstochowskiej. Wkrótce dotarłem do Pieskowej Skały, gdzie zatrzymałem się na chwilę, aby zatrzymać w kadrze jeden z pierwszych dni złotej jesieni. Potem pojechałem do Sułoszowej i tam skręciłem na wschód. Dotarłem do drogi 774 i pojechałem do Skały. Dalej było już prosto i… szybko. Wkrótce przejeżdżałem obok tablicy z napisem „Kraków”. I znów musiałem przejechać przez całe miasto, ale…

Czekały na mnie: uśmiech powitania, zapach świeżej kawy. Idylla. Szczęście. Ukojenie.


Maczuga Herkulesa
Maczuga Herkulesa
Odrestaurowany zamek w Pieskowej Skale na tle błękitu
Odrestaurowany zamek w Pieskowej Skale na tle błękitu
Ot taka mała impresja z rękami i zamkiem w tle
Ot taka mała impresja z rękami i zamkiem w tle

Skomentuj...

Podpis: (opcjonalnie)

Jeśli chcesz, abym mógł się z Tobą skontaktować, wpisz w poniższym polu adres e-mail lub numer telefonu. Ta informacja będzie znana wyłącznie mnie i nigdzie nie będzie widoczna.
Kontakt: (opcjonalnie)